30.12.2013

Fuck this shit.

Zawieszam po raz drugi.
Czy na dzień, czy na dwa, czy na miesiąc, czy na rok, to się okaże.
Wkurza mnie ten blog, wkurzają mnie bohaterowie i w ogóle cała ta zj*bana historia.
Mezmerize ochłonie i będzie widzieć, czy warto dalej niszczyć nerwy na to. Ta...

 

29.12.2013

43. "Spotkanie"

   Posprzątałam łazienkę po mojej porannej toalecie i weszłam do kuchni, gdzie mama wraz z Richardem, Tillem i Christianem jedli śniadanie. Uśmiechnęłam się i usiadłam przy stole, gdzie czekała już na mnie miska płatków i kubek z kawą.
   - A gdzie tata? - zapytałam i przebiegłam wzrokiem po twarzach całego zgromadzenia.
   - Dziś musiał być w pracy trochę wcześniej. - odparła mama, wlewając mleko do kawy Reesha. Zauważyłam kątem oka, że Till nachyla się nade mną. Spojrzałam na niego. Wzrok mojego przyjaciela mówił wszystko. Przymrużył oczy. Robił tak, gdy chciał dyskretnie poinformować mnie, że musimy porozmawiać na osobności. Poważnie. Przełknęłam ślinę. W końcu zrozumiałam ten respekt, który czuje do Serja Daron. 
25 minut później...
    Zaraz po śniadaniu, Till zaciągnął mnie do mojego pokoju i poprosił Flake'a i Richarda, by nie wchodzili, dopóki ich nie zawoła. Usiadłam na łóżku i oparłam się plecami o ścianę. Till, rozsiadł się obok mnie i ujmując w dwa palce kosmyk moich włosów, powąchał go wymownie. Moje policzki zapłonęły. Zaklęłam siarczyście w myślach. A Daron tyle razy przypominał, by umyć włosy. Najlepiej ze trzy razy. Obróciłam twarz w stronę Lindemanna. Zarzuciłam włosy na drugą stronę. Mężczyzna wciągnął nosem sporą porcję powietrza.
   - Widzę, a raczej czuję, że impreza była przednia...
   Znałam ten ton aż za dobrze. Mieszanka wybuchowa złości, zatroskania i zawodu. Wzniosłam wzrok ku górze.
   - No... Było bardzo miło, chłopcy są sympatyczni.
   - Kochanie wiesz, że nie o to mi chodzi.
   - A o co?
   Pokręcił głową. Przygryzłam nerwowo język. Obróciłam głowę i przymknęłam powieki. Till chwycił moją dłoń i pogłaskał jej wierzch kciukiem. 
   - Laika oszukasz, ale człowieka, który kilka ładnych gramów marihuany spalił, nie.
   Spojrzałam mu prosto w oczy. Patrzyliśmy się na siebie w milczeniu kilka minut. Chrząknęłam.
   - Wiesz, bo... 
   - Nie wydaje mi się, by znajomość z tymi ludźmi była dobra dla ciebie. - przerwał mi. - Marihuana? Laura, co się z tobą dzieje?
   - Nikt mnie do niczego nie zmuszał. - zapewniłam stanowczo. - Shavo dał nam propozycję. Chciałam sprawdzić jak to smakuje, jak się będę czuła. Gdybym nie chciała, nie zapaliłabym.
   - Każdy nałóg zaczyna się od niewinnego próbowania.
   - Till, przecież mnie znasz. Mam silną wolę i jeżeli mówię, że chciałam tylko spróbować, na tym pozostanę.
   Mój przyjaciel przyjrzał mi się badawczo. Rozumiałam jego obawy i nie miałam mu za złe, że uważa mnie za osobę, która nie poradzi sobie i wpadnie w nałóg. Oparłam głowę o ścianę. Przytłoczyły mnie ramiona Tilla. Nagle, coś wpadło mi do głowy. Zadarłam głowę i spojrzałam w oczy mojego przyjaciela. Uśmiechnął się do mnie niepewnie. Oparłam dłonie na łóżku i podniosłam się. Podkurczyłam nogi i westchnęłam krótko.
   - Till, ale nie powiesz o tym moim rodzicom, prawda? - zapytałam zakładając mu ramiona na kark. Zwinął usta w wąską linijkę i zmarszczył czoło. - Wiem, że nie wolno kłamać, ale to sytuacja podbramkowa... Tata by pewnie powiedział, że mam tego więcej nie robić i sam by zapalił, ale mama... Zabiłaby mnie. Dosłownie. Brutalnie. A nie chcesz tego, prawda?
   - Pewnie, że nie chcę. - westchnął i rozburzył moją fryzurę. - No dobrze, tym razem będę milczał, ale pod jednym warunkiem. - uniósł prawą dłoń z wyprostowanym palcem wskazującym. - To było twoje pierwsze i ostatnie palenie marihuany.
   Wydęłam dolną wargę i przymykając powieki pokiwałam głową. Nie byłam pewna, czy uda mi się dotrzymać słowa, ale na drugi raz już na pewno nie zapomnę pozbyć się zapachu marihuany.
Kilka godzin później...
   Stałam przed łazienkowym lustrem i rysowałam czarną kreskę na górnej powiece. Podświetliłam ekran telefonu. Zegar, który się wyświetlił wskazywał godzinę 16:15. Mój żołądek wykonał salto. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Kiedy się uspokoiłam, wróciłam do obrysowywania oczu. Zza uchylonych drzwi łazienki usłyszałam, że Richard z kimś rozmawia po angielsku. Rozpoznałam głos Amelii.
   - Tu jestem! - krzyknęłam. Chwilę później, moja przyjaciółka stała w progu, opierając się nonszalancko o ramę drzwi. Uśmiechnęła się nerwowo i weszła do środka, zamykając za sobą drzwi. Usiadła na zamkniętym koszu na bieliznę i skrzyżowała ramiona na piersi.
   Po kilku minutach, zachowanie Amelii zaczęło mnie irytować. Oparłam się lędźwiami o umywalkę i wbiłam spojrzenie w jej twarz.
   - No nic nie powiesz? Coś taka wściekła?
   Wzruszyła ramionami. Zacisnęłam dłonie w pięści i zwróciłam się w stronę lustra, by skontrolować wygląd moich włosów.
   - Zazdroszczę ci, ty cholerna fuksiaro. - warknęła. Obróciłam się w jej stronę, całkowicie zdezorientowana tym, co usłyszałam.
   - Co?
   - Co? Co? - powtórzyła wystawiając język. - Ty sobie będziesz spacerować z Daronkiem, a ja co? Ja będę siedzieć w domu i jak kretynka wpatrywać się w zdjęcie Serja. Cudowny wieczór się szykuje, doprawdy!
   Patrzyłam na nią w osłupieniu z otwartymi ustami. Poczułam ukłucie winy. Nie wiedziałam, co zrobić. Nie chciałam odwołać spotkania z Daronem, a z drugiej strony było mi żal Amelii, że tak ją to dotknęło. Nie mogłam jej zaproponować, by poszła z nami, bo czułaby się jak piąte koło u wozu. Daron mógłby pomyśleć, że się czegoś boję, a ja również czułabym się nieswojo. Odłożyłam tusz do rzęs na pralkę i podeszłam bliżej Amelii.
   - Mela, jesteś zazdrosna? - zapytałam spokojnie.
   - Nawet jeśli? - burknęła. - Dziwisz się? Olewasz mnie!
   - Ja ciebie olewam? - oburzyłam się. - Zastanów się czasami zanim coś powiesz, dobrze?
   Zerwała się na równe nogi i nie odpowiadając, wyszła. Wpadła do mojego pokoju i trzasnęła drzwiami. Mama i tata zajrzeli do łazienki. Wzruszyłam ramionami.
   - No co... Drobna różnica poglądów. Dogadamy się.
   Usiadłam tam, gdzie wcześniej Mela i wytężyłam umysł.
   Nie wiem ile czasu zajęło mi myślenie, więc wzięłam z pralki telefon, by sprawdzić, która godzina. Była równa siedemnasta. Wpatrując się w podświetlony ekran, nagle mnie olśniło. Odblokowałam klawiaturę, odszukałam w spisie kontaktów numer gitarzysty Systemu. Wybrałam opcję połącz i przystawiłam telefon do ucha.
   - Witaj, Laura.
   Mimowolnie uśmiechnęłam się. Zapisał mój numer.
   - Cześć, Daron. Powiedz mi co dziś robi Serj?
   - Hm... Serj... Z tego co wiem, miał doglądać przygotowań do jutrzejszego koncertu. A coś się stało?
   - Nie, tylko... - wzięłam głęboki wdech i oparłam się plecami o ścianę. - Cholera, nie wiem jak ci to powiedzieć...
   - Jak najprościej.
   - No dobrze. Moja przyjaciółka Amelia bardzo chciałaby się dziś z nim spotkać. Myślisz, że Serj mógłby...
   - Lauri, dam mu telefon, dogadacie się. Ale nasze spotkanie ciągle aktualne?
   - Tak, za godzinę pod Salą Kongresową.
   Pożegnał się ze mną krótkim "do zobaczenia" i minutę później, usłyszałam głos Serja. Osunęłam się po ścianie do pozycji kucącej.
   - Cześć, Daron mówił, że masz do mnie sprawę.
   - Istotnie. Chodzi o moją przyjaciółkę, Amelię. Marzy o tym, żeby się z tobą spotkać, ale wstydzi się zaproponować.
   Wokalista zachichotał serdecznie.
   - W sumie, to dlaczego nie. Miałem w prawdzie podglądnąć przygotowania sceny do koncertu, ale poradzą sobie beze mnie chyba. Powiedz Amelii, żeby przyszła z tobą pod Salę Kongresową. Będziemy na was czekać z Daronem.
   Uśmiechnęłam się szeroko. Zaraz po tym, jak rozłączyłam się, pobiegłam do pokoju. Amelia siedziała między Richardem i Christianem. Uśmiechnęłam się do niej promiennie.
   - Kochana, lepiej się szykuj! Za godzinę masz spotkanie z Serjem!
   - Co ty bredzisz? - zapytała mrużąc oczy. Podeszłam dwa kroki i oparłam dłonie na jej ramionach.
   - Przed chwilą rozmawiałam z Serjem i umówiłam cię z nim. O osiemnastej pod Salą Kongresową. Radzę ci, pośpiesz się, zostało ci jakieś dwadzieścia minut, później musimy wyjść.
   Mela pisnęła i rzuciła się mi na szyję. Pobiegła do łazienki i zaczęła w pośpiechu przygotowywać się do wyjścia. Uśmiechnęłam się do chłopaków i usiadłam na fotelu.
Kilka minut po osiemnastej, okolice Sali Kongresowej...
   Mimo ciemności, rozpoznałyśmy chłopaków z daleka. Serja po czuprynie, natomiast Darona po gestykulacji. Kiedy podeszłyśmy bliżej, zauważyłyśmy, że Serj miał na sobie ciemną kurtkę, natomiast Daron grubą bluzę z kapturem koloru popielatego.
   - Cześć, dziewczyny. - przywitali się z nami szczerząc się od ucha do ucha. Odwzajemniłyśmy uśmiech. Melka chwyciła Serja za rękę i pociągnęła za sobą. Odprowadziliśmy ich wzrokiem do zakrętu. Poczułam, jak Daron pogładził moją dłoń.
   - Będziemy tak tu stać? - zapytał uśmiechając się zadziornie. Pokręciłam głową i ruszyłam wolno przed siebie. Malakian zrównał swoje tempo ze mną. Wyciągnął prawą dłoń z kieszeni bluzy i ostrożnie przewiesił ramię przez mój kark. Uśmiechnęłam się od nosem. Chyba to zauważył, bo przytulił mnie mocniej do swojego boku.
   - Dziękuję, że moi przyjaciele z Rammstein będą mogli być na waszym koncercie.
   - To żaden problem. - odparł. - Opowiadaj, jak się czujesz?
   - Bardzo dobrze, ale zapomniałam o umyciu włosów i Till mnie wyczuł.
   Spojrzał na mnie z wybałuszonymi oczami. Dopiero po minucie domyśliłam się, że nie wie o kim mówię. Wyjaśniłam, że chodzi o wokalistę Rammstein.
   - A rodzice?
   - Nic nie wiedzą. Till obiecał, że nic im nie powie... - napotkałam jego rozbawione spojrzenie. - Oj wiem, wiem, nie można kłamać, ale to sytuacja wyjątkowa. Ci u Góry mi wybaczą. - odparłam wskazując palcem rozgwieżdżone niebo. 
   - To prawda. Nie takie rzeczy już Tam wybaczali. 
   Zerwał się wiatr. Zrobiłam wdech i poczułam znajomy zapach. Pomyślałam, że to ode mnie, ale wiało od strony Darona. Zadarłam lekko głowę, by spojrzeć na jego twarz. Ściągnęłam na siebie jego wzrok. Uniosłam brwi.
   - Czuję, że dziś również bawiłeś się z panem bongiem. - powiedziałam kąśliwie. 
   - A co? Pełnoletni jestem. - odparł uśmiechając się chytrze.
   - Ja też. - odpowiedziałam pokazując mu język. Schowałam go, gdy podrażnił go chłodny wiatr. Daron zachichotał. - Często palisz?
   - Codziennie.
   Przystanęłam. Daron puścił mnie i schował dłonie do kieszeni bluzy. Otworzyłam usta i wpatrywałam się w mojego towarzysza tępym wzrokiem. On natomiast, przytupywał w miejscu i patrzył na mnie z rozbawieniem malującym się na twarzy. Dotarło do mnie, że Daron jest nałogowcem.
   - Nie potrafisz, czy nie chcesz przestać?
   Cofnął się kilka kroków, by objąć mnie ramieniem w pasie. Ruszyliśmy przed siebie.
   - Nie chcę. Czuję się po niej dobrze, lubię jej smak. Dlaczego mam sobie odmawiać?
   - Nie wiem no... Choćby dlatego, że jest szkodliwa. Wiem, że na ten temat krąży wiele opinii, ale nie wmówisz mi, że jest zdrowa. A jak coś ci się stanie? 
   - Co może mi się stać, Lauri? Jeżeli marihuana ma mi zaszkodzić, to nie bardziej niż papierosy. Poza tym, każdy kto mnie zna, powie ci, że stawiam muzykę na pierwszym miejscu, nawet moje życie jest mniej ważne. Ktoś powiedział, że pewnego ranka nie obudzisz się, ale twoja muzyka będzie trwać wiecznie... myślę, że to mi pasuje.
   Wzdrygnęłam się. Malakian pomyślał pewnie, że to z powodu chłodu. Potarł energicznie moje ramię i przytulił mnie do siebie bardzo mocno. Cholera... Pierwszy raz spotkałam kogoś takiego. Kogoś, kto swoją pasję stawia na najwyższym miejscu. Kogoś, dla kogo pasja jest ważniejsza niż cokolwiek innego, niż własne życie. Wyswobodziłam lewą rękę i objęłam go.
   - Nie możesz tak mówić. - powiedziałam niemal szeptem.
   - Dlaczego?
   - Daron, doskonale rozumiem, że muzyka jest dla ciebie całym światem, ale popatrz... Co z tego, że my, fani, będziemy mieli twoją grę i twój głos tylko na nagraniach? To nie zrekompensuje nam tego, że nigdy nie doświadczymy twojej twórczości na żywo, nie zobaczymy, jak biegasz po scenie, wygłupiasz się. Życie to bezcenny skarb, nie można go lekceważyć, masz je tylko jedno. Poza tym, jak później chcesz realizować swoją miłość do muzyki?
   Uśmiechnął się słodko. Stanął w miejscu. Chwycił mnie za ramiona i ustawił naprzeciw siebie.
   - Wierzę, że Niebo jest takie, jakie sobie je wyobrażamy, że Bóg je dla nas dostosowuje. W moim niebie jest studio, instrumenty, mikrofon i scena. - odgarnął włosy z moich ramion. - Niebo, jest zwieńczeniem naszych marzeń i potrzeb, natomiast piekło, obaw, lęków i koszmarów. Musimy robić wszystko, by znaleźć się w tym lepszym miejscu.
   - Tobie to chyba nie grozi... - warknęłam. Przechylił głowę na prawy bok i uniósł pytająco brwi. - Codzienne jaranie nie jest dobre dla zdrowia, a nie szanowanie go, to przecież grzech.
   - To fakt, ale ja oprócz tego daję ludziom radość tym, co robię. Nikomu nie życzę źle, wybaczam krzywdy, modlę się. Nie uważasz, że jestem bardziej na plus, niż na minus?
   Skrzyżowałam ręce na piersi i fuknęłam. Daron zaśmiał się i objął mnie swoimi ramionami. Poczułam bijące od niego ciepło.
   - Tak czy siak, nie możesz dopuścić do tego, byś musiał zostawić wszystkich bliskich ci ludzi i nas, fanów.
   - Przecież i tak kiedyś umrę...
   - Ale nie teraz i nie w taki sposób, rozumiesz?
   Nachylił się nade mną. Przesuwając dłonią po mojej szyi, chwycił pukiel moich włosów i odsłonił ucho. Zbliżył do niego swoje usta. Znowu poczułam się, jakby poraził mnie prąd.
   - A co ty się tak o mnie martwisz? - szepnął.
   - Martwię się o każdego mojego idola. Taka już jestem.
   Chwycił moją twarz w swoje dłonie. Pogłaskał kciukiem kącik moich ust i zamykając oczy, przybliżył swoją twarz do mojej bardzo, bardzo ostrożnie. Poczułam chłodny dreszcz i odsunęłam się od niego. Uciekłam wzrokiem w bok.
   - No... To co, idziemy dalej? - zapytałam patrząc na czubki jego butów.
   - Mhm... Tak, chodźmy.
   Schował dłonie głęboko w kieszenie spodni. Szliśmy w milczeniu, a odległość między nami wynosiła około metra. Nie wiem, czy zrobiłam dobrze, czy źle. Wiem tylko, że go zakłopotałam. Muszę pomyśleć, jak go przeprosić, bo z każdy kolejnym krokiem, robił się coraz bardziej speszony i zły na siebie.
.Amelia.
   Spacerowaliśmy wolno po moim i Laury ulubionym parku. Księżyc świecił bardzo mocno, a na niebie było mnóstwo gwiazd. Można by powiedzieć, że pogoda sprzyjała nam niewyobrażalnie. No, może gdyby nie te podmuchy wiatru... Zadarłam głowę, by spojrzeć na Serja. Jego czarne, kręcone włosy błyszczały w świetle latarni. Patrzył przed siebie, był rozmarzony... Zupełnie tak, jak ja. Nie wytrzymałam i chwyciłam go pod ramię. Obrócił spokojnie głowę i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się najładniej, jak potrafiłam.
   - Jakoś bezpieczniej się czuję. - przyznałam, kuląc się u jego boku jak małe, bezbronne dziecko. Chyba podziałało to na niego, bo drugą ręką pogłaskał mnie po dłoni.
   - Idziesz ze mną, nie musisz się niczego bać. - odpowiedział. Uśmiechnęliśmy się do siebie. - Powiedz mi, Amelia... Na prawdę wstydziłaś się osobiście zaproponować mi spotkanie?
   Zwiesiłam głowę. Co miałam mu powiedzieć? Że jestem w nim zakochana do tego stopnia, że tak prosta czynność mnie paraliżuje? Mruknął wymownie. Spojrzałam w jego oczy. Boże, jakie one są piękne...
   - Co w tym dziwnego? Jesteś moim idolem, uwielbiam cię. - przeniosłam wzrok na ławkę. - Usiądziemy?
   - Tak, oczywiście.
   Zajęliśmy pobliską ławkę. Przycisnęłam się do niego tłumacząc się chłodem. Serj, jak na dżentelmena przystało, objął mnie swoimi ramionami. Wcześniej zaproponował, że da mi swoją kurtkę, ale stanowczo odmówiłam. Przecież jemu by wtedy było zimno. Nie mogę pozwolić, by biedaczek zmarzł...
   - Miło mi słyszeć, że traktujesz mnie jako swojego idola. To motywujące.
   - Ciebie nie można nie traktować jak idola. Jesteś przystojny, kulturalny, mądry, masz piękny głos.
   Zapanowała cisza. Obróciłam głowę w jego stronę i wyszczerzyłam się. Serj jakby lekko się zmieszał, lecz kilka sekund później podziękował, za komplementy, jakie skierowałam pod jego adresem.
   - Taka fanka to skarb. - mruknął. Oparłam głowę o jego ramię i skubiąc jego brodę, wpatrywałam się w jego idealne oczy. 
   - Żebyś wiedział jaki...
   Uniósł brwi. Uniósł kąciki ust ku górze i oblizał wargi. Ten moment sprawił, że poczułam impuls do działania. Zdjęłam z siebie jego ramiona i wprosiłam się wprost na kolana Tankiana. Zaczerpnął szybko powietrza. Biedactwo, takie zdezorientowane... Ujęłam w dłonie jego twarz i zmusiłam, by patrzył na mnie. Następnie, odnalazłam jego ręce, i oplotłam się nimi w pasie. Przysunąwszy się bliżej niego sprawiłam, że musiał podnieść głowę, by widzieć moją twarz.
   - Amel...
   - Ciiicho... - przystawiłam palec wskazujący do jego ust. Chwilę później, wpiłam swoje usta w jego i zaczęłam go całować. Serj chwilę nie wiedział co robić, jednak po chwili zaczął nieśmiało odwzajemniać moje pocałunki. Poczułam się cudownie, jak nigdy. Wiedziałam, że teraz, Serj nie zapomni o mnie tak łatwo. Ba, ja byłam tego pewna.
   Straciliśmy poczucie czasu. Nagle, usłyszałam chrząknięcie. Zamarłam. Serj szybko wysunął swój język z moich ust. Obróciłam się i mało nie zemdlałam. Za nami stało dwóch funkcjonariuszy straży miejskiej. W pośpiechu zeszłam z kolan mężczyzny.
   - A co się tutaj dzieje?
   Wybałuszyłam oczy. Sekundę później, wpadłam na pomysł wybrnięcia z tej sytuacji.
   - Excuse me? - zapytałam ze zdziwieniem. Funkcjonariusze popatrzyli po sobie.
   - Proszę nie udawać. - odezwał się jeden z nich. - Wiedzą państwo, że takie rzeczy robi się w zaciszu domowym?
   - I'm sorry, but we don't understand you. We're not from Poland. English please.
   Perfekcyjny akcent Serja chyba przekonał strażników miejskich, gdyż łamanym angielskim bąknęli coś bardziej do siebie niż do nas.
   - Go home... Not.. Don't...
   Razem z Tankianem unieśliśmy brwi. Czułam, że lada moment parsknę śmiechem.
   - Kiss home. - odezwał się drugi. - Not here. Please, go.
   - Oh, ok, ok. We're sorry.
   Wstaliśmy z ławki i ruszyliśmy przed siebie. Kiedy strażnicy zniknęli z naszego pola widzenia, parsknęliśmy śmiechem. Kiedy się uspokoiliśmy, Serj zrobił coś, czego się nie spodziewałam. Cmoknął mnie czule w usta, chwycił za rękę i pociągnął za sobą na dalszą część spaceru.
_____________________
Schneiderowa_95 dziękuję za pomoc. ;*

18.12.2013

42. "Niespodzianka"

   Już od jakichś trzydziestu minut, byłam całkowicie trzeźwa. Amelia i Bartek zaczynali się szykować do wyjścia. Żałowałam, że ta noc dobiegła końca... 
   Mogłam całkowicie świadomie przeanalizować to, co się stało. Pocałowałam się z Daronem. Dwa razy. Powinnam być na siebie wściekła, ale nie jestem. Chyba zaczynam nasiąkać charakterem mojej przyjaciółki. Kto z kim przystaje, takim się staje. Tak... Coś w tym jest.
   - Proszę. - Daron wetknął mi w dłoń kartkę. Rozwinęłam ją. Zapisał swój numer telefonu i adres mailowy. - To na wypadek, jakbym nie zdążył ci zapisać przed koncertem. A tu, - podał mi drugą kartkę. - masz maile do Serja, Shavo i Johna. Chcemy być z wami w kontakcie, gdy wyjedziemy... 
   Uśmiechnęłam się słabo i rozłożyłam ręce. Przytuliliśmy się mocno. Gitarzysta pocałował mnie w dłoń i mrugnął go mnie. Wzięłam z wieszaka kurtkę i zarzuciłam niedbale na ramiona. Sprawdziłam godzinę. 6:38.
   - Tylko pamiętaj, jedź w miarę wolno. - pouczył Bartka Shavo. - Niby już po wszystkim, ale ostrożności nigdy za wiele. Ame, Laura pilnujcie, by nie zasnął za kierownicą.
   - Nie martw się, Bartuś jest w dobrych rękach. - powiedziała Amelia unosząc lewą brew.
   - Tak... Chodźcie dziewczyny. - ponaglił nas Bartek. - Tata Laury jest zwariowany, pewnie za chwilę będzie dzwonił.
   Wybuchnęliśmy śmiechem. Pożegnaliśmy się życząc sobie kolorowych snów po czym wyszłam w towarzystwie moich przyjaciół z pokoju Darona.
Jakiś czas później, dom Amelii...
   - Bartek chodź, odeśpisz trochę i dopiero później wrócisz do siebie. Przecież ty zasypiasz na siedząco, jeszcze coś ci się stanie...
   Chłopak przystał na propozycję Amelii bez cienia sprzeciwu. Byłam zbyt zmęczona, by przebierać się w piżamę i brać prysznic. Runęłam jak długa na kanapę w salonie mojej przyjaciółki i zamknęłam oczy. Poczułam, jak ktoś kładzie się i opiera głowę o moje uda. Podniosłam głowę.
   - Śpij, śpij. - szepnął Bartek. Mruknęłam "dobranoc" i straciłam kontakt z otoczeniem. 
Południe...
   Obudziło mnie natarczywe dzwonienie do drzwi. Zerwałam się na równe nogi, zrzucając przy okazji Bartka. Biedny miał minę, jakby zobaczył ducha, albo coś gorszego...
   - Widzę, że wstaliście? - rzuciła Ame będąc w drodze do drzwi wejściowych. Jęknęliśmy z Bartkiem "noooo".
   Usłyszałam, że moja przyjaciółka z kimś rozmawia. Zaklęłam i syknęłam do Bartka, że ma się szybko ogarniać, bo chyba rodzice Ame wrócili wcześniej. To, co zobaczyłam sprawiło, że zarówno ja, jak i Bartuś zapomnieliśmy jak się oddycha. Pisnęłam najgłośniej, jak tylko potrafiłam, a mój przyjaciel zawtórował mi siarczystym "o kurwa". Rozpędziłam się i wpadłam prosto w rozłożone ramiona Tilla.
   - Nie mogłem już dłużej bez ciebie wytrzymać, kochanie. - szepnął mi do ucha i pocałował w czoło. Tak dobrze było znowu poczuć na sobie jego silne ramiona, usłyszeć mocny głos, spojrzeć w mądre, głębokie oczy.
   - Till! Jak dobrze, jak dobrze! - chwyciłam w dłonie jego twarz. Jego oczy tak samo jak moje, były załzawione. - Tak bardzo cię kocham!
   Usłyszałam chrząknięcie. Wychyliłam się zza Lindemanna i zobaczyłam Richarda oraz Christiana. Podbiegłam do nich. Chwycili mnie obaj i podnieśli. Przytuliłam się do nich z całych sił.
   - Skąd wiedzieliście?! - pisnęłam podekscytowana.
   - Rozmawiałem z twoimi rodzicami, z tłumaczem oczywiście. Podali mi twój adres. Przywitaliśmy się, a później Michał zamówił nam taksówkę na ten adres. - wyjaśnił Till.
   - No dobrze, ale teraz jesteście bez tłumacza...
   - Richard i twój ojciec dogadali się po angielsku.
   - Moi kochani. - kiwnęłam na Tilla. Przejął mnie z rąk chłopaków, po czym całą trójką uściskaliśmy się ze wszystkich sił. Odsunęłam się na jeden krok i zapoznałam Amelię i Bartka z połową Rammstein.
   - To dla was. - powiedział Till i wyciągnął w stronę moich przyjaciół zdjęcia zespołu z autografami i dedykacjami. Oboje mieli miny, jakby zobaczyli coś bardzo strasznego. Parsknęliśmy śmiechem.
   - Pomyśleliśmy, że dotrzymamy wam towarzystwa na koncercie. - odezwał się Reesh.
   - No tak, ale pewnie na bilety nie ma już co liczyć... - wtrącił Flake. Uśmiechnęłam się chytrze. Wyciągnęłam telefon i karteczkę z numerem Darona. Wystukałam tekst wiadomości: "Witaj, Daron to ja, Laura. :) Jak się czujecie? Mam małe pytanie... Moi przyjaciele z Rammstein wpadli z wizytą, czy jesteście w stanie załatwić im wejście na Wasz koncert?"
   - Za chwilę dostanę odpowiedź. - poinformowałam i usiadłam na kolanach Tilla.
   - Widzę, że zaprzyjaźniliście się z naszymi kolegami po fachu. - powiedział Richard uśmiechając się od ucha do ucha. Pokiwałam głową na boki. Amelia cała w skowronkach pobiegła przygotować kawę, natomiast Bartek rozmawiał z Christianem.
   Mój telefon odezwał się nagle. Szybko wyciągnęłam go z kieszeni. Porównałam wyświetlony numer z tym zapisanym na kartce i uśmiechnęłam się.
   - Cześć, Laura! - usłyszałam po drugiej stronie. - Czujemy się całkiem dobrze, a wy?
   - Nie narzekamy. Jesteśmy tylko trochę niewyspani.
   - No tak... Słuchaj mnie uważnie. Jest cały zespół?
   - Nie, tylko trzy osoby.
   Mruknął pod nosem i krzyknął coś do chłopaków. Usłyszałam w tle głos Johna. Czekałam cierpliwie na odpowiedź Darona.
   - Zrobimy tak... Niech przyjadą z wami pod hotel w dzień koncertu.
   - No dobrze, ale będą oglądali występ zza kulis?
   - Dlaczego?
   - Daron, ich tu wszyscy znają. Wyobrażasz sobie, co by się działo, gdyby ich rozpoznali?
   - Cholera, nie pomyślałem o tym... Dobrze, niech będzie tak, jak mówisz. - westchnął. - Słuchaj... Pojutrze jest koncert... Dasz się namówić na spotkanie? Na przykład jutro?
   Zatkało mnie. Zorientowałam się, że Richard podsłuchuje moją rozmowę. Skarciłam go spojrzeniem. Pokazał mi język i uformował z palców dłoni serce. Wyciągnęłam w jego stronę fucka. Udał oburzonego, lecz sekundę później cmoknął mnie w skroń.
   - Zaskoczyłeś mnie. - odpowiedziałam. - Nie musisz się w tym czasie przygotowywać do koncertu?
   - Dadzą sobie radę beze mnie, nie musisz się o to martwić.
   - Skoro tak mówisz... To co, o osiemnastej pod Kongresową?
   - Idealnie. W takim razie do zobaczenia jutro?
   - Tak, do jutra.
   Rozłączyłam się. Wszyscy pili już kawę, tylko moja była nietknięta. Uśmiechnęłam się głupio i wzięłam do rąk kubek.
   - Z kim się umawiałaś na jutro? - zapytała Amelia. W jej głosie było tyle triumfu, że niewiele brakowało, a zaczęłaby się unosić w powietrzu.
   - Z Daronem. - odpowiedziałam niechętnie.
   - Łoo, to nasz Paul ma zerowe szanse! - ryknął Reesh. Flake i Till szturchnęli go. Rzuciłam im pytające spojrzenie. Lindemann wzruszył ramionami.
   - Twoi obecni tu bracia obstawiali procentowe szanse na reaktywację waszego związku z Paulem. - wyjaśnił Till. - Ale z tego co widzę, szanse wynoszą zero procent, zgadłem?
   Kiwnęłam głową.
   - Ale Daron nie ma z tym nic wspólnego. - żachnęłam się. Ame poklepała mnie po plecach z miną, jakby chciała powiedzieć " mhm, ta, oczywiście.".
Popołudnie...
   Siedziałam między Tillem a Richardem na moim łóżku, a fotel obok zajmował Flake. Gadaliśmy jak nakręceni.
   - Co z Oliverem? - zapytałam w końcu.
   - Wszystko z nim w jak najlepszym porządku. - zapewnił Till. - Był wściekły, że nie może przyjechać z nami, został mu ostatni tydzień terapii.
   - Nawet nie wiecie jak się cieszę... Więc po jego autograf musieliście jechać do Schwerina?
   Pokiwali głowami. Uśmiechnęłam się szeroko.
   - Podejrzewam, że reszta towarzystwa była w niemałym szoku, kiedy powiedzieliście, że chcecie do mnie przyjechać?
   - No, Paul to nawet powiedział, że jesteśmy zdrowo pokopani. - wtrącił nieśmiało Flake. Parsknęłam śmiechem.
   - Mądry się odezwał...
   - Wiesz co, Lauri? Olej go, nie przejmuj się tym, co gada. - powiedział do mnie Richard. - Ja obczaję tego Darona i jeżeli okaże się w porządku, to wiesz...
   Spojrzałam na niego mrużąc oczy. Uniósł lewy kącik ust w zadziornym uśmieszku. Richard i Amelia powinni się zaprzyjaźnić. Byliby chyba najlepiej dobraną parą przyjaciół na świecie.
   - Następny... - złapałam się za głowę. - O co wam wszystkim chodzi?
   - Nie unoś się, chcą dobrze. - odezwał się Till. - Z resztą, ja też pooglądam sobie Darona.
   Zanim zdążyłam wyrazić swoje zdanie na temat odległości, jaka dzieli mnie i gitarzystę Systemu, oberwałam poduszką w głowę. Porwałam tą, leżącą nieopodal mnie i już po chwili mój pokój przerodził się w pole bitwy. Kilka minut później, z jednej z poduszek zaczęły uciekać pióra, co sprawiło, że zrobiła się sceneria podobna do tej, którą często widzi się w filmach. Na to wszystko, wszedł mój tata.
   - Oj, ludzie... - westchnął i strącił z nażelowanych włosów pióro. - Mama przygotowała pyszną kolację, chodźcie.
   - A ty teraz będziesz się tak czesał? - zapytałam wskazując jego włosy. 
   - A co? Twojej matce się podoba, ja również uważam, że wyglądam szałowo. - poprawił fryzurę. - No, chodźcie!
   Ruszyłam za tatą do kuchni. Tam, czekały na nas talerze z tostami. Usłyszałam, jak za mną Reesh z głośnym siorbnięciem powstrzymał ślinę, która wręcz ciekła z jego ust. Till skarcił go krótkim "trochę kultury" po czym usiedliśmy do stołu.
__________________
Schneiderowa_95, dla Ciebie. :*

17.12.2013

41. "Rozluźniajace działanie marihuany"

   - I jak?
   Obróciłam twarz w stronę Darona. Patrzył na mnie, niecierpliwie wyczekując odpowiedzi. Uśmiechnęłam się głupio i oddałam mu bong. Wziął go ode mnie, drugą ręką cały czas oplatając moje ramiona.
   - Trochę drapie mnie w gardle. - przyznałam i ciężko przełknęłam ślinę. - Dziwny smak... Nie można go do niczego porównać.
   Uniósł prawy kącik ust ku górze, ciągle bacznie mnie obserwując. Czułam się jeszcze normalnie. Wiedziałam, że to niebawem się zmieni. Gdy Daron zaciągał się po raz drugi, ogarnęłam wzrokiem resztę towarzystwa. Chłopcy o czymś opowiadali, bardzo ostro gestykulując, a Shavo śmiał się tak bardzo, że uronił kilka łez. Nieopodal, Amelia zanosiła się śmiechem, otoczona ramionami Serja, który również nie mógł opanować śmiechu. Oparł w końcu czoło o czubek jej głowy i chichotał. Poczułam głaskanie po głowie. Kiedy się odwróciłam doszłam do wniosku, że jestem chyba jedyną osobą, której jeszcze się nie udzieliło, gdyż wyraz twarzy Darona mówił sam za siebie. Zrobiłam drugiego, większego niż poprzedni "bucha" po czym wypuściłam dym nosem.
   - Wiesz, jak na pierwszy raz, świetnie ci idzie. - powiedział Daron chichocząc. Uniosłam brwi i zerknęłam na siebie.
   - Brudna jestem, czy co? - zapytałam wskazując swoją twarz. Mój towarzysz pokręcił głową.
   - Nie... Przepraszam, tak to na mnie działa po prostu.
   Patrząc na niego, sama zaczęłam cicho chichotać. Chciałam zaciągnąć się jeszcze raz, ale Daron pokręcił zabawnie głową tłumacząc, że teraz jego kolej. Pokazałam mu język, lecz zanim zdążyłam go schować, gitarzysta chwycił go w dwa palce.
   - Urwę ci go, jak będziesz dalej się nim chwalić. - poinformował uśmiechając się słodko. Wbiłam w niego zabójcze spojrzenie, a on jak na komendę puścił mój język.
   - To ty uważaj, bo jeżeli to zrobisz, ja urwę ci coś, co z pewnością ma większą wartość dla ciebie.
   Wybałuszył oczy. Wybuchnęłam głośnym śmiechem i obróciłam się w stronę mojej przyjaciółki, która notabene była ciągle tulona przez Serja.
   - Przegrałaś zakład! - wydarłam się machając rękami. - Udało mi się, Darona zatkało!
   - Cholera... No dobrze, masz u mnie piwo.
   Gitarzysta dźgnął mnie między żebra. Skupiłam uwagę na nim. 
   - No co? - wzruszyłam ramionami. - Amelia zawsze twierdziła, że kogo jak kogo, ale ciebie nie da się zgasić, więc udowodniłam jej, że gada głupoty.
   Parsknął śmiechem i podał mi bong. Zaciągnęłam się po raz trzeci, dzisiejszego wieczoru.
   - Jeżeli chcesz, by najpóźniej za trzy godziny zaczęło ustępować, nie pal więcej. A jeżeli już, to jeszcze jeden, mały raz.
   Wzięłam sobie jego radę do serca. Patrzyłam, jak się zaciąga. Wolno, przymykając powieki. Później odchylił głowę i po kilku sekundach wypuścił dym, formując z niego równe kółka. On się wręcz rozsmakowywał w tej marihuanie. Ja, czułam lekkie drapanie w gardle. 
   - Jeżeli jeszcze jeden raz nie zaszkodzi, dlaczego nie. - powiedziałam przejmując bong. - Nie wiadomo, kiedy znowu nadarzy się taka okazja.
   Uśmiechnął się promiennie. Nigdy nie widziałam na własne oczy efektów działania marihuany. Dziś przekonałam się, że nie ma to nic wspólnego z halucynacjami, ani niczym podobnym. Wiedziałam, co się dzieje wokół mnie, byłam po prostu podekscytowana i ciągle chciało mi się śmiać.
   Gitarzysta uraczył się jeszcze jedną porcją i wtedy usłyszałam krzyk Serja.
   - Daron!
   Chłopak popatrzył na niego i odłożył bong na stolik.
   - Tak lepiej. - powiedział Tankian i z powrotem całą swoją uwagę skupił na mojej przyjaciółce. Rozejrzałam się wokół. Zauważyłam, że w pokoju było już tak nadymione, że można by było spokojnie ciąć powietrze nożem. 
   - Daron, a jak ktoś tu wpadnie i zobaczy to? - wskazałam wszechobecny dym. Gitarzysta chyba nie wziął na poważnie mojej obawy, gdyż ciągle nie mogłam przestać się śmiać.
   - Tylko pamiętaj... - zaczął, starając się opanować chichot. - Jeżeli chcesz, by twoi rodzice o niczym się nigdy nie dowiedzieli, umyj włosy, wyszoruj się dziesięć razy dokładniej niż zazwyczaj, ciuchy momentalnie wypierz, a zęby umyj najlepiej kilka razy.
   - Wiesz, że to zabrzmiało tak, jakbym wykonywała te czynności tylko od święta?
   Oboje zwijaliśmy się ze śmiechu, podczas gdy pozostali zaczęli się powolutku uspokajać.
   - Nie miałem nic złego na myśli. Będziesz cała pachnieć marihuaną.
   Kiwnęłam głową i oparłam głowę o jego ramię. Poczułam umiarkowany, pulsacyjny ból mięśni brzucha. Daron przytulił mnie tak, jak wcześniej Serj Amelię. Gdzieś tam po mojej podświadomości błąkały się resztki zdrowego rozsądku, ale marihuana działała, więc było mi wszystko jedno, że jeszcze kilka godzin temu tłukłam do głowy Amelii, że ma nie przywiązywać się do Serja. Byłam do tego stopnia wyluzowana, że ścisnęłam go mocno w pasie swoimi ramionami.
   - Dzięki, że będziemy mieli możliwość stania pod barierkami. - mruknęłam uśmiechając się pod nosem.
   - Podziękujesz na backstage'u... Liczę, że się zjawicie?
   - O ile zdołamy...
   - Osobiście porozmawiam z ochroniarzami. - zapewnił. 
   Podeszła do nas Amelia, uśmiechając się od ucha do ucha. Nie wiem, jaką fazę obecnie przechodziła, ale wyglądała... Dziwnie.
   - Jesteście tacy słodcy! - pisnęła i odskoczyła kawałek. Nim zdążyliśmy zareagować, Serj doskoczył do nas i zrobił zdjęcie. Błysk flesza oślepił nas, gdyż w pokoju panował półmrok.
   - Chodź, Serj. Idziemy uwiecznić resztę.
   Ame chwyciła wokalistę za rękę i pociągnęła za sobą w stronę Shavo i Bartka. Zauważyłam, że faza śmiechu przeszła zarówno mi, jak i Daronowi. Poczułam za to, że moje powieki zaczynają robić się ciężkie. Przecież nie mogłam zasnąć, nie w taką noc. Podniosłam się i spojrzałam na twarz mojego towarzysza. Patrzył na mnie. Było widać, że on również zrobił się nieco senny. Posłałam mu nieśmiały uśmiech i napinając mięśnie, chciałam wstać, lecz on nie pozwolił mi na to. Poczułam, jak jego prawa dłoń zsuwa się z mojej łopatki, na pas. Drugą dłonią chwycił mój podbródek i podciągnął go do góry. Jego czarne oczy błysnęły i nim zdążyłam pojąć, co tak na prawdę się dzieje poczułam, jak przesuwa palce po moich powiekach, zamykając mi oczy. Sekundę później, jego ciepłe wargi zetknęły się z moimi. Wzdrygnęłam się nieznacznie. Poczułam, jakby przez moje ciało przeszedł prąd. Odsunęłam głowę i oblizałam wargi. Daron szybko wrócił do wcześniejszego zajęcia, odnajdując swoim językiem mój. Wtedy, odniosłam wrażenie, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Odsunęłam się od niego i zwiesiłam głowę. Reszta nie zwróciła na nas najmniejszej uwagi. Westchnęłam głęboko, przymykając oczy. Przed kilkoma sekundami Daron Malakian, mój idol pocałował mnie. To nie może dziać się na prawdę. Otworzyłam powoli oczy. Chłopak kucał naprzeciw mnie. Miał zatroskaną minę.
   - Przepraszam cię. Bardzo, bardzo przepraszam, marihuana zawsze sprawia, że jestem wyluzowany, nie chciałem cię zakłopotać.
   Uśmiechnęłam się i oparłam dłonie o jego ramiona, by dodać mu otuchy, jednak on pozostawał zmieszany i zły na siebie.
   - Wcale się na ciebie nie gniewam. - zapewniłam. - A jeżeli chcesz, to możemy wyjść na zewnątrz. Świeże powietrze dobrze nam zrobi.
   - Jasne, z przyjemnością. Tylko załóż kurtkę, na zewnątrz na pewno jest zimno.
   Puściłam mu oko i zdjęłam kurtkę z wieszaka. Założyłam ją na siebie i zapięłam zamek pod samą szyję. Gitarzysta oznajmił pozostałym, że wracamy za chwilę i wyszliśmy. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i podświetliłam ekran. Wpół do drugiej. 
   Okazało się, że wcale nie jest aż tak zimno. Chłodne powietrze sprawiło, że poczułam się nieco lepiej, jednak nie zmieniało to faktu, że marihuana działała. Zmieniły się jedynie objawy. Miejsce ataku śmiechu zajęła senność. Oparłam się plecami o mur, a Daron stanął naprzeciw mnie.
   - Na prawdę nie jesteś zła?
   - Nie, bez obaw... To było nawet miłe.
   Uśmiechnęliśmy się do siebie. Włożyłam ręce do kieszeni i wciągnęłam nosem powietrze. Przypomniało mi się, jak Daron posłusznie odłożył bongo, gdy Serj spojrzał na niego groźnie. Biłam się z myślami, czy zapytać go o to. Byłam bardzo ciekawa, ale z drugiej strony wiedziałam, że to nie moja sprawa. Zacisnęłam dłonie w pięści i postanowiłam jednak zapytać.
   - Daron, mam do ciebie pytanie, ale jeżeli nie chcesz, nie musisz odpowiadać, to w końcu nie moja sprawa...
   - Śmiało. - zachęcił. Uśmiechnęłam się nerwowo.
   - Kiedy Serj na ciebie krzyknął, spodziewałam się, że mu odpyskujesz, a ty odłożyłeś to bongo tak bez słowa...
   Oparł się dłońmi o mur. Znalazłam się między jego ramionami.
   - To bardzo długa historia, ale jeżeli chcesz, opowiem ci ją.
   Pokiwałam głową. Uśmiechnął się i utkwił spojrzenie w mojej twarzy. Nie odrywając od niego wzroku czekałam, aż zacznie opowiadać.
   - Serja znam od dziecka. Miałem chyba osiem lat, gdy spotkałem go po raz pierwszy. On był już nastolatkiem i mimo, że, nie chwaląc się oczywiście, byłem mądrym dzieckiem Serj wiedział i rozumiał więcej niż ja. Imponował mi. Pamiętam, że byłem w niego wpatrzony, jak w święty obraz. Był osobą, która zawsze mnie rozumiała, mimo tego, że dzieli nas osiem lat. Komuś takiemu jak ja, jedynakowi, brakowało takiej osoby. Tym bardziej, że w domu nie miałem lekko.
   Przerwał, by zrobić głębszy wdech. Przymknął oczy na kilka sekund, po czym wznowił swoją opowieść.
   - Mój ojciec pił. Nie robił w prawdzie awantur, nie bił mnie ani mamy, ale pił dużo, to bywało uciążliwe. Dlatego, większość czasu spędzałem u Serja. Z resztą, sam proponował mi, bym do niego wpadał, gdy powiedziałem mu co się u mnie dzieje.
   - A twoja mama?
   - Była wykończona całą tą sytuacją. Chciała mi pomóc i starała się z całych sił, ale często jedyne, co była w stanie zrobić, to zamknąć się w łazience i płakać. Nigdy nie miałem jej tego za złe.
   Owinęłam rękami jego kark i przytuliłam go mocno. Nie odwzajemnił uścisku, jego dłonie ciągle były oparte o mur. Przytulił tylko swój policzek do czubka mojej głowy.
   - Przykro mi, że musiałeś tyle wycierpieć... Nie miałeś kolorowego dzieciństwa.
   - Nie da się zaprzeczyć. Kiedy miałem dziewięć lat, ojciec przechodził najgorszy okres. Prawie wcale nie trzeźwiał. Pamiętam pewną kłótnię, kiedy mama zagroziła ojcu, że jeżeli nie podda się leczeniu, odejdzie od niego, zabierając mnie ze sobą. Chciała wyjechać do Armenii. Wtedy, ojciec nie pił chyba dwa, może trzy tygodnie, a później koszmar wrócił.
   Puściłam go i oparłam się o budynek.
   - Nie jest ci zimno? - zapytał. Pokręciłam głową. - W dniu, w którym skończyłem dziesięć lat, ojciec powiedział, że ma dla mnie nietypowy prezent. Kiedy zapytałem go jaki, przytulił mnie i obiecał, że będzie się leczył i wyjdzie z nałogu. Dla mnie i dla mamy.
   Uśmiechnęłam się przez łzy.
   - Teraz rozumiesz, dlaczego czuję do Serja taki szacunek, prawda? Wiele dla mnie zrobił. Dał mi azyl, gdy w domu było źle.
   - Tak... Ale teraz między twoimi rodzicami wszystko jest w porządku?
   - Chyba nigdy nie było między nimi lepiej. - odparł uśmiechając się szeroko. Starł łzy z mojej twarzy. Zwiesił głowę i coś burknął pod nosem. 
   - Co?
   - Nie, nic, nic... Mówił ci już ktoś, że świetnie całujesz?
   Parsknęłam śmiechem, pesząc przy okazji gitarzystę. Opanowałam się najszybciej jak potrafiłam i pokręciłam przecząco głową.
   - Ty również. - odparłam uśmiechając się niepewnie.
   - Jednak coś cię męczy, mam rację?
   - Nic się przed tobą nie ukryje... - burknęłam. - Poczułam się źle, bo nie chcę, żebyś pamiętał mnie jako kolejną napaloną panienkę, która stale kombinuje jak dać się przelecieć swojemu idolowi.
   Zaskoczyła go moja bezpośredniość. Zamiast gapić się na mnie z otwartą buzią, zaniósł się śmiechem. Musiałam go uspokajać, bo z pewnością było go słychać kilka przecznic dalej.
   - Przepraszam... - wysapał, gdy udało mu się opanować. - Wiesz, jesteś pierwszą dziewczyną na mojej drodze, która się tym przejmuje. Otóż nie, nie pomyślałem tak o tobie ani ja, ani chłopaki. Gdybyście z twoją przyjaciółką były groupie, pewnie zaczęłybyście się do nas dobierać w barze, nie zwracając uwagi na to, że miejsce jest mało sprzyjające takiemu a nie innemu zajęciu.
   - Cieszę się, że nie wyszłam na puszczalską.
   Tym razem oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Daron objął mnie mocno w pasie. W tym momencie, całkowicie zapomniałam, że przestrzegałam Amelię przed takimi incydentami. Wyluzowałam się całkowicie i dałam się ponieść chwili.
   - Pomyślałem, że skoro oboje jesteśmy w tym tak dobrzy, dlaczego by nie zrobić małego replaya?
   - Masz kogoś?
   Chyba źle sformułowałam pytanie... Daron wyglądał tak, jakbym zaczęła się mu oświadczać, czy coś... 
   - Nie bój się! - potrząsnęłam nim. - Pytam dlatego, bo gdybyś całował się ze mną mając dziewczynę, byłbyś wobec niej świnią i skończonym dupkiem.
   Uśmiechnął się i westchnął głęboko.
   - Jestem sam jak ten palec.
   Wymieniliśmy uśmiechy i pocałowaliśmy się po raz drugi.
Jakiś czas później, pokój...
   - Gdzie wy byliście tyle czasu?! - zapytała Amelia biorąc mnie pod ramię i ciągnąc na bok. Widziałam, że ma idealny humor, co mnie bardzo cieszyło. Cmoknęłam z niezadowoleniem.
   - Daron opowiedział mi trochę o sobie. W końcu on jest lepszym źródłem informacji niż internet czy gazety, prawda? Widzę, że nie dajesz Serjowi chwili spokoju.
   - Mów co chcesz, Laura, ja swoje wiem. Poza tym, nie udawaj teraz przede mną takiej sztywnej. Widziałam jak Daron cię pocałował zanim wyszliście.
   Fuknęłam złowieszczo. Ame zadarła dumnie głowę dając mi do zrozumienia, że wygłupiłam się udzielając jej rad na temat Serja.
   - No co? - wzruszyłam ramionami. - Marysia mnie rozluźniła. Gdyby nie to, w życiu bym do tego nie dopuściła.
   Zaśmiała się krótko, ale za to bardzo głośno. Kiedy panowie zwrócili na nas uwagę, wyszczerzyła do nich swoje idealnie białe zęby, marszcząc uroczo nos.
   - Wiesz co? - zwróciła się do mnie zakładając mi włosy za ucho. - Dam ci radę... Skończ pieprzyć głupoty i zacznij tak jak ja, cieszyć się towarzystwem chłopaków. I spraw, by Daron nie wyobrażał sobie zostawienia ciebie tu samej.
   Spojrzałam na nią z politowaniem i chwilę później obie śmiałyśmy się do rozpuku.

15.12.2013

40. "Pierwszy marihuanowy raz"

   Przez całą drogę do hotelu, Bartek, Amelia i mój tata przekrzykiwali się, nie dając sobie dojść do słowa. Próbowałam kilka razy zabrać głos, ale niestety nie udało mi się to. Ciągle ktoś wchodził mi w słowo. Zwrócili swoją uwagę na mnie dopiero wtedy, jak podczas słuchania z MP3 utworu Know zaczęłam growlować razem z Serjem.
   - Laura już się rozkręca! - zauważyła Ame uśmiechając się od ucha do ucha. Po chwili, śpiewała razem ze mną. W lusterku widziałam, jak Bartek próbuje ją uciszyć. Przestał, gdy tata zaczął nam wtórować. Chwilę później, długie włosy moich przyjaciół wręcz latały po niemal całym samochodzie. 
   - A ja nie mam czym machać! - odezwał się tata, a w jego głosie było wiele żalu. 
   - Panie Michale, proszę zapuszczać. - odezwał się Bartek.
   - Coś ty, oczadział? Jakby jeszcze miały jakiś normalny kolor, to dlaczego nie, ale teraz? Niee...
   - Mogę ci farbować. - powiedziałam. - Dobiorę ci jakiś ładny brąz.
   Parsknęliśmy śmiechem, a tata pokazał mi język.
   Kilka minut później, byliśmy już na miejscu, pod hotelem Bristol. Przy wejściu, stał Daron. Oparty o mur, palący papierosa. Całe moje towarzystwo jak tylko go zobaczyło, straciło całą pewność siebie. Dziwiłam się Ame i Bartkowi, bo przecież jeszcze wczoraj z nim rozmawiali. Uśmiechnęłam się cwaniacko do nich i pewnym krokiem podeszłam do gitarzysty. Zanim zdążyliśmy się przywitać, wyrwałam mu papierosa i wyrzuciłam za siebie. Popatrzył na mnie, jakbym przed sekundą spadła z księżyca.
   - Po pierwsze, cześć, miło cię widzieć. Po drugie, nie truj się tym gównem, a po trzecie, oszczędzaj płuca na noc.
   Uśmiechnął się rozbrajająco i wyciągnął w moją stronę dłoń. Uścisnęłam ją i obróciwszy się, gestem ręki zaprosiłam resztę do nas. Dołączyli po chwili, ale mieli niepewne miny.
   - Pan jest ojcem Laury? - zapytał Daron oglądając mojego tatę z niedowierzaniem. Chyba nie przypuszczał, że jest do tego stopnia rock'n'rollowy.
   - Tak, mów mi Mike.
   Wymieniliśmy z Amelią i Bartkiem spojrzenia. 
   - Chodźmy, nie będziemy przecież stać na zewnątrz.
   Weszliśmy za Daronem do środka budynku, później do windy. Daron, ciągle z niedowierzaniem patrzył na tatę. Pewnie spodziewał się starego, nudnego faceta, a tu taka niespodzianka. 
   Kiedy dojechaliśmy na trzecie piętro, wysiedliśmy z windy. Przeszliśmy cały korytarz. Gitarzysta otworzył przed nami ostatnie drzwi. Odsunął się, byśmy weszli pierwsi. Tata nabrał odwagi i wpakował się do środka rycząc od progu, jaki to jest szczęśliwy, że ma okazję poznać chłopaków. Nasza czwórka zaglądnęła do środka. Okazało się, że Shavo, John i Serj przyjęli go bardzo entuzjastycznie. Po jego powitaniu, basista strzelił go w plecy dłonią drąc się do nas: that's my fellow!
   - Muszę przyznać, że inaczej go sobie wyobrażałem... - szepnął do mnie Daron, gdy zamykał za nami drzwi pokoju. 
   - Sama sobie zazdroszczę, że mam takiego ojca. - odparłam z uśmiechem. Usiadłam na jednym z dwóch foteli. Jego podłokietniki były zajęte przez Darona i Amelię. 
   - Napiłbym się z wami piwa, ale prowadzę. - poinformował mój tata, kiedy John wyciągnął w jego stronę butelkę.
   - Niech pan pije, ja poprowadzę. - odezwał się Bartek. Tata uniósł brwi. Mój przyjaciel wyciągnął z tylnej kieszeni jeansów portfel, a z niego prawo jazdy i pokazał je ojcu.
   - No a ty? 
   - Ja po ostatniej imprezie obiecałem sobie, że przez dwa tygodnie nie zrobię ani łyka nawet najsłabszego piwa. 
   Wszyscy oprócz Shavo wybuchnęliśmy wesołym rechotem. Basista poklepał Bartka po plecach mówiąc, że doskonale go rozumie.
   Chwilę później, w ruch poszedł otwieracz. Siedzący po obu moich stronach Ame i Daron, stuknęli swoimi butelkami o moją. Rzuciłam okiem w kierunku Shavo, który świetnie dogadywał się z tatą. Amelia, poszła porozmawiać z Serjem, a do mnie i Darona dosiadł się John i Bartek.
   - Słuchajcie, ja wpadłem na taki pomysł, żebyście weszli z nami do hali, a przed samym koncertem staniecie sobie pod barierkami. - powiedział Daron, odgarniając z czoła grzywkę.
   - Byłoby świetnie. - odezwałam się. - Jeżeli to oczywiście nie jest problem?
   - Niee, co ty. Pogadamy z kim trzeba i załatwione. Poza tym, - nachylił się nade mną. - muszę z jak najbliższej odległości zobaczyć twojego ojca, podczas naszego występu. 
   Zdusiłam w sobie śmiech.
   - Nie będziesz żałował. - zapewniłam, puszczając mu oko. - Jak znam tatę, zrobi taki show, że wam makijaże spłyną. 
   Kawałek dalej, Ame próbowała flirtować z Serjem. Patrzyłam uparcie na nią tak długo, aż ściągnęłam na siebie jej wzrok. Uśmiechnęła się zadziornie i dała wokaliście swoją butelkę widząc, że on wypił już swoje piwo. Kiedy zorientowała się, że ciągle gapię się na nią, dyskretnie wskazała Darona i mrugnęła wymownie. Ze stoickim spokojem pokazałam jej fucka uśmiechając się od ucha do ucha. Odpowiedziała mi tym samym.
   - Nie ma to jak prawdziwa przyjaźń. - skwitował Serj szczerząc się. Parsknęłam śmiechem, skupiając na sobie uwagę połowy towarzystwa. 
   - A wam nie jest tam za ciasno? - odezwał się tata. Omiotłam wzrokiem najbliższe otoczenie. No tak, ja siedziałam na fotelu, a Daron, Bartek i John okupywali podłokietniki. W ułamku sekundy, Bartek siedział na moim miejscu, a ja na jego kolanach. Amelia spiorunowała go wzrokiem.
   - Przynajmniej ciepło. - odparł John.
   - Mhm, grzejemy się wzajemnie. - dopowiedział Daron. - Kto idzie na zewnątrz się dotlenić? - zapytał wyciągając z kieszeni papierosy. Mój tata i Shavo momentalnie wstali i ustawili się pod drzwiami. Gdy całe palące towarzystwo wyszło, zostaliśmy z Amelią i Bartkiem w towarzystwie Johna. Moja przyjaciółka była bardzo niezadowolona, że Serj wyszedł. Zeszłam z kolan Bartka i zostawiając go z perkusistą, podeszłam do Ame.
   - Widzę, że nie tracisz ani chwili. - powiedziałam kąśliwie. Prychnęła.
   - Ja nie. - odpowiedziała akcentując słowo "ja". Stuknęłam ją palcem wskazującym w czoło.
   - No i co ci z tego przyjdzie? Za trzy dni koncert. Zagrają, pożegnają się ładnie i pojadą dalej w trasę. - obróciłam się dyskretnie, by sprawdzić, czy panowie nie podsłuchują. - Za dużo sobie wyobrażasz, kochana.
   - Ty zawsze widzisz wszystko w najciemniejszych barwach, wiesz? - warknęła krzyżując ręce na piersi. Chwyciłam ją za ramiona i spojrzałam w oczy.
   - Nie chcę po prostu, żebyś płakała. Ame, ty naprawdę myślałaś, że on po jednym dniu znajomości zakocha się w tobie? Przeprowadzi się dla ciebie do Polski, albo zaproponuje, byś ty pojechała z nim do Stanów? Oj, Amelka.
   Zauważyłam, że łzy zaczynają wypełniać jej oczy. Przytuliłam ją najmocniej jak potrafiłam, a ona wtuliła twarz w moje włosy.
   - Dobrze wiem, jak go uwielbiasz. - szepnęłam głaszcząc ją po głowie. - Niestety, musisz odpuścić. Mówię ci to dlatego, byś nie musiała przeżywać takiego zawodu. Przestań patrzeć na niego jak na kandydata na faceta, ale jak na swojego idola.
   - Ty tak niby patrzysz na Darona?
   Westchnęłam.
   - Nie mogę zaprzeczyć, że mi się podoba. Ale to nie jest ważne. Myślę o nim jako o moim idolu. Posłuchaj, takich jak my, są tysiące. Ładnych, zakochanych w ich muzyce.
   Uniosła kąciki ust w słabym uśmiechu. Potarłam pokrzepiająco jej plecy.
   - Więc skoro jest ich więcej, - kontynuowałam. - dlaczego mieliby zapamiętać akurat nas? Czym się wyróżniamy? 
   - Zaprosili nas tu, to coś znaczy.
   - Kochanie moje biedne, dobrze wiesz, że oni kochają spotkania z fanami, sami to mówili.
   Drzwi pokoju otworzyły się, a śmiechy panów ustały, gdy zobaczyli mnie i Amelię. Obróciłam głowę w ich kierunku i zaczęłam kombinować co powiedzieć.
   - Wzruszyła się. - palnęłam i poczułam, jak moje policzki zaczynają się czerwienić. 
   Shavo uniósł brwi w górę, a Serj zmarszczył nos, jakby chciał powiedzieć "ta, jasne...".
   - No co?! - oburzyłam się. - Spotkała swoich największych idoli, ma prawo. - teatralnie zadarłam głowę. - Uważajcie, bo i ja zacznę beczeć.
   Tata złożył palce prawej dłoni na kształt pistoletu i "strzelił" sobie w skroń. Shavo wybuchnął śmiechem i coś do niego powiedział. Daron podszedł rozkładając ramiona i przytulił nas.
   - Obie macie nie płakać. - powiedział uśmiechając się. - Zamiast tego, proponuję jeszcze jedno piwo. Chodź, pomożesz mi.
   Chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę małej hotelowej lodóweczki. Policzył ile butelek ma wyciągnąć. Podał mi trzy, a sam wziął cztery.
   - Skąd macie tu tyle piwa?
   - Zrobiliśmy małe zakupy. - odparł szczerząc się.
   Zwiesiłam głowę zawstydzona, że nie wpadłam na to. Wróciliśmy szybko do reszty i podaliśmy każdemu butelkę.
   - Za co pijemy? - zapytał Serj skacząc wzrokiem po naszych twarzach. Przez kilka minut panowała całkowita cisza, przerywana jedynie odgłosami z korytarza. W końcu, Amelia wstała.
   - Proponuję za wasz koncert w Polsce, oraz za to, byście jeszcze nie raz zagrali w naszym kraju.
   Wszyscy zgodnie wznieśliśmy butelki. Członkowie Systemu nieco nieporadnie powtórzyli za nami "na zdrowie".
   Było już dwadzieścia po osiemnastej, podczas gdy zaczęliśmy się zbierać. Całe spotkanie zostało uwiecznione na zdjęciach, które robiliśmy w trakcie.
   - To spotykamy się za trzy dni pod hotelem, pojedziemy razem na miejsce koncertu.
   Uśmiechnęłam się głupio. Słowa Johna docierały do mnie z opóźnieniem. Wciąż byłam w szoku.
   - Nie zapomnijcie, o 23:30 czekam na was. - szepnął do mnie Daron gdy przechodził obok. Obróciłam głowę w jego stronę. Uśmiechnął się tajemniczo i wszedł do łazienki.
Dom Amelii...
   Usiadłyśmy na sofie. Z głośników cichutko sączyła się muzyka. Moja przyjaciółka siedziała po turecku, ze zwieszoną głową. Palce jej dłoni były splecione ze sobą, a ona uparcie się w nie wpatrywała. Siedziałam obok w milczeniu. Myślałam o Daronie i jego przenikliwych oczach.
   - Lauri?
   Przeniosłam wzrok na nią. W jej oczach błysnęły krople łez. Rozłożyłam ramiona. Wtuliła się we mnie cicho łkając. 
   - Pewnie myślisz, że jestem dziecinna... - powiedziała odsuwając się. - Że nie dorosłam...
   - Dlaczego tak uważasz?
   - Bo... - wzniosła głowę ku górze i westchnęła, przymykając powieki. Po jej policzkach popłynęły łzy. - Bo ja nie potrafię być taka, jak ty. Nie jestem realistką, nie stąpam twardo po ziemi. Ja... Ja jestem inna. Marzę, żyję marzeniami. I ja na prawdę go kocham...
   Patrzyłam na nią, na jej oczy i wtedy, stanęła mi przed oczami twarz Darona. Potrząsnęłam lekko głową, by znów zobaczyć Amelię. 
   - Wiem. Wiem, że go kochasz, że wierzysz, w miłość od pierwszego wejrzenia, ale... - szukałam odpowiednich słów. - Ale co zrobisz? Ty w Polsce, on w USA... Nie chcę, byś cierpiała.
   - Ale gdy dwóch ludzi się kocha, zawsze znajdą sposób, by być razem. Laura, ja wiem, że go kocham i wiem też, że z tego mogłoby coś być. Czuję to.
   Ame ma rację. Jestem jej całkowitym przeciwieństwem. A ona zawsze mówi, że wierzy w takie cudowne historie, że czuje kto nie zniknie z jej życia.
   Zawsze była jakby trochę nieobecna. Od kiedy sięgnę pamięcią, miała swój świat, a jej oczy były często jakby zamglone, nieobecne. Nie, nigdy nie interesowała się magią, nie jest jasnowidzem, ani nikim podobnym. Ona po prostu czuje niektóre rzeczy. A przynajmniej tak mówi.
   - Wiedz, że trzymam za was kciuki. Pamiętaj tylko, że do miłości nie można nikogo zmusić.
   - Nie chcę go zmuszać. - odparła. - Chcę mu pokazać, ile dla mnie znaczy.
   - Nie miej mi tego za złe... Zawsze myślałam, że potrzeba czasu, by kogoś pokochać. Trzeba tą drugą osobę poznawać, odkrywać jej charakter. - zwiesiłam głowę. - Ja rzuciłam się na głęboką wodę z Paulem i... 
   - I gdyby nie intryga ze zdjęciami, do tej pory bylibyście razem. - dokończyła za mnie. - Kochasz go, prawda?
   Wzruszyłam ramionami. 
   - Paul i Daron. - mruknęła do siebie. - Myślisz o jednym i drugim. Chciałabyś wrócić do Paula bo wiesz, jak z nim było. Daron, jest tym tajemniczym, pociągającym. Patrzysz na niego i wyobrażasz sobie, jak trzyma cię za rękę. - spojrzała mi w oczy, niemal w nich tonąc. - A teraz spójrz mi prosto w oczy i powiedz, że to co mówię, jest brednią.
   Otworzyłam usta i zastygłam jak posąg. Wzięła mnie pod włos. Nie potrafię kłamać tej spryciuli. 
   - Oj, nawet, jeśli sobie wyobrażam, to nic nie zmienia. - odparłam marszcząc czoło. - Ja nie potrafię tak, jak ty.
   - A Paul?
   - Paula znałam... Krótko, bo krótko, ale znałam. Poza tym Till dużo o nim opowiadał.
   Uśmiechnęła się z politowaniem. Pokazałam jej język i posłałam groźne spojrzenie. 
   - Wiesz, ty jesteś jednak bardziej podobna do mnie, niż obie myślimy. - powiedziała uśmiechając się od ucha do ucha. - Radziłabym ci pokręcić się koło Darona. 
   Przymrużyłam oczy, a ona zachichotała wesoło i pocałowała mnie w policzek. Pokręciłam głową, a Ame wstała i zabrała z biurka puste kubki po herbacie.
   - Korzystajmy z życia, póki możemy. - powiedziała na odchodne i wyszła z pokoju. Przeanalizowałam jej słowa, odprowadzając ją wzrokiem. Chwilę później wstałam i ruszyłam za nią. Oparłam się o ramę drzwi kuchennych.
   - Chcesz, byśmy...
   - Coś ty! - oburzyła się. - Nie mamy być kolejnymi groupie. Mamy być kobietami, na które czekali całe swoje życie.
   Parsknęłam śmiechem. Rozczochrałam jej czarną czuprynę i wyszłam do łazienki, by przygotować się do tej nocy.
Jakiś czas później...
   Amelia widząc, że zrobiłam makijaż "a'la Daron" uśmiechnęła się szeroko.
   - Będziecie wyglądać obłędnie. - powiedziała oglądając mnie ze wszystkich stron. - Jestem przekonana, że on też będzie malował oczka.
   Wybuchnęłyśmy śmiechem.
   - Ok, czas na nas.
   Wzięłam głęboki wdech i owinąwszy szyję wełnianym szalikiem, wyszłam na zewnątrz. Zaraz za mną wyszła Amelia. Naciągnęłam na głowę szarą czapkę z pomponem i włożyłam ręce do kieszeni kurtki. Moja przyjaciółka po upewnieniu się, że zamknęła dom, włożyła klucze do kieszeni spodni i ruszyła przed siebie.
   - Rodzice dzwonili jakieś pół godziny temu. - powiedziała zakładając na głowę kaptur. 
   - Moi też. O której planujemy wrócić? 
   - Czy ja wiem... Musimy być z powrotem zanim zaczną dzwonić, czy wszystko w porządku. Myślę, że koło siódmej, ósmej rano.
   Pokiwałam głową. Czekałyśmy, aż przyjedzie nasz autobus. Stałyśmy na przystanku kilka minut, w końcu coś podjechało. Nie był to jednak autobus, a samochód Bartka. Wsiadłyśmy do środka.
   - Wiedziałem, że tu będziecie. - powiedział z satysfakcją w głosie. - Odwiozę was później do domu.
   - Chcesz prowadzić po marihuanie? - zapytałam. - Chyba żartujesz...
   - Zanim przyjdzie czas zbierać się do domu, wytrzeźwieję, spokojnie.
   Zmarszczyłam nos, gdyż jego pomysł wydawał mi się co najmniej szalony. Odganiałam od siebie myśli, że mógłby przydarzyć nam się wypadek. Przyłożyłam skroń do szyby i obserwowałam ludzi przechadzających się po chodnikach.
23:30 hotelowy parking...
   Ame po raz kolejny miała rację. Daron faktycznie pomalował oczy "na faraona" jak to określała moja przyjaciółka. Zobaczywszy podobny make-up u mnie, uśmiechnął się zadziornie.
   - Jesteście bardzo punktualni. - zauważył. - Chodźmy, chłopaki już szykują bonga.
   Droga do pokoju Darona dłużyła mi się dziwnie. Bałam się, jak zareaguje mój organizm, że się zbłaźnię, albo zrobię inną głupotę.
   - Chodźcie, chodźcie! - John zaprosił nas gestem ręki. - Sprawa wygląda tak, mamy tylko cztery bonga, musimy się podzielić.
   - Daj mi to. - Daron podszedł do perkusisty i wziął od niego ciemnozielone bongo, zapalniczkę, oraz paczuszkę z marihuaną. Kiwnął na mnie i rozsiadł się na kanapie. Podeszłam do niego na miękkich nogach i usiadłam obok. Gitarzysta przysunął się bliżej mnie.
   - Wszystkie są twoje? - zapytałam wskazując szklany przedmiot.
   - Tak. - odparł. - W domu mam jeszcze kilka. - Uśmiechnął się. - A teraz, patrz uważnie, pokażę ci jak to robić.
   Chłopak przygotował bong, po czym podpalił znajdujący się w środku susz konopi. Wciągnął dym, zatrzymał go chwilę w płucach, po czym wypuścił go ustami, majestatycznie zadzierając głowę do góry.
   - No, teraz ty. - podał mi bongo. - Pamiętaj, mocno się zaciągasz, trzymasz chwilę i wypuszczasz.
   - Daron, kiedy "wytrzeźwieję"?
   - Nie martw się. - położył mi dłoń na ramię i potarł je. - Dam wypalić ci tyle, by za jakieś dwie i pół, może trzy godziny zaczęło ci przechodzić. - zauważył moją zmartwioną minę, więc przysunął się jeszcze bliżej i ostrożnie, przewiesił rękę przez mój kark. - Nie bój się, ja jestem tu cały czas, nic ci się nie stanie.
   Jego oddech miał słodkawy zapach. Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam z jego dłoni zapalniczkę. Podpaliłam susz i po raz pierwszy skosztowałam marihuany.