Zaraz po śniadaniu, Till zaciągnął mnie do mojego pokoju i poprosił Flake'a i Richarda, by nie wchodzili, dopóki ich nie zawoła. Usiadłam na łóżku i oparłam się plecami o ścianę. Till, rozsiadł się obok mnie i ujmując w dwa palce kosmyk moich włosów, powąchał go wymownie. Moje policzki zapłonęły. Zaklęłam siarczyście w myślach. A Daron tyle razy przypominał, by umyć włosy. Najlepiej ze trzy razy. Obróciłam twarz w stronę Lindemanna. Zarzuciłam włosy na drugą stronę. Mężczyzna wciągnął nosem sporą porcję powietrza.
- Widzę, a raczej czuję, że impreza była przednia...
Znałam ten ton aż za dobrze. Mieszanka wybuchowa złości, zatroskania i zawodu. Wzniosłam wzrok ku górze.
- No... Było bardzo miło, chłopcy są sympatyczni.
- Kochanie wiesz, że nie o to mi chodzi.
- A o co?
Pokręcił głową. Przygryzłam nerwowo język. Obróciłam głowę i przymknęłam powieki. Till chwycił moją dłoń i pogłaskał jej wierzch kciukiem.
- Laika oszukasz, ale człowieka, który kilka ładnych gramów marihuany spalił, nie.
Spojrzałam mu prosto w oczy. Patrzyliśmy się na siebie w milczeniu kilka minut. Chrząknęłam.
- Wiesz, bo...
- Nie wydaje mi się, by znajomość z tymi ludźmi była dobra dla ciebie. - przerwał mi. - Marihuana? Laura, co się z tobą dzieje?
- Nikt mnie do niczego nie zmuszał. - zapewniłam stanowczo. - Shavo dał nam propozycję. Chciałam sprawdzić jak to smakuje, jak się będę czuła. Gdybym nie chciała, nie zapaliłabym.
- Każdy nałóg zaczyna się od niewinnego próbowania.
- Till, przecież mnie znasz. Mam silną wolę i jeżeli mówię, że chciałam tylko spróbować, na tym pozostanę.
Mój przyjaciel przyjrzał mi się badawczo. Rozumiałam jego obawy i nie miałam mu za złe, że uważa mnie za osobę, która nie poradzi sobie i wpadnie w nałóg. Oparłam głowę o ścianę. Przytłoczyły mnie ramiona Tilla. Nagle, coś wpadło mi do głowy. Zadarłam głowę i spojrzałam w oczy mojego przyjaciela. Uśmiechnął się do mnie niepewnie. Oparłam dłonie na łóżku i podniosłam się. Podkurczyłam nogi i westchnęłam krótko.
- Till, ale nie powiesz o tym moim rodzicom, prawda? - zapytałam zakładając mu ramiona na kark. Zwinął usta w wąską linijkę i zmarszczył czoło. - Wiem, że nie wolno kłamać, ale to sytuacja podbramkowa... Tata by pewnie powiedział, że mam tego więcej nie robić i sam by zapalił, ale mama... Zabiłaby mnie. Dosłownie. Brutalnie. A nie chcesz tego, prawda?
- Pewnie, że nie chcę. - westchnął i rozburzył moją fryzurę. - No dobrze, tym razem będę milczał, ale pod jednym warunkiem. - uniósł prawą dłoń z wyprostowanym palcem wskazującym. - To było twoje pierwsze i ostatnie palenie marihuany.
Wydęłam dolną wargę i przymykając powieki pokiwałam głową. Nie byłam pewna, czy uda mi się dotrzymać słowa, ale na drugi raz już na pewno nie zapomnę pozbyć się zapachu marihuany.
Kilka godzin później...
Stałam przed łazienkowym lustrem i rysowałam czarną kreskę na górnej powiece. Podświetliłam ekran telefonu. Zegar, który się wyświetlił wskazywał godzinę 16:15. Mój żołądek wykonał salto. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Kiedy się uspokoiłam, wróciłam do obrysowywania oczu. Zza uchylonych drzwi łazienki usłyszałam, że Richard z kimś rozmawia po angielsku. Rozpoznałam głos Amelii.
- Tu jestem! - krzyknęłam. Chwilę później, moja przyjaciółka stała w progu, opierając się nonszalancko o ramę drzwi. Uśmiechnęła się nerwowo i weszła do środka, zamykając za sobą drzwi. Usiadła na zamkniętym koszu na bieliznę i skrzyżowała ramiona na piersi.
Po kilku minutach, zachowanie Amelii zaczęło mnie irytować. Oparłam się lędźwiami o umywalkę i wbiłam spojrzenie w jej twarz.
- No nic nie powiesz? Coś taka wściekła?
Wzruszyła ramionami. Zacisnęłam dłonie w pięści i zwróciłam się w stronę lustra, by skontrolować wygląd moich włosów.
- Zazdroszczę ci, ty cholerna fuksiaro. - warknęła. Obróciłam się w jej stronę, całkowicie zdezorientowana tym, co usłyszałam.
- Co?
- Co? Co? - powtórzyła wystawiając język. - Ty sobie będziesz spacerować z Daronkiem, a ja co? Ja będę siedzieć w domu i jak kretynka wpatrywać się w zdjęcie Serja. Cudowny wieczór się szykuje, doprawdy!
Patrzyłam na nią w osłupieniu z otwartymi ustami. Poczułam ukłucie winy. Nie wiedziałam, co zrobić. Nie chciałam odwołać spotkania z Daronem, a z drugiej strony było mi żal Amelii, że tak ją to dotknęło. Nie mogłam jej zaproponować, by poszła z nami, bo czułaby się jak piąte koło u wozu. Daron mógłby pomyśleć, że się czegoś boję, a ja również czułabym się nieswojo. Odłożyłam tusz do rzęs na pralkę i podeszłam bliżej Amelii.
- Mela, jesteś zazdrosna? - zapytałam spokojnie.
- Nawet jeśli? - burknęła. - Dziwisz się? Olewasz mnie!
- Ja ciebie olewam? - oburzyłam się. - Zastanów się czasami zanim coś powiesz, dobrze?
Zerwała się na równe nogi i nie odpowiadając, wyszła. Wpadła do mojego pokoju i trzasnęła drzwiami. Mama i tata zajrzeli do łazienki. Wzruszyłam ramionami.
- No co... Drobna różnica poglądów. Dogadamy się.
Usiadłam tam, gdzie wcześniej Mela i wytężyłam umysł.
Nie wiem ile czasu zajęło mi myślenie, więc wzięłam z pralki telefon, by sprawdzić, która godzina. Była równa siedemnasta. Wpatrując się w podświetlony ekran, nagle mnie olśniło. Odblokowałam klawiaturę, odszukałam w spisie kontaktów numer gitarzysty Systemu. Wybrałam opcję połącz i przystawiłam telefon do ucha.
- Witaj, Laura.
Mimowolnie uśmiechnęłam się. Zapisał mój numer.
- Cześć, Daron. Powiedz mi co dziś robi Serj?
- Hm... Serj... Z tego co wiem, miał doglądać przygotowań do jutrzejszego koncertu. A coś się stało?
- Nie, tylko... - wzięłam głęboki wdech i oparłam się plecami o ścianę. - Cholera, nie wiem jak ci to powiedzieć...
- Jak najprościej.
- No dobrze. Moja przyjaciółka Amelia bardzo chciałaby się dziś z nim spotkać. Myślisz, że Serj mógłby...
- Lauri, dam mu telefon, dogadacie się. Ale nasze spotkanie ciągle aktualne?
- Tak, za godzinę pod Salą Kongresową.
Pożegnał się ze mną krótkim "do zobaczenia" i minutę później, usłyszałam głos Serja. Osunęłam się po ścianie do pozycji kucącej.
- Cześć, Daron mówił, że masz do mnie sprawę.
- Istotnie. Chodzi o moją przyjaciółkę, Amelię. Marzy o tym, żeby się z tobą spotkać, ale wstydzi się zaproponować.
Wokalista zachichotał serdecznie.
- W sumie, to dlaczego nie. Miałem w prawdzie podglądnąć przygotowania sceny do koncertu, ale poradzą sobie beze mnie chyba. Powiedz Amelii, żeby przyszła z tobą pod Salę Kongresową. Będziemy na was czekać z Daronem.
Uśmiechnęłam się szeroko. Zaraz po tym, jak rozłączyłam się, pobiegłam do pokoju. Amelia siedziała między Richardem i Christianem. Uśmiechnęłam się do niej promiennie.
- Kochana, lepiej się szykuj! Za godzinę masz spotkanie z Serjem!
- Co ty bredzisz? - zapytała mrużąc oczy. Podeszłam dwa kroki i oparłam dłonie na jej ramionach.
- Przed chwilą rozmawiałam z Serjem i umówiłam cię z nim. O osiemnastej pod Salą Kongresową. Radzę ci, pośpiesz się, zostało ci jakieś dwadzieścia minut, później musimy wyjść.
Mela pisnęła i rzuciła się mi na szyję. Pobiegła do łazienki i zaczęła w pośpiechu przygotowywać się do wyjścia. Uśmiechnęłam się do chłopaków i usiadłam na fotelu.
Kilka minut po osiemnastej, okolice Sali Kongresowej...
Mimo ciemności, rozpoznałyśmy chłopaków z daleka. Serja po czuprynie, natomiast Darona po gestykulacji. Kiedy podeszłyśmy bliżej, zauważyłyśmy, że Serj miał na sobie ciemną kurtkę, natomiast Daron grubą bluzę z kapturem koloru popielatego.
- Cześć, dziewczyny. - przywitali się z nami szczerząc się od ucha do ucha. Odwzajemniłyśmy uśmiech. Melka chwyciła Serja za rękę i pociągnęła za sobą. Odprowadziliśmy ich wzrokiem do zakrętu. Poczułam, jak Daron pogładził moją dłoń.
- Będziemy tak tu stać? - zapytał uśmiechając się zadziornie. Pokręciłam głową i ruszyłam wolno przed siebie. Malakian zrównał swoje tempo ze mną. Wyciągnął prawą dłoń z kieszeni bluzy i ostrożnie przewiesił ramię przez mój kark. Uśmiechnęłam się od nosem. Chyba to zauważył, bo przytulił mnie mocniej do swojego boku.
- Dziękuję, że moi przyjaciele z Rammstein będą mogli być na waszym koncercie.
- To żaden problem. - odparł. - Opowiadaj, jak się czujesz?
- Bardzo dobrze, ale zapomniałam o umyciu włosów i Till mnie wyczuł.
Spojrzał na mnie z wybałuszonymi oczami. Dopiero po minucie domyśliłam się, że nie wie o kim mówię. Wyjaśniłam, że chodzi o wokalistę Rammstein.
- A rodzice?
- Nic nie wiedzą. Till obiecał, że nic im nie powie... - napotkałam jego rozbawione spojrzenie. - Oj wiem, wiem, nie można kłamać, ale to sytuacja wyjątkowa. Ci u Góry mi wybaczą. - odparłam wskazując palcem rozgwieżdżone niebo.
- To prawda. Nie takie rzeczy już Tam wybaczali.
Zerwał się wiatr. Zrobiłam wdech i poczułam znajomy zapach. Pomyślałam, że to ode mnie, ale wiało od strony Darona. Zadarłam lekko głowę, by spojrzeć na jego twarz. Ściągnęłam na siebie jego wzrok. Uniosłam brwi.
- Czuję, że dziś również bawiłeś się z panem bongiem. - powiedziałam kąśliwie.
- A co? Pełnoletni jestem. - odparł uśmiechając się chytrze.
- Ja też. - odpowiedziałam pokazując mu język. Schowałam go, gdy podrażnił go chłodny wiatr. Daron zachichotał. - Często palisz?
- Codziennie.
Przystanęłam. Daron puścił mnie i schował dłonie do kieszeni bluzy. Otworzyłam usta i wpatrywałam się w mojego towarzysza tępym wzrokiem. On natomiast, przytupywał w miejscu i patrzył na mnie z rozbawieniem malującym się na twarzy. Dotarło do mnie, że Daron jest nałogowcem.
- Nie potrafisz, czy nie chcesz przestać?
Cofnął się kilka kroków, by objąć mnie ramieniem w pasie. Ruszyliśmy przed siebie.
- Nie chcę. Czuję się po niej dobrze, lubię jej smak. Dlaczego mam sobie odmawiać?
- Nie wiem no... Choćby dlatego, że jest szkodliwa. Wiem, że na ten temat krąży wiele opinii, ale nie wmówisz mi, że jest zdrowa. A jak coś ci się stanie?
- Co może mi się stać, Lauri? Jeżeli marihuana ma mi zaszkodzić, to nie bardziej niż papierosy. Poza tym, każdy kto mnie zna, powie ci, że stawiam muzykę na pierwszym miejscu,
nawet moje życie jest mniej ważne. Ktoś powiedział, że pewnego ranka
nie obudzisz się, ale twoja muzyka będzie trwać wiecznie... myślę, że to
mi pasuje.
Wzdrygnęłam się. Malakian pomyślał pewnie, że to z powodu chłodu. Potarł energicznie moje ramię i przytulił mnie do siebie bardzo mocno. Cholera... Pierwszy raz spotkałam kogoś takiego. Kogoś, kto swoją pasję stawia na najwyższym miejscu. Kogoś, dla kogo pasja jest ważniejsza niż cokolwiek innego, niż własne życie. Wyswobodziłam lewą rękę i objęłam go.
- Nie możesz tak mówić. - powiedziałam niemal szeptem.
- Dlaczego?
- Daron, doskonale rozumiem, że muzyka jest dla ciebie całym światem, ale popatrz... Co z tego, że my, fani, będziemy mieli twoją grę i twój głos tylko na nagraniach? To nie zrekompensuje nam tego, że nigdy nie doświadczymy twojej twórczości na żywo, nie zobaczymy, jak biegasz po scenie, wygłupiasz się. Życie to bezcenny skarb, nie można go lekceważyć, masz je tylko jedno. Poza tym, jak później chcesz realizować swoją miłość do muzyki?
Uśmiechnął się słodko. Stanął w miejscu. Chwycił mnie za ramiona i ustawił naprzeciw siebie.
- Wierzę, że Niebo jest takie, jakie sobie je wyobrażamy, że Bóg je dla nas dostosowuje. W moim niebie jest studio, instrumenty, mikrofon i scena. - odgarnął włosy z moich ramion. - Niebo, jest zwieńczeniem naszych marzeń i potrzeb, natomiast piekło, obaw, lęków i koszmarów. Musimy robić wszystko, by znaleźć się w tym lepszym miejscu.
- Tobie to chyba nie grozi... - warknęłam. Przechylił głowę na prawy bok i uniósł pytająco brwi. - Codzienne jaranie nie jest dobre dla zdrowia, a nie szanowanie go, to przecież grzech.
- To fakt, ale ja oprócz tego daję ludziom radość tym, co robię. Nikomu nie życzę źle, wybaczam krzywdy, modlę się. Nie uważasz, że jestem bardziej na plus, niż na minus?
Skrzyżowałam ręce na piersi i fuknęłam. Daron zaśmiał się i objął mnie swoimi ramionami. Poczułam bijące od niego ciepło.
- Tak czy siak, nie możesz dopuścić do tego, byś musiał zostawić wszystkich bliskich ci ludzi i nas, fanów.
- Przecież i tak kiedyś umrę...
- Ale nie teraz i nie w taki sposób, rozumiesz?
Nachylił się nade mną. Przesuwając dłonią po mojej szyi, chwycił pukiel moich włosów i odsłonił ucho. Zbliżył do niego swoje usta. Znowu poczułam się, jakby poraził mnie prąd.
- A co ty się tak o mnie martwisz? - szepnął.
- Martwię się o każdego mojego idola. Taka już jestem.
Chwycił moją twarz w swoje dłonie. Pogłaskał kciukiem kącik moich ust i zamykając oczy, przybliżył swoją twarz do mojej bardzo, bardzo ostrożnie. Poczułam chłodny dreszcz i odsunęłam się od niego. Uciekłam wzrokiem w bok.
- No... To co, idziemy dalej? - zapytałam patrząc na czubki jego butów.
- Mhm... Tak, chodźmy.
Schował dłonie głęboko w kieszenie spodni. Szliśmy w milczeniu, a odległość między nami wynosiła około metra. Nie wiem, czy zrobiłam dobrze, czy źle. Wiem tylko, że go zakłopotałam. Muszę pomyśleć, jak go przeprosić, bo z każdy kolejnym krokiem, robił się coraz bardziej speszony i zły na siebie.
.Amelia.
Spacerowaliśmy wolno po moim i Laury ulubionym parku. Księżyc świecił bardzo mocno, a na niebie było mnóstwo gwiazd. Można by powiedzieć, że pogoda sprzyjała nam niewyobrażalnie. No, może gdyby nie te podmuchy wiatru... Zadarłam głowę, by spojrzeć na Serja. Jego czarne, kręcone włosy błyszczały w świetle latarni. Patrzył przed siebie, był rozmarzony... Zupełnie tak, jak ja. Nie wytrzymałam i chwyciłam go pod ramię. Obrócił spokojnie głowę i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się najładniej, jak potrafiłam.
- Jakoś bezpieczniej się czuję. - przyznałam, kuląc się u jego boku jak małe, bezbronne dziecko. Chyba podziałało to na niego, bo drugą ręką pogłaskał mnie po dłoni.
- Idziesz ze mną, nie musisz się niczego bać. - odpowiedział. Uśmiechnęliśmy się do siebie. - Powiedz mi, Amelia... Na prawdę wstydziłaś się osobiście zaproponować mi spotkanie?
Zwiesiłam głowę. Co miałam mu powiedzieć? Że jestem w nim zakochana do tego stopnia, że tak prosta czynność mnie paraliżuje? Mruknął wymownie. Spojrzałam w jego oczy. Boże, jakie one są piękne...
- Co w tym dziwnego? Jesteś moim idolem, uwielbiam cię. - przeniosłam wzrok na ławkę. - Usiądziemy?
- Tak, oczywiście.
Zajęliśmy pobliską ławkę. Przycisnęłam się do niego tłumacząc się chłodem. Serj, jak na dżentelmena przystało, objął mnie swoimi ramionami. Wcześniej zaproponował, że da mi swoją kurtkę, ale stanowczo odmówiłam. Przecież jemu by wtedy było zimno. Nie mogę pozwolić, by biedaczek zmarzł...
- Miło mi słyszeć, że traktujesz mnie jako swojego idola. To motywujące.
- Ciebie nie można nie traktować jak idola. Jesteś przystojny, kulturalny, mądry, masz piękny głos.
Zapanowała cisza. Obróciłam głowę w jego stronę i wyszczerzyłam się. Serj jakby lekko się zmieszał, lecz kilka sekund później podziękował, za komplementy, jakie skierowałam pod jego adresem.
- Taka fanka to skarb. - mruknął. Oparłam głowę o jego ramię i skubiąc jego brodę, wpatrywałam się w jego idealne oczy.
- Żebyś wiedział jaki...
Uniósł brwi. Uniósł kąciki ust ku górze i oblizał wargi. Ten moment sprawił, że poczułam impuls do działania. Zdjęłam z siebie jego ramiona i wprosiłam się wprost na kolana Tankiana. Zaczerpnął szybko powietrza. Biedactwo, takie zdezorientowane... Ujęłam w dłonie jego twarz i zmusiłam, by patrzył na mnie. Następnie, odnalazłam jego ręce, i oplotłam się nimi w pasie. Przysunąwszy się bliżej niego sprawiłam, że musiał podnieść głowę, by widzieć moją twarz.
- Amel...
- Ciiicho... - przystawiłam palec wskazujący do jego ust. Chwilę później, wpiłam swoje usta w jego i zaczęłam go całować. Serj chwilę nie wiedział co robić, jednak po chwili zaczął nieśmiało odwzajemniać moje pocałunki. Poczułam się cudownie, jak nigdy. Wiedziałam, że teraz, Serj nie zapomni o mnie tak łatwo. Ba, ja byłam tego pewna.
Straciliśmy poczucie czasu. Nagle, usłyszałam chrząknięcie. Zamarłam. Serj szybko wysunął swój język z moich ust. Obróciłam się i mało nie zemdlałam. Za nami stało dwóch funkcjonariuszy straży miejskiej. W pośpiechu zeszłam z kolan mężczyzny.
- A co się tutaj dzieje?
Wybałuszyłam oczy. Sekundę później, wpadłam na pomysł wybrnięcia z tej sytuacji.
- Excuse me? - zapytałam ze zdziwieniem. Funkcjonariusze popatrzyli po sobie.
- Proszę nie udawać. - odezwał się jeden z nich. - Wiedzą państwo, że takie rzeczy robi się w zaciszu domowym?
- I'm sorry, but we don't understand you. We're not from Poland. English please.
Perfekcyjny akcent Serja chyba przekonał strażników miejskich, gdyż łamanym angielskim bąknęli coś bardziej do siebie niż do nas.
- Go home... Not.. Don't...
Razem z Tankianem unieśliśmy brwi. Czułam, że lada moment parsknę śmiechem.
- Kiss home. - odezwał się drugi. - Not here. Please, go.
- Oh, ok, ok. We're sorry.
Wstaliśmy z ławki i ruszyliśmy przed siebie. Kiedy strażnicy zniknęli z naszego pola widzenia, parsknęliśmy śmiechem. Kiedy się uspokoiliśmy, Serj zrobił coś, czego się nie spodziewałam. Cmoknął mnie czule w usta, chwycił za rękę i pociągnął za sobą na dalszą część spaceru.
_____________________
Schneiderowa_95 dziękuję za pomoc. ;*