31.08.2013

10. "Lekcje muzyki"

   Podczas gdy Till któryś z kolei raz mył głowę, by pozbyć się resztek srebrnego sprayu z włosów, ja, przygotowując obiad wręcz unosiłam się nad ziemię. Mimo, że w dalszym ciągu nie rozumiałam jak można tak szybko pokochać, byłam chyba najszczęśliwszą osobą na świecie. Till momentalnie wychwycił mój euforyczny nastrój.
   - Laura, ale ty wesolutka jesteś!
   Nie kryjąc zadowolenia podszedł bliżej i porwał mnie na ręce. 
   - Till, masz mokrą głowę! - jęknęłam odsuwając od siebie jego szanowną czaszkę. - Po prostu... cieszę się, bo, - chrząknęłam - bo nie dałam plamy.
   Wskazałam jego włosy, na których wciąż pozostawały resztki srebrnej charakteryzacji. 
   - Oj tak, - westchnął - pełen profesjonalizm.
   Postawił mnie na ziemię. Przez okno zauważyłam zbliżającego się do domu Christopha. Ucieszyłam się widząc go. Zanim zdążył zadzwonić, otworzyłam przed nim drzwi.
   - Cześć, braciszku!
   - Lauri, moja mała - uściskał mnie czule - Till w domu?
   - Tak, już go wołam.
   Chwycił mnie za nadgarstek i pokręcił głową.
   - Ja do ciebie. 
   Weszliśmy w głąb domu. Christoph uniósł lewą brew i chwycił mnie za dłoń. Wysypał coś na nią. Kiedy odsunął swoją dłoń zobaczyłam, że trzymam guziki z koszuli Paula. Wzruszyłam ramionami z głupią miną. Zrobiło mi się bardzo gorąco. Schneider parsknął śmiechem.
   - No i co to ma być? - zapytałam wyciągając w jego stronę rękę, w której trzymałam cztery guziki.
   - Guziki. Z tego co pamiętam, należą do Paula. Jeszcze wczoraj miał je przy koszuli.
   Parsknęłam, po raz kolejny wzruszając ramionami. Moje zachowanie wywołało szczery uśmiech na twarzy perkusisty. 
   - Dobra, dobra. - dźgnął mnie w bok - Nie ściemniaj mi tu, tylko powiedz kiedy to zrobiliście?
   Zaskoczył mnie swoją bezpośredniością. Chciałam zapaść się pod ziemię, a on uśmiechał się i nie robił sobie nic z tego, że mnie zawstydził. Zapomniałam, że Niemcy nie należą do ludzi pruderyjnych.
   - Wtedy, kiedy wy byliście już tak pijani, że nie kontaktowaliście nic, co się wokół was działo. - zarzuciłam mu ręce na kark - Ale Doom, wypaplaj to komuś, to pamiętaj... zajdę cię.
   Moja mina miała być groźna. Christoph zamiast się przerazić, wybuchnął śmiechem. 
   - Masz szczęście, że tak cię kocham. - chwycił mnie za policzki jak małe dziecko i pocałował w czoło, lewe oko, prawe, później potarł swoim nosem o mój i westchnął - W przeciwnym wypadku od razu bym cię podkablował, siostrzyczko.
   - Świnia...
   - Ja ciebie też. O, siemasz, Till!
   - Stary, to było ostatnie afterparty u ciebie.
   - Dlaczego?
   - Strułem się tymi twoimi lipnymi, gówno wartymi procentami. 
   Doom wręcz zanosił się śmiechem, a Till wyglądał na naprawdę niezadowolonego.
   - A mówiliśmy ci, żebyś nie mieszał.
   - Till, nie pieprz, bo i tak zniosłeś to lepiej, niż ja mojego kaca po wieczorku zapoznawczym u Paula... - zaglądnęłam do kuchni - Cholera, makaron mi kipi!
   Sprawdziłam, czy makaron nadaje się do odcedzenia. Był idealny. Przełożyłam go do garnka z sosem pomidorowym i mięsem. Wymieszałam wszystko i zawołałam chłopaków.
   - Zostaniesz na obiedzie, Doom?
   - No pytanie.
   I popędził do jadalni zacierając ręce. Till kręcił nosem.
   - Laura, ja nie mogę... Mi jest tak niedobrze po wczorajszym, że nie mam totalnie apetytu. 
   - Chociaż trochę, Till. Chodź, nałożę ci.
   Niezadowolony powlókł się za mną. Otrzymali z Doomem swoje porcje i usiedli w jadalni.
Dwa tygodnie później...
   Od wydarzenia na afterparty u Dooma, Paul bardzo się starał. Codziennie mnie odwiedzał. Przynosił kwiaty, dużo rozmawialiśmy, pokazywał mi warte obejrzenia miejsca w Berlinie. Słowem, jest fantastycznie. Bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Mimo moich zapewnień, że wszystko jest w najlepszym porządku Till miał Paula na oku. Chciało mi się śmiać, gdy zaczynał rozmowę sztywnym "no, i co tam u was słychać?".
   Nie próbowałam przez te dwa tygodnie rozmawiać z Richardem na temat Landersa. Wiedziałam, że i tak nie dowiem się od niego niczego nowego. Zdążyłam zauważyć, że Kruspe jest uparty. Postanowiłam nie zmuszać go do gadania. Może kiedy zobaczy, że "przestałam" się tym interesować, będzie chciał mi coś opowiedzieć. Zobaczymy, czy coś to da...
   Miałam ostatnio tak napięty grafik, że lekcje basu z Ollim musiały trochę poczekać. Dopiero tydzień po koncercie zaczęłam naukę.
   - Kiedy zaczniesz uczyć mnie grać wasze utwory?
   Moje zniecierpliwienie bawiło Olliego.
   - Opanuj najpierw podstawy, później pomyślimy. - odparł strojąc bas.
   - Kiedy to będzie...
   - Jesteś zdolna, na pewno szybko pojmiesz o co chodzi.
   Przyglądałam się jak mój kolega stroi instrument. Dostrajaniu każdej struny towarzyszyło kilkakrotne tum, tum, tum... 
   - Ok, gotowe. - podał mi gitarę - Teraz pokaż mi co zapamiętałaś z ostatniej lekcji.
   - Mówisz jak jakiś krwiożerczy nauczyciel, który tylko czeka, by wpisać mi najniższy stopień.
   - Niee... - cmoknął mnie w policzek - Proszę, graj.
   Zaprezentowałam to, czego Olli uczył mnie na ostatniej naszej lekcji. Był ze mnie dumny.
   - Moja mała, zdolna basistka.
   - Tylko nie mała! - oburzyłam się - Mierzę całe 155 cm!
   - Czyli, jesteś niewiele większa od mojego basu.
   Wyszczerzył się, a jego i tak piękne oczy zrobiły się dzięki temu uśmiechowi jeszcze piękniejsze. 
   - Posiadasz tu coś takiego jak mleko i kakao?
   - Wydaje mi się, że tak.
   - To przestańmy gadać i chodźmy do kuchni!
   Po chwili siedzieliśmy już z kubkami gorącego kakao i rozmawialiśmy.
   - Na jak długo przyjechałaś do Niemczech?
   - Teraz, to już chyba na stałe. Till mnie ławo nie wypuści.
   - Pewnie tęsknisz za rodzicami?
   - Wiadomo. Ale nie jest źle, dzwonimy do siebie, być może za niedługo przyjadą mnie odwiedzić.
   - Fajnie. I nie tylko Till łatwo cię nie wypuści. Doom, Flake, Richard, Paul, no i ja, też cię nie oddamy.
   Uśmiechnęliśmy się do siebie.
   - Myślałby kto, że będę was pytać o zgodę...
   Kiedy skończyliśmy pić, wzięłam oba kubki i zaniosłam do kuchni, podczas gdy Oliver poszedł otworzyć drzwi. Odkręcona woda sprawiła, że nie wiedziałam kto odwiedził Riedela. Kiedy wróciłam do pokoju, zobaczyłam Reesha. Przytuliłam się do niego, następnie podniosłam z podłogi bas i podałam go Olliemu.
   - To co, zaczynamy następną lekcję?
   - Bawcie się, bawcie ja sobie popatrzę.
   Tym razem, Olli pokazał mi jak zagrać prościutką melodię. Jest ona, jak stwierdził, idealna dla osoby początkującej. Richard siedział obok i przyglądał się moim postępom. Pomyślałam wtedy, że chyba przestałam być na niego zła o jego dziwaczne zachowanie. Tym bardziej, że od niedawna przestał czepiać się Paula.
   Tak więc wydaje mi się, że nie chodziło tu o to, że Richard jest zazdrosny. Gdyby tak było, próbowałby wykorzystać momenty, kiedy byliśmy sami choć chwilę. Nie zrobił tego. Do nieśmiałych osób nie należał. Musi chodzić o co innego.
Dwie godziny później... 
   - Jestem przekonana, że Richard nie jest mną zainteresowany.
   Paul przyjrzał mi się badawczo. 
   - Skąd ta pewność, kochanie?
   - No spójrz... - usiadłam mu na kolanach - Przestał szaleć, zachowuje się wobec ciebie  porządku, a kiedy zapytałam go skąd ta zmiana, powiedział, że to nic, i sam nie wie co w niego wstąpiło.
   - Coś nie chce mi się wierzyć w tą jego niewiedzę na temat tego wszystkiego...
   - Mi też, ale czy to w tym momencie ważne?
   - Nie.
   Przytuliliśmy się.
   - A jak ci idzie gra na basie?
   - Olli jest ze mnie bardzo dumny. - pochwaliłam się.
   - Moja zdolna Laura.
   - NASZA zdolna Laura.
   Obróciliśmy się. Till stał za nami i podpierał się pod boki. Paul pokazał mu język.
Wieczór...
   - Tak, fryzury wyszły świetnie, chłopcy byli ze mnie dumni.
   - Cieszę się, córcia. A co u Paula?
   - Wszystko w najlepszym porządku. Kazał was pozdrowić.
   - Dziękujemy, pozdrów go też.
   Mama od kiedy dowiedziała się, że jestem z Paulem ciągle o niego pyta. A to jak Paul się czuje, a to jak wam się układa... Nie powiem, cieszyłam się z tego.
   - Mów lepiej kiedy w końcu przyjedziecie? Paul chce was w końcu poznać!
   - Obiecuję, że postaramy się jak najszybciej cię odwiedzić.
   - No myślę... Tym bardziej, że Till powiedział, że możecie zostać tak długo, jak tylko chcecie.
   - Właśnie! Tilla też pozdrów. Lauruniu, muszę kończyć, odezwę się może jutro, kocham cię.
   - Ja ciebie też, mamusiu.
   Odłożyłam słuchawkę. 
   - Till! Masz pozdrowienia od moich rodziców!
   - Dziękuję. Mam nadzieję, że w końcu przyjadą. Chciałbym poznać ludzi dzięki którym zaprzyjaźniłem się z taką jedną Laurą...
   Podbiegłam do niego i wtuliłam się mocno w jego silne ciało.
   - Kocham cię za to, że mi pomogłeś, przygarnąłeś, polubiłeś i że wytrzymujesz ze mną. Gdyby nie ty...
   Powróciły wspomnienia z pierwszego dnia mojego pobytu w Niemczech. Łzy napłynęły mi do oczu. 
   - Ej, ej, kochanie, nie płacz. - otarł łzy z moich policzków - Było, minęło, zapomnijmy o tym. Chodź, zrobiłem pyszną kolację. Zjemy i pójdziemy spać. 
   - Tak... Naprawdę cię kocham, mój tatusiu numer dwa...
Następnego dnia, dom Olliego...
   Po odegraniu przeze mnie melodii, której nauczyłam się na ostatniej lekcji, Olli urósł z dumy jakieś 20 cm. Przybiłam z nim piątkę.
   - Ok, moja droga. Skoro jesteś taką zdolną bestyjką, dziś mam dla ciebie coś specjalnego.
   Czekałam niecierpliwie. Nagle, z głośników Olliego popłynęły pierwsze takty utworu Rammstein pod tytułem Seemann.
   - Dziś, zaczniemy uczyć się takiego czegoś.
   - W końcu! - ucieszyłam się.
   Spędziliśmy długie godziny przerabiając ten utwór. Szło mi dobrze. Nie przypuszczałam, że tak spodoba mi się gra na basie. 
   - Fajnie, że zaproponowałeś mi naukę... Od zawsze chciałam na czymś grać, a bas bardzo mi się spodobał.
   - Cieszę się, że jesteś zadowolona.
   Popołudnie...
   - Spotykamy się jutro o tej samej porze?
   - Oczywiście. Z resztą, możesz przyjść kiedy ci się podoba. Ten dom jest dla ciebie otwarty.
   - O... To miłe, dziękuję.
   Przytuliliśmy się. Nagle, Oliver zaczął śpiewać do mojego ucha:
   "Komm in mein Boot
   ein Sturm kommt auf
   und es wird Nach..."
   Spojrzałam na niego. Olli nachylił się nade mną. Pocałował mnie wprost w usta. Nie był to pocałunek taki, jaki nie raz wymieniam z Doomem czy Tillem. Nie był też taki, jaki z Paulem. Był... Niewinny, nieśmiały, ale dający do myślenia. Bąknęłam ciche "to do jutra" i wyszłam oszołomiona na zewnątrz.
__________________________________
Odcinek 10 za nami. 
Cieszę się, że ktoś to czyta, fajnie wiedzieć, że jest dla kogo pisać. 
Jest to chyba jedyne opowiadanie, którego pisanie tak mnie wciągnęło. Tym bardziej twarz mi się cieszy, gdy widzę komentarze.
Wierzę, że uda mi się przedstawić Wam historię Laury w całości, że nie stracę zapału do pisania.
Pozdrawiam, RisiardA. <3

30.08.2013

9. "Kocham cię"

   Po zakończonej próbie generalnej, dostałam 3 propozycje spędzenia popołudnia. Miałam do wyboru obiad u Dooma lub Richarda, albo spacer z Ollim. Ja jednak z wiadomych powodów postanowiłam spędzić popołudnie z Paulem. Idąc za radą Tilla, chciałam wybadać obu gitarzystów, by móc w końcu dowiedzieć się komu mogę ufać, a komu nie. Grzecznie odmówiłam pozostałym panom i wpakowałam Paula do samochodu mojego tatusia numer dwa. 
   Podczas gdy Till brał prysznic, Paul postanowił wypytać mnie o szczegóły mojej rozmowy z Richardem. 
   - Nie dowiedziałam się niczego konkretnego. - wzruszyła ramionami - Tak naprawdę od początku powątpiewałam w to, że Reesh będzie garnął się do wyjaśnień... Mówił mi to samo, co tobie.
   - Cholera, jak by go rozszyfrować...
   "jak by WAS rozszyfrować", poprawiłam go w myślach. Zerknęłam na niego ukradkiem. Czy tak uroczy facet mógłby chcieć mnie wykorzystać? Nie wygląda na takiego, ale czasami pozory mogą bardzo mylić. Przekonałam się o tym kilkakrotnie. Moja skupiona mina nie umknęła jego uwadze. 
   - Ale cię to pochłonęło...
   - Po prostu chcę to wszystko ogarnąć.
   - Ja też. Zastanawia mnie jedno. Dlaczego Reesh tak bardzo chce cię do mnie zniechęcić? Czy faktycznie chce cię zdobyć, albo ma jakiś inny cel...
   - Niby jaki?
   - Też chciałbym wiedzieć...
   Usłyszeliśmy tupanie i po chwili do salonu zaglądnął Till. Miał na sobie swój domowy strój, czyli dres. Jego czarne włosy były wilgotne. 
   - No i co, robaczki?
   - Rozmawiamy o Richardzie. 
   - No tak... Temat-rzeka.
   Puścił mi oko i poszedł do kuchni.
Następnego dnia, pół godziny przed koncertem...
   Czułam się świetnie jako stylistka zespołu. W pomieszczeniu, w którym przygotowywali się chłopcy były fotele fryzjerskie i wielkie lustra. Muzycy kolejno siadali na moje stanowisko, gdzie ubrani już w stroje przechodzili tymczasowe farbowanie srebrnym sprayem. Kiedy ja skończyłam swoją pracę, przechodzili na stanowisko obok do dziewczyny, która zajmowała się makijażem scenicznym. Następnie, kontroli został poddany płaszcz Tilla. Nie mógł nie zdać egzaminu, gdyż był to koncert w klubie, dlatego zespół nie mógł sobie pozwolić na pirotechniczne szaleństwa. Mogliby narazić bezpieczeństwo zarówno swoje, jak i fanów. 
   Stałam za sceną i przyglądałam się, jak światło gaśnie, a z głośników zaczyna płynąć intro Rammstein. Po chwili, chłopaki zaczęli grać. Publiczność oszalała. Cała sala śpiewała razem z Tillem, który stał na środku sceny w płonącym płaszczu. Doom odnalazł mnie wzrokiem i uśmiechnął się. Domyśliłam się, że chodzi o płaszcz. Kiwnęłam z uznaniem głową. 
   Po zakończeniu piosenki mocnym okrzykiem "Ramm-stein". Salę na kilka chwil ogarnęła ciemność, by nagle z impetem rozbrzmiały gitary, a całe pomieszczenie zalało czerwone światło. Zaczęło się Asche zu Asche. Na płycie brzmi świetnie. Na żywo - rewelacyjnie! Chłopaki dawali z siebie wszystko. Till pozbył się już płaszcza. Byłam pod wrażeniem Paula i Richarda. Biła od nich pasja i miłość do tego, co robią. Flake szalał za swoimi klawiszami.
   Chyba największe szaleństwo rozpętało się, gdy ze sceny z wielkim hukiem uderzyło w fanów Sehnsucht. Każdy, kto był pod sceną wyglądał jakby został rażony prądem. Światła migały milionem kolorów, a temperatura rosła i rosła...
   Emocje sięgnęły zenitu, gdy Doom rytmicznym uderzaniem w bęben basowy dał znak, że właśnie rozpoczyna się Bück Dich. Lindemann prowadzący Flake'a na smyczy. W późniejszym czasie rozpiął klapę jego spodenek tak, że wszyscy ujrzeli jego pośladki. Mój tatuś numer dwa wyciągnął ze spodni sztuczny interes i rozpoczął udawany stosunek skandując przy tym Bück Dich, by w późniejszym czasie trysnąć z niego w stronę publiczności sztucznymi... płynami. Kiedy po wszystkim obrócił się do mnie, pokręciłam głową.
   Później było Weisses Fleisch, podczas którego Doom poszalał na perkusji, a Fake udawał, że potrafi tańczyć. Bestrafe Mich, gdzie Till okładał się pejczem, krzycząc "ukarz mnie!".
   Zagrali jeszcze Tier, Herzeleid, Du Hast, Laichzeit. Dwa razy bisowali, pożegnali się z fanami i poszli do garderoby.
Późny wieczór, dom Dooma...
   - Skoro jesteście już tak słynni i lubiani, dlaczego gracie taki krótki koncert w klubie?
   - Zaczynaliśmy w nim. - wyjaśnił Olli - Bardzo im zależało, byśmy wystąpili. A dlaczego tak krótko? W klubach koncerty z reguły są krótsze, niż normalnie.
   - Koniec gadania, bawmy się!
   Paul zwinnym ruchem zgasił światło, a Doom zapalił kolorowe lampki świecące pulsacyjnie w rytm muzyki. Znajdowały się w każdym z czterech rogów pokoju przy suficie. Były połączone z subwooferem, dzięki czemu migały rytmicznie, według melodii.
   Chłopaki oszaleli. Wywijali w rytm niemieckiego disco wygłupiając się i popijając drinki. Till tańczył chwilę ze mną, później dorwał Christiana...
   Dwóch tańczących ze sobą mężczyzn... Komiczny widok.
   Ktoś objął mnie w talii i porwał do dzikiego tańca. W świetle jednej z diod rozpoznałam twarz Paula. 
   W tym momencie wyparowały gdzieś moje obawy i podejrzenia. Oddałam się całkowicie chwili i cieszyłam się obecnością Paula. Podobało mi się, kiedy błądził dłońmi po moim ciele sprawiając, że byłam coraz bardziej uległa.
   Po jakimś czasie, kiedy pozostali byli już tak pijani, że mało co kontaktowali, Paul pchnął mnie na ścianę. Oplotłam rękami jego szyję, podczas gdy on chwycił mnie mocno za pośladki i uniósł. Moje uda spoczęły na jego biodrach. Całował mnie tak, jak nigdy nie całował mnie nikt. Namiętnie, mocno... Momentami brutalnie.
   Ze mną na rękach, wszedł do łazienki i zamknął drzwi. 
   - Postaw mnie - wydyszałam.
   Posłusznie mnie puścił. Opuściłam klapę sedesu i nakazałam mu usiąść. Kiedy wykonał polecenie, usiadłam na nim okrakiem. Rozerwałam koszulę na jego piersi. Spadające na kafelki guziki wydały subtelny dźwięk. Byłam coraz bardziej rozpalona.
   Kilka minut później byliśmy już całkowicie nadzy. Paul sięgnął do swoich spodni i wyjął zabezpieczenie.
   W pewnym momencie przestraszyłam się, że po tym wszystkim, Paul się zmieni.
   Ale kiedy w trakcie naszego pierwszego uniesienia wyszeptał do mojego ucha "kocham cię" uśmiechnęłam się i poczułam, że zbliża się koniec...
Następnego dnia rano...
   Kiedy opuszczaliśmy dom Christopha, pociągnęłam Paula na bok. Powiedział mi dokładnie to samo, co wczoraj, patrząc mi prosto w oczy.
   - Paul... Czy ty mówiłeś poważnie?
  Pocałował mnie delikatnie.
   - Z miłości, moja droga nie można żartować. Kocham cię. To, co się między nami wydarzyło było czymś pięknym, było dla mnie przeżyciem nie tyle cielesnym, co duchowym.
   - Jak można pokochać tak szybko?
   - Miłość jest nieprzewidywalna. Czasami spada jak grom z jasnego nieba, czasami czeka się na nią latami, a czasami nie dostaje się jej w ogóle... 
_____________________________________
Special message for Alex:
Miałam mega obawy, by to opublikować, gdyż uważam, że sięgnęłam dna. No ale łatewer, raz się żyje xD 

29.08.2013

8. "Ta cholerna niepewność"

   Popołudnie, dom Flake'a...
   Siedziałam przy stole i wsłuchiwałam się w odgłosy, jakie dochodziły z kuchni, gdzie uwijał się Christian. Z lewej strony Doom miział mnie nosem po uchu, z prawej Olii dźgał w bok. Na przeciwko mnie siedział Paul i co chwilę mrugał, na co ja odpowiadałam szerokim uśmiechem.
   - Do jasnej cholery!
   Zarówno Doom jak i Oliver zastygli jak marmurowe posągi wpatrując się we mnie. Z kuchni wychylił się Flake w czerwonym fartuszku i rękawicy kuchennej. Powiedział: "jeszcze nie podałem obiadu, a ci już się wydzierają" pokręcił głową i wrócił do swojego wcześniejszego zajęcia. Schneider i Riedel w dalszym ciągu siedzieli nieruchomo. Zlustrowałam ich twarze i zanosząc się śmiechem zwinnym ruchem założyłam za ucho kosmyk falowanych, czekoladowo-brązowych włosów. 
   - No ile można wytrzymać ciągłego miziania? - zerknęłam na Dooma - Albo dźgania? - obróciłam się do Olliego.
   Wzruszyli ramionami. Oliver objął mnie ramieniem. Byłam wprawdzie przyzwyczajona do tego. Ciągle ktoś mnie przytulał, ale kiedy zrobił to Olli, poczułam się dziwnie. Sama nie wiem dlaczego.
   Na widok półmiska niesionego przez Flake'a, jak na komendę wydaliśmy z siebie westchnienie oznaczające zachwyt. Na chudziutkiej twarzy Christiana pojawił się szczery uśmiech. Postawił przed nami naczynie z kurczakiem z warzywami. Till i Paul rzucili się wręcz na półmisek. Zauważywszy nasze zszokowane spojrzenia wytłumaczyli, że czują wilczy głód. Olli wyręczył mnie i osobiście nałożył mi porcję. Uśmiechnęłam się do niego promiennie. On uniósł niepewnie kąciki ust.
   - Smacznego, księżniczko. - szepnął mi do ucha Doom. Puściłam mu oczko.
   - Wzajemnie braciszku.
   Widząc zaskoczonego Dooma Till wyjaśnił mu, że wspominał mi, iż perkusista nazywa mnie swoją małą siostrzyczką. 
   - Jak to miło popatrzeć na odnajdujące się po latach rodzeństwo. Zdrowie Dooma i Laury.
   Chłopcy wznieśli kufle z piwem, a ja kubek z kawą. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Po toaście, w końcu zaczęliśmy jeść te pyszności. Nie podejrzewałabym Christiana o taki talent kulinarny. Ostatni raz tak dobrego kurczaka jadłam w domu, u mamy.
   - Słyszałem, że wymyśliliście z Doomem fryzury. - Olli przerwał bardzo długą chwilę milczenia. 
   - Tak. - odparłam - Oboje doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie, jak pokryjemy wasze włosy i twoją brodę srebrnym sprayem koloryzującym. Do tego, wiadomo, dojdzie jakaś charakteryzacja twarzy, stroje i całość będzie wyglądała tak, jak wyglądać powinna.
   - Idealnie. Koncert już pojutrze, przydałoby się jeszcze zrobić generalną.
   - W takim razie, moi drodzy spotykamy się jutro w samo południe w sali. - zarządził Flake. 
   Swoją drogą nie wiem, jak rozpadający się garaż można nazwać "salą prób"...
Późne popołudnie...
   Siedzieliśmy z Paulem na kanapie w jego domu. A raczej ja siedziałam, a Paul leżał na plecach, z głową ułożoną na moich nogach. Przeczesywałam palcami jego króciutkie włosy, co powodowało, że stawał się coraz bardziej senny i zaczynał odpływać w krainę snu. Ja natomiast nie mogłam przestać myśleć o tym, co rano powiedział mi Till. Nie potrafiłam sobie wyobrazić tego, jak straszna tragedia go spotkała. Nie potrafię znaleźć słów by to opisać. Jestem w głębokim szoku, że istnieją osoby będące zdolne zakatować drugiego człowieka, a nawet bezbronne dziecko. I wtedy, przeniosłam swoje spojrzenie na Paula. Miał zamknięte oczy, a jego twarz była tak spokojna... Zupełnie jakby...
   Wewnętrzny impuls kazał mi nim potrząsnąć. Zerwał się na równe nogi.
   - Co się dzieje?!
   Jak dobrze było zobaczyć jego oczy. Otwarte. Resztki snu malujące się na jego twarzy sprawiały, że wyglądał po prostu słodko.
   - Przepraszam... - bąknęłam - Dziwne myśli mnie naszły, kiedy leżałeś tak bez ruchu... 
   Usiadł obok i objął moją twarz dłońmi.
   - Co się dzieje, Laura?
   - Nic, tak jakoś...
   - No przecież widzę. Gdyby nic się nie stało nie zachowywałabyś się tak dziwnie. Przecież mi możesz powiedzieć, dobrze o tym wiesz.
   - Till opowiadał mi o zamordowaniu jego córeczki.
   Spuścił wzrok i objął mnie w talii, a głowę oparł o mój policzek. Posmutniał. Wywnioskowałam z tego, że ta historia nie jest mu obca.
   - Tak... Tragedia małej Melly... Gdyby nie fakt, że ten sukinsyn już nie żyje, własnoręcznie bym go oskórował. 
   - W końcu zrozumiałam troskę Tilla. Mojego tatusia numer dwa.
   - Kiedy byłem u Tilla, gdy ciebie akurat nie było...
   - Co? - zdziwiłam się - To ja wyszłam gdzieś bez Tilla?
   - Akurat wtedy byłaś u Dooma.
   - Ach, tak.
   - Tego dnia mieliśmy chwilę by pogadać sobie szczerze, bez świadków. Powiedział mi wtedy jak bardzo chciał ci pomóc. Mimo twoich protestów chciał cię do siebie przekonać. Udało mu się i jest z tego powodu bardzo szczęśliwy. Mimo, że jesteś już dorosłą kobietą, on w końcu może znowu poczuć jak to jest być ojcem. Troszczyć się o kogoś, dbać, by nie działa ci się krzywda. Powiedział nawet, że jeśli ktoś tylko spróbowałby cię zranić, zginie z jego rąk tak samo, jak zginął tamten fagas. - uśmiechnął się pod nosem - Powiedział, że będzie miał na mnie oko.
   Zachichotaliśmy obaj. Wzruszyłam się. Jestem wdzięczna losowi za to, co mnie spotkało. Nawet te chwile kiedy myślałam, że nie przeżyję były tego warte. Spotkałam sześć wspaniałych osób. Tak, nawet Reesh jest wspaniałym przyjacielem mimo jego dziwnego zachowania. 
   - Myślałeś już co zrobimy z Richardem?
   - Wydaje mi się, że najlepiej będzie jeżeli na razie zostawimy to tak jak jest. Dobrze by było, gdyby on pierwszy zaczął wyjaśniać o co tak na prawdę chodzi. Pozostaje pytanie, jak go do tego dyskretnie nakłonić?
   - A może bym tak go odwiedziła i porozmawiała w cztery oczy?
   Paul zrobił dziubek z ust i zastanowił się nad moim pomysłem. 
   - W sumie, dlaczego nie. Tylko pamiętaj, by go nie spłoszyć.
   - Nie musisz mnie uczyć takich rzeczy.
   Pocałowałam go w czubek nosa. Po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Till tak jak obiecał przyjechał po mnie. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz poprosiłam go, by podwiózł mnie do Richarda. Był zdziwiony, ale spełnił moją prośbę.
5 minut później, przed domem Richarda...
    Przez okna było widać, że wewnątrz świeci się światło. Zatem Richard jest w domu. Byłam zadowolona, że udało mi się go zastać.
   - O której po ciebie przyjechać?
   - Za godzinę.
   Pocałował mnie w czoło. Wyszłam z samochodu i momentalnie "zaatakował" mnie silny, chłodny wiatr. Założyłam ręce na pierś i pokonawszy trzy schodki, zadzwoniłam do drzwi. Nic. Zadzwoniłam drugi raz. Też nic. Wzruszyłam ramionami i postanowiłam wrócić do domu, gdy drzwi otworzyły się. Obróciłam się. W korytarzu stał Reesh. Miał wilgotne ciało i zawiązany na biodrach ręcznik.
   - Lauri! Chodź, chodź. Przepraszam za ten strój, ale właśnie brałem prysznic. Rozgość się, a ja biegnę się ubrać.
    Usiadłam na kuchennym krześle. Nie wiem dlaczego, ale zawsze wolę przesiadywać właśnie tam. Kuchnia jest pomieszczeniem w którym przyjemnie się rozmawia.
   Z zamyślenia wyrwały mnie silne ramiona Richarda oplecione wokół moich ramion.
   - Dlaczego nie zrobiłaś sobie nic do picia?
   - Nie, nie dziękuję. - wyszczerzyłam się - Piłam przed chwilą. 
   - Jeść?
   - Nie. Tak pomyślałam, że wpadnę zobaczyć co u ciebie.
   Rozpromienił się i przysunął bliżej swoje krzesło. Obserwowałam go bacznie. Póki co nie dał mi żadnych jasnych sygnałów, że jest mną zainteresowany. 
   Pokierowałam rozmową dość umiejętnie. Gadaliśmy o wszystkim i niczym. Chciałam, by Reesh uwierzył, że wpadłam ot tak, by sobie z nim pogawędzić. Wydaje mi się, że osiągnęłam swój cel. Kiedy zapytał mnie co robiłam po obiedzie u Flake'a, uznałam, że nadarzyła się świetna okazja by nieco zmienić przebieg wizyty.
   - Byłam u Paula.
   Od razu zauważyłam, jak zmienia się wyraz jego oczu. Pomyślałam, że teraz go przycisnę i wyciągnę z niego wszystko. 
   - U Paula?
   - Tak. Dlaczego tak cię to poirytowało?
   - Przecież rozmawialiśmy już o tym...
   - Nie, Reesh. - pokręciłam głową - To nie była rozmowa. To było obarczanie Paula różnymi oskarżeniami. Do tej pory nie wiem co tobą kierowało, kiedy tak bardzo próbowałeś mnie do niego zniechęcić. Mógłbyś mi to wyjaśnić?
   Zaskoczyłam go moją bezpośredniością. Nie patrzył mi w oczy. Stukał palcami o kolano i totalnie nie wiedział co ma powiedzieć. Czekałam cierpliwie. Byłam ciekawa co wymyśli. Nie patrzyłam na niego. Wiem, że kiedy przypatruje się osobie "przesłuchiwanej" można ją spłoszyć i w efekcie nie dowiadujemy się nic. 
   Kruspe wzdychał, pomrukiwał, cmokał.
   - Nie wydaje mi się, żeby on był odpowiednim facetem dla ciebie. 
   - Ale dlaczego? Till jest innego zdania. Prze... Zapytam w takim razie inaczej... Czy jest ktoś, kto według ciebie byłby dla mnie odpowiedni? Próbujesz mi kogoś zasugerować, tylko nie wiesz jak to zrobić? Richard, do cholery wyjaśnij mi to.
   - Nie chcę ci nikogo sugerować, po prostu wiem, że Paul cię skrzywdzi. A ty myślisz, że przez kogo rozpadło się jego małżeństwo?
   - Podstawowa kwestia, Kruspe, - byłam już mocno wzburzona i przypadkowo zwróciłam się do niego po nazwisku. Zaskoczyło go to - to, przez kogo, dlaczego i wszystko inne co jest związane z małżeństwem Paula omijamy szerokim łukiem, bo to do ch... - chrząknęłam znacząco - ciężkiego nie jest nasz pieprzony interes. Było, minęło i schluss. 
   - Ale...
   - Nie ma ale, Richardzie! Po co wtykać nos tam, gdzie nie trzeba?
   - Laura, uspokój się.
   Chwycił mnie za ramiona. Wzięłam kilka głębszych wdechów i przysunęłam się do niego tak, że nasze czoła się stykały. A może Richard na prawdę chce dla mnie dobrze? Może Paul faktycznie jest takim "kwaśnym cukierkiem w słodkiej polewie"? W tym momencie jestem całkowicie zdezorientowana, nie wiem co robić i komu wierzyć.
   - Przepraszam.
   - No już dobrze. - pocałował mnie w czoło. 
   Usłyszałam warkot silnika. Wyjrzałam przez okno. Przed domem zaparkowało auto Tilla. 
   - Muszę iść... Do zobaczenia.
   Uściskaliśmy się mocno. Otworzyłam drzwi wejściowe. Na progu stał już Till. Rzuciłam się mu na szyję i przytuliłam tak mocno, jak tylko potrafiłam.
Wieczór...
   Stanęłam przed Tillem jak ostatnia sierota w ciepłej piżamie i grubych skarpetkach. Wprosiłam się na jego kolana i wtuliłam się w jego ramiona.
   - Komu mam wierzyć?
   - Chcesz pogadać o twojej wizycie u Richarda? - zapytał głaszcząc mnie po głowie.
   - Tak. Wiesz, do tej pory odnosiłam wrażenie, że Reesh najzwyczajniej w świecie wpieprza się między mnie a Paula, a teraz? Teraz sama już nie wiem. Richard na prawdę sprawia wrażenie wiarygodnego, jakby naprawdę chciał dla mnie dobrze. 
   - Nie wiem co ci poradzić, księżniczko... - uśmiechnął się - Za dużo Dooma... W każdym bądź razie nie wiem co mam ci doradzić, a bardzo bym chciał. Jedno jest pewne. Jeśli któryś z nich zrobi wobec ciebie coś złego, będzie miał ze mną do czynienia. A wtedy nie chciałbym być w ich skórze.
   - Dziękuję... Ale wiesz, nie wydaje mi się, że Reesh albo Paul chcieliby mnie skrzywdzić. Chciałabym w końcu dowiedzieć się o co tak naprawdę chodzi.
   - Myślę, że powinnaś stopniowo, dyskretnie ich obserwować, a rozwiązanie samo wpadnie w twoje rączki.
   - Tak myślisz?
  - Mhm.
   Zastanowiłam się chwilę. To wcale niegłupi pomysł. 
   - Ale Till, obiecaj, że to zostanie między nami.
   Przyłożył prawą dłoń do lewej piersi.
   - Tylko między nami.

28.08.2013

7. "Ojcowska miłość"

   Następnego dnia rano, obudziłam się na dźwięk tłuczonego... czegoś. Chwilę później, usłyszałam Tilla, wykrzykującego słowa powszechnie uznawane jako wulgarne. Spojrzałam na budzik. 8:48. Przeciągnęłam się, wygramoliłam się z pościeli i chwiejnym krokiem zeszłam na dół. Przetarłam oczy. Na kuchenny blacie stał półmisek z jajecznicą, a na podłodze roztrzaskany talerz. Lindemann wyraźnie posmutniał, gdy zobaczył mnie w progu.
   - A ja chciałem ci zanieść do łóżka... - skrzywił sie - Przepraszam, Lauri.
   - Przestań, Till. - podeszłam do niego, przytuliłam i pocałowałam w skroń - Podawaj jedzonko, a ja zrobię kawę. 
   Chciało mi się śmiać z jego smutnej miny, ale nie chcąc go jeszcze bardziej dobijać, powstrzymałam się. 
   Tak jak przypuszczałam, Till nie mógł odmówić sobie drażnienia się ze mną. Każda drobna, nieszkodliwa uszczypliwość miała w tle osobę Paula Landersa. 
   - Panie Lindemann, jeżeli jeszcze raz rzuci pan jakimś hasełkiem o Paulu, to będę musiała się na pana obrazić o dzisiejszy incydent.
   - Przecież ja żartuję tylko... Naprawdę cieszę się, że jesteś z Paulem, to wbrew temu co zobaczyłaś drugiego dnia bardzo porządny chłopak.
   - Jestem, nie jestem... - pokręciłam widelcem w jajecznicy - Dobrze wiesz, że nie możemy się z tym zbytnio obnosić, dopóki nie okaże się o co tak naprawdę chodzi Richardowi... Paul ci mówił, co Kurspe mu nagadał?
   - Tak. Lauri, co tu ma się okazywać. Nie robiłby takich rzeczy, gdybyś mu się nie podobała. Coś czuję, że ci dwaj nie będą chcieli odpuścić.
   Wyobraziłam sobie Paula i Richarda kłócących się. I to o co... Nigdy nie uważałam się za osobę, o którą mogliby rywalizować mężczyźni. Nie byłam nadzwyczaj piękna, raczej przeciętna. Moje życie nie było nigdy przebojowe. Patrząc z perspektywy czasu było po prostu nudne. Co więc Paul we mnie widzi? A co widzi Reesh?
   Wtedy dotarło do mnie, że nie mogę pozwolić na to, by ci dwaj znowu zaczęli drzeć ze sobą koty. Z drugiej strony nie chciałam pozostać z Paulem w układzie czysto przyjacielskim. Musiałam zadać sobie podstawowe pytanie. Co jest w tym momencie dla mnie ważniejsze? Moje pragnienie bycia z Paulem, czy chęć uchronienia Rammstein przed kolejnym kryzysem? Chyba wiem, co zrobię. Ale jak ja powiem to Tillowi? Co powiem Paulowi?
   Nie wiadomo kiedy, po policzku spłynęła mi łza i z cichuteńkim pluskiem wpadła do kubka z kawą. Till w ułamku sekundy był obok mnie.
   - Nie płacz, kochana, wszystko się jakoś poukłada, damy radę, zobaczysz.
   - Till, ja muszę stąd wyjechać, jak najprędzej.
   Jego wielka dłoń zastygła na moim ramieniu. Drugą ręką dotknął mojego policzka i nakierował moją głowę tak, bym była zmuszona patrzeć mu w oczy, co w tym momencie nie było łatwe.
   - Wyjechać? Lauri, nie mów tak nawet.
   - Muszę. Nie chcę narażać Rammstein na kolejny konflikt. Zrozum, Till... Czasami trzeba zrobić coś trudnego, by było lepiej. Przecież możemy się kontaktować, możesz mnie odwiedzać kiedy tylko będziesz miał na to ochotę.
   - Lepiej? Nic nie będzie lepiej. Złamiesz Paulowi serce. Złamiesz mi serce. Doom się załamie.
   - Doom?
   - Zaczarowałaś go do tego stopnia, że ciągle powtarza, że jesteś jego nową, małą siostrzyczką.
   Till tak śmiesznie odegrał Christopha, że uśmiechnęłam się przez łzy.
   - Mi też będzie ciężko was opuszczać. Cała wasza szóstka jest grupą świetnych chłopaków, ale Till... Muszę. Nie widzę innego wyjścia.
   - Jeszcze dziś złożę Kruspemu wizytę i walnę go tak mocno, że miesiąc będzie nosił limo pod swoim pięknym oczkiem.
   - Till, pogrzało cię?! Znaczy... nie możesz! Obiecałeś, że Reesh nic się nie dowie!
   Westchnął, posadził mnie na kolanach i przytulił do siebie. Wtuliłam głowę w jego tors. Zegar cykał cicho. Może odmierzał moje ostatnie chwile tutaj?
   - Ja wiem, że ty masz tam w Polsce tatę, ale... - zaciął się. Przycisnął mnie mocniej do siebie. - Ale od kiedy cię zobaczyłem pierwszy raz, kiedy wtedy, resztkami sił wyszeptałaś pomóż mi... Poczułem się wtedy za ciebie odpowiedzialny, poczułem się tak, jakbyś była moją córką.
   Nie odpowiedziałam. Zaskoczył mnie mimo tego, że ostatnio dało się wyłapać w jego oczach taką ojcowską troskę.
   - Miałem kiedyś córkę. - jego spojrzenie zrobiło się mętne - Miała na imię Amelia i była pięknym dzieckiem. Kiedy rozwiodłem się z jej matką, spotykałem ją dwa-trzy razy w tygodniu. Zabierałem ją na spacery, bawiłem się z nią... Była najważniejszą istotą w moim życiu. Pół roku po naszym rozstaniu, Amelia miała roczek. Wtedy, moja eks żona znalazła sobie nowego faceta. Mój kontakt z córką urywał się coraz bardziej. Nie wiedziałem co się dzieje, moja była za każdym razem mówiła, że albo akurat wychodzi gdzieś z małą, albo coś innego było powodem, dla którego nie mogłem spotkać się z własnym dzieckiem. Czekałem cierpliwie. Teraz wiem, że to był największy błąd w moim życiu... Pewnego dnia była zadzwoniła cała rozhisteryzowana. Krzyczała, że Amelia nie żyje... Od razu pojechałem do jej domu. To, co tam zobaczyłem... Ten widok do dziś prześladuje mnie, gdy zamknę oczy... Moje dziecko, moja śliczna Melly leżała na podłodze, cała zakrwawiona... Krzyczałem, żądałem wyjaśnień. Wtedy z ich sypialni wyszedł ten jej facet. Pijany. Powiedział, że nie lubi gdy bachor beczy, kiedy on próbuje spać. Moja reakcja była natychmiastowa. Rzuciłem się na niego, zaczęliśmy się szamotać. Mimo tego, że był pijany, pozostawał dość silny i zwinny. Pchnąłem go w końcu z całych sił i... - przerwał, by wziąć głęboki wdech - już po chwili leżał na ziemi. Nachyliłem się nad nim i biłem gdzie popadnie. Chciałem, by odpowiedział za to, co zrobił mojemu dziecku. Po chwili dotarło do mnie, że okładam trupa... On już nie żył. Rozwalił sobie głowę o jakiś ostry przedmiot. Cała sprawa znalazła swój finał w sądzie. Potraktowano mnie nadzwyczaj łagodnie, gdyż działałem pod wpływem silnych emocji. Dostałem zawiasy. Ale najgorszy był widok mojego maleństwa w białej trumience... Była cała posiniaczona... Od tego wydarzenia minęło już 12 lat. - spojrzał na mnie - Teraz już wiesz, dlaczego cię tak traktuję...
   Patrzyłam na niego i nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. To, co przed chwilą mi powiedział było... straszne. Straszne, tragiczne. Nie potrafię znaleźć odpowiednich słów. Pogładziłam go po policzku i mocno objęłam za szyję.
   - Jesteś moim tatusiem numer dwa. Nie powiem, że jest mi przykro, bo to bardzo banalne... Powiem tylko, że jesteś wspaniałym, silnym mężczyzną i za to cię cenię.
   Pocałował mnie w czubek głowy. 
   - Moja mała...
***
   Siedziałam w sali prób i przysłuchiwałam się jak chłopcy ćwiczą przed koncertem. Rozgrzewałam dłonie na kubku z kawą. Akustyka wprawdzie nie była profesjonalna, ale mimo to, słuchało się ich bardzo przyjemnie. Po półgodzinnym graniu prawie całkowicie zapomnieli o mojej obecności. Całkowicie oddali się muzyce. Wtedy jeszcze przyjemniej się ich oglądało. Po jakimś czasie zrobili sobie przerwę. 
   - I jak ci się podoba? - zapytał Olli zdejmując bas.
   - Bardzo. Widać w was taką pasję i zaangażowanie, że aż miło popatrzeć. 
   - A ty grasz na czymś?
   - Niestety nie.
   - To jeśli chcesz, ja mogę pouczyć cię gry na basie. Jestem przekonany, że szybko opanujesz ten instrument.
   Zastanowiłam się chwilę. W sumie to dlaczego nie, mogę spróbować.
   - Ok, kiedy zaczynamy?
   - Od przyszłego tygodnia?
   - Idealnie.
   Uśmiechnęliśmy się do siebie. Pierwszy raz miałam okazję na dłużej pogawędzić z Oliverem. Świetny z niego chłopak. Trochę poopowiadał mi o sobie. Ma na swoim koncie kilka przykrych przeżyć. Stara się jednak nie tracić pogody ducha.
   Doskoczył do nas Doom.
   - Nie podrywać mi tu mojej księżniczki! - cmoknął mnie w policzek.
   - Krzysiu jak zawsze na posterunku. - zachichotałam widząc jego zdziwione spojrzenie. - Christoph, to po polsku Krzysztof. Zdrobniale, Krzysiu.
   - Kr... Ksz... Krzysztof? - powtórzył łamiąc sobie język.
   - Tak. Oliwier, Ryszard, Krystian, Paweł. - wymieniałam polskie odpowiedniki ich imion wskazując na nich by wiedzieli, o kim mówię.
   Próbowali powtórzyć po mnie. Szło im... dość dobrze.
   - A ja? 
   - Niestety, imię Till nie ma polskiej formy. Ale i tak cię kocham.
   Wyszczerzył się.
   I powrócili do gry. Paul, tak jak się umawialiśmy, trzyma mnie przy reszcie na dystans. Chyba nawet aż za bardzo... Wyglądał dosłownie tak, jakby bał się odezwać do mnie. Ale może to i lepiej...
Jakiś czas później...
   - To co, może zjemy coś razem? Zapraszam do mnie.
   Pomysł Flake'a okazał się strzałem w dziesiątkę. Choć z drugiej strony... Bałam się o co tym razem chłopcy pokłócą się podczas jedzenia.
   - To mówisz, że Olli będzie cię uczył grać na basie? - zapytał Paul i dyskretnie pogłaskał moją dłoń.
   - Tak, od przyszłego tygodnia. - odparłam z uśmiechem.
   Kątem oka dostrzegłam, że idący nieopodal nas Richard uśmiecha się pod nosem.

27.08.2013

6. "Szansa"

Ten sam wieczór...
   Wyciągnęłam z DVD płytę z filmem, a Till siedział na kanapie i ocierał łzy, które uronił podczas śmiechu. Schowałam krążek do pudełka, a następnie wzięłam do rąk cztery płyty z filmami i podeszłam do Tilla rozkładając je przed nim jak wachlarz.
   - Nie psujmy sobie humorów, dawaj komedię.
   Umieściłam płytę w odtwarzaczu i nacisnęłam przycisk "play". Jednym susem zajęłam miejsce obok Tilla, a on, jak to miał w zwyczaju objął mnie ramieniem.
   - Podziałało?
   Nie bardzo wiedziałam, co Lindemann ma ma myśli. 
   - Co miało podziałać? - zapytałam wtulając głowę w jego bark.
   - Noo... Strój, który ci zaproponowałem na randkę z Paulem.
   - To nie była randka! - oburzyłam się - Ot, przyjacielski spacer. - poczułam na sobie jego spojrzenie, które zapewne było pełne niedowierzania, ale zignorowałam to. - Ale jeśli naprawdę chcesz wiedzieć, był zachwycony.
   - No spróbowałby nie...
Półtorej godziny później...
   Gdy byliśmy już z Tillem w piżamach, spotkaliśmy się w kuchni. Usiadłam na krześle, oparłam łokcie o blat stołu, a brodę oparłam na wewnętrznej części dłoni.
   - To co? Po szklance ciepłego mleka i idziemy spać?
   - Tak. Jutro muszę wcześniej wstać, Doom obiecał mi, że pokaże mi stroje na wasz najbliższy koncert.
   Odezwał się dzwonek do drzwi. Wymieniliśmy z Tillem zdziwione spojrzenia. Włożyłam nasze mleko do mikrofalówki i usiadłam na blacie. Wielkie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam Richarda.
   - Richard, my się już dziś trzeci raz widzimy!
   Nie wyczuł totalnie ironii w moim głosie, gdyż podszedł i jak zawsze mocno mnie uściskał.
   - Chciałbym z tobą porozmawiać... - zerknął znacząco na Tilla - w cztery oczy.
   Lindemann mrugnął do mnie i poszedł na górę. Wyciągnęłam szklanki z mlekiem z mikrofalówki. Reesh w mgnieniu oka porwał jedną i duszkiem wypił zawartość.
   - A-aha... O czym chciałeś pogadać?
   - O tobie i Paulu.
   - Co?!
   - Musisz coś wiedzieć.
   - Okej...  Tylko w miarę możliwości streszczaj się, nie mogę dziś siedzieć do późna.
   - W takim razie przejdę do sedna. Laura, uważaj na Paula, błagam cię. Nie daj się omamić jakimiś słodkimi słówkami, czy tym jego uśmiechem, na który leci tyle kobiet. Ty myślisz, że który z nas ma po kilka kobiet na noc po każdym koncercie? Tak, Paul! Wabi je wszystkie tak jak ciebie teraz, później zrobi, co ma do zrobienia i zostawi! Poza tym, on przecież już był żonaty! Jestem przekonany, że to z jego winy to małżeństwo się rozpadło! Laura, - chwycił mnie mocno za ramiona - opamiętaj się, póki możesz.
   Stałam tak i wybałuszałam na niego oczy. 
   - Nie wiem, czy chodzi o późną porę, czy jestem po prostu głupia, że nie rozumiem, ale Richard, do cholery o co ci chodzi?
   - Znam go i widzę jak on na ciebie patrzy. Jako lojalny przyjaciel ostrzegam cię, byś nie musiała cierpieć.
   - Oczywiście dziękuję za troskę, - poklepałam go po plecach - ale pozwól, że sama poznam lepiej Paula, bym mogła wyrobić sobie o nim zdanie.
   - Obiecaj mi coś.
   - Co konkretnie?
   - Że nie dasz sobie zrobić krzywdy.
   Jego rozbrajająca mina sprawiła, że nie mogłam się powstrzymać, by go nie przytulić.
   - O to nie musisz się martwić, będę ostrożna.
   Przyglądnął mi się, krzyknął Tillowi "narazie" i poszedł. Zastygłam w jednej pozycji na dłuższą chwilę. Przeanalizowałam kilkakrotnie słowa Kruspego. Wyobraziłam sobie przedstawioną przez niego sytuację. Paul, a wokół niego pełno pięknych kobiet, które przyszły na koncert nie po to, by posłuchać jego muzyki, ale po to, by dostać się za scenę, do Paula. Tego Paula, którego do tej pory uważałam za faceta idealnego.
   Racja, groupies to jeden z elementów życia gwiazd muzyki. Z drugiej strony nie mogłam wyobrazić sobie Landersa, który za dnia spędza ze mną czas, a wieczorem wyczynia takie rzeczy, które powodują, że robi mi się niedobrze.
   Spojrzałam na pustą szklankę po mleku. Umyłam ją, nalałam jeszcze raz i włożyłam do mikrofalówki.
   Po chwili szłam już na górę z dwoma szklankami. Zapukałam do drzwi sypialni Tilla. Kiedy usłyszałam "proszę" weszłam do środka.
   - Co tam u Richarda?
   - Aaa, nic nowego. Przyszedł... przypomnieć, że jutro porywa mnie Doom. - skłamałam.
   - Czasami odnoszę wrażenie, jakby on był z jakiejś innej planety.
   - Ta... - westchnęłam ciężko - Idę spać.
   Cmoknęłam nadstawiony przez Tilla policzek i powlokłam się do mojego pokoju.
***
   Punktualnie o 9:30 donośne pukanie wypełniło cały dom. Gdy otworzyłam drzwi, zobaczyłam uśmiechniętego Christopha. Porwał mnie na ręce i okręcił się kilkakrotnie wokół własnej osi.
   - Till! Porywam naszą księżniczkę do mnie, będziemy oglądać stroje i wymyślać fryzury.
   - Trochę boję się powierzać ci opiekę nad Laurą. - zachichotał
   - Ej, ej! Chciałam wam przypomnieć, że mam 19 lat!
   - Co z tego? Obiecałem twoim rodzicom, że będę się tobą opiekował. 1-0, moja droga.
   Pokazałam mu język i objęłam za szyję Dooma. Kiedy w końcu postawił mnie na ziemię, ruszyliśmy przed siebie. 
   - Nie martw się, mieszkam blisko.
   Mruknęłam ciche "ok".
   - Księżniczko, co się stało?
   Nie chciałam mu mówić. Nie chciałam mówić tego nawet Tillowi. Bałam się, że z tego mogłoby wyjść jakieś nieszczęście, że chłopcy zaczęliby się kłócić... Wolałam sama wszystko przemyśleć i wybrać odpowiednie wyjście. Miałam dwa. Poznać bliżej Paula i przekonać się, co będzie dalej, lub uwierzyć w rzekomą troskę Richarda i odpuścić. Wydaje mi się, że pierwsze rozwiązanie będzie najodpowiedniejsze. Christoph przytulił mnie do siebie.
   - Możesz nic nie mówić, ja to szanuję. Niemniej jednak martwi mnie twoja smutna mina. Za każdym razem, kiedy cię widywałem byłaś uśmiechnięta i radosna. Może po prostu masz zły dzień, albo coś się stało, tylko nie chcesz tego teraz nikomu opowiadać...
   Ostatnie zdanie powiedział bardziej do siebie, niż do mnie. I faktycznie, miał rację. Nie chciałam dzielić się z nikim tym, co powiedział mi Reesh na temat Paula. 
   - Coś mi się wydaje, ze będzie mi się z tobą dobrze współpracowało, Schneider.
   Zdobyłam się na delikatny uśmiech, co bardzo zadowoliło perkusistę.
   Faktycznie, Christoph mieszka dosłownie 5 minut drogi od domu Tilla. Otworzył przede mną drzwi i zaprosił do środka. Weszliśmy do kuchni. Na stole momentalnie wylądował talerzyk z ciasteczkami.
   - Kawa, herbata, woda, sok, kakao, piwo?
   - Mocna, czarna, kawa.
   - Robi się, księżniczko.
   Po włączeniu czajnika i wsypaniu kawy do kubka, Doom popędził gdzieś i rzucił tylko "zaraz wracam". Po krótkiej chwili był z powrotem, nie dając mi szansy na zastanowienie się nad moim obecnym dylematem. 
   W progu kuchni zobaczyłam stertę czegoś srebrnego, błyszczącego, a spod spodu wystawały nogi Dooma. Rzucił owe "coś" na krzesło i wtedy zobaczyłam go w całej okazałości.
   - Proszę, oto nasze stroje. Pooglądaj sobie.
   Podeszłam do sterty ubrań i przejrzałam każde dokładnie. Były ciężkie, błyszczące... Industrialne. Kiedy wzięłam do rąk coś najcięższego, pod czym prawie się ugięłam, Christoph pomagając mi uporać się z... No właśnie, co to właściwie jest?
   - To płaszcz, który Till zakłada kiedy gramy "Rammstein" - wyjaśnił Doom - O, tu i tu - wskazał ramiona - Będzie ogień.
   - Jak to?
   - No, po prostu... Till płonie na scenie - wyjaśnił z uśmiechem.
   - Tak po prostu.
   - Owszem. My się ognia nie boimy, wręcz przepadamy za nim. 
   - Zdążyłam to zauważyć po opowieściach Tilla, które serwował mi "na dobranoc"
   Roześmiał się dźwięcznie i zalał moją kawę. Postawił kubek przede mną mówiąc "proszę, księżniczko".
   Rozmawialiśmy chwilę na temat fryzur na zbliżający się koncert. Tylko z Ollim nie było problemu. Trudno zrobić fryzurę, kiedy ktoś jest po prostu łysy.
   Ustaliliśmy, że najlepiej będzie, jak ich włosy będą wyglądały tak jak normalnie z tą różnicą, że będą pokryte srebrnym sprayem koloryzującym. 
   - No. Oliverowi się machnie brodę i będzie ok.
   Przybiliśmy sobie piątki.
Chwilę później...
   Doom oczywiście nie zgodził się, bym wracała sama. Podał mi ramię i powędrowaliśmy z powrotem do Tilla. Dzień był chłodny. Kiedy byliśmy już prawie na miejscu, z domu Lindemanna wyszedł Paul. Kiedy nas zobaczył, momentalnie podbiegł.
   - Jak dobrze, że cię widzę, Laura!
   Doom chrząknął.
   - Ciebie też, stary. 
   - No... Ok, oddaję cię w dobre ręce, księżniczko. Do zobaczenia.
   Cmoknął mnie w policzek i oddalił się w stronę swojego domu.
   Landers chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. Zdążyłam tylko krzyknąć Tillowi "wróciłam". 
   Posadził mnie na łóżku i kucnął naprzeciw mnie.
   - Rozmawiałem z Richardem.
   Zamarłam. Jestem ciekawa co jemu naopowiadał.
   - Gadał coś, że mam tobą nie manipulować, dać ci spokój, bo jesteś młoda, a ja cię zepsuję i takie tam. Powiedział, że między nami powinna być tylko przyjaźń, że już raz byłem żonaty i to pewnie przeze mnie małżeństwo z Nikki się rozpadło i takie tam...
   - Ale... Przepraszam bardzo, dlaczego on mówi ci kim masz być dla mnie? I dlaczego wtrąca się w powód twojego rozwodu?
   - Nie wiem, ale chyba się domyślam. 
   Nie dokończył od razu. Najpierw uważnie mi się przyjrzał, a później mnie pocałował. Zupełnie inaczej jak wczoraj. Delikatnie, powoli. Trwało to dobre pięć minut. Kiedy odsunął swoją twarz od mojej, westchnął ciężko i zwiesił głowę. 
   - Mi się wydaje, że on się w tobie zakochał, Laura.
   - Dlaczego cię tak to smuci?
   - Bo nie jesteś mi obojętna. Jesteś piękną, wspaniałą dziewczyną, o której myślę na okrągło i bez której nie wyobrażam sobie funkcjonowania mimo tego, że prawie się nie znamy.
   Poczułam, że moje policzki płoną. Chwyciłam dłonie Paula.
   - To może dajmy sobie szansę nie słuchając Richarda?
   - A co, u ciebie też był?
   - Tak, ale przypominał mi tylko o tym, że dzisiaj Doom miał pokazać mi wasze stroje koncertowe.
   Poczułam się źle, że go okłamałam, ale nie chciałam, by się pokłócili. Nie po to ich godziłam, by znów mieli rzucać w siebie mięsem.
   - Na prawdę chcesz dać mi szanse?
   - Tak. - ścisnęłam mocniej jego dłonie - Ale nie obnośmy się z tym z początku, ok?
   - Nasza słodka tajemnica?
   - Tylko nasza.
   Paul usiadł obok mnie i przytulił tak mocno, ze na chwilę straciłam oddech. Poczułam się cudownie. Czułam się bardziej kobieco, gdy widziałam jak Paul na mnie patrzy, jak chłonie wzrokiem każdy centymetr mojego ciała. Kiedy powiedział mi, że nie wyobraża sobie funkcjonowanie beze mnie mimo to, że prawie cale się nie znamy, coś we mnie pękło. 
   Do tej pory broniłam się przed Landersem, jakoś odrzucałam od siebie myśl o tym, że mógłby być moim mężczyzną. Ale dziś, kiedy powiedział to, co powiedział, diametralnie zmieniłam zdanie. Mimo ostrzeżeń Richarda postanowiłam dać mu szansę. A nóż okaże się, że to jest mężczyzna na którego czekałam?
   - Zauroczyłaś mnie. Nie wyobrażam sobie tego, że ktoś mógłby cię zabrać...
   - Nie zamierzasz pozwalać na to Richardowi?
   - Nigdy.
   Pocałował mnie kolejny raz. Tym razem nakrył nas Till.
   - I tyle by było z naszego sekretu. - roześmiałam się.
   - Spokojnie, Paul zwierzał mi się ze swojego zauroczenia tobą. Nikomu nic nie powiem. Jeśli Reesh naprawdę się w tobie zakochał, to ich konflikt mógłby powrócić, a tego nie chcemy przecież.
   - Jesteś kochany. 
   Mrugnął do mnie i poszedł do siebie. 
Następnego dnia...
   - Jak dziś się czuje nasza księżniczka?
   Schneider jak zawsze miał świetny humor. Stanęłam za krzesłem na którym siedział. Kiedy odchylił głowę, cmoknęłam go w czoło.
   - Czuję się idealnie, a co u ciebie?
   - Wszystko dobrze. - chwycił mnie za nadgarstki i pociągnął je tak, że moje przedramiona spierały się na jego barkach. Oparłam brodę o jego głowę. - Till zaprosił mnie na mecz. Obejrzysz z nami?
   - Raczej nie... Nie przepadam za piłką, poza tym, umówiłam się dziś z rodzicami na Skype.
   - Ach, rozumiem. 
   - W związku z tym, będę uciekać. Miłego oglądania.
   Pomachali mi, a ja pobiegłam na górę.
   W trakcie rozmowy do pokoju wbiegli Till i Doom przekrzykując się, pozdrawiali rodziców. Mama i tata śmiali się, a ja przetłumaczyłam, że mają pozdrowienia i zaproszenie tu, do nas.
   Moja mama perfekcyjnie podsumowała sytuację z chłopakami.
   - Jak ty wytrzymujesz z takimi wariatami na co dzień?
   - Nie wiem, mamusiu.
   Obie wybuchnęłyśmy śmiechem.