30.09.2013

Information.

Achtung!
Blog zostaje zawieszony, na czas bliżej nieokreślony. 
Nie jestem w stanie stwierdzić jak długo będzie trwał okres zawieszenia. Może to być kwestia jednego dnia, tygodnia, miesiąca, albo roku.
Z doświadczenia wiem, że pisanie na siłę nie przynosi nic dobrego. Nie chcę zepsuć bloga całkowicie beznadziejnymi odcinkami, dlatego postanowiłam odpocząć.
W chwili obecnej nie mam sił do tego opowiadania.
Możliwe, że za kilka dni nabiorę weny i zacznę pisać. Nic nie obiecuję, bo nie wiem jak to będzie.
Pozdrawiam, RisiardA.

29.09.2013

24. "Akt desperacji"

   Deszcz padał tak mocno, a krople był tak gęste, że czułam się jakbym leżała otoczona murem. Tak na prawdę nie przeszkadzało mi to, że było mi zimno, że byłam przemoczona i że najprawdopodobniej rozchoruję się lada dzień. Mimo, że nie byłam zaskoczona reakcją Paula i nie dziwiłam się, że postąpił tak, a nie inaczej, zabolało mnie to jak posypanie rany solą. 
   Przewróciłam się na plecy. Deszcz chłostał moją twarz z dużą siłą, przez co nie mogłam otworzyć oczu. Spróbowałam wstać, ale mokra trawa sprawiła, że poślizgnęłam się i wylądowałam z powrotem na ziemi. Odgarnęłam włosy z twarzy i zobaczyłam zarys postaci. Od razu rozpoznałam w niej Tilla. Nie zwracając uwagi na to, że jestem przemoczona, wziął mnie na ręce i mocno przytulił do swojej piersi. Zupełnie tak, jak pierwszego dnia. Tak samo jak wtedy, byłam wściekła, rozżalona i bałam się. Dlaczego ta krótka historia musiała zatoczyć koło? Czy to oznacza, że całe zło i niepowodzenia będą wracały do mnie jak umiejętnie rzucony bumerang? 
   Till postawił mnie w łazience, kazał jak najszybciej się rozebrać i wziąć gorący prysznic. Zanim zdążyłam zrobić cokolwiek, przyniósł mi moją najcieplejszą piżamę i grube skarpetki. Zrobiłam to, o co mnie prosił. Poczułam się fizycznie lepiej, podczas mój stan psychiczny ciągle był straszny.
   - Chodź, chodź.
   Zaprosił mnie gestem ręki. Kanapa, była podsunięta niemal pod sam kominek. Na niej, gruby koc, a stojący nieopodal stoliczek był zajęty kanapkami i parującą herbatą. Byłam tak wzruszona jego zachowaniem, że podbiegłam do niego i wtuliłam się mocno w jego silne ciało, ponownie zanosząc się płaczem. Till przycisnął mnie do siebie i otarł spuchnięte oczy. 
   - Siadaj, wygrzewaj się.
   Skuliłam się obok oparcia, a Till bardzo szczelnie owinął mnie kocem. Przysunął bliżej stolik z kolacją, usiadł obok i głaskał mnie po wilgotnych włosach.
   Kiedy talerz był pusty, dostałam coś na odporność i jakieś witaminy. Popiłam tabletki, wsłuchując się w trzaskające w kominku drewno. 
   - Nie wiem co mam powiedzieć. - wyznał Till zwieszając głowę. Wyswobodziłam rękę spod koca i pogładziłam go po twarzy.
   - Dobrze wiesz, że nie musisz nic mówić. Robisz dla mnie tyle, że z każdym dniem coraz bardziej się boję, że to mi się tylko śni. Jesteś tak bezinteresowny i kochany. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. Jesteś tak naprawdę jedyną osobą tutaj, której mogę wierzyć całkowicie. 
   Schował moją rękę pod koc i pocałował w czoło. Nachyliłam głowę i wtuliłam policzek w jego skroń. 
   - Co do Paula to myślę, że twoja strategia powinna być podobna, jak w przypadku Richarda.
   - To znaczy?
   - Dajcie sobie czas. Nie dziw się, że tak zareagował, poczuł się upokorzony, ty pewnie zachowałabyś się podobnie. 
   - Nie wiem, Till, pewnie masz rację...
   - Po jakimś czasie spróbujcie pogadać, wyjaśnić sobie wszystko jeszcze raz, na spokojnie.
   - A co, jeśli za ten czas on zdąży już znaleźć sobie kogoś innego? - zapytałam i poczułam, jak oczy znów robią mi się mokre.
   - Posłuchaj, skarbie. Jeśli to, co was łączy to na prawdę miłość, to mimo, że zrobiłaś źle, w końcu ci wybaczy. Jeżeli mimo wszystko nie uda wam się wrócić do siebie, to znaczy, że tak musiało być, po prostu.
   Pokiwałam głową na boki z uniesionymi brwiami. On może mieć rację. Zanim jednak mu ją przyznałam, postanowiłam o coś zapytać.
   - A ty wybaczyłbyś taki wybryk? Jeżeli oczywiście byłby jednorazowy. - dodałam szybko. 
   - Już kiedyś to zrobiłem. - odparł oglądając kosmyk moich włosów - Żałuję tego, bo zdrada powtórzyła się drugi i trzeci raz...
   Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Jeżeli Paul mi wybaczy, może mieć pewność, że coś takiego nie stanie się ponownie. Ale jak mu o tym powiedzieć, kiedy on nie chce mnie widzieć? 
   - Zobaczysz, damy radę.
   - Paul pewnie pójdzie do Olivera, pobiją się, i co? Kolejny konflikt w zespole? Po tym, jak udało mi się pogodzić go z Richardem.
   - Paul go nie pobije, coś ty. - potrząsnął głową - Widzisz, nasz Landers jest typem człowieka, który raczej dusi wiele rzeczy w sobie... Zupełnie tak, jak ty.
   Dokładnie, Till. Zupełnie tak, jak ja...
Tego samego wieczoru, godzina 20:00...
   Zebrałam się w sobie i wstałam z wygodnej kanapy. Podreptałam do mojego pokoju, wzięłam z komody odtwarzacz i wróciłam na swoje miejsce. Muzyka System Of A Down popłynęła ze słuchawek, pozwalając mi na chwilowe odcięcie się od otoczenia. Nie cieszyłam się tym stanem długo, gdyż poczułam dźganie w ramię. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że obok mnie siedzi Doom. 
   - O, cześć. - odłożyłam MP3 na stolik - Co słychać?
   - Till wygadał się o wszystkim. Strasznie mi przykro.
   Machnęłam ręką. Zapytał, czy może mi jakoś pomóc. W mojej sytuacji, chyba nikt nie może pomóc. Nawet ja sama nie mogę. Pokręciłam głową.
   - Dojdę do siebie. - zapewniłam.
   - W to akurat nie wątpię, mimo to, chciałbym coś dla ciebie zrobić. 
   Zerknęłam w stronę kominka, jakbym właśnie tam, w ogniu chciała znaleźć odpowiedź na jego propozycję. Cisnęło mi się na usta zdanie "wystarczy, że jesteś" ale wpadłam na coś lepszego.
   - Powiedz mi, czym się tak martwisz.
   Zmieszał się. Byłam na to przygotowana, ale postanowiłam próbować. Może uda mi się coś z niego wyciągnąć? W najgorszym wypadku ponownie się wykręci. 
   Myślał i myślał, a ja zaczęłam usypiać. 
   - W tej chwili mogę ci powiedzieć tylko tyle, podjąłem decyzję. Definitywną i nieodwołalną. 
   Ocknęłam się i spojrzałam na niego nieco zaspanymi oczami.
   - W sprawie czego? - zapytałam ziewając.
   - W sprawie przyszłości.
   - Oj, Christoph, przestań mówić do mnie jak do idiotki. Opowiedz mi w końcu o co chodzi i będzie po wszystkim. Może to ja pomogę tobie?
   - Za niedługo wszystkim wam powiem, co postanowiłem. Na pewno nie pozostanie to bez echa.
   - Zaczynam się bać...
   - Spokojnie. - cmoknął mnie w czoło - Nikt nie zginie, to najważniejsze.
   Wywróciłam oczami. Co z tego, że nikt nie zginie? A z resztą, skąd to wie? Nie da się przewidzieć reakcji reszty na to, co Schneider ma nam do powiedzenia. Ba, nawet swojej własnej reakcji nie potrafię przewidzieć. Tak na prawdę, to nie ważne, jaką decyzję podjął. Był spokojny i nawet uśmiechnął się kilka razy, a to było dla mnie najważniejsze. 
   - Wiesz, cieszę się, że znów się uśmiechasz. Brakowało mi twojej zadowolonej buźki. 
   - Cieszę się, że się cieszysz.
   - A ja cieszę się, że się cieszysz, że ja się cieszę.
   Parsknęliśmy śmiechem, na co zaglądnął do nas Till.
   - Tak, jak zawsze kiedy dzieje się coś wesołego, mnie nie ma. - udał obrażonego.
   - Bo my po prostu cieszymy się swoim szczęściem. - odparł wesoło. Lindemann podparł się pod boki, a następnie ułożył palce na kształt pistoletu i strzelił sobie w skroń. Jego zachowanie spowodowało, że ponownie zanieśliśmy się śmiechem.
   - W takim razie kiedy zamierzasz nas oświecić, braciszku?
   - Za niedługo, nie martw się.
   Wzniosłam oczu do sufitu. Ile razy ja już słyszałam to "nie martw się"... Niestety zawsze okazywało się, że trzeba było, ponieważ zaczynały dziać się coraz dziwniejsze rzeczy. 
   Jak twierdzi Flake "nie możemy wszystkiego rozumieć"
Trzy dni później...
   Zaczęłam poważnie martwić się o Richarda. Przestał się odzywać, nie odwiedza nas, ani nie rozmawia z nikim na mój temat. Alex, Doom i Flake mówią, że rozmawia z nimi albo na tematy czysto zespołowe, albo o pogodzie. Od Paula ani Olivera nie dowiem się niczego, bo nie mam z nimi kontaktu. Raz, pofatygowałam się do niego, ale nikt mi nie otworzył drzwi. 
   Zasmuciło mnie to.
   Wracałam akurat od Alex, kiedy zauważyłam, że z naprzeciwka nadchodzi Oliver. Warknęłam pod nosem i zwiesiłam głowę. Zderzyłam się z kimś. Nie byłam zdziwiona, kiedy tym kimś okazał się Riedel.
   - Uważaj, Laura, zrobisz sobie kiedyś krzywdę.
   Fuknęłam złowieszczo i zadarłam głowę do góry.
   - Nie musisz się o mnie obawiać, potrafię o siebie zadbać. A teraz wybacz, ale śpieszę się.
   Chwycił mnie za rękę, co sprawiło, że krew zagotowała się we mnie.
   - Oj, przestań. - mruknął, kiedy zaczęłam mu się wyrywać - Chciałem z tobą porozmawiać.
   - Niby o czym?
   - Chodź do mnie, wszystko opowiem ci na spokojnie.
   Pomyślałam, że może w końcu do niego dotarło. Ruszyłam za nim, choć nie byłam pewna tego, co robię.`
   Na miejscu, zachowywał się normalnie. Powoli, robiłam się coraz mniej podejrzliwa. Zrobił herbatę i usiedliśmy w znanym mi bardzo dobrze pokoju.
   - Więc, o czym chciałeś porozmawiać?
   - Poczekaj. Najpierw, muszę ci coś pokazać.
   Uniosłam pytająco prawą brew. Uśmiechnął się lekko.
   - Chodź.
   Ruszył w kierunku schodów. Podreptałam za nim. Wskazał jedne z drzwi, następnie otworzył je przede mną. W środku stał nowy, lśniący bas i wzmacniacz opasany czerwoną wstęgą. Wybałuszyłam oczy na to, co zobaczyłam.
   - Ale co to...
   - Na przeprosiny.
   Mimowolnie się uśmiechnęłam. Weszłam do środka i pogłaskałam instrument. Obróciłam się do Riedela.
   - Dziękuję, Olli.
   - Tak piękna kobieta, musi mieć równie idealny instrument. - włożył rękę do kieszeni i wyciągnął z niej klucze. Zwinnym ruchem zatrzasnął drzwi i przekręcił klucz w zamku. Podbiegłam i zaczęłam walić w drzwi.
   - Będziesz dla mnie grała, wybacz mi to Laura. Nie potrafię żyć bez ciebie.
   - Oliver, otwieraj! Oliver!
   Nie odpowiadał. Zaczęłam nerwowo kręcić się po pokoju. Nie wiedziałam co robić. Próbowałam wyważyć drzwi, ale byłam do tego za słaba. Rozejrzałam się wokół. Pożałowałam, że nie wpięłam we włosy żadnej wsuwki. Gdybym ją miała, mogłabym otworzyć zamek, a tak?
   Wpadło mi coś do głowy. Szybko przemyślałam pomysł i stwierdziłam, że to najlepsze, co mogę w tej chwili zrobić. Otworzyłam okno, stanęłam na parapecie i wzięłam głęboki wdech. Zeskoczyłam na dół. Poczułam silny ból w przedramieniu. Najszybciej jak tylko mogłam podniosłam się, otrzepałam i pobiegłam do domu.
Chwilę później...
   Mina Tilla, gdy mnie zobaczył, była bezcenna.
   - Laura, cholera!
   - Wszystko ci wytłumaczę po drodze, chyba złamałam rękę.
   - Do samochodu, jedziemy do szpitala.
   Poczekałam na Tilla, by wyjść razem z nim. Wsiedliśmy do samochodu i szybko ruszyliśmy przed siebie.

23. "Wyjawienie prawdy"

   Chwilę stałam na schodach jak sparaliżowana. Kiedy udało mi się dojść do siebie, puściłam się pędem w stronę drzwi. Wybiegłam na zewnątrz. Richard odpalał już silnik samochodu. Rzuciłam się wręcz na pojazd i nerwowo szarpnęłam klamkę. Szyba zjechała na dół.
   - Richard, dlaczego się tak dziwnie zachowujesz?!
   - Uwierz mi, wiem co robię. 
   Pogłaskał mnie po policzku, po czym odjechał, pozostawiając mnie skołowaną na podjeździe. Wróciłam do domu i wstawiłam wodę na herbatę. Obróciłam się z zamiarem zawołania Tilla, gdy zorientowałam się, że on stoi tuż za mną i przygląda mi się z rękami skrzyżowanymi na piersi. 
   - Herbaty? - zapytałam zadzierając głowę do góry.
   - Jak ci się chce robić, to chętnie. I co, dogadaliście się?
   - Można tak powiedzieć. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby i wrzuciłam do kubka woreczek z herbatą. 
   Po chwili ciszy, Till najpierw chrząknął, ale kiedy nie wymusił tym na mnie żadnej reakcji, zaczął dopytywać o Reesha. Musiałam się bardzo powstrzymywać, by na niego nie nakrzyczeć. Coraz częściej zaczynała mnie denerwować jego wścibskość...
   - Till, przepraszam, za bezpośredniość, ale dlaczego zadajesz mi tyle niewygodnych pytań? 
   Zaprzestał mieszanie herbaty i spojrzał na mnie zdziwiony. Uniosłam brwi, czekając na wyjaśnienia.
   - Pytam tylko o przyszłość twoich relacji z Richardem. - odparł szczerze zdziwiony. 
   - No właśnie. - ucięłam i ostrożnie upiłam niewielki łyk gorącego napoju.
   - Nie możesz stale zaprzeczać sama sobie. Po tym co dziś zobaczyłem, całkowicie przestałem wierzyć w twoją nienawiść do niego. No bo gdyby było tak, jak starasz się wszystkim wmówić, nie leciałabyś za nim na złamanie karku, kiedy...
   - Dobra, koniec! - wplotłam palce we włosy i nerwowo podrapałam skórę głowy - Dokończę pić u siebie, tu jest za ciężka atmosfera.
   Wzięłam kubek, obrzuciłam go gniewnym spojrzeniem i poszłam do siebie. Trzasnęłam drzwiami i usiadłam na moim ulubionym miejscu, czyli parapecie. Nabrałam powietrza do płuc, po czym głośno wypuściłam je ustami. Zaczęłam myśleć o Ollim. Nie widziałam się z nim od dnia imprezy. Oplotłam palcami kubek, by rozgrzać dłonie. 
   Podejrzewam, że nie mówił poważnie o doniesieniu Paulowi o naszym incydencie. Z resztą, kto wie, co mu w głowie siedzi...
   Rozmyślanie zajęło mi mniej czasu niż zwykle. Od jakiegoś czasu myślenie zaczyna męczyć mnie szybciej niż dotychczas. Kiedyś mogłam rozmyślać bardzo długo, teraz nie. Tak naprawdę od kiedy zaczęłam mieszkać z Tillem na okrągło o czymś myślę. Całe szczęście, że moja głowa jeszcze nie eksplodowała, ani nie zwiększyła swojego rozmiaru... 
   Nie przypuszczałam, że możliwość dowiedzenia się czegoś o wiarygodności szantażu Olivera nadarzy się tak szybko. 
   Usłyszałam, że drzwi otwierają się. Obróciłam głowę i zamarłam. Riedel opierał się o ramę ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i uśmiechał się cwaniacko. Widząc moją minę, od razu zaczął tłumaczyć powód swojej wizyty.
   - Co ty pieprzysz? - zapytałam z niedowierzaniem - Przyszedłeś tu, by dalej mnie szantażować? Oliver, tobie potrzebna jest jakaś terapia, jesteś chory!
   Nie mam pojęcia, czy zdawał sobie sprawę z tego, że jego kpiący wyraz twarzy działał na mnie jak czerwona płachta na byka. Miałam ochotę uderzyć go prosto w nos, ale jakaś wewnętrzna siła powstrzymywała mnie od tego. 
   - Oliver, wyjdź przed dom, rąbnij głową w mur, ale porządnie! - uniosłam do góry wskazujący palec celem podkreślenia ostatniego słowa - Jak przestawisz się z powrotem na mojego słodkiego, kochanego brata, wróć.
   - Problem polega na tym, że przez to co się stało, nie ma takiej możliwości, by nasze relacje były takie, jak wcześniej.
   - Słyszę to już któryś raz. - machnęłam ręką - Chcieć to móc, wiesz?
   - A jeżeli ja nie chcę?
   - Jeżeli nie chcesz, to po prostu stąd wyjdź. Nie mamy najwyraźniej o czym rozmawiać.
   Wskazałam mu palcem drzwi i obróciłam głowę. Kiedy usłyszałam kliknięcie klamki upewniłam się, że wyszedł i pozwoliłam sobie na wypowiedzenie kilku wulgarnych słów.
Następnego dnia...
    Od samego rana, zabrałam się za porządki. Musiałam zrobić wszystko, by nie myśleć o rozmowie z Paulem, która mnie czeka. Nie wyobrażam sobie tego i nie wiem jak mu to powiedzieć. Paul mnie rzuci, to więcej niż pewne. 
   W pewnym momencie, odkurzacz, którym właśnie doprowadzałam dywan do porządku ucichł. Zaklęłam i obróciłam się. Zauważyłam, że Till stoi za mną i macha wtyczką.
   - Włącz odkurzacz, przecież sprzątam.
   - Nie mścij się tak na tym dywanie, co on ci złego zrobił? Jak tak dalej będziesz trzeć po nim, to zrobisz dziurę.
   Zastanowiłam się chwilę. Czy ja faktycznie aż tak agresywnie odkurzam?
   - Jeżeli jesteś zdenerwowana, powiedz, po prostu melisy ci zaparzę, czy coś...
   Puściłam rurę, która uderzyła z hukiem o podłogę. Doszłam do wniosku, że jeżeli ktoś ma mi pomóc, to chyba tylko Till. 
   - Staram się nie myśleć o rozmowie z Paulem. Zastanawiam się, jak mu to powiedzieć... Masz jakiś pomysł?
   - Najlepiej będzie, jak powiesz mu to prosto z mostu. Trzaśnij nagą prawdę i tyle, owijanie w bawełnę nic nie pomoże w tej sytuacji, a odwlekanie tym bardziej.
   - Wydaje mi się, że jak trzasnę nagą prawdą, to on później też trzaśnie... Mnie w twarz.
   - Chciałaś znać moje zdanie, wyraziłem je. Zrobisz jak będziesz chciała.
   Odprowadziłam go wzrokiem do jadalni. 
   - Dobrze wiem, że masz rację! - krzyknęłam za nim - Po prostu się boję. Popełniłam błąd, zdaję sobie z tego sprawę. Nie mogę go naprawić, nie mogę cofnąć czasu i brzydzę się sobą. Ale co z tego? Teraz wszystko stracone, nie mam już szans.
   Till wychylił się zza rogu i zamarł. 
   - No co tak patrzysz? Koniec! - machnęłam rękami, jakbym chciała rozciąć powietrze. Till lekko wskazał brodą obszar znajdujący się za mną. Obróciłam się i zamarłam z miną zapewne podobną do miny Lindemanna. Kawałek dalej stał Paul i przypatrywał się na zmianę mi i Tillowi. Poczułam, jak w gardle rośnie mi kluska.
   - Bawisz się w Richarda? - zapytałam poirytowana - Się puka!
   - Przepraszam, nie wiedziałem, że przeszkadzam... - odparł zmieszany - Niemniej jednak chciałbym wiedzieć, o czym rozmawialiście.
   - A co, jeśli powiem ci, że to nie twoja sprawa?
   - Wydaje mi się, że moja. Mam takie przeczucie, a ono na prawdę rzadko mnie myli. - wziął mnie za rękę - Chodź, porozmawiamy na spokojnie.
   Zerknęłam na Tilla. Pokiwał głową. Wywróciłam oczami i wyszłam z Paulem przed dom. No trudno, kiedyś musiało to nastąpić.
   Jak na początek listopada, dzień był dość ciepły. Koszulka z krótkim rękawem i gruba bluza w zupełności wystarczały.
   - A teraz powiedz mi co się stało.
   Boże, dlaczego...
   - Było mi bardzo ciężko, kiedy dostałam te zdjęcia. Tym bardziej, że ta kobieta... Nikki, jest piękna. 
   - No ja wiem, Lauri wiem. - objął mnie ramieniem i uśmiechnął się tak, jak chyba tylko on potrafi - Ale już po wszystkim, wyjaśniło się. Teraz możemy już wrócić do normalności.
   - Nie do końca... - przyjrzałam się, jak jego twarz zmienia co chwilę wyraz.
   - Dlaczego?
   - Widzisz... - podrapałam się po skroni - Będzie ciężko dogadać się z Richardem.
   Westchnął i wzniósł oczy ku niebu które było notabene szare i brzydkie. Zerknęłam na niego ukradkiem i przypomniałam sobie jak Till mówił, by nie owijać w bawełnę.
   - Tak, zachował się jak cham, ale mimo tego, jesteśmy ciągle w jednym zespole. Jestem na niego wściekły, ale przecież nie będę unikać go w nieskończoność... Wiesz, po tym jak pogodziłaś nas w dniu, w którym cię poznaliśmy coś zrozumiałem. - uśmiechnął się ukazując białe, równe zęby - Mimo wszystko, jest moim przyjacielem. Myślę, że z czasem uda mi się wybaczyć mu całkowicie. To świeża sprawa, muszę od niej odpocząć.
   Pokiwałam głową.
   - Proszę, mów dalej. - napotkał moje niepewne spojrzenie - Nie wierzę, że chodzi tylko o Richarda musi być coś więcej. 
   Nie owijaj w bawełnę, wal prawdę i się nie bój...
   - Bo wiesz, chodzi o to... Wiesz już, że nie jestem obojętna Oliverowi. Wtedy, kiedy myślałam, że mnie zdradzasz, byłam załamana. - westchnęłam i odsunęłam się od niego na kilka kroków. Paul patrzył na mnie i spokojnie czekał, aż wszystko mu powiem. Ale ja nie potrafiłam. No i wymiękłam.
   - Nie, Paul, daj mi spokój.
   Ruszyłam w stronę domu, ale on nie zamierzał dać mi odejść. Chwycił mnie mocno za rękę i przycisnął do muru.
   - Laura, mów.
   - Nie mogę.
   Po policzkach zaczęły spływać mi łzy. 
   - Powiedziałaś A, teraz musisz powiedzieć B.
   - Nie! - pokręciłam głową. Włosy przykleiły się do mokrych od łez policzków. Paul niecierpliwił się coraz bardziej. Ocierał nerwowo moją twarz,a a jego spojrzenie było mieszanką strachu i niepewności.
   - Laura! - zagrzmiał i mocno mną potrząsnął. Chwycił mnie w pasie zdecydowany ruchem - Mów, do cholery, cokolwiek to nie jest, mów!
   Nagle, nastąpiło oberwanie chmury. Ledwo widziałam Paula, deszcz tworzył coś w rodzaju muru. A w środku staliśmy my. Przemoczeni do suchej nitki, bliscy rozstania. Paul niecierpliwił się coraz bardziej. W końcu, postawiłam wszystko na jedną kartę. Poszłam za radą Tilla choć wiedziałam, że źle na tym wyjdę. 
   - Byłam tak załamana, że szukałam pocieszenia u innego mężczyzny! - ujęłam jego twarz w swoje dłonie - Przespałam się z Oliverem! To chciałeś usłyszeć?! Że cię zdradziłam, że jestem szmatą?!
   Jego sodka buzia przybrała kamienny, smutny wyraz. Zdjął z siebie moje ręce i odsunął się. Osunęłam się po murze i usiadłam na mokrej trawie. Ukryłam twarz w dłoniach, nie mogłam patrzeć mu w oczy. 
   - Nie spodziewałbym się, że ty... Że możesz tak po prostu... Laura, dlaczego ze mną nie porozmawiałaś?!
   - Byłam na ciebie wściekła! - zerwałam się na równe nogi - Chciałam sama dojść do tego, czy zdjęcia są prawdziwe!
   - Gdybyś od razu ze mną porozmawiała, byłoby dobrze, ale teraz? Miałaś rację, to koniec. Nie chcę cię znać, nie chcę cię oglądać. Zniknij z mojego życia i szukaj innego frajera. Nie chcę mieć już nic wspólnego z tobą.
   Nawet mój histeryczny płacz nie zrobił na nim wrażenia. Bolało mnie serce.
   - Paul, błagam! 
   - Trzeba było nie bawić się w pieprzonego Scherlocka Holmesa, do cholery, tylko porozmawiać ze mną! Nie mamy o czym rozmawiać, Laura. Żegnam cię, nie pokazuj mi się więcej na oczy.
   Ruszył przed siebie szybkim krokiem. Nie minęło nawet 5 sekund, jak zniknął gdzieś za ścianą deszczu. Pobiegłam przed siebie, by go znaleźć, ale moje ręce ciągle napotykały pustkę. Deszcz był tak głośny, że nikt nie mógł usłyszeć mojego płaczu. Położyłam się na trawie. Leżąc zwinięta w kłębek marzyłam tylko o jednym. O cofnięciu czasu.
   Straciłam go.

24.09.2013

22. "Nagłe uderzenie tęsknoty"

   Następnego dnia, próbowałam za wszelką cenę znaleźć sobie jakieś zajęcie. Moje znudzenie zaczęło sięgać zenitu w momencie, kiedy zaczęłam pleść warkocze z długiej grzywki Tilla. Byłam mu wdzięczna, że tak cierpliwie to znosił. Mogłam w ten sposób sprawić, że czas choć trochę szybciej biegł. 
   - Uwielbiam bawić się twoimi włosami. - wyznałam, po czym mocno ziewnęłam.
   - Richard tu był. - poinformował mnie Lindemann, ignorując moją wypowiedź. Wzruszyłam ramionami.
   - No i? - zapytałam rozplatając delikatnie warkoczyk. 
   - Niby nic, tak tylko... Stało się dokładnie tak, jak ci mówiłem. - przeniosłam na niego szczerze zainteresowane spojrzenie - Zanim przyszedł, kilka razy go zapewniałem przez telefon, że jesteś u Flake'a. Kiedy w końcu przyjechał zapytałem co się stało. Przecież od kiedy pamiętam wpadał bez pukania i czuł się tu jak u siebie. Coś tam burczał pod nosem i po jakimś czasie powiedział, że, cytuję, nie chce dręczyć cię swoją obecnością.
   Cholera, on chyba na prawdę będzie mnie unikał...
   - Bardzo dobrze. - podsumowałam - Przynajmniej uniknie drugiego łomotu, który dla odmiany byłby ode mnie.
   Spojrzał na mnie z politowaniem. 
   - Nie wierzysz w to, że mogę komuś wtłuc? - zapytałam, próbując doszukać się w jego twarzy chociaż cienia kpiącego uśmieszku, ale nic takiego nie zauważyłam. 
   - Chodziło mi raczej o to, że nie zrobiłabyś tego. Dobra, zachował się jak świnia, ale mimo to kochasz go.
   Warknęłam na niego i obróciłam głowę w stronę holu. Najpierw Alex, później Flake, a teraz nawet Till. Wszyscy twierdzą, że Richard ciągle jest dla mnie kimś ważnym. Pomyślałam, że chcą mi to najzwyczajniej w świecie wmówić, ale jaki mieliby w tym cel? 
   Doszłam do wniosku, że Till miał jednak rację. Zbyt dużo się zastanawiam. 
   - Nie będę się z tobą kłócić, bo to bez sensu. - pokręciłam głową i skrzyżowałam ręce na piersi - Ja wiem swoje, wy swoje. Niech tak zostanie i skończmy rozgrzebywać ten temat. Psujemy sobie niepotrzebnie humory.
   Till, jakby dotknięty czarodziejską różdżką zamilkł. 
   Czy ja na prawdę za nim tęskniłam? Sama już nie wiem czy faktycznie jest mi obojętny, czy jednak go potrzebuję, ale nie chcę się do tego przyznać. W prawdzie dotknęło mnie to, że Reesh unika mnie jak ognia. Ale czy to już oznacza, że za nim tęsknię?
   Kolejny fakt, do którego musiałam się przyznać jest taki, że kiedy Richard przepraszał mnie następnego dnia po całej awanturze, byłam spokojna już na tyle, że chciałam go przytulić i powiedzieć mu, że tym razem mu daruję. Dlaczego tego nie zrobiłam? Sama nie wiem, ale podejrzewam, że pojawiła się we mnie jakaś blokada, która nie przepuszczała Kruspego. 
   Mimo wszystko doszłam do wniosku, że powinnam z nim porozmawiać.
   Ale nie teraz...
Chwilę później...
   Po skończonej rozmowie telefonicznej z Alex, pobiegłam do Tilla.
   - Powiedz mi, mamy gdzieś w pobliżu jakiś sklep z artykułami fryzjerskimi?
   - No chyba jest jakiś, a co?
   - Potrzebuję kilka rzeczy. - rozłożyłam karteczkę i zaczęłam czytać - Farba, utleniacz, miseczka, pędzel, pelerynka, maska odżywiająca i kilka innych drobiazgów typu szczotki, prostownica, grzebienie...
   - Któryś z naszych lovelasów się będzie robił na bóstwo? - zapytał ze swoim charakterystycznym, zadziornym uśmiechem, który prezentuje tylko wtedy, gdy chce kogoś wyśmiać.
   - Nie trafiłeś. - pokazałam mu język - Alex postanowiła zmienić swój image i dziś czeka mnie nie lada wyzwanie. Mam osobiście przeprowadzić jej metamorfozę. 
   Uniósł brwi. Zastanowił się chwilę, po czym pstryknął palcami.
   - Przy St. Wolfgang Straße jest galeria handlowa i tam z tego co wiem jest sklep z takimi rzeczami. 
   Pocałowałam go w policzek, przeliczyłam pieniądze i skierowałam się do wyjścia. Till zaoferował, że mnie podrzuci, ale doszłam do wniosku, że wolę wybrać się sama. W końcu to tylko kilka minut autobusem.
Wczesne popołudnie...
   Kiedy miałam już wszystko czego potrzebowałam do metamorfozy mojej przyjaciółki, wsiadłam w autobus i pojechałam do niej.
   - Cześć, kochana! - wyściskałam ją i pomachałam wesoło kuferkiem - Mam tu wszystko, czego potrzebujemy. Zaczynajmy, nie mogę się doczekać!
   - Dobrze, pozwól mi tylko jakoś się przygotować...
   - Ja cię przygotuję. Jedyne co musisz zrobić, to usiąść na krześle i powiedzieć, że ufasz mi i oddajesz bez strachu swoją głowę w moje ręce.
   Widząc, że nie ma wyjścia skinęła głową i usiadła na krześle. Założyłam jej ochronną pelerynę. Następnie przyodziałam fartuch i czarne, jednorazowe rękawiczki. Wycisnęłam do plastikowej miseczki odpowiednią ilość farby, po czym dodałam utleniacz. Rozmieszałam materiał pędzlem i zaczęłam działać. Na początek, zrobiłam kilka pasemek na grzywce, każde zawijając w folię. Następnie, na resztę włosów zaczęłam nakładać drugą mieszankę.
   - Zimne! - syknęła Alex, gdy naniosłam pierwszą porcję farby na jej głowę. Zignorowałam to i kontynuowałam zabieg. 
   Kiedy całe włosy były już pokryte farbą, spięłam je klamrą i zerknęłam na zegarek.
   - Za pół godziny zmywamy. - poinformowałam wyrzucając do kosza zużyte rękawiczki. 
   - Powiedz mi w końcu jaki to kolor. - złożyła dłonie jak do modlitwy - Wiem tylko, że będzie piękny. - pożaliła się.
   - Ognista czerwień.
   Otworzyła usta. Podłożyłam dłoń pod jej brodę i zamknęłam buzię Alex. Puściłam jej oko.
   - Będziesz wyglądać pięknie. Ale ten kolor wymaga odpowiedniego cięcia. - podłożyłam zwiniętą dłoń pod brodę i przymrużając jedno oko przyjrzałam się dziewczynie Christopha, która zaczynała oswajać się ze świadomością, że jej włosy będą mocno czerwone. - Proponuję skrócenie ich do ramion, mocne cieniowanie i postrzępioną grzywkę, opadającą pod skosem na czoło.
   - Wierzę, że wiesz co robisz.
   - Schneider nie będzie potrafił oderwać od ciebie wzroku.
   Kiedy czas wnikania farby we włosy dobiegł końca poprosiłam Alex, by kucnęła tyłem do wanny i odchyliła głowę do tyłu ile da radę.
   - Laura, ja nie wytrzymam w takiej pozycji długo.
   - Dasz radę, wierzę w ciebie i twoje mięśnie. No, raz, raz!
   Mimo jęków, narzekania i krzyku udało mi się myć miksturę z włosów Alex. Jej mina, gdy zobaczyła się w lustrze była warta każdych pieniędzy.
   - A, to, o tu? - zapytała wskazując kilka czarnych pasemek na jej grzywce. 
   - A to jest dlatego, by nie było nudno i monotonnie. Chodź, czas na strzyżenie!
   Uradowana, że osiągnęłam swój cel machałam z gracją nożyczkami. Czerwone kosmyki spadały na ziemię. Co chwila odchodziłam na krok od Alex, przetrzepywałam jej włosy palcami. Chciałam mieć pewność, że fryzura będzie perfekcyjna, bez ani jednego niedociągnięcia. 
   Kiedy włosy były odpowiednio ostrzyżone przyszedł czas na układanie. Przy pomocy suszarki i płaskiej szczotki wymodelowałam włosy. 
   Kolejnym krokiem było dopieszczenie fryzury lakierem i pastą do układania włosów. Kiedy wszystko było już definitywnie skończone, zaprowadziłam Alex przed lustro. Poważnie się przestraszyłam, kiedy patrzyła na swoje odbicie z otwartymi ustami i oczami, które prawie wypadły na podłogę.
   - Według mnie ta fryzura dodaje ci seksapilu i genera... - nie dokończyłam, ponieważ Alex wręcz rzuciła się na mnie.
   - Dziękuję, wyglądam świetnie! Fryzura świetna, kolor tak samo.
   - Poczekaj, niech no tylko Doom cię zobaczy.
   Wróciłam do pokoju, by pozbierać swoje rzeczy. W pewnym momencie usłyszałam westchnienie Christopha, które niewątpliwie oznaczało zachwyt. Wychyliłam się dyskretnie. Schneider głaskał Alex po włosach i zanosiło się, że ją pocałuje, więc po cichu wymknęłam się na zewnątrz i zadowolona z siebie wróciłam do domu. 
Wieczór...
   Już w holu usłyszałam, że Till rozmawia z Richardem. Po cichu zajrzałam do jadalni. Widok Kruspego sprawił, że poczułam znajome kłucie za mostkiem. Zaczerpnęłam łapczywie powietrza, policzyłam do trzech i pewnym krokiem weszłam do pomieszczenia.
   - Cześć wam.
   Richard wyskoczył zza stołu jakby poraził go prąd. Kiedy prześlizgiwał się obok mnie, znienacka złapałam go za rękę. Usłyszałam, jak wstrzymuje oddech.
   - Tak właściwie, to chciałam z tobą zamienić dwa słowa. Pójdziemy do mnie?
   Patrzył na mnie z niedowierzaniem i przerażeniem zarazem. Kiwnął niepewnie głową i poszedł za mną. 
   Położyłam się na brzuchu na łóżku i poklepałam miejsce obok. Richard stał pod drzwiami.
   - No chodź, nie pogryzę cię przecież.
   Powoli podszedł i położył się obok mnie.
   - Nie będziesz się odzywał? - zapytałam patrząc mu prosto w oczy.
   - Jestem zaskoczony. O czym chcesz rozmawiać?
   - Doszłam do wniosku, że ze względu na chłopaków oraz to, że jestem waszą stylistką, musimy się jakoś dogadywać. Nie możemy przecież stale się unikać.
   Wydął dolną wargę i pokiwał głową ze zrozumieniem. 
   - Poza tym, to... - westchnęłam. Chciałam mu powiedzieć, że w dalszym ciągu go kocham, ale moja ambicja wzięła górę nad uczuciami - Przepraszam za te wszystkie niemiłe słowa, które wykrzyczałam pod twoim adresem. Zachowałeś się w prawdzie jak rasowa świnia, ale nie powinnam ci tak ubliżać.
   - Nie przepraszaj, ja rozumiem... Z resztą każdy facet to rasowa świnia... W końcu każdy z nas ma ogon z przodu.
   Wybuchnęłam serdecznym śmiechem. Reesh zdobył się tylko na dziwny grymas.
   - Ciągle boli mnie cała twarz. - wyjaśnił.
   Nieokreślony impuls kazał mi przeczesać palcami jego czarne włosy. Musiałam przyznać się przed sobą. Tęskniłam za nim.
   - A pamiętasz... - nie dokończył, tylko dźgnął mnie w bok. Przypomniałam sobie ten wieczór, kiedy bezlitośnie mnie łaskotał. Uśmiechnęłam się do niego.
   Nagle, brat wstał i wyszedł z pokoju. Dogoniłam go na schodach.
   - Coś się stało?
   - Mimo wszystko, nie chcę cię męczyć swoją obecnością.
   - Ale Richard...
   - Na prawdę, tak będzie lepiej. Daj tylko buziaka i już mnie nie ma.
   - Reesh, przecież...
   Pocałował mnie w policzek i wyszedł, nie zwracając totalnie uwagi na to, że go wołałam.
   On na prawdę chce zniknąć z mojego życia.

23.09.2013

21. "Zmartwień ciąg dalszy"

   Dobrze wiedziałam, że muszę powiedzieć Paulowi o tym co zaszło między mną a Oliverem. Nie było mi to na rękę, wiadomo. Bardzo bałam się, że stracę Paula na zawsze. Teraz, kiedy go odzyskałam, mam ponownie uczyć się żyć bez niego? Nie liczyłam na to, że wspaniałomyślnie mi wybaczy i będziemy sobie dalej żyć jakby nigdy nic. To, co zrobiłam jest zbyt parszywe, by obeszło się bez echa.
   Targało mną mnóstwo emocji. Najbardziej dawała o sobie znać nienawiść do Richarda i Olivera, obawa o Christopha i wstręt do siebie. Teraz, gdy wszystko się wyjaśniło, mogłam przynajmniej całkowicie szczerze i otwarcie porozmawiać z Tillem. Ale co z tego, skoro mimo oparcia, jakie w nim miałam czułam się tak źle, jak nigdy wcześniej w życiu. Bałam się co będzie dalej. Wróciłam wspomnieniami do pierwszych dni spędzonych tu, w Berlinie. Wtedy wszystko było tak dziecinnie proste. Miałam sześciu wspaniałych przyjaciół, którzy dali mi pracę o jakiej marzyłam. Stylista fryzur. Dlaczego wszystko musiało się skomplikować przez kilka idiotycznych incydentów?
   Richard, który był dla mnie bratnią duszą, stał się największym wrogiem. Olli, wymarzony nauczyciel muzyki zyskał w moich oczach opinię szaleńca. Paul, którego przez jakiś czas uważałam za oszusta i którego już niebawem stracę. Tylko Till, Flake i Doom pozostają pewniakami. Wiem, że będą ze mną i nie pozwolą, bym czuła się kiedykolwiek samotna. No i Alex. Jej również mogę ufać. To w końcu ona siedziała ze mną po całym wydarzeniu w domu Landersa, głaskała mnie po głowie i obiecywała, że wszystko prędzej czy później i tak się ułoży. 
   Ale ja i tak w to nie wierzyłam.
   - Laura, wchodź do domu, przeziębisz się na tym tarasie.
  Obróciłam głowę w stronę Tilla i wzruszyłam ramionami. Zdjęłam nogi z drewnianej poręczy i wbiłam wzrok w ławkę. Na tej ławce odzyskałam przytomność i na tej ławce po raz pierwszy, w pełni świadomie zobaczyłam Tilla.
   - Wszystko mi jedno. - burknęłam.
   - Ale mi nie jest wszystko jedno. Wracamy do środka, moja kochana.
   Ponownie wzruszyłam ramionami, co sprawiło, że zniecierpliwienie Tilla sięgnęło zenitu. Bezceremonialnie wziął mnie na ręce i zaniósł do domu.
   - Pff... I tak tu wrócę, jak będę chciała. - fuknęłam.
   Postawił mnie przed drzwiami mojej sypialni. Dostałam proste polecenie. Wykąpać się i zejść na dół na kolację. Obrzuciłam go niezadowolonym spojrzeniem i zabrałam się za zbieranie rzeczy niezbędnych, podczas wieczornej toalety. 
Pół godziny później...
   Siedziałam przy stole z założonymi rękami i ani myślałam o jedzeniu. Till był już poważnie podenerwowany. Fakt, ukrywał to, ale takich rzeczy przede mną zataić się po prostu nie da. Spojrzał znacząco na miskę z płatkami, później na mnie.
   - Specjalnie dałem ci coś lekkiego, żeby w twoim żołądku było cokolwiek. - wycedził - Nie zachowuj się jak dziecko, tylko jedz. 
   - Ale ja nie jestem głodna, Till. Mam ci to przetłumaczyć? Nie jestem głodna. - powtórzyłam w moim ojczystym, polskim języku. Widząc zakłopotany wyraz twarzy mojego opiekuna parsknęłam śmiechem.
   - Przejdźmy jednak na niemiecki... - zaproponował, podsuwając w moją stronę miskę, którą przed chwilą odsunęłam od siebie. Spojrzałam na niego morderczo. Zaśmiał się. 
   - Nie wysilaj się... Nic nie pobije twojego wzroku, kiedy ruszyłaś na Richarda. Wtedy, daję słowo, przestraszyłem się ciebie. Taka mała dziewczynka, a tyle w niej agresji...
   - Nie wymawiaj przy mnie jego imienia. To pierwsza sprawa. Druga, nie sil się na żarty, bo w tej chwili ani trochę mnie one nie śmieszą, przeciwnie. Szlag mnie trafia. Jeżeli nie chcesz, żebym z twoim ukochanym, pięknym kuflem zrobiła to, co zrobiłam z kubkiem Paula, to odstąp ode mnie i pozwól mi już iść do siebie. 
   Machnął kilkakrotnie białą serwetką, na co ja uśmiechnęłam się triumfalnie. 
   - Bardzo proszę nie przeszkadzać mi, gdyby ktoś chciał coś błahego ode mnie to nie wpuszczać, Kruspego przeganiać.
   - Miałem w prawdzie nie mówić o nim, ale Richard z pewnością się tu nie pokaże kiedy wie, że zastanie tu ciebie.
   Uniosłam prawą brew i przystanęłam na schodach. Wróciłam do jadalni, gdzie Till tworzył coś z papierowej serwetki techniką origami. Nie był w tym dobry.
   - No co? Ten gość ma ambicje. - rzekł nie odrywając wzroku od serwetki - Jeżeli jest ci tak zbędny jak mówiłaś, nie będzie się narzucał. Prawdopodobnie zniknął z twojego życia na zawsze. 
   Oparłam się o blat stołu i nachyliłam się nad nim.
   - Till, o czym ty mówisz? Siłą rzeczy, musimy się czasami spotkać. Jestem waszą stylistką, zapomniałeś?
   - Jeszcze nie znasz go wystarczająco... On jest gotów sam się uczesać, byleby nie wchodzić ci w drogę. - wrzucił papierową kulkę do pustego kubka i przeniósł wzrok na mnie - Ale chyba tobie to na rękę?
   Zwiesiłam głowę i bąknęłam ciche "oczywiście".
   - Więc w czym problem?
   - Problem?
   - Odniosłem wrażenie, że nie spodobało ci się to, co ci opowiedziałem o Richardzie.
   - Właśnie. Wrażenie. Wrażenie, które nijak ma się do tego, co czuję obecnie. 
   Obróciłam się i obrałam kierunek na mój pokój.
Następnego dnia, dom Schneidera...
    Alex była w trakcie przygotowywania kawy, a ja siedziałam na parapecie i przyglądałam się przyjaciółce. Kiedy po raz drugi rozsypała cukier, nie wytrzymałam.
   - Kochana, co z tobą? - zapytałam machając w powietrzu nogami - Jesteś tak samo dziwnie zdenerwowana jak Schneider. Coś się stało?
   Spojrzała na mnie zrezygnowana.
   - Jestem zdenerwowana, bo coś męczy Dooma, a on nie chce mi o tym powiedzieć. - starła cukier z kuchennego blatu - Boję się o niego.
   - Tak prawdę mówiąc to wpadłam, bo myślałam, że coś powiesz mi na ten temat, ale okazuje się, że niestety nie. 
   - A ja podejrzewałam, że tobie coś powiedział... Ale nas wykiwał...
   - Trzeba jakoś to z niego wyciągnąć, ja nie mogę patrzeć, jak...
   - Psst! - przyłożyła palec do ust. Chciałam zapytać o co chodzi, kiedy do kuchni wparował Christoph. Oczywiście, był zestresowany. Nie wytrzymałam. Postanowiłam nie przejmować się tym, że Alex mnie zabije. Zeskoczyłam z parapetu i głośno tupnęłam nogami o posadzkę. 
   - Christoph, chcę żebyś wiedział, że mało interesuje mnie to, że prawdopodobnie wtykam nos w nie swoje sprawy, ale do cholery, nie mogę patrzeć, jak cały aż trzęsiesz się z nerwów. Nie próbuj zaprzeczać! - uprzedziłam go podniesionym tonem, gdy tylko zobaczyłam, że otwiera usta - Martwimy się o ciebie i ja nie tyle proszę, co żądam, byś w końcu przestał robić sobie jaja, tylko mów co cię boli.
   Jego mina mówiła sama za siebie. Ani myślał wyjawiać mi powodu swojego złego samopoczucia. Spotęgowało to moją złość.
   - Braciszku, dobrze wiesz jak cię kocham i jak przeżywam, kiedy dzieje się z tobą coś złego. - przytuliłam się do niego - Podejrzewam, że Alex przeżywa to jeszcze bardziej ode mnie. Przez to, że jesteśmy sobie tak bliscy, łączy nas pewna nić, przez którą złe emocje rozchodzą się po nas wszystkich. Wszystko, co czujesz, my czujemy tak samo. Zrozum, nie chcę cię męczyć, chcę ci pomóc.
   Schylił głowę, by spojrzeć na mnie. Widziałam w jego oczach niezdecydowanie, żal... Kucnął naprzeciw mnie i zajrzał mi głęboko w oczy, odkrywając tym samym przede mną najdalsze zakamarki jego duszy.
   - Ja ciebie również kocham, siostruniu. Kocham moją Alex, kocham was wszystkich, ale... - przytulił mnie, jakby był ojcem, przytulającym do piersi swoje małe dziecko - Spróbujcie mnie zrozumieć. Są takie rzeczy, które trzeba najpierw przemyśleć samemu, a dopiero później dzielić się nimi z innnymi. 
   Chcąc, nie chcąc musiałam przyznać mu rację. Wiem co czuje, w końcu sama przez to przechodziłam i przechodzę. Mimo to, bałam się o niego.
   - Powiedz tylko, czy dzieje się coś bardzo złego?
   - Nie bój się.
   Wyszedł, zostawiając mnie i Alex w całkowitej ciszy. Wymieniłyśmy spojrzenia, ale nie skomentowałyśmy tego, co Doom powiedział.
Jakiś czas później, dom Flake'a...
    Chcąc oderwać się od wszystkich tych, z którymi spędzałam dzisiejszy dzień, zawędrowałam do Christiana. Kocham go tak samo jak innych. Jest spokojny, opanowany i zawsze służy poradą.
   Siedzieliśmy w salonie podjadając ciasteczka.
   - Mam nadzieję, że czujesz się lepiej? - zapytał z troską w głosie. Kiwnęłam głową, a następnie oparłam ją o jego ramię.
   - Powiedz mi, Christian, dlaczego niektóre rzeczy muszą się tak irracjonalnie komplikować? 
   - To jest życie, moja mała. Są sprawy na które nie mamy wpływu. Niektóre rzeczy po prostu muszą się stać.
   - Ale to jest takie niesprawiedliwe. Strata bliskiej osoby boli...
   - Rozumiem, że mówisz o Richardzie?
   Pokiwałam głową i wtuliłam się mocniej w mojego brata. Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. Było tak cicho, że nasze oddechy zdawały się niemiłosiernie głośne. 
   - Żeby robić takie świństwo, taką głupotę tylko dlatego, że nie potrafi się z kimś dogadać... Przecież to jest chore.
   - Jesteśmy tylko ludźmi, nie możemy wszystkiego rozumieć. Przykro mi, że przyjaźń twoja i Reesha się rozpadła... - wygiął usta w podkówkę - Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak przyjemnie się na was patrzyło. Sprawialiście wrażenie, jakbyście na prawdę byli rodzeństwem.
   Przypomniałam sobie wszystkie chwile spędzone z Richardem. Kiedy nocowałam u niego i biliśmy się na poduszki, kiedy siedzieliśmy pod kocem z kubkami kakaa w rękach i rozmawialiśmy na różne tematy, kiedy łaskotał mnie i odkrył we mnie growl. Poczułam ukłucie w klatce piersiowej i mimowolnie skuliłam się w ramionach Flake'a, który zareagował w ułamku sekundy. 
   - Laura, co się dzieje?
   - Nic, nic... - potarłam miejsce, w którym poczułam ból.
   - Przecież widzę. To, że noszę okulary nie znaczy, że jestem ślepy, przeciwnie. Widzę niektóre rzeczy wyraźniej. Tęsknisz za nim.
   - Nie. - odburknęłam.
   - Tak.
   - Nie.
   - Laura, ja to wiem i ty też, ale nie chcesz się do tego przyznać ani przed sobą, ani przede mną, ani przed nikim innym i ja to w sumie rozumiem. Daj sobie czas, przemyśl wszystko na spokojnie.
   - Mówisz zupełnie tak jak Alex.
   - Bo taka jest prawda. Oj, nie dąsaj się już.
   Dźgnął mnie w bok. Uśmiechnęłam się, choć wcale nie chciałam tego robić. Nie tęsknię za nim. Ba, nie chcę go już nigdy oglądać, jest przecież parszywym gnojkiem. Bardzo dobrze, że nie zamierza wchodzić mi w drogę.
   Spojrzałam na Christiana. Pocałował mnie czule w czoło i wróciliśmy do słuchania ciszy.

22.09.2013

20. "Kiedy nienawiść bierze górę nad zdrowym rozsądkiem"

   Siedziałam na łóżku z szeroko rozstawionymi nogami. Łokcie oparłam na kolanach, a głowę na dłonie. Z sąsiedniego pomieszczenia dochodziły szepty i płacz Richarda. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Miałam ochotę krzyczeć, zniszczyć wszystko, co miałam pod ręką, miałam ochotę go zabić...
   Adrenalina kotłowała się w moich żyłach. Czułam na skroniach mocny, agresywny puls, a krew była tak gorąca, że czułam, jakby w środku mnie ktoś rozpalił wielkie ognisko. Wstałam w końcu i z całej siły cisnęłam o ścianę lampką nocną stojącą na etażerce, krzycząc przy tym moim mocnym głosem przekleństwa. Nie liczyło się wtedy dla mnie to, że niszczę właśnie sypialnię Paula. Chciałam w jakiś sposób sobie ulżyć, dać ujście całemu mojemu gniewowi i agresji.
   Gdyby ktoś dopuścił mnie teraz do Kruspego albo Riedela...
   Wtedy, ktoś mocno załomotał w drzwi.
   - Odpieprzcie się ode mnie! - ryknęłam - Po prostu się odpieprzcie, mam was wszystkich dość!
   - Laura, otwieraj natychmiast!
   Zatroskany ton głosu Tilla w żaden sposób na mnie nie podziałał. Wzięłam kubek, leżący nieopodal i rzuciłam nim w drzwi. Roztrzaskał się w drobny mak, robiąc przy tym mnóstwo hałasu. Nie liczyło się dla mnie zupełnie nic. Usłyszałam krzyk Paula, lament Alex i już po chwili zobaczyłam jak drzwi lecą w moją stronę. Till, wyraźnie zadowolony ze swojego kopniaka ruszył w moim kierunku, ale gdy zobaczył mój wyraz twarzy i pozycję sugerującą, że jestem gotowa do ataku, przystanął. Pierwszy raz zauważyłam na jego twarzy przerażenie, co mnie wyraźnie usatysfakcjonowało. Ruszyłam przed siebie ciężko stąpając po podłodze. Odepchnęłam Lindemanna, który mimo swojej siły i masy zatoczył się na niebieską ścianę sypialni. Podobnie postąpiłam wobec Dooma i Flake'a, którzy coś za mną krzyczeli. Obróciłam się i posłałam im spojrzenie, na widok którego zamarli i spuścili głowy. 
   Podeszłam do skulonego pod ścianą Richarda. Schyliłam się i ujęłam jego podbródek w swoje palce. Pociągnęłam jego głowę, by spojrzeć mu w oczy. Uklęknęłam okrakiem nad nim, by nie mógł mi uciec.
   - I co, cwaniaczku? Teraz trzęsiesz portkami tak? Co chciałeś osiągnąć?
   Nie odpowiedział. Jego milczenie podziałało na mnie jak czerwona płachta na byka. Wplotłam palce w jego włosy i szarpnęłam. Jęknął.
   - Żałuję, że cię poznałam, ty obłudny gnoju. Kłamstwo i intrygi to coś, czego nienawidzę... I ty mi za to wszystko zapłacisz. Choćbym miała cię zabić, rozumiesz? Choćbym miała zmasakrować ci tą twoją kłamliwą gębę.
   Spokój, z jakim mówiłam do niego spowodował, że Richard wpadł w panikę. Obróciłam się. Reszta towarzystwa patrzyła na mnie z przerażeniem. Każdy bał się odezwać. Poczułam się dziwnie wiedząc, że każdy tu obecny się mnie boi.
   - Ale księżniczko... - zaczął niepewnie Doom - Wyjaśnij, błagam, bo ja nie wiem o co chodzi i reszta - wskazał pozostałych - pewnie też.
   - To on, w zmowie z Oliverem podrzucał mi te zdjęcia. Te dwa pieprzone gnoje chciały skłócić mnie z Paulem!  
   Wszyscy patrzyli na mnie jak na głupka. Till natomiast doskoczył do mnie, chwycił w pasie i odrzucił wręcz od Richarda wprost w objęcia Flake'a. Chciałam się wyrwać, ale chudziutki Christian miał więcej siły niż podejrzewałam. W pewnym momencie jednak musiał pomóc mu Christoph. Podczas gdy ja szamotałam się z muzykami, Till zadawał cios za ciosem Richardowi. Alex zakryła usta ręką i wybiegła z domu. Zaraz za nią pobiegł Schneider. Wykorzystując ten moment wyrwałam się Lorenzowi i podbiegłam do Olivera, który zanim zdążył cokolwiek zrobić, otrzymał ode mnie prawego prostego w twarz. Kiedy Riedel wyciągnął w moją stronę ręce, Paul był już obok niego i mimo tego, że jest sporo niższy od basisty, skutecznie przewrócił go na ziemię.
   W pewnym momencie pisk Alex sprawił, że wszyscy zamarliśmy w bezruchu. Spojrzałam w jej kierunku. Płakała i wskazywała na Tilla, któremu przepływał przez palce nieprzytomny, zakrwawiony Richard. Ten widok tak bardzo mną wstrząsnął, że nie wiedziałam co robić dalej. Flake podbiegł do nich i wyswobodził Richarda, po czym ostrożnie przełożył go na kanapę. 
   - Trzeba dzwonić po pogotowie! - pisnęła Alex i wyciągnęła telefon z kieszeni. Podbiegłam do niej i wyrwałam aparat z ręki.
   - A chcesz żeby później policja zainteresowała się Tillem? - zapytałam świdrując ją wzrokiem - Zajmiemy się nim, nic mu nie będzie.
   - Ty chyba żartujesz! - wrzasnęła na mnie.
   - Koniec tematu. - poinformowałam i szybko udałam się do kuchni. Namoczyłam kilka ściereczek w zimnej wodzie i podałam je przyjaciółce. - Zajmij się nim, ja mogłabym go jeszcze bardziej poobijać.
   Zszokowana Alex podbiegła do Richarda i zaczęła obmywać go z krwi. Rozejrzałam się wokół. Till stał z zaciśniętymi pięściami i dyszał ciężko. Olivera nie było. Flake i Paul czaili się pod ścianą, a Doom pomagał swojej dziewczynie. Pokój wyglądał jak pobojowisko. Poczułam pulsacyjny ból w skroniach.
   - Laura... - Paul ostrożnie zbliżył się do mnie - Powiedz mi co to było? O jakich zdjęciach mówiłaś?
   - Bałam się mówić ci o tym... Ktoś podrzucił mi zdjęcia, na których jesteś z jakąś kobietą... Daty wskazywały na to, że został wykonane niedawno temu. 
   - Teraz rozumiem twoje dziwne zachowanie... Chodź tu.
   Rozłożył ramiona. Wtuliłam się w niego.
   - Chodźmy do domu... Pokażę ci te zdjęcia i trochę ochłonę... - obróciłam się do reszty - Przepraszam was za to, nie wiem co we mnie wstąpiło... 
   Alex mało nie zabiła mnie spojrzeniem. Chwyciłam Paula za rękę i ruszyłam do wyjścia. Till poszedł za nami. Usłyszałam za sobą słabe, ochrypłe wołanie. To Richard, który odzyskał przytomność. Wróciłam do niego. Nachyliłam się nad nim.
   - Nigdy ci tego nie wybaczę, sukinsynie.
   Spojrzałam na niego z pogardą i wyszłam na zewnątrz.
Po powrocie do domu...
    Wygrzebałam z komody zdjęcia i podałam je Paulowi. Oglądał je kręcąc głową. W końcu rzucił je na moje łóżko.
   - Ta kobieta to Nikki, moja była żona. Richard musiał kiedyś mi je podebrać i zanieść do kogoś, kto potrafi fałszować fotografie. Naniósł na nie inną datę. -ujął moją twarz w swoje dłonie - Nigdy cię nie zdradziłem i nie zdradzę, bo cię kocham.
   Pomyślałam o mojej przygodzie z Oliverem. Wybuchnęłam płaczem. Ukryłam twarz w piersi Paula. Poczułam się tak podle, tak źle... Czułam się jak najgorsza szmata. 
   - Till? - zwróciłam się do wchodzącego do mojego pokoju wokalisty - Może niepotrzebnie aż tak go biłeś...
   - Mówiłem, że każdy, kto zrobi ci coś złego popamięta mnie do końca życia.
   - Wiem, wiem... Ja się tylko tak odgrażałam, przecież nie zrobiłabym mu nic złego... - westchnęłam - Przepraszam, muszę iść spać, mam dość na dzisiaj.
   Rzuciłam się na łóżko w ubraniu i zamknęłam oczy. Poczułam, że ktoś kładzie się obok. Tym kimś był Paul.
   - Będę przy tobie cały czas, śpij.
   Moje oczy ponownie zaszły łzami, ale ukryłam to przed Landersem i szybko usnęłam.
Następnego dnia, rano...
    Kiedy byłam już po prysznicu, zeszłam na dół, gdzie Paul z Tillem rozmawiali z... Z Richardem?! Kiedy Kruspe zorientował się, że weszłam do salonu zwiesił głowę.
   Najbardziej zdziwiło mnie zachowanie Tilla. Nie omieszkałam zapytać o co chodzi.
   - Najpierw bijesz go do nieprzytomności, a później z nim rozmawiasz? - rzuciłam z ironią - Brawo.
   - Dostał nauczkę, Laura. Jeśli chcemy dalej ze sobą współpracować, musimy się ze sobą komunikować.
   - Przestałam ogarniać rozumem to, co się tu dzieje, ale ok, niech będzie. 
   Wyszłam do kuchni, by zrobić sobie coś do picia. Kątem oka zauważyłam, że Reesh idzie za mną, ale nie skomentowałam tego.
   - Laura... To znaczy, że ty mi nigdy nie wybaczysz?
   Prychnęłam i obróciłam się w jego stronę. Był cały opuchnięty i posiniaczony. Położyłam mu rękę na ramieniu, na co on jęknął z bólu. Momentalnie wycofałam dłoń.
   - Zachowałeś się jak skończony dupek, idiota i psychol. Nie licz na to, że kiedykolwiek znowu będziemy przyjaciółmi. Nienawidzę cię, rozumiesz? Druga sprawa jest taka, że nigdy nie potrafiłabym ci ponownie zaufać. Zniszczyłeś naszą przyjaźń w imię zemsty. Nie potrafiłeś dogadać się z Paulem więc chciałeś go ze mną skłócić? Istnieje coś takiego jak rozmowa, Richardzie. To takie narzędzie, dzięki któremu można wiele rzeczy wyjaśnić, naprawić... Twoja intryga tylko pokazała jak kretyńskim i prymitywnym typem jesteś. A teraz zejdź mi z oczu i najlepiej nie wchodź mi w drogę.
   Westchnął ciężko i opuścił pomieszczenie. Po chwili jednak wrócił.
   - Mimo wszystko, przepraszam cię. Będę tęsknił za tobą...
   Wyszedł. Zostałam sam na sam z moimi przemyśleniami.
Popołudnie...
   - No ja cię rozumiem, Lauri. Zachował się podle i w ogóle, ale to, co zrobił Till, było totalnym przegięciem. Przecież on prawie go zabił!
   - Alex, co byś zrobiła, gdyby ktoś chciał skłócić cię z twoim kochanym Schneiderem w tak idiotyczny sposób tylko dlatego, że ktoś inny się w tobie zakochał?
   - Zabiłabym.
   Pokręciłam głową.
   - To znaczy... Oj, przecież wiesz o co mi chodzi! - uniosła się - Mogliście to załatwić jakoś inaczej, porozmawiać spokojnie, wyjaśnić.
   - Tak samo mógł się zachować Richard wobec Paula. - odburknęłam.
   Nastała cisza. Siedziałyśmy po turecku na podłodze obrócone plecami do siebie. Po jakimś czasie dziewczyna Dooma wstała.
   - Będę się zbierać. Nie chcę się z tobą pokłócić, a atmosfera temu sprzyja, więc...
   - Siadaj.
   - Ale...
   - Siadaj. Lepiej milczeć we dwójkę niż samemu, zawsze to raźniej. 
   Zlustrowała mnie uważnie i mimo niepewnego wyrazu twarzy zajęła miejsce obok. Oparła swoja głowę o moje ramię i westchnęła. Od ciszy zaczęło piszczeć mi w uszach.
   - Alex, powiedz mi, jak ja mam dalej z nimi współpracować?
   - Nie masz wyjścia, musisz jakoś nauczyć się dogadywać z Richardem. - pogłaskała mnie po głowie. 
   - Nie dam rady. Nie mogę patrzeć na tego kretyna, a co dopiero go strzyc, czy czesać.
   - Nie przejmuj się, wymyślimy coś.
   Byłam szczęśliwa, że Alex siedzi tu ze mną. Sama pewnie nie potrafiłabym poradzić sobie z tymi wszystkimi emocjami, które mną targały. W prawdzie nie byłam zadowolona, że na siłę próbuje przekonać mnie do wybaczenia Richardowi, ale uwielbiałam ją mimo to. 
   - Boję się teraz zaufać komukolwiek. - otarłam łzy.
   - Nie płacz. - przytuliła mnie mocno i potarła pokrzepiająco po plecach - Wszystko się ułoży. Dajcie sobie z Richardem i Oliverem czas. Dużo czasu. Przemyślcie wszystko i później spróbujcie się jakoś dogadać. I nie ma wymówek! - pogroziła mi palcem - Kiedy się nie uda będziesz miała pewność, że zrobiłaś wszystko. Mi możesz wierzyć. Na prawdę chcę dla ciebie jak najlepiej.
   Spojrzałam jej w oczy z wdzięcznością. 
   Drzwi pokoju otworzyły się i stanął w nich Doom.
   - Alex, chodź.
   - Schneider, daj spokój. Idź jak chcesz, Laura potrzebuje teraz wsparcia. Próbuję pomóc jej ochłonąć, nie widać?
   Lekko poirytowany już Christoph pociągnął Alex za rękę.
   - Doom, do cholery! - wyrwała mu się.
   - Wyobraź sobie, że inni też chcieliby pobyć z Laurą, nie jesteś jej jedyną bliską osobą. W kolejce już stoi Till. Chodź, spotkacie się jutro.
   - Doom, jesteś dziwnie zdenerwowany...
   - Co? Nie, wydaje ci się.
   A ja mimo wszystko wiedziałam, że coś jest nie tak...
   Kiedy Schneider z Alex wyszli, do pokoju wszedł Till. Usiadł obok mnie i przytulił do siebie. 
   - Jak się czujesz?
   - Till, a jak ja się mogę czuć? - westchnęłam - Richard okazał się kłamcą, Paul okazał się wierny, a ja nawaliłam...
   Dotarło do mnie, że właśnie przyznałam się do zdrady. Chrząknęłam.
   - Nawaliłaś? Co masz na myśli?
   Pokręciłam głową i zaczęłam skubać końcówki moich włosów. Till, jak to miał w zwyczaju czekał cierpliwie aż się przyznam. Złamał mnie.
   - No bo jak myślałam, że Paul mnie zdradza, to... To chciałam jakoś odreagować... - nabrałam powietrza do płuc, po czym głośno wypuściłam je ustami - Przespałam się z Oliverem.
   Wyraz twarzy mojego opiekuna był niezapomniany. Wiedziałam jednak, że nie będzie mi robił wyrzutów. To nie w jego stylu.
   - Laura, Laura, coś ty narobiła... - pokręcił głową - No i co teraz?
   - Nie wiem. Oliver mnie zaszantażował, że albo się z nim zwiąże, albo powie wszystko Paulowi.
   - No tak. - podrapał się po głowie - Tak czy inaczej musisz mu powiedzieć. Nie masz wyjścia, moja droga.
   - Wiem, Till...
   Siedzieliśmy w milczeniu ładnych kilkanaście minut. Przypomniałam sobie dziwnie zestresowanego Dooma. Zapytałam Lindemanna, czy wie co się dzieje. Niestety, on również nie miał pojęcia co się stało z perkusistą.
   - Miejmy nadzieję, że nic gorszego z tego wszystkiego nie wyniknie... Boję się rozmowy z Paulem, wiesz. Obawiam się, że go stracę.
   Objął mnie mocno i pocałował kilkakrotnie w czoło. Jego zapewnienia, że wszystko będzie dobrze trochę mnie pocieszyły, ale ja i tak wiedziałam, że nic nie będzie ok.