Dobrze wiedziałam, że muszę powiedzieć Paulowi o tym co zaszło między mną a Oliverem. Nie było mi to na rękę, wiadomo. Bardzo bałam się, że stracę Paula na zawsze. Teraz, kiedy go odzyskałam, mam ponownie uczyć się żyć bez niego? Nie liczyłam na to, że wspaniałomyślnie mi wybaczy i będziemy sobie dalej żyć jakby nigdy nic. To, co zrobiłam jest zbyt parszywe, by obeszło się bez echa.
Targało mną mnóstwo emocji. Najbardziej dawała o sobie znać nienawiść do Richarda i Olivera, obawa o Christopha i wstręt do siebie. Teraz, gdy wszystko się wyjaśniło, mogłam przynajmniej całkowicie szczerze i otwarcie porozmawiać z Tillem. Ale co z tego, skoro mimo oparcia, jakie w nim miałam czułam się tak źle, jak nigdy wcześniej w życiu. Bałam się co będzie dalej. Wróciłam wspomnieniami do pierwszych dni spędzonych tu, w Berlinie. Wtedy wszystko było tak dziecinnie proste. Miałam sześciu wspaniałych przyjaciół, którzy dali mi pracę o jakiej marzyłam. Stylista fryzur. Dlaczego wszystko musiało się skomplikować przez kilka idiotycznych incydentów?
Richard, który był dla mnie bratnią duszą, stał się największym wrogiem. Olli, wymarzony nauczyciel muzyki zyskał w moich oczach opinię szaleńca. Paul, którego przez jakiś czas uważałam za oszusta i którego już niebawem stracę. Tylko Till, Flake i Doom pozostają pewniakami. Wiem, że będą ze mną i nie pozwolą, bym czuła się kiedykolwiek samotna. No i Alex. Jej również mogę ufać. To w końcu ona siedziała ze mną po całym wydarzeniu w domu Landersa, głaskała mnie po głowie i obiecywała, że wszystko prędzej czy później i tak się ułoży.
Ale ja i tak w to nie wierzyłam.
- Laura, wchodź do domu, przeziębisz się na tym tarasie.
Obróciłam głowę w stronę Tilla i wzruszyłam ramionami. Zdjęłam nogi z drewnianej poręczy i wbiłam wzrok w ławkę. Na tej ławce odzyskałam przytomność i na tej ławce po raz pierwszy, w pełni świadomie zobaczyłam Tilla.
- Wszystko mi jedno. - burknęłam.
- Ale mi nie jest wszystko jedno. Wracamy do środka, moja kochana.
Ponownie wzruszyłam ramionami, co sprawiło, że zniecierpliwienie Tilla sięgnęło zenitu. Bezceremonialnie wziął mnie na ręce i zaniósł do domu.
- Pff... I tak tu wrócę, jak będę chciała. - fuknęłam.
Postawił mnie przed drzwiami mojej sypialni. Dostałam proste polecenie. Wykąpać się i zejść na dół na kolację. Obrzuciłam go niezadowolonym spojrzeniem i zabrałam się za zbieranie rzeczy niezbędnych, podczas wieczornej toalety.
Pół godziny później...
Siedziałam przy stole z założonymi rękami i ani myślałam o jedzeniu. Till był już poważnie podenerwowany. Fakt, ukrywał to, ale takich rzeczy przede mną zataić się po prostu nie da. Spojrzał znacząco na miskę z płatkami, później na mnie.
- Specjalnie dałem ci coś lekkiego, żeby w twoim żołądku było cokolwiek. - wycedził - Nie zachowuj się jak dziecko, tylko jedz.
- Ale ja nie jestem głodna, Till. Mam ci to przetłumaczyć? Nie jestem głodna. - powtórzyłam w moim ojczystym, polskim języku. Widząc zakłopotany wyraz twarzy mojego opiekuna parsknęłam śmiechem.
- Przejdźmy jednak na niemiecki... - zaproponował, podsuwając w moją stronę miskę, którą przed chwilą odsunęłam od siebie. Spojrzałam na niego morderczo. Zaśmiał się.
- Nie wysilaj się... Nic nie pobije twojego wzroku, kiedy ruszyłaś na Richarda. Wtedy, daję słowo, przestraszyłem się ciebie. Taka mała dziewczynka, a tyle w niej agresji...
- Nie wymawiaj przy mnie jego imienia. To pierwsza sprawa. Druga, nie sil się na żarty, bo w tej chwili ani trochę mnie one nie śmieszą, przeciwnie. Szlag mnie trafia. Jeżeli nie chcesz, żebym z twoim ukochanym, pięknym kuflem zrobiła to, co zrobiłam z kubkiem Paula, to odstąp ode mnie i pozwól mi już iść do siebie.
Machnął kilkakrotnie białą serwetką, na co ja uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Bardzo proszę nie przeszkadzać mi, gdyby ktoś chciał coś błahego ode mnie to nie wpuszczać, Kruspego przeganiać.
- Miałem w prawdzie nie mówić o nim, ale Richard z pewnością się tu nie pokaże kiedy wie, że zastanie tu ciebie.
Uniosłam prawą brew i przystanęłam na schodach. Wróciłam do jadalni, gdzie Till tworzył coś z papierowej serwetki techniką origami. Nie był w tym dobry.
- No co? Ten gość ma ambicje. - rzekł nie odrywając wzroku od serwetki - Jeżeli jest ci tak zbędny jak mówiłaś, nie będzie się narzucał. Prawdopodobnie zniknął z twojego życia na zawsze.
Oparłam się o blat stołu i nachyliłam się nad nim.
- Till, o czym ty mówisz? Siłą rzeczy, musimy się czasami spotkać. Jestem waszą stylistką, zapomniałeś?
- Jeszcze nie znasz go wystarczająco... On jest gotów sam się uczesać, byleby nie wchodzić ci w drogę. - wrzucił papierową kulkę do pustego kubka i przeniósł wzrok na mnie - Ale chyba tobie to na rękę?
Zwiesiłam głowę i bąknęłam ciche "oczywiście".
- Więc w czym problem?
- Problem?
- Odniosłem wrażenie, że nie spodobało ci się to, co ci opowiedziałem o Richardzie.
- Właśnie. Wrażenie. Wrażenie, które nijak ma się do tego, co czuję obecnie.
Obróciłam się i obrałam kierunek na mój pokój.
Następnego dnia, dom Schneidera...
Alex była w trakcie przygotowywania kawy, a ja siedziałam na parapecie i przyglądałam się przyjaciółce. Kiedy po raz drugi rozsypała cukier, nie wytrzymałam.
- Kochana, co z tobą? - zapytałam machając w powietrzu nogami - Jesteś tak samo dziwnie zdenerwowana jak Schneider. Coś się stało?
Spojrzała na mnie zrezygnowana.
- Jestem zdenerwowana, bo coś męczy Dooma, a on nie chce mi o tym powiedzieć. - starła cukier z kuchennego blatu - Boję się o niego.
- Tak prawdę mówiąc to wpadłam, bo myślałam, że coś powiesz mi na ten temat, ale okazuje się, że niestety nie.
- A ja podejrzewałam, że tobie coś powiedział... Ale nas wykiwał...
- Trzeba jakoś to z niego wyciągnąć, ja nie mogę patrzeć, jak...
- Psst! - przyłożyła palec do ust. Chciałam zapytać o co chodzi, kiedy do kuchni wparował Christoph. Oczywiście, był zestresowany. Nie wytrzymałam. Postanowiłam nie przejmować się tym, że Alex mnie zabije. Zeskoczyłam z parapetu i głośno tupnęłam nogami o posadzkę.
- Christoph, chcę żebyś wiedział, że mało interesuje mnie to, że prawdopodobnie wtykam nos w nie swoje sprawy, ale do cholery, nie mogę patrzeć, jak cały aż trzęsiesz się z nerwów. Nie próbuj zaprzeczać! - uprzedziłam go podniesionym tonem, gdy tylko zobaczyłam, że otwiera usta - Martwimy się o ciebie i ja nie tyle proszę, co żądam, byś w końcu przestał robić sobie jaja, tylko mów co cię boli.
Jego mina mówiła sama za siebie. Ani myślał wyjawiać mi powodu swojego złego samopoczucia. Spotęgowało to moją złość.
- Braciszku, dobrze wiesz jak cię kocham i jak przeżywam, kiedy dzieje się z tobą coś złego. - przytuliłam się do niego - Podejrzewam, że Alex przeżywa to jeszcze bardziej ode mnie. Przez to, że jesteśmy sobie tak bliscy, łączy nas pewna nić, przez którą złe emocje rozchodzą się po nas wszystkich. Wszystko, co czujesz, my czujemy tak samo. Zrozum, nie chcę cię męczyć, chcę ci pomóc.
Schylił głowę, by spojrzeć na mnie. Widziałam w jego oczach niezdecydowanie, żal... Kucnął naprzeciw mnie i zajrzał mi głęboko w oczy, odkrywając tym samym przede mną najdalsze zakamarki jego duszy.
- Ja ciebie również kocham, siostruniu. Kocham moją Alex, kocham was wszystkich, ale... - przytulił mnie, jakby był ojcem, przytulającym do piersi swoje małe dziecko - Spróbujcie mnie zrozumieć. Są takie rzeczy, które trzeba najpierw przemyśleć samemu, a dopiero później dzielić się nimi z innnymi.
Chcąc, nie chcąc musiałam przyznać mu rację. Wiem co czuje, w końcu sama przez to przechodziłam i przechodzę. Mimo to, bałam się o niego.
- Powiedz tylko, czy dzieje się coś bardzo złego?
- Nie bój się.
Wyszedł, zostawiając mnie i Alex w całkowitej ciszy. Wymieniłyśmy spojrzenia, ale nie skomentowałyśmy tego, co Doom powiedział.
Jakiś czas później, dom Flake'a...
Chcąc oderwać się od wszystkich tych, z którymi spędzałam dzisiejszy dzień, zawędrowałam do Christiana. Kocham go tak samo jak innych. Jest spokojny, opanowany i zawsze służy poradą.
Siedzieliśmy w salonie podjadając ciasteczka.
- Mam nadzieję, że czujesz się lepiej? - zapytał z troską w głosie. Kiwnęłam głową, a następnie oparłam ją o jego ramię.
- Powiedz mi, Christian, dlaczego niektóre rzeczy muszą się tak irracjonalnie komplikować?
- To jest życie, moja mała. Są sprawy na które nie mamy wpływu. Niektóre rzeczy po prostu muszą się stać.
- Ale to jest takie niesprawiedliwe. Strata bliskiej osoby boli...
- Rozumiem, że mówisz o Richardzie?
Pokiwałam głową i wtuliłam się mocniej w mojego brata. Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. Było tak cicho, że nasze oddechy zdawały się niemiłosiernie głośne.
- Żeby robić takie świństwo, taką głupotę tylko dlatego, że nie potrafi się z kimś dogadać... Przecież to jest chore.
- Jesteśmy tylko ludźmi, nie możemy wszystkiego rozumieć. Przykro mi, że przyjaźń twoja i Reesha się rozpadła... - wygiął usta w podkówkę - Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak przyjemnie się na was patrzyło. Sprawialiście wrażenie, jakbyście na prawdę byli rodzeństwem.
Przypomniałam sobie wszystkie chwile spędzone z Richardem. Kiedy nocowałam u niego i biliśmy się na poduszki, kiedy siedzieliśmy pod kocem z kubkami kakaa w rękach i rozmawialiśmy na różne tematy, kiedy łaskotał mnie i odkrył we mnie growl. Poczułam ukłucie w klatce piersiowej i mimowolnie skuliłam się w ramionach Flake'a, który zareagował w ułamku sekundy.
- Laura, co się dzieje?
- Nic, nic... - potarłam miejsce, w którym poczułam ból.
- Przecież widzę. To, że noszę okulary nie znaczy, że jestem ślepy, przeciwnie. Widzę niektóre rzeczy wyraźniej. Tęsknisz za nim.
- Nie. - odburknęłam.
- Tak.
- Nie.
- Laura, ja to wiem i ty też, ale nie chcesz się do tego przyznać ani przed sobą, ani przede mną, ani przed nikim innym i ja to w sumie rozumiem. Daj sobie czas, przemyśl wszystko na spokojnie.
- Mówisz zupełnie tak jak Alex.
- Bo taka jest prawda. Oj, nie dąsaj się już.
Dźgnął mnie w bok. Uśmiechnęłam się, choć wcale nie chciałam tego robić. Nie tęsknię za nim. Ba, nie chcę go już nigdy oglądać, jest przecież parszywym gnojkiem. Bardzo dobrze, że nie zamierza wchodzić mi w drogę.
Spojrzałam na Christiana. Pocałował mnie czule w czoło i wróciliśmy do słuchania ciszy.