21.10.2013

30. "Ostatnia impreza pod szyldem Rammstein"

   Patrzyliśmy jak Flake podchodzi do fortepianu i ściąga z niego czerwoną wstęgę. Pogładził go kilkakrotnie i rzucił okiem na cytat. Obracając się do nas, starł z twarzy łzy. Następnie, przytulił każdego z nas w milczeniu.
   - Dziękuję, za taki cudowny prezent, dziękuję, że pamiętaliście.
   Moje poirytowane spojrzenie skakało z twarzy na twarz. Każdy oprócz Paula wzruszył ramionami.
   - Czas na tort! - zakomunikował Richard i pobiegł zapalić świeczki. Ciągle wzruszony Flake podszedł do niego i wymyśliwszy życzenie, zdmuchnął świeczki. Nagrodziliśmy go brawami.
   Chwilę później, Till z hukiem otwarł szampana i nalał każdemu. 
   Po wzniesieniu toastu usiedliśmy wszyscy przy stole z zamiarem zjedzenia tortu.
   - Lepszego prezentu chyba nie mogliście mi sprawić.
   - Cieszymy się, że jesteś zadowolony. - odparł Paul uśmiechając się od ucha do ucha.
   - Tak na prawdę, podziękowania należą się Olliemu. - wtrąciłam wskazując basistę - On wpadł na pomysł prezentu.
   Christian obdarzył przyjaciela ciepłym, pełnym wdzięczności spojrzeniem.
   Zauważyliśmy, że Richard zaczyna się wiercić na swoim krześle. Popatrzyliśmy po sobie. Christoph zaczął już zasuwać zasłony w oknach. Richard z Paulem przenieśli stół pod ścianę, a Till z Oliverem przesunęli ostrożnie fortepian w najdalszy kąt pokoju. Zgasiłam światło, a Alex włączyła muzykę.
   Z wielkich głośników popłynęła wesoła, klubowa muzyka. Kolorowe światła padające na kulę dyskotekową dały perfekcyjny efekt. Wskoczyliśmy na prowizoryczny parkiet i oddaliśmy się zabawie.
Godzinę później...
   Głośna muzyka sprawiała, że towarzyszyło mi dziwne uczucie, jakby wszystkie moje organy wewnętrzne podskakiwały w moim ciele. Poczułam pragnienie, więc udałam się w stronę stołu z zamiarem wypicia szklanki soku. Nalałam sobie do szklanki i zrobiłam spory łyk, czując przy tym niemałą ulgę. Przyglądnęłam się moim przyjaciołom, którzy całkowicie stracili kontakt z rzeczywistością. Richard ściągnął koszulkę i kręcił nią nad głową, machając przy tym seksownie pupą i biodrami. Till, wykonywał tak zwany "taniec robota". Christoph skakał z uniesionymi rękami uśmiechnięty od ucha do ucha. Flake natomiast klaskał nad głową w rytm muzyki, wydzierając się przy tym "I'm sexy and I know it". Parsknęłam śmiechem, kiedy dołączyli do nich Oliver i Alex, tańcząc ze sobą coś a'la pogo.
   - Dlaczego się nie bawisz?
   Obróciłam się i zobaczyłam Paula. Uniosłam lekko szklankę z sokiem.
   - Próbuję napić się soku. - odparłam.
   - Próbujesz?
   - Widząc to towarzystwo co chwilę się śmieję.
   Landers zachichotał. Po chwili założył mi włosy za ucho. Uniosłam pytająco brwi.
   - No a ty, dlaczego nie na parkiecie? - zapytałam, po czym zrobiłam ostatni łyk i odstawiłam pustą szklankę.
   - Tak prawdę mówiąc, chciałem, byś ze mną zatańczyła... Jeśli oczywiście masz ochotę.
   Starałam się jak mogę nie dać po sobie poznać, jaka jestem szczęśliwa, że moje relacje z Paulem ulegają zmianie na lepsze. Udałam obojętną i obróciłam głowę w przeciwnym kierunku, zarzucając przy tym włosami. Uśmiechnęłam się dyskretnie pod nosem.
   - Oj, nie daj się prosić... - zamruczał.
   Westchnęłam i chwyciłam go za rękę. 
   Chwilę później, byliśmy już na parkiecie. Landers chwycił mnie mocno za biodra, a ja pozwoliłam sobie nimi seksownie machać. Poczułam się wspaniale, co mój partner do tańca wyczuł bez dwóch zdań. Chwycił mnie w pasie prawą ręką a lewą puścił luźno wzdłuż swojego ciała. Odchyliłam się. Moje włosy przejechały po podłodze. Poczułam dłoń Paula na moim brzuchu. Wyprostowałam się, spojrzałam mu głęboko w oczy i dałam ponieść się tańcu.
   - Oddawaj mi Laurę!
   Nie zdążyłam nic zrobić, momentalnie znalazłam się w ramionach Richarda. Oparłam dłonie o jego nagie ramiona i pozwoliłam mu narzucić tempo tańca. Po kilku minutach zauważyłam, że pozostali patrzą na nas z podziwem, a Flake wszystko kameruje.
   - Jesteście świetni! - krzyknął Till wznosząc szklankę z drinkiem.
   Uśmiechnęłam się do brata i zmusiłam go do jeszcze lepszego tańca.
Dwie godziny później...
   Kiedy wszyscy wypiliśmy już tyle, że byliśmy weseli, ale jeszcze nie pijani, postanowiliśmy pójść w ślady Richarda. Pozbyliśmy się koszulek i zaczęliśmy kręcić nimi wysoko nad głowami. Kamera stała na statywie w rogu pokoju.
   Po kilku minutach, ubrałyśmy z Alex koszulki, a panowie pozostali bez nich. Dopadłam Tilla i zaczęliśmy razem podbijać parkiet. Świetnie się bawiłam naśladując tancerzy, których widziałam w niejednym klipie.
   Kula dyskotekowa sprawiała, że po ścianach, suficie i podłodze biegały kolorowe punkciki. Starałam się nie patrzeć na nie zbyt długo, gdyż powodowało to zawroty głowy.
   Zostałam ponownie porwana przez Paula. Tym razem jednak, zachowywał się odważniej niż poprzednio. Klepnął mnie mocno w tyłek i szepnął do ucha, byśmy się bawili. Nie byłam zdziwiona zachowaniem gitarzysty, gdyż w jego organizmie było już dosyć sporo procentów. Stwierdziłam, że muszę wykorzystać tą okazję.
   Podczas skocznej, szybkiej piosenki, Paul niespodziewanie chwycił mnie za włosy i delikatnie, acz zdecydowanie odchylił moją głowę do tyłu. Przycisnąwszy mnie do siebie, musnął ustami kilkakrotnie moją szyję, co wywołało u mnie przyjemny dreszcz. Nie cieszyłam się długo jego bliskością, ponieważ reszta wręcz zażądała, bym zatańczyła z Richardem. Wyszliśmy z bratem na środek i zaczekaliśmy, aż zacznie się refren. Flake ponownie zaczął kamerować osobiście. Chyba faktycznie dobrze nam szło, bo każdy bez wyjątku wpatrywał się w nas z podziwem.
   - Jesteśmy mistrzami parkietu. - szepnął mi do ucha Reesh. Pocałowałam go w policzek.
   - Oczywiście. - odparłam i wplotłam palce w jego włosy.
Po trzech, wesołych godzinach...
   Alex i Doom przestali zwracać uwagę na nas i zajęli się całkowicie sobą. Patrzyłam na nich z uśmiechem na ustach. Wyglądają razem na prawdę pięknie. Pasują do siebie również pod względem charakteru. Rozsiadłam się wygodnie na podłodze pod oknem z zamiarem opanowania głowy, która była coraz cięższa. Podkurczyłam nogi i oplotłam je ramionami. Chwilę później, miejsce obok zajął Flake.
   - Masz dość? - zapytał z uśmiechem. 
   - Nie, po prostu potrzebuję chwili odpoczynku. - odparłam puszczając mu oko. Objął mnie ramieniem.
   - Nie przypuszczałbym, że ty i Reesh tak świetnie tańczycie. Słowo daję, wywijaliście jak profesjonaliści. Poza tym, pierwszy raz widziałem, by ktoś tak świetnie radził sobie na parkiecie z gipsem na ręce. Szacunek, kochana.
   Zaśmiałam się krótko i ponownie wbiłam wzrok w Alex i Schneidera. Flake chyba coś do mnie mówił, ale nie zrozumiałam ani jednego słowa.
   Poczułam, że Christian lekko mną potrząsa. Obróciłam głowę w jego stronę i westchnęłam.
   - Po prostu im zazdroszczę... - wyznałam ze smutkiem.
   - Czego?
   - No jak to... - spojrzałam na niego jak na nienormalnego - Są razem, szczęśliwi, zakochani.
   - Z tego co widziałem, świetnie bawiliście się z Paulem.
   Prychnęłam i oparłam głowę o ramię Lorenza. Zauważyłam, że Doom ciągnie gdzieś Alex, a ona uniosła w górę kciuk i uśmiechnęła się promiennie do mnie. Od niechcenia ułożyłam palce w mano cornuta, czyli gest przypominający rogi, spotykany najczęściej na koncertach metalowych. Flake krzyknął za nimi, by po sobie posprzątali. Christoph zaszczycił go swoim firmowym uśmiechem.
   I poszli.
   - Paul zachowywał się tak, bo jest pijany. Na trzeźwo nigdy by czegoś takiego nie zrobił...
   - A słyszałaś takie powiedzenie, że pijany i dziecko powie i zrobi co mu na sercu leży?
   - Słyszałam, ale w to nie wierzę.
   Flake wywrócił oczami. Popatrzyłam na niego wzrokiem wypranym z emocji.
   Naszą krótką rozmowę przerwał Oliver porywając nas na parkiet.
Jakiś czas później...
   Przez długi czas tańczyłam z Tillem. Zauważyłam, że wszystkim już udzielił się alkohol, który wypili. Alex i Doom do tej pory nie pojawili się z powrotem, Oliver i Flake podpierali ściany z nieciekawymi minami a Paul z Richardem tańczyli wolny taniec, mocno w siebie wtuleni. Nie przeszkadzało im nawet to, że utwór nie sprzyjał wolnym tańcom. Przekonałam się podczas tej imprezy, że Till bardzo dobrze tańczy. Nie tak dobrze jak Reesh, ale również nieźle. 
   Nie pamiętam kiedy ostatnio tak dobrze się bawiłam. Podczas ten imprezy odnosiłam wrażenie, jakby nic złego nigdy się nie wydarzyło. Wszyscy bawiliśmy się razem, podobnie jak na imprezie, którą zorganizował Paul, by bliżej mnie poznać.
   W końcu Richard zostawił Landersa samego i podbiegł do mnie. Zanim znalazł się obok, potknął się dwa razy o sznurówki trampek i runął wprost pod moje nogi. Wybuchnęłam śmiechem i pomogłam mu wstać.
   - Dasz radę jeszcze tańczyć? - zapytałam podtrzymując go.
   - Oczywiście, mała!
   Wyszliśmy na parkiet. Kruspe miał już we krwi tyle alkoholu, że jego taniec ani trochę nie przypominał tego z początku imprezy. Wyglądało to raczej, jakby z całych sił walczył z grawitacją, a ja mu w tym pomagałam. Zerknęłam w stronę Paula. Obejmował sam siebie i kiwał się na boki. Parsknęłam śmiechem i nim się obejrzałam leżałam na ziemi obok Richarda. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
   - Nie zawiązałem sznurówek. - odparł wzruszając ramionami. Złapałam się za głowę, wstałam i podniosłam brata z ziemi.
Grubo po 3 w nocy...
   Światła w dalszym ciągu tańczyły po całym pokoju, który wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Wszyscy oprócz mnie spali, a ich pozycje były bardzo zróżnicowane. Richard był przewieszony przez oparcie fotela, Paul klęczał przy stole z czołem opartym o blat, Flake leżał na plecach na środku pokoju, a Till z Oliverem spali na siedząco pod ścianą. Ja usadowiłam się na fotelu obok Richarda. 
   Poczułam, że odpływam, gdy usłyszałam trzask. Zerwałam się na równe nogi, lecz po chwili straciłam równowagę i opadłam z powrotem na swoje miejsce. Zobaczyłam Christopha i Alex. Okazało się, że strącili ze stołu butelki.
   - Wyłączcie muzykę i światła z łaski swojej... - wymamrotałam i straciłam kontakt z otoczeniem.
Następnego dnia, godzina trzynasta...
    Otworzyłam oczy. Zaczęłam się zastanawiać jakim cudem znalazłam się w łóżku. Zerknęłam na zegar. Kiedy moim oczom ukazała się godzina trzynasta, momentalnie otrzeźwiałam. Wyskoczyłam z łóżka i zbiegłam na dół. W salonie trwały już porządki. Jęknęłam z wyrzutem. Wszystkie spojrzenia skupiły się na mnie.
   - Wstałaś! - ryknął uradowany Richard.
   - Dlaczego nikt mnie do cholery nie budził wcześniej?! - warknęłam - Pomogłabym wam sprzątać, teraz mi głupio.
   Paul podszedł do mnie i mrugnął zalotnie. Przypomniało mi się, jak tańczyliśmy razem, jak mogłam znów poczuć szczęście z jego obecności.
   - To nie było takie łatwe, jak mogłoby się wydawać. - obwieścił Landers - Wszyscy próbowaliśmy, ale ty tylko mamrotałaś coś pod nosem, więc wyniosłem cię na górę, byś odespała. I tak nie byłoby z ciebie żadnego pożytku. Pijana i zagipsowana dużo nie zdziałasz.
   - Świnia.
   Wszyscy ryknęli dzikim rechotem. Till podał mi kubek kawy. Pocałowałam mojego tatę numer dwa i upiłam spory łyk.
   - Najważniejsze, że wszystko jest udokumentowane. - wtrącił Flake z uśmiechem - Jak już będzie na płycie, zaproszę was na projekcję.
   - Ja nie wiem, czy chcę to widzieć... - mruknął Paul.
   - Jasne, że nie chcesz. - odpyskowałam - Tym bardziej tych momentów, kiedy tańczyłeś wolnego z Reeshem, później kołysałeś się tuląc sam siebie, a na końcu zasnąłeś przy stole jakbyś się modlił.
    - Nie żartuj?! - ryknął Christoph i zaniósł się śmiechem. Paul mało nie zabił mnie wzrokiem, na co ja z ironią posłałam mu całusa.
   Paul miał rację. Mimo, iż podczas tańca świetnie radziłam sobie z gipsem, tak przy sprzątaniu nie szło mi najlepiej. Do tego wszystkiego doszedł nasilający się ból głowy i suchość w ustach. Położyłam się na kanapie i utkwiłam wzrok w suficie. 
   Miałam rację. Paul garnął się do spędzania ze mną czasu, bo był po prostu pijany. Fakt, rano ponoć zaniósł mnie na górę, ale pewnie tylko dlatego, że go o to poprosili. Poza tym, oprócz krótkiej rozmowy po moim przebudzeniu, nie zamienił ze mną ani słowa. Zdążyłam już trochę pogodzić się z tym, że nie mam już najmniejszych szans na bycie z nim, ale teraz wszystko do mnie wróciło. Starłam łzy płynące po policzkach.
   - Ty płaczesz?
   Podniosłam się ociężale i zobaczyłam, że obok stoi Paul. Wymusiłam na sobie uśmiech.
   - Nie, często tak mam, że jak się nie wyśpię, oczy mnie pieką i łzawią.
   Zmarszczył czoło. Chyba mi nie uwierzył.
   Jego problem.
   Westchnęłam zniecierpliwiona dając mu znak, by sobie poszedł. Ku mojemu zdumieniu odczytał go bardzo dobrze, gdyż momentalnie zostawił mnie samą.
   Jedyna myśl, która utrzymywała mnie w stosunkowo dobrym nastroju to terapia Olliego. 
   Przewróciłam się na bok. Zauważyłam, że znów ktoś nade mną stoi. Tym razem, to był Till.
   - Masz siłę wstać?
   - A co?
   - Zbieramy się do domu, odpoczniemy sobie przed telewizorem.
   Mój wyraz twarzy wywołał uśmiech Tilla. Wziął mnie na ręce, pożegnaliśmy się ze wszystkimi, po czym wpakował mnie do samochodu i pojechaliśmy do siebie.
Popołudnie...
   - I co, lepiej ci?
   Pokiwałam głową. Wprosiłam się na jego kolana i zaczęliśmy zmieniać kanały w poszukiwaniu czegoś, co nadawałoby się do oglądania. Po kilku minutach, Till poruszył temat Paula. Wiedziałam, że zrobi to prędzej czy później.
   - Widziałem, że świetnie bawiliście się z Landersem.
   Wzruszyłam ramionami i wtuliłam się w jego pierś.
   - Był pijany, nie do końca wiedział co robi.
   - Dlaczego jesteś tak pesymistycznie do wszystkiego nastawiona? - zapytał mierzwiąc mi włosy - Na prawdę nie widzisz tego, że on stara się jak może zapomnieć o wszystkim i odbudować wasze relacje?
   - Nie mówmy o odbudowywaniu relacji, bo dopiero co te relacje się popsuły.
   Westchnął i nie odpowiedział. Zajął się oglądaniem jakiegoś teleturnieju. Pocałowałam go w policzek. 
   - Paul w końcu zrozumie to, że jesteście stworzeni dla siebie, zobaczysz. To, co on o tobie opowiadał, jak na ciebie patrzył... To musi coś oznaczać, jestem pewien, że nie mógł tego tak po prostu skreślić.
   - Ale ja go skrzywdziłam, byłam taka głupia...
   - Wszystko się ułoży. Ja jestem przy tobie zawsze. Nigdy cię nie opuszczę.
   Uroniłam kilka łez wzruszenia. Starł je z mojej twarzy i pocałował moje powieki, czoło i nos.
   Nagle zadzwonił telefon Tilla. Wyciągnął go z kieszeni i odebrał połączenie.
   Kiedy skończył rozmawiać, spojrzał na mnie z miną, jakby całe życie pracował w kamieniołomach. Rzuciłam mu pytające spojrzenie.
   - Dzwonił Schneider. Mówił, że ma nam coś bardzo ważnego do powiedzenia i mamy jak najszybciej przyjść, bo wszyscy już są.
   - Ciekawe o co chodzi...
   - Jak nie pójdziemy, to się nie dowiemy. - poinformował inteligentnie. Ściągnął mnie z kolan.
***
   Kilka minut później, byliśmy już ubrani i gotowi do wyjścia. Till zamknął drzwi wejściowe na klucz i ruszyliśmy.
   - Ciekawe o co może chodzić.
   - To chyba coś poważnego, jego głos brzmiał nieciekawie. - odparł Till.
   Poważnie się przestraszyłam. Oby tylko nic złego nie działo się z nim, ani Alex. Są dla mnie jak rodzina, bardzo przeżyłabym, gdyby stała im się krzywda. Nie potrafiłam odrzucić od siebie takich myśli, gdyż nic pozytywnego nie mogło mi przyjść do głowy. Doom zawsze jest rozbawiony, wesoły, a teraz Till mówi, że miał nieciekawy głos.
   - Martwię się. - wyznałam cicho.
   - Ja też... Jeżeli ten idiota się w coś wpakował, to nie wiem co mu zrobię.
   - Nie zakładaj z góry najgorszych scenariuszy... 
   - Przecież sama pewnie masz już czarne myśli.
   Zwiesiłam głowę i nie odezwałam się ani słowem.
***
   Weszliśmy z Tillem do salonu. Faktycznie, wszyscy już byli. Ich miny były podobne do miny Lindemanna i mojej pewnie też. Zajęłam wolne miejsce między Paulem i Richardem. Till usiadł w fotelu obok kanapy. 
   - Wiecie może co się stało? - zapytałam gitarzystów siedzących po obu moich stronach. Pokręcili głowami.
   - Schneider powiedział, że zaczeka, aż wszyscy będą w komplecie. - szepnął Paul, a Reesh przyłożył palec do ust i wskazał głową wchodzącego do salonu Dooma.
   Perkusista stanął przed nami. Widziałam, jak bije się z myślami. W końcu nie wytrzymałam. Wstałam i odezwałam się do niego.
   - Christoph, do cholery powiedz w końcu o co chodzi!
   Paul i Richard położyli dłonie na moich ramionach i sprowadzili mnie z powrotem do poziomu kanapy. 
   - Chciałem, byście przyszli, bo mam wam coś bardzo ważnego do powiedzenia. Dużo się wydarzyło przez ostatni czas. Rzeczy dobrych i złych. Z tych dobrych mógłbym wymienić to, że w końcu udało mi się przekonać do siebie Alex i zostaliśmy parą, poznanie naszej kochanej Laury, wczorajszą wspaniałą imprezę... Niestety, nie zabrakło złych doświadczeń, jak intryga ze zdjęciami, choroba Olliego... - wszyscy wybałuszyli oczy. Doom kontynuował - Przepraszam Oliver, przepraszam również Richarda i Paula, ale nie oszukujmy się, te rzeczy miały miejsce. Wiem, że wydarzenia, przez które byliśmy szczęśliwi scementowały naszą przyjaźń, ale chyba nie wystarczająco...
   Popatrzyliśmy ze zdziwieniem po sobie.
   - Christoph, błagam powiedz w końcu o co chodzi. - warknęła Alex.
   Doom zamilkł. Wpatrywał się tylko w każdego z nas po kolei. Byliśmy wszyscy coraz bardziej przestraszeni. Po mojej głowie plątało się wiele myśli. Wyjazd, choroba... Oparłam głowę o ramię Richarda i cierpliwie czekałam.
   - Bardzo ciężko mi o tym mówić...
   - Wyrzuć to z siebie. - zachęcał Paul.
   Doom usiadł na drugiej kanapie. Oparł łokcie o kolana, a głowę położył na dłoniach.
   - Chodzi o to, że pewne sprawy pozostawiają ślad nie tylko w naszych sercach, ale również w zespole...
   Członkowie grupy unieśli brwi, a my z Alex wymieniłyśmy zdziwione spojrzenia.
   - Co ma do tego Rammstein? - zapytał Till niecierpliwiąc się coraz bardziej. Doom w końcu wstał i głośno wypuścił powietrze ustami.
   - Po prostu nie wyobrażam sobie dalszej współpracy w zespole.
   Usłyszałam, jak wszyscy wstrzymują powietrze.
   - Coś ty powiedział? - zapytał Flake mrużąc oczy.
   - Opuszczam Rammstein. Odchodzę, rozumiecie? Nawet nie wiecie jak ciężko mi to mówić, ale myślę o tym odkąd coś zaczęło się psuć, odkąd Paul z Richardem zaczęli kłócić się na każdym kroku i...
   - Ale teraz już wszystko jest ok. - wszedł mu w słowo Till. Pokręcił głową.
   - Przepraszam was, ale decyzja jest podjęta i nie podlega dyskusji.
   Alex cała drżała z nerwów, mi łzy cisnęły się do oczu, a chłopaki siedzieli jak zaczarowani i wpatrywali się w perkusistę.
   - Schneider, przemyśl to jeszcze. - prosił Richard - Nie możesz tego zrobić.
   - Reesh, wierz mi, miałem wystarczająco dużo czasu, by wszystko przemyśleć. Powtórzę. Nie wyobrażam sobie dalszej pracy w zespole.
   - Doom, nie rób tego! - krzyknęłam przez łzy - Zastanów się co robisz!
   - Tym bardziej, że już wszystko, cholera, jest w porządku! - zawtórował mi Richard.
   Nie odezwał się. Zrozumieliśmy, że nie chce o tym mówić.
   - Mam rozumieć, że wczoraj była ostatnia impreza pod szyldem "Rammstein"? - zapytał Oliver wpatrując się w czubki swoich butów.
   Schneider skinął głową i wyszedł. Alex, rzucając pod nosem przekleństwa ruszyła za swoim mężczyzną. Popatrzyliśmy po sobie. Wybuchnęłam płaczem. Richard i Paul jak na komendę objęli mnie mocno.
   - Słuchajcie, siłą go nie zatrzymamy. - odezwał się Till.
   - I co?! I chcesz tak odpuścić?! Pozwolić, by Rammstein się rozpadł?! - wydarłam się przez łzy. Gitarzyści przytulili mnie mocniej.
   - Lauri, ale co ja mogę? - rozłożył ramiona.
   Wtedy pomyślałam, że to wszystko stało się przeze mnie. Choć z drugiej strony... Kiedy Paul i Reesh darli ze sobą koty, jeszcze mnie nie znali. Ale gdy mnie poznali, zaczęły dziać się inne przykre rzeczy.
   Coś musiałam zrobić. Pytanie tylko, co?
   - Nie bój się, pogadamy z nim i wybijemy mu z głowy te głupie pomysły.
   - Nie pocieszaj mnie, Paul. Puśćcie mnie, chcę wrócić do domu.
   Chłopaki poluźnili uściski. Wstałam z kanapy i ruszyłam do wyjścia. W drzwiach dogonił mnie Till. Przytulił mnie mocno do siebie i udaliśmy się do domu.

19.10.2013

29. "Szybkie urodziny"

   Kiedy drzwi domu Olliego zamknęły się za nami, przybiliśmy sobie piątki. Nawet Tillowi poprawił się humor.
   - I co? I co? Dalej jesteś taki mądry?
   - Przecież on jeszcze nie powiedział, że się zgadza. - odparł Till. Alex załamała ręce.
   - Oj, przestańcie, bo znowu się pokłócicie. - odezwałam się - Zgodził się, a jeżeli jeszcze przyjdzie mu do głowy by się wymigać, wtedy będziemy martwić się co dalej.
   Paul uniósł w górę dwa kciuki, by wyrazić zgodność z moją wypowiedzią. Uśmiechnęłam się do niego. Puścił mi oczko.
   - Ale powiedz, co on ci mówił, jak rozmawialiście bez nas? - zapytał Flake z zainteresowaniem malującym się na twarzy. 
   - Powiedział, że będzie bardzo ciężko, ale obiecał, że da z siebie wszystko.
   - Dobra, ludzie. - wtrącił się Doom - Jeśli na obietnicy się nie skończy, będzie pięknie. Póki co, zapraszam do nas, zjemy coś razem by uczcić ten postęp.
   Wszyscy ochoczo przystaliśmy na propozycję perkusisty. Alex chwyciła go pod rękę i ruszyli przodem.
   Podczas drogi do domu Schneidera, którą notabene traktowaliśmy jak wspólny spacer, Paul wymienił ze mną kilka zdań. Pomyślałam wtedy, że może jest jeszcze nadzieja, byśmy ponownie stali się przyjaciółmi.
   - Wiecie co? - spojrzeliśmy z Richardem na Landersa, który uśmiechał się od ucha do ucha - Summa summarum, dobrze widzieć was znowu takich zgodnych, uśmiechających się do siebie.
   Wyczułam w jego głosie niepewność. Temat całej sprawy ze zdjęciami w dalszym ciągu nie był poruszany ot, tak. Paul zwiesił głowę, jakby dotarło do niego, że nie powinien o tym mówić. Brat przytulił mnie do siebie i poklepał Paula po plecach.
   - Ja... To znaczy, my, też się cieszymy, że znowu prawie wszystko jest po staremu. 
   Zerknęłam ukradkiem na Reesha.
   - Prawie? - zapytał Paul.
   - No wiesz, całą ta głupia sytuacja z Oliverem, no i wy...
   Dyskretnie szturchnęłam Richarda, na co on, już mniej dyskretnie odpowiedział "no co?!" Złapałam się za głowę i pociągnęłam go na bok. Paul patrzył na nas z dziwnym wyrazem twarzy. Flake zorientował się, że coś jest nie tak i zajął Landersa rozmową. Posłałam mu pełne wdzięczności spojrzenie.
   - Richardzie, prosiłam cię o coś...
   - Ale ja chcę pomóc wam wrócić do normalności.
   - Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej i bardzo ci za to dziękuję, ale nie możesz się w to wtrącać. Ta sprawa jest bardzo delikatna i mimo, że chodzi tu też o mnie, nie zamierzam mu nic sugerować. To jest czas dla niego. Sam musi zdecydować, co robić z tym dalej. A jeżeli od teraz normalność będzie wyglądała właśnie tak?
   Przeprosił mnie słodko, na co ja pocałowałam go w policzek. Dołączyliśmy do reszty.
Jakiś czas później, Dom Schneidera...
    Usiedliśmy wszyscy przy stole w jadalni. Obok mnie siedział Till, a na przeciwko Richard. Poczułam, że ktoś odsuwa krzesło obok. Byłam pewna, że to Flake, gdyż nie było go przy stole. Po chwili zorientowałam się, że koło mnie siedzi nie Christian, ale Paul. Zdziwiłam się, bo do tej pory unikał mnie do tego stopnia, że przywitanie się zwyczajnym "cześć" było dla niego nie lada wyczynem.
   Widząc mój wyraz twarzy, uśmiechnął się delikatnie. Uniosłam od niechcenia kąciki ust ku górze i obróciłam głowę w kierunku Dooma, który wszedł do kuchni z tacą, na której ułożone były filiżanki z kawą. Zaraz za nim pojawiła się Alex z mlekiem i cukrem. Wyciągnęłam rękę po dzbanek, ale ubiegł mnie Paul. Kiedy zorientował się, że też sięgałam po mleko, dolał go do mojej kawy i podsunął cukierniczkę.
   - Dziękuję. - mruknęłam wpatrując się, jak moja kawa robi się jasna. Nie otrzymałam odpowiedzi, więc przeniosłam wzrok na Landersa. Uśmiechał się szeroko.
   Jak to on...
   - Słuchajcie, sprawa jest taka... - zaczął Doom, gestem ręki uciszając nas - Zamawiamy pizzę, czy jakiś obiad z restauracji?
   - Bo Schneider jest do tego stopnia pozbawiony wyobraźni, że organizuje obiad z pustą lodówką. 
   Doom zgromił Alex spojrzeniem.
   - Skoro jesteś taka mądra, dlaczego nie przypomniałaś mi o tym, że musimy kupić coś do jedzenia?
   - Ja mam o wszystkim za ciebie myśleć?! Chyba kpisz...
   - Wiecie co? - Paul przerwał ich wymianę zdań - Ja bym stawiał na jakiś obiad.
   Wszyscy zgodziliśmy się z nim, więc Schneider pobiegł po telefon. 
   - Oj, Alex... - mruknęłam odstawiając filiżankę na spodek - Jesteście pocieszni, kiedy się tak przekomarzacie ze sobą.
   Zwinęła usta w dziubek i już po chwili uśmiechała się serdecznie.
   Z sąsiedniego pokoju było słychać, jak Doom zamawia jedzenie. Nagle, poczułam delikatne dźganie w ramię. Posłałam Paulowi pytające spojrzenie.
   - Mogę cię prosić na stronę? - zapytał przybliżając usta do mojego ucha - To bardzo ważne.
   Kiwnęłam głową. Przeprosiliśmy wszystkich i udaliśmy się do pomieszczenia, gdzie Doom trzyma perkusję, mikrofon i tego typu rzeczy. Paul zamknął za sobą drzwi. Usiadłam na wielkiej kanapie. Poklepałam miejsce obok.
   - Co to za sprawa życia i śmierci? - zapytałam patrząc na niego.
   - Flake ma jutro urodziny.
   Zerwałam się na równe nogi. Paul był zaskoczony moją reakcją, co spotęgowało moje zdenerwowanie.
   - I mówisz mi to dopiero teraz?! - wydarłam się - Wszyscy zapomnieliście?! Super, po prostu brawo! 
   Wstał i położył dłonie na moich ramionach.
   - Tak jakoś wyszło...
   Prychnęłam.
   - Czego oczekujesz ode mnie?
   - Laura, pomóż, wymyśl coś. - potrząsnął mną lekko - Ty jesteś spryciula, coś wykombinujesz. Zrób to dla Christiana. Będzie kwas jak jutro nie zorganizujemy mu żadnej imprezy.
   Wbiłam w niego wzrok. Załamałam ręce i opadłam na kanapę. Landers usiadł obok, przytulił mnie mocno i niemal błagalnym tonem poprosił o pomoc.
   Wyswobodziłam się prędko z jego uścisku i ruszyłam w stronę drzwi. 
   - Dziś wieczorem wszyscy oprócz Christiana u mnie i Tilla. A niech ktoś nie przyjdzie, to własnoręcznie zabiję, zrozumiano?
   Stanął na baczność i zasalutował. Parsknęłam śmiechem i nacisnęłam klamkę. Kiedy gitarzysta doszedł do mnie, obróciłam się w jego stronę.
   - To nie jest fair, żeby powierzać mi takie trudne zadanie.
   - Co w tym trudnego? - zapytał uśmiechając się od ucha do ucha.
   - Próbowałeś kiedyś zorganizować imprezę urodzinową w jeden dzień? Nawet nie cały?
   Pokręcił głową.
   - No właśnie. 
   Pstryknęłam go w ucho i ruszyłam do jadalni. Wszyscy odliczali czas do przyjazdu jedzenia. Kiedy pojawiliśmy się z Paulem w pomieszczeniu, po twarzy Richarda zaczął błąkać się uśmieszek, a reszta towarzystwa była zdziwiona, że zniknęliśmy razem. Nawet bardzo.
   - Co to za czajenie się w moim domu? - zapytał Schneider waląc przy tym ręką w stół. Alex trzepnęła go w głowę i postukała się po czole.
   - Schneider, skończ się udzielać, jeśli nie masz nic ciekawego do powiedzenia.
   Perkusista spojrzał na swoją dziewczynę z obrażoną miną.
   Na szczęście w tym momencie dotarło jedzenie, więc Alex i Doom nie mieli czasu, by się pokłócić.
Wieczór...
   - Moi kochani... Otóż Paul oświecił mnie dziś, że jutro są urodziny Christiana.
   Wszyscy popatrzyli po sobie z przerażeniem.
   - Czasu nie mamy na dobrą sprawę wcale, więc moja propozycja jest następująca... Każdy z nas daje trochę gotówki na prezent. Kto podejmuje się kupna?
   Oliver niepewnie podniósł rękę. Wszyscy przenieśli spojrzenia na niego. Speszyło go to, bo opuścił dłoń i coś mruknął pod nosem. Zauważyłam, że pozostali pokiwali głowami, więc ogłosiłam, że za prezent odpowiedzialny jest Oliver.
   - Dobra, jedno mamy załatwione... Teraz, musimy ustalić, jak wykurzyć Christiana z domu, by móc coś przygotować. Myślałam, by zrobić to w ten sposób... Zaraz z rana, ktoś pod jakimś pretekstem musi wyciągnąć go do siebie, a wtedy wchodzi reszta i przygotowuje dom. No wiecie, światła, balony i te sprawy. Doom, ty podobno się znasz na organizowaniu oświetleń?
   Pokiwał głową z uśmiechem.
   - Fajne by były takie światła, jakie są u ciebie, Christoph. Świecące do rytmu muzyki. Jesteś w stanie coś takiego zorganizować?
   - Nie ma problemu księżniczko.
   Uniosłam kciuk w górę.
   - To ja się zajmę Christianem. - wtrąciła Alex - Powiedzcie tylko co mam robić?
   Podrapałam się po skroni.
   - A jakbyś potrzebowała pilnej podwózki, ale Christopha akurat nie ma w domu? - zapytałam unosząc lewą brew - Flake ci nie odmówi, to więcej niż pewne.
   Na twarzach wszystkich zgromadzonych pojawiły się uśmiechy. Urosłam z dumy o jakieś dziesięć centymetrów widząc, że mój pomysł wszystkim się spodobał. Kiedy wszystko było ustalone, przyszła pora na zbiórkę pieniędzy. Całą kwotę przeznaczoną na prezent daliśmy Oliverowi.
   Została jeszcze jedna kwestia do przedyskutowania. Z jakiego prezentu Flake byłby najbardziej zadowolony. Okazało się, że to wcale nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać.
Parę minut przed północą...
   Alex usypiała na ramieniu Christopha, Paul siedział z głową między kolanami, Till chodził w kółko włócząc nogami po podłodze, a ja przyglądałam się całemu towarzystwu. Moja nadzieja na jakiś poważny i dobry pomysł zaczynała coraz bardziej słabnąć.
   - Mam. 
   Wszyscy popatrzyliśmy na Olivera. Doom potrząsnął delikatnie Alex, by się przebudziła.
   - Flake ma w domu fortepian, który został mu po jego matce. Z tego co wiem, trzeba poddać go renowacji. Christian trzyma go na strychu, chyba o nim zapomniał. Odnowienie tego instrumentu byłoby strzałem w dziesiątkę.
   - Idea faktycznie piękna. - wtrącił po chwili milczenia Till - Ale kto zrobi to w kilka godzin? Nie, to nie jest możliwe...
   Zastanowiłam się chwilę i niepewnie wtrąciłam swój pomysł.
   - Słuchajcie, a gdyby zostawić jakiś spory napiwek... 
   Wszyscy spojrzeli na mnie zupełnie tak, jakbym była skończoną kretynką, więc zamilkłam. Skuliłam się w fotelu, a siedzący na jego oparciu Paul klepnął mnie pokrzepiająco w plecy.
   - Innego wyjścia chyba nie mamy. - mruknął Christoph.
   - Ok, biorę to na siebie. - uniosłam do góry rękę jakbym zgłaszała się do odpowiedzi w szkole - Tylko ktoś musi pójść tam ze mną.
   - To ja może... - burknął Paul.
   Moje zaskoczenie, spowodowane jego nagłą chęcią do współpracy ze mną sięgnęło zenitu, ale przystałam na jego propozycję. 
   - Ale kto podejmie się renowacji starego, zniszczonego fortepianu w takim szaleńczym tempie? - zapytał Till.
   - Spokojnie. - odezwał się Olli - Ten fortepian nie wygląda jak po wojnie. Potrzeba mu raptem kilka rzeczy, to wszystko. Jestem przekonany, że w kilka godzin się z nim wyrobią, a jeżeli zostawimy im pokaźny napiwek, odłożą wszystko inne na bok.
   Posłałam Olliemu promienny uśmiech, co go nieco speszyło. 
   - W takim razie Olli musi dać ci pieniądze. - zauważył Paul. Pokiwałam głową i odebrałam od basisty gotówkę. Każdy dorzucił jeszcze trochę na napiwek.
   - Dobra. Skoro wszystko jest jasne, proponuję byśmy wszyscy poszli spać, bo jutro od rana mamy bardzo dużo pracy.
   Landers przytulił mnie mocno i powiedział, że wiedział, że coś wymyślę. Stałam jak słup soli kilka sekund, następnie zdjęłam z siebie jego ramiona i udałam się do łazienki.
Następnego dnia, ranek...
   Wzięłam szybki prysznic, zjadłam trochę płatków z mlekiem i usiadłam w fotelu oczekując Paula. Zostawiłam Tillowi kartkę z informacją, że wychodzę załatwiać renowację fortepianu.
   Kiedy Paul zjawił się w końcu, ubrałam szybko buty i wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do samochodu gitarzysty i wyjechaliśmy na Berlińskie ulice.
   - Jak idzie pozostałym? - zapytałam chowając do kieszeni spodni pieniądze.
   - Dobrze. Z tego co wiem, Alex już porwała Lorenza, a Doom z Oliverem kombinują przy oświetleniu.
   - Świetnie. Załatwimy sprawę fortepianu, wpadniemy po Tilla i jedziemy wszyscy do domu Christiana.
   Pokiwał głową nie odrywając wzroku od ulicy. Nagle, naszły mnie pewne wątpliwości. Parę minut zastanawiałam się, czy podzielić się nimi z Paulem, aż w końcu pękłam.
   - Paul?
   - No?
   - Nie wydaje ci się, że odnowa fortepianu to trochę za mało, jak na prezent urodzinowy?
   Zatrzymaliśmy się, gdyż zapaliło się czerwone światło. Landers mógł popatrzeć na mnie. Wzruszyłam ramionami.
   - Ten instrument ma dla niego ogromne znaczenie sentymentalne. - wyjaśnił gitarzysta - Flake do takich rzeczy przywiązuje wielką wagę. Możesz mi wierzyć, Oliver wpadł na genialny pomysł.
   - Skoro tak mówisz...
***
   Weszliśmy do zakładu zajmującego się renowacją pianin i fortepianów. Do lady podszedł mężczyzna, wyglądający na ok. pięćdziesiąt lat. Szpakowaty, dość przystojny. Wyjaśniliśmy mu czego oczekujemy, podkreślając oczywiście powagę sytuacji.
   - Proszę mi wierzyć, że bardzo chciałbym państwu pomóc, ale obawiam się, że po odbiór mogą państwo się zgłosić dopiero za dwa, trzy dni.
   Zamarłam. Paul zakrył usta dłonią.
   - Proszę nas zrozumieć, to bardzo ważne. Z tego co wiemy, on nie wymaga poświęcenia mu wiele czasu. 
   Spojrzałam błagalnym wzrokiem na mężczyznę. Westchnął i uśmiechnął się lekko.
   - Dobrze... Proszę podać adres. Wyślemy wóz i zobaczymy co da się zrobić.
   Rozpromieniłam się. Zauważyłam, że Paul również uśmiecha się od ucha do ucha. Zapisałam adres na kartce, którą podałam mężczyźnie. 
   - Przyjedziemy tutaj, oczywiście z odpowiednią zapłatą...
   - Zapraszamy. A, proszę jeszcze o numer telefonu pod który moglibyśmy zadzwonić, oraz pani dane.
   Pod adresem zapisałam numer komórki Tilla, oraz moje imię i nazwisko, po czym wyszliśmy na zewnątrz.
   ***
   Po wyjściu z zakładu, prędko wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy po Tilla. 
   - Jeżeli oni odrestaurują ten fortepian na wieczór, będę z siebie dumna, że podołałam.
   Paul zerknął na mnie wymownie. Zachichotałam.
   - Kolego, ty byś pewnie odpuścił, a ja wzięłam go pod włos i jak widać, podziałało.
   - Przycisnęłaś go tym swoim słodkim uśmieszkiem i facet wymiękł. Po prostu.
   Uśmiechnęłam się do siebie i utkwiłam wzrok w przesuwający się za oknem obraz Berlina.
Popołudnie, dom Christiana...
   Hol był nietknięty. Popatrzyłam na Paula i Tilla. Wzruszyli ramionami. Kiedy weszliśmy do salonu, zaparło nam dech w piersiach. Wszystkie meble gdzieś zniknęły. Został tylko stół gdzieś w rogu, zastawiony alkoholem, przekąskami i...
   - Skąd wzięliście tort?! - zapytałam nie kryjąc zaskoczenia.
   - Ja zrobiłem. - odparł z dumą Richard i przytulił mnie na powitanie. Wybałuszyłam na niego oczy i pokiwałam głową z uznaniem. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. W rogach przy suficie były już zamontowane światła, a miejsce lampy zajęła kula dyskotekowa. Doom celem prezentacji włączył muzykę. Światła rytmicznie rzucały kolorową poświatę na kulę, co zapewne wieczorem da fenomenalny efekt.
   - No, chłopaki, jestem z was bardzo dumna, podołaliście zadaniu.
   Wyszczerzyli się oboje. Oliver podał mi wielką, czerwoną kokardę, na której było napisane "Wszystkiego Najlepszego, Flake!"
   - Pomyśleliśmy, że to będzie dobry dodatek do prezentu.
   - Właśnie, co z fortepianem? - zapytałam oglądając kokardę ze wszystkich stron.
   - Przyjechali, pooglądali i stwierdzili, że może się uda. Zabrali go, czekamy na odzew.
   - Till, podałam twój numer telefonu, więc bądź czujny. Dobra, co jeszcze trzeba zrobić? - zapytałam zacierając ręce.
   - Usiąść i czekać na fortepian. - odparł z uśmiechem Richard.
Chwilę później...
   - Tak, tak... Dobrze, dziękujemy, do widzenia.
   - No i co tam? - zapytałam przytupując ze zdenerwowania nogą. Till uśmiechnął się szeroko.
   - Facet stwierdził, że ten fortepian jest w idealnym stanie. Nastroił go, zrobił kilka innych rzeczy i naniósł na nakrywę coś ekstra.
   Pisnęłam z radości i uściskałam każdego po kolei.
   - A co to znaczy, że zrobił coś ekstra?
   - Kiedy matka Christiana odkryła w nim talent do gry na fortepianie powiedziała, że zawsze ma przypominać sobie tę myśl: "Ta­lent jest da­rem uniwer­salnym, ale pot­rze­ba wiel­kiej od­wa­gi, żeby go wy­korzys­tać. Nie bój się być najlepszy."
   - Paulo Coelho? - zapytałam Olivera. Pokiwał głową. 
   - Waśnie ta myśl będzie na nakrywie fortepianu. - wyjaśnił basista.
   Cmoknęłam z zachwytem. Zerknęłam na zegarek i okazało się, że już wybiła siedemnasta. Kiedy Christoph oznajmił, że wszystko jest gotowe, usłyszeliśmy trąbienie. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam ciężarówkę.
   Kilka chwil później, usługa była już opłacona, a fortepian stał w salonie, przewiązany czerwoną wstęgą z kokardą. 
   - Doom, dzwoń po Alex, niech przyjeżdża z Christianem.
   - Tak jest, księżniczko.
   - Dobrze, moi drodzy. Wydaje mi się, że odwaliliśmy kawał na prawdę dobrej roboty. Możemy być z siebie dumni.
Kilkanaście minut później...
   Alex kazała Christianowi zakryć oczy. Poprowadziła go do salonu, gdzie my staliśmy już przy jego nowym-starym instrumencie. Paul odliczając na palcach od trzech do jednego dał nam znak, kiedy mamy krzyknąć...
   - Wszystkiego najlepszego, Flake!
   Solenizant opuścił dłonie a jego wzrok momentalnie spoczął na fortepianie...

15.10.2013

28. "Postęp"

   Poczułam, że skończyłam podróż po krainie snów. Oprócz tego, poczułam coś jeszcze. Nie mogłam ruszyć nogami, ani rękami, gdyż wszystkie kończyny były mocno zdrętwiałe. Otworzyłam oczy. Leżałam chwilę w bezruchu, aż dotarło do mnie, że nie jestem w moim łóżku sama. Chcąc się przeciągnąć, wyciągnęłam prawą rękę do tyłu i wtedy napotkałam opór. Obróciłam się leniwie i moim oczom ukazał się Richard. Pocałował mnie w skroń, drażniąc przy okazji mój policzek twardym zarostem.
   - Byłeś tu całą noc? - zapytałam z niedowierzaniem.
   - Prosiłaś, żebym został, więc jestem.
   Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Brat przytulił mnie do siebie. Po raz kolejny poczułam szczęście z jego obecności.
   - Myślałam, że pójdziesz zaraz jak zasnę.
   - Z początku miałem taki zamiar, ale spałaś tak słodko i tak mocno trzymałaś mnie za rękę, że postanowiłem zostać. - odparł odgarniając z mojej twarzy pofalowany, czekoladowo-brązowy kosmyk. Zamknęłam oczy, chcąc podrzemać jeszcze kilka minut, kiedy usłyszałam chrząknięcie. Reesh podniósł się na łokciach do pozycji siedzącej, a ja zaraz za nim. 
   - Dzień dobry, Till. - przywitałam się z moim opiekunem.
   - Dzień dobry, śpiochy. - odpowiedział, przyglądając się nam bardzo uważnie, mrużąc oczy. Rzuciłam mu pytające spojrzenie, ale on grymasem twarzy dał mi do zrozumienia, że porozmawiamy później. 
   - Ja przepraszam, że się tak, ekhm... Rozgościłem. - wymamrotał Richard.
   - Mówisz tak, jakbyś był kimś obcym. - pokręcił głową.
   - To co, może jakieś śniadanko? - przekroczyłam Richarda i udałam się do kuchni. 
   Zaczęłam szukać w lodówce i szafkach czegoś, co nadawałoby się do jedzenia. Z przykrością musiałam jednak stwierdzić, że niczego takiego nie posiadamy. Wzięłam więc kartkę i długopis. Szczęście w nieszczęściu, że złamałam lewą rękę, gdyż zawsze byłam praworęczna. Spisałam na kartce listę zakupów i podałam ją wchodzącemu do kuchni Tillowi.
   - A jakbym to załatwił po śniadaniu? - zapytał próbując przekonać mnie do swojego pomysłu wzrokiem zbitego psa.
   - Problem polega na tym, że nie mamy nic na śniadanie. Ani na obiad, ani na kolację. Richard, zostaniesz?
   - Oczywiście. - odparł zacierając ręce.
   Till w końcu wybrał się na zakupy, choć z pewnością nie było to szczytem jego marzeń.
   - Napijemy się kawy? 
   - Jasne, ale siedź. - Richard położył dłoń na moje ramię - Ja zrobię.
   Podparłam głowę na dłoniach i zapatrzyłam się w jakiś punkt za oknem. Gdzieś za sobą słyszałam odgłos kładzionych na blacie kuchennym kubków, otwierania oraz zamykania puszki z kawą.
   Chmury wolno przesuwały się po październikowym niebie. Nagle poczułam na twarzy gorącą parę, oraz dźganie w bok. Potrząsnęłam głową.
   - Paul?
   Zmarszczyłam czoło, gdyż pytanie Richarda totalnie zbiło mnie z pantałyku. Mruknęłam coś pod nosem i ponownie utkwiłam spojrzenie w przestrzeń za oknem. Brat ponownie dźgnął mnie w bok.
   - Przecież widzę. Rozmawiałem z nim, jest w nie najlepszym stanie.
   - Ja tak samo.
   - Wiem, że to, co się stało jest moją winą. Najgorsze jest to, że nie mam bladego pojęcia jak mógłbym ci to zrekompensować.
   Machnęłam ręką.
   - Jakbym była mądra, to faktycznie porozmawiałabym z Paulem i teraz wszystko byłoby dobrze. - upiłam niewielki łyk kawy - No cóż, nie cofnę czasu, widocznie tak musiało być. Oczywiście, jest mi z tym ciężko, ale w tym momencie nie mogę nic zrobić. - podkurczyłam nogi - Może kiedyś uda nam się jeszcze zaprzyjaźnić. 
   - Ja myślę, że uda wam się do siebie wrócić. Nie od razu, oczywiście. - dodał, widząc niedowierzanie na mojej twarzy. 
   - Nie wierzę w to. - pokręciłam głową. Reesh pogłaskał mnie po policzku wierzchem dłoni.
   - A ja tak.
   Wzruszyłam ramionami. Trzasnęły drzwi wejściowe. Do kuchni wmaszerował Till, bohatersko dźwigając dwie reklamówki wypełnione produktami spożywczymi.
   - Co zamawiacie? - zapytał wychylając głowę do jadalni. Popatrzyliśmy na siebie z Richardem i zgodnie wybraliśmy jajecznicę z pieczarkami.
   Podczas gdy Till uwijał się w kuchni, z kieszeni Richarda wydobył się głośny, piskliwy dźwięk oznajmiający połączenie przychodzące. Kruspe wyciągnął telefon z kieszeni i odebrał.
   - Aha, aha. Tak. No, Till z pewnością będzie innego zdania, hahaha... Tak... Dobra, to jesteśmy umówieni. No, do zobaczenia. 
   Lindemann postawił przed nami talerze z obłędnie pachnącą jajecznicą i dosiadł się do stołu.
   - W jakiej sprawie niby mam być innego zdania niż... Ktoś? - zapytał świdrując spojrzeniem Richarda.
   - Alex dzwoniła, o 16 spotykamy się tam gdzie wczoraj i idziemy do Olivera. - wyjaśnił - Powiedziała, że dzisiaj to już musi się udać, a ja przecież wiem, że ty znów będziesz całą drogę krakał, że się nie uda.
   - Bo się nie uda.
   - Till, gdzie ulotnił się cały twój optymizm? - zapytałam wywracając oczami - Przekonamy go prędzej czy później. Nie ma innego wyjścia.
   Wczesne popołudnie...
    Nastawiałam właśnie pralkę, gdy Till zapukał we framugę drzwi łazienkowych. Obróciłam się.
   - Chodź, no przecież otwarte jest...
   - Mogłaś powiedzieć, ja bym to zrobił.
   - Nie traktuj mnie jak kaleki. - mruknęłam - No, powiedz w końcu o co chodzi. Widzę, że coś jest nie tak.
   Oparł się o wykafelkowaną ścianę i skrzyżował ręce na piersi. Podparłam się pod boki i czekałam cierpliwie, aż Till wydusi z siebie choć jedno słowo.
   - Odnoszę wrażenie, że Richard kocha cię bardziej niż kocha się siostrę.
   Wybałuszyłam oczy.
   - Myślałam, że ten temat mamy już dawno za sobą... 
   - Tak, tak nie denerwuj się. - uspokoił mnie szybko - Pytam, bo nie wiem co o tym myśleć.
   - Tutaj nie ma o czym myśleć, Till. - rozłożyłam ramiona i opuściłam łazienkę. Usłyszałam, że pralka zaczęła swoją pracę. Weszłam do swojego pokoju, a zaraz za mną wpadł mój opiekun. Westchnęłam przeciągle, bo wiedziałam co będzie działo się dalej.
   - Ty coś przede mną ukrywasz.
   - Skąd takie przypuszczenia?
   - Jak tylko zacząłem mówić o moich podejrzeniach, momentalnie mnie spławiłaś i zdenerwowałaś się, coś musi być na rzeczy. 
   Prychnęłam. Co on sobie do cholery wyobraża?
   - Till, proszę cię, skończ doszukiwać się czegoś, czego nie ma. Między mną a Richardem jest miłość braterska. B-r-a-t-e-r-s-k-a.
   - Więc dlaczego tak się denerwujesz? - zapytał opierając się o ścianę. Poczułam, że lada moment eksploduję.
   - Bo próbujesz weprzeć mi coś, co nie ma miejsca! - machnęłam rękami, by podkreślić moją złość - A teraz proszę, daj mi spokój i zejdź mi z oczu choć na godzinę.
   Zdębiał, ale posłusznie opuścił mój pokój. 
   Fakt, Richard obchodzi się ze mną wyjątkowo, ale nie ma w tym cienia podtekstu. Szkoda, że Till nie potrafi tego zrozumieć. Przecież patrząc z boku na mnie i mojego opiekuna, można by było wysnuć różne wnioski. W końcu jesteśmy tu sami, możemy robić wszystko, a mimo to Till kocha mnie jakbym była jego rodzoną córką. Dlaczego więc nie potrafi zrozumieć tego, co jest między mną a Richardem?
   Flake miał rację. Jesteśmy tylko ludźmi i nie musimy wszystkiego rozumieć...
Popołudnie...
   Zapięłam skórzaną kurtkę i obróciłam się do Tilla, który wiązał na szyi lekki szalik. Nie odzywaliśmy się do siebie zbyt ochoczo. Choć tak szczerze, to ja niechętnie rozmawiałam z Tillem. On próbował. Przychodziły momenty, w których musiałam się bardzo pilnować, by nie wybuchnąć śmiechem. 
   - Gotowa? 
   Kiwnęłam głową. Westchnął i przytulił mnie do siebie.
   - Lauri, przestań się tak dąsać...
   - A przestaniesz doszukiwać się we wszystkim różnych irracjonalnych rzeczy?
   - No przecież już cię przepraszałem... Nie będę, obiecuję.
   Nadstawiłam policzek do pocałowania. Till cmoknął mnie ledwo dotykając ustami twarzy. Wyszliśmy przed dom. Momentalnie owionął nas porywisty, zimny wiatr. Włożyłam ręce do kieszeni jeansów. Till zamknął drzwi wejściowe na klucz i poszliśmy pod największą z Berlińskich galerii handlowych.
   Przez całą drogę próbowałam nastawić Lindemanna pozytywnie do kolejnej próby. Szło mi to bardzo ciężko, a jego sceptycyzm zaczął mi się udzielać coraz bardziej.
   - Przecież sam mówiłeś, że pewnie nie uda się za pierwszym razem, ale w końcu się uda. Skąd ta nagła zmiana zdania?
   - Oj nie wiem, no. - zasunął zamek kurtki pod samą szyję.
   - Ja też nie wiem. - westchnęłam - Jeśli nie dziś, to jutro albo kiedy indziej. W końcu musi zrozumieć, że nie ma wyjścia, a my chcemy mu pomóc.
   - Ja już nic nie mówię, czekam na rozwój sytuacji.
   Pokręciłam głową.
   Kiedy doszliśmy do umówionego miejsca, zastaliśmy wszystkich. Rozmawiali o czymś wesołym, bo co chwila wybuchali śmiechem. Kiedy Paul roześmiał się wesoło, akurat obrócił się w naszą stronę. Żal ścisnął mi serce, co nie umknęło czujnej uwadze Tilla. Przystanął, ujął moją twarz w swoje ręce i pocałował mnie w czoło. Starł z mojego policzka samotną łzę i dołączyliśmy do reszty. Jako pierwszy, podszedł Richard. On chyba też zauważył, że wręcz rozrywa mnie żal, bo objął mnie tak mocno, że moje żebra chyba cudem pozostały nienaruszone. Tak samo jak Till, ujął w dłonie moją twarz i oparł swoje czoło o moje. Chwyciłam jego silne ramiona.
   - Uwierz mi, że wszystko się ułoży. - szepnął mi do ucha i kciukiem pogłaskał mnie po policzku.
   - Wszystko w porządku?
   Obróciłam głowę. To Alex. Stała obok i przyglądała mi się ze zmartwieniem na twarzy. Pokiwałam głową i poszłam przywitać się z resztą przyjaciół. Tylko z Paulem nie wymieniłam całusa i uścisku. Burknął do mnie oschłe "cześć" i zaczął ponaglać nas, byśmy już ruszyli. Tak jak za pierwszym razem, Till nie omieszkał wyrazić głośno swojego zdania na temat naburmuszonego Paula. Muzycy niemal pokłócili się, ale Flake zdążył załagodzić narastający konflikt.
   Jakiś czas później, pod domem Olliego...
   Niewiele brakowało, by szlag mnie trafił, kiedy zobaczyłam minę Tilla, gdy reszta opracowywała plan rozmowy z Oliverem. Było widać, że z trudem powstrzymuje się przed wyrażeniem swojego zdania na ten temat. Podejrzewam, że gdyby nie było mnie w pobliżu, znowu zacząłby męczyć pozostałych swoim narzekaniem, że i tak nic z tego nie będzie.
   - Gotowi? - zapytał Doom, trzymając palce na dzwonku. Popatrzyliśmy wszyscy po sobie i pokiwaliśmy głowami. Christoph zadzwonił do drzwi i odsunął się od nich.
   Około minuty później, drzwi otworzyły się. Oliver na nasz widok wstrzymał oddech.
   - Możemy wejść? - zapytał Christoph nie patrząc mu w oczy. Olli pchnął drzwi, lecz Alex zdążyła położyć stopę na progu, przez co je zatrzymała. Riedel wbił w nią zszokowane spojrzenie.
   - O, nie. Tak łatwo to ja ci nie odpuszczę.
   - Nie odpuścimy. - poprawił swoją dziewczynę Schneider, kładąc nacisk na słowo "odpuścimy". Alex zmroziła go spojrzeniem, jednak na perkusistę to nie podziałało. Olli popatrzył na każdego z osobna. Kiedy jego wzrok zatrzymał się na mnie, poczułam, jakby przez całe moje ciało przeszedł prąd. Na jego twarzy nie było już kpiącego uśmiechu, ani pewności siebie. 
   Wydaje mi się, że zrozumiał, co tak na prawdę się dzieje.
   Alex i Paul zaczęli się już poważnie niecierpliwić.
   - Jejku, przestańcie się tak krzywić obaj! - nie wytrzymałam i skarciłam ich. Popatrzyli na mnie jak na idiotkę, ale olałam to - To nie jest łatwy temat dla nas wszystkich. Dla Olliego tym bardziej, więc bądźcie tak łaskawi i nie poganiajcie go.
   - Jeżeli o mnie chodzi, wcale nie muszę tu tkwić bez sensu.
   Chwyciłam Paula za rękę, gdyż szykował się do odejścia. Wyrwał się z mojego uścisku.
   - Paul, chodź proszę na stronę. Olli, pozwól im wejść, a my dołączymy za chwilkę, dobrze?
   Pokiwał niepewnie głową i wpuścił resztę do środka. My natomiast udaliśmy się za dom. 
   Oparłam się o mur i westchnęłam.
   - No? - zapytał podpierając się pod boki.
   - Posłuchaj. To, że między nami wszystko się rozwaliło z wiadomych przyczyn, to jeszcze nie jest powód, byś odstawiał tu taką szopkę.
   - O czym ty mówisz? - zapytał opierając się dłońmi o mur. Byłam teraz między jego ramionami. Nie dając po sobie poznać tego, jak bardzo chciałabym go przytulić, włożyłam ręce w kieszenie spodni.
   - Nie muszę tu tkwić bez sensu? - powtórzyłam jego słowa - To znaczy, że nie zależy ci, by Oliver poddał się terapii i wyzdrowiał?
   - A czy ty zawsze musisz czepiać się słówek?
   - Ja się czepiam, tak? Ja?
   - Oj, dobra. - wywrócił oczami - Chodź, bo na razie to ty zajmujesz się głupotami, zamiast wspierać ich tam.
   Ruszyłam przed siebie. Mijając Paula, fuknęłam, przez co gitarzysta parsknął śmiechem.
   - Wiesz, tak całkowicie poważnie, - odezwał się, gdy doszedł do mnie - nie spodziewałbym się, że Oliver się aż tak w tobie zakocha.
   - Uważasz, że jestem do tego stopnia nieatrakcyjna, że niemożliwe jest to, by się we mnie zakochać?
   Zerknął na mnie, a ja na niego. Uśmiechnęłam się chytrze pod nosem. Mimo ściany włosów, zauważył to i również się rozpromienił.
   - Nie, nie tak miało to zabrzmieć... Chodziło mi o to, że nie podejrzewałbym go nigdy o obsesyjną, chorą miłość. Zawsze taki spokojny, opanowany...
   Zatrzymałam się gwałtownie pod drzwiami. Paul wpadł na mnie.
   - Cicha woda brzegi rwie. - odparłam obracając głowę w jego stronę i weszłam do środka.
   Zajrzałam niepewnie do salonu. Olli siedział przed resztą i uważnie słuchał każdego słowa, które płynęły z ust Richarda. Poczułam dłonie Paula na swoich biodrach. Przez chwilę pomyślałam o tym, że jednak za mną zatęsknił, ale okazało się, że chciał tylko lekko popchnąć mnie, bym weszła dalej. 
   - Laura, dobrze, że jesteś! 
   - Tak? A co? - odpowiadając Tillowi wciąż miałam w głowie to, jaka jestem głupia, że choć przez chwilę pomyślałam, że Paul chciałby wrócić.
   - Oliver twierdzi, że absolutnie nie jest chory.
   Usiadłam między Richardem a Tillem. Westchnęłam i spojrzałam Riedelowi prosto w oczy. 
   - Olli... Choć nigdy nie byłam w takiej sytuacji, zdaję sobie sprawę z tego, jak ciężko przyznać ci się przed nami i przed samym sobą, że masz problem... - patrzył na mnie dając mi do zrozumienia, że mam kontynuować - Niestety, musisz spojrzeć prawdzie w oczy. Jesteś chory. Gdyby tak nie było, nie szantażowałbyś mnie, nie kazał zerwać z Paulem i nie zwabiłbyś mnie podstępem do siebie z zamiarem uwięzienia mnie. Olli...
   Podeszłam do niego i położyłam dłonie na jego ramionach. Zauważyłam, że Richard wraz z Tillem pochylili się i naprężyli mięśnie.
   - Wszyscy chcemy tylko twojego dobra, a ta terapia to jedyne wyjście. Mówiłam ci to już kilka razy, ale powiem jeszcze raz. Tęsknię za moim kochanym bratem Oliverem i chcę by on wrócił... Powiedz, jaki jest ten prawdziwy powód, dla którego nie chcesz jechać do Schwerina? Ja wiem, że zdajesz sobie sprawę ze swojej choroby, tu chodzi o coś innego... Zaufaj nam, i powiedz o co chodzi. Razem coś wymyślimy.
   - A to, to przeze mnie, zgadza się?
   Wskazał brodą zagipsowaną rękę. Kiwnęłam głową. Posmutniał.
   - Nic mi nie jest. - zapewniłam - Olli, mów.
   - Nie... To znaczy... - przetarł twarz dłońmi - Muszę tak przy wszystkich?
   Popatrzyliśmy po sobie.
   - Tak, bo możesz zaufać każdemu z nas. - odezwał się Doom.
   - Chodzi o to, że... Jako basista Rammstein jestem rozpoznawany. Tym bardziej w Schwerinie, w końcu urodziłem się tam... Wyobraziłem sobie te wszystkie plotki, szepty za plecami, drwiące uśmiechy i to, że będę miał opinię psychola. Nie chcę tego, zrozumcie mnie.
   Wróciłam na kanapę między Richarda i Tilla. Wyznanie Olivera zaskoczyło wszystkich. On zdaje sobie sprawę z tego, że potrzebuje pomocy, ale nie chce jej przyjąć, bo boi się ludzi i ich reakcji. Nie wiedziałam co powiedzieć.
   - Myślę, że gdyby porozmawiać z lekarzami na temat jakiejś dyskrecji, czy coś...
   Wsyscy przenieśliśmy wzrok na Christiana.
   - No co? Wymyślcie coś lepszego, cwaniaki.
   - Chudy, nie unoś się tak. - wtrącił Richard - To może być dobre, innego rozwiązania chyba na chwilę obecną i tak nie mamy.
   - Przecież to nic nie da...
   - Więcej wiary, Olli. - uśmiechnęłam się do niego - Mogę porozmawiać z tobą w cztery oczy?
   Basista kiwnął głową. Till i Richard nie byli pozytywnie nastawieni do mojego pomysłu. 
   - Jesteśmy obok.
   Wstałam i ruszyłam do kuchni. Kiedy Oliver wszedł do środka, przymknęłam drzwi.
   - Obiecaj mi, że zgodzisz się na leczenie i między nami znowu będzie tak, jak było kiedyś.
   - Będzie bardzo ciężko...
   - Wiem. - nie zastanawiałam się nad tym, czy robię dobrze, czy źle. Po prostu przytuliłam się do niego. Byłam prawie pewna, że nie zrobi nic głupiego, bo zrozumiał, że potrzebuje pomocy. Poczułam, jak jego ramiona zaciskają się na mnie. - Mamy przed sobą ciężkie zadanie. Ale nie niewykonalne. Zobaczysz, że jeszcze wszystko wróci do normy.
   - Obiecujesz?
   - Ja tak, a ty?
   - Chyba też.
   - Chyba?
   - Obiecuję.
   Ścisnęłam go mocniej w pasie. Zauważyłam, że drzwi się uchylają. Till wetknął głowę w szczelinę. Mrugnęłam dyskretnie, że wszystko jest w porządku. 
   Mam wielką nadzieję, że to zapoczątkuje pasmo dobrych wydarzeń w życiu nas wszystkich.
   Oby na nadziei się nie skończyło.