.Daron Malakian.
Po zamknięciu pokoju hotelowego na klucz, zjechałem windą na parter i usiadłem obok recepcji. Zarzuciłem na bluzę lekką kurtkę. Wychyliłem się i zerknąłem na sytuację na zewnątrz. W niektórych miejscach zalegały niewielkie zaspy śniegu.
Ciekawiła mnie reakcja ludzi, gdy wyjdziemy na ulicę. Jasne, że zdaję sobie sprawę z tego, że nie będziemy tak rozpoznawalni jak w Stanach, ale starając się wybiec nieco na przód, schowałem do kieszeni spodni dwa markery.
Drzwi windy otworzyły się, a ze środka wyszedł Serj, John i Shavo. Wszyscy byli ubrani zdecydowanie grubiej, niż po wyjściu z autokaru. Na ramieniu Shavo wisiała torba, w której jak mniemam znajdował się szkicownik i ołówki. John niósł na szyi aparat. Słowem, wystylizowali się na turystów. Jedynie Serj przegiął z okularami przeciwsłonecznymi, czego nie omieszkałem mu powiedzieć.
- No, kochany, ale te okulary to sobie daruj. - widząc znad czarnych szkieł unoszące się ku górze brwi kolegi, wskazałem duże okno. - Słońce nie specjalnie razi dziś po oczach.
- Oj, czepiasz się. Może dzięki nim nie oblegnie mnie tłum fanów.
Parsknąłem śmiechem.
- Jesteś do tego stopnia charakterystyczny, że nic ci nie pomogą te okulary.
Chwycił zausznik w dwa palce i powolnym ruchem zdjął okulary, jakby był jakimś światowej sławy detektywem, który właśnie wpadł na rozwiązanie zagadki. Uśmiechnąłem się głupio i wzruszyłem ramionami.
- Nie wiem jak mam to rozumieć. - odparł kierując się w stronę wyjścia. Ruszyłem za nim.
- Jako stwierdzenie faktu. Wyróżniasz się z tłumu czy jest w tym coś złego?
Gdy Tankian otworzył drzwi, od razu schowałem dłonie w kieszenie kurtki i zrównałem krok z przyjacielem.
- W takich sytuacjach jak ta, owszem, jest to coś złego. - odparł, dyskretnie rozglądając się na boki.
- Nie przesadzaj, nie jesteśmy tu jeszcze znani na tyle, by codziennie rozdawać milion autografów. Poza tym, w tych okularach wyglądasz, jakbyś chciał się ukryć.
Pokiwał głową na boki.
- No dobra, to gdzie idziemy? - zapytał John chłonąc wzrokiem przestrzeń, która nas otaczała. Serj i Shavo wzruszyli ramionami, a ja uśmiechnąłem się chytrze.
- Zdążyłem porozmawiać z recepcjonistką i ona powiedziała, że powinniśmy pójść do pewnej restauracji, w której serwują polskie potrawy.
Popatrzyli po sobie zacierając ręce. Rozejrzałem się w poszukiwaniu "dużego, żółtego budynku" jak to określiła kobieta w hotelowej recepcji. Kiedy go odnalazłem, skierowałem się w jego kierunku. Koledzy ruszyli za mną.
Zaraz za budynkiem miała znajdować się kamienica, a przed nią figura grubego kucharza w fartuchu i tej śmiesznej czapce.
Idąc szerokim chodnikiem, rozglądałem się wokół. Podobnie jak w LA, ludzie się śpieszyli. Albo biegli, albo szli bardzo szybkim marszem. Jedynie my, szliśmy bez pośpiechu. Ściągnęło to na nas niejedno spojrzenie. Nie wiedziałem, czy chodzi o to, że znają nasz zespół, czy w tym mieście powolne przechadzanie się jest czymś nienormalnym. Tak czy inaczej, te spojrzenia i ludzie czający się w małych grupkach, szepczący między sobą, w międzyczasie wlepiając w nas gały, zaczynało wkurzać mnie coraz bardziej.
Odnaleźliśmy nasz cel bez większych problemów. Kiedy weszliśmy do restauracji, poczułem zapach jedzenia, ale był on inny, jaki czułem w Los Angeles. Było w nim coś takiego, że moje ślinianki zaczęły pracować na najwyższych obrotach i chciało się pochłonąć wszystko, co znajdowało się w menu. Słowem, zrobiłem się piekielnie głodny.
Znaleźliśmy stolik w dosyć ustronnym miejscu. Odwiesiliśmy kurtki na wieszak i zajęliśmy miejsca. Po chwili podszedł do nas kelner i każdemu z nas dał menu.
- Przepraszam. - odezwał się Shavo, gdy facet miał już odchodzić. - Czy operuje pan angielskim?
- Tak mi się wydaje. - odparł z uśmiechem. - W czym mogę pomóc?
- Proszę nam coś polecić.
- Czy mogę prosić pana menu?
Shavo podał kelnerowi kartę. Mężczyzna otworzył ją i rzucił okiem na spis dań.
- Na pierwsze danie, proponuję na przykład żurek lub rosół. Na drugie, kotlet schabowy z kapustą zasmażaną i ziemniakami, albo bigos z chlebem. Na deser zdecydowanie polecam sernik i herbatę z miodem i cytryną.
Spojrzeliśmy na siebie, na kelnera i kartę dań. Poprosiłem, by facet opowiedział nam z czego składa się każde z dań, które wymienił. Kiedy wszystko stało się jasne, zdecydowałem się na żurek, bigos z chlebem, sernik oraz herbatę.
Nagle poczułem, że ktoś za mną stoi. Obróciłem się i zobaczyłem dziewczynę, która wyglądała na góra siedemnaście lat. Trzymała w rękach nasze zdjęcie i była przerażona. Uśmiechnąłem się lekko, by dodać jej otuchy. Niestety, zamiast tego, stała się bliska zemdlenia.
- Hej, spokojnie, żaden z nas cię nie pogryzie. - powiedziałem do niej i mrugnąłem prawym okiem.
- J-ja... Och, ja wiem, ale... Wie pan...
- Daron. - odparłem wyciągając w jej stronę dłoń. Podała mi swoją, cholernie drżącą.
- Monika... Po prostu pierwszy raz w życiu spotykam swoich idoli i czuję się... - przymknęła oczy. - Nigdy nie czułam się tak dobrze.
Uśmiechnąłem się. Wygrzebałem markera z kieszeni i wyciągnąłem z jej ręki zdjęcie. Podpisałem się przy swojej podobiźnie i podałem je dalej. Kiedy wszyscy złożyli już swoje autografy, oddałem fotografię Monice.
- Widzimy się na koncercie? - odezwał się Shavo. Dziewczyna pokiwała energicznie głową, przyciskając do serca nasze zdjęcie.
- Czy ja mogłabym... - zarumieniła się. - Trochę, przytulić? Was?
Roześmialiśmy się serdecznie. Wstałem z mojego miejsca i rozłożyłem ramiona. Dziewczyna wtuliła się we mnie tak mocno, że zaparło mi dech. Przytuliłem ją i pogłaskałem po głowie. Poczułem, że zadrżała. Chwyciłem ją za ramiona i odsunąłem od siebie na odległość moich rąk. Płakała.
- Nie, to nic. - otarła oczy. - Wzruszyłam się.
Przytuliłem ją raz jeszcze i puściłem, by mogła wyściskać resztę zespołu. Shavo musiał się bardzo schylić, by mogła dosięgnąć ramionami jego szyi.
Chwilę później, zostaliśmy przy stoliku sami, ale nie na długo, bo w naszą stronę zmierzał już kelner. Postawił przed każdym z nas głęboki talerz z zupą. Byłem już tak głodny, że momentalnie wziąłem do ręki łyżkę i po nabraniu trochę zupy, wpakowałem ją sobie do ust. Szybko dotarło do mnie, że danie jest gorące. Przełknąłem, parząc sobie gardło, a reszta zaczęła rechotać wesoło.
Jakiś czas później, dostaliśmy drugie danie, następnie deser.
- Pierwszy raz w życiu się tak nażarłem. - stęknął Serj i na siłę dopił resztę herbaty. Kiwnęliśmy zgodnie głowami.
- To było pyszne. - westchnął z zachwytem John.
Nadszedł moment płacenia. W tej chwili wszyscy zorientowaliśmy się, że mamy w kieszeniach dolary. Wymieniliśmy spojrzenia.
- I co teraz? - syknąłem do Serja. Wzruszył ramionami.
- Czy jest jakiś problem? - zapytał kelner przyglądając się nam.
- Na śmierć zapomnieliśmy, że wy tu przecież macie inną walutę. - odparłem drapiąc się po skroni.
Facet zaśmiał się, lecz po chwili spoważniał.
- Tam po drugiej stronie placu jest kantor.
- Niech mi pan zapisze gdzieś ile w waszej walucie będziemy płacić, to będę wiedział ile wymienić.
Chłopaki parsknęli śmiechem, a kelner napisał na kartce sumę w polskiej walucie.
Szybko poszedłem wymienić pieniądze. Kiedy wróciłem do restauracji, chłopaki pękali ze śmiechu.
- Ok, zapłaćmy i nie róbmy już z siebie kretynów.
Idąc za radę Shavo, zaniosłem pieniądze kelnerowi, po czym opuściliśmy lokal. John wpadł na pomysł, by wymienić resztę pieniędzy, które wygrzebaliśmy z kieszeni, by drugi raz nie wyjść na kompletnych idiotów.
- No, kochany, ale te okulary to sobie daruj. - widząc znad czarnych szkieł unoszące się ku górze brwi kolegi, wskazałem duże okno. - Słońce nie specjalnie razi dziś po oczach.
- Oj, czepiasz się. Może dzięki nim nie oblegnie mnie tłum fanów.
Parsknąłem śmiechem.
- Jesteś do tego stopnia charakterystyczny, że nic ci nie pomogą te okulary.
Chwycił zausznik w dwa palce i powolnym ruchem zdjął okulary, jakby był jakimś światowej sławy detektywem, który właśnie wpadł na rozwiązanie zagadki. Uśmiechnąłem się głupio i wzruszyłem ramionami.
- Nie wiem jak mam to rozumieć. - odparł kierując się w stronę wyjścia. Ruszyłem za nim.
- Jako stwierdzenie faktu. Wyróżniasz się z tłumu czy jest w tym coś złego?
Gdy Tankian otworzył drzwi, od razu schowałem dłonie w kieszenie kurtki i zrównałem krok z przyjacielem.
- W takich sytuacjach jak ta, owszem, jest to coś złego. - odparł, dyskretnie rozglądając się na boki.
- Nie przesadzaj, nie jesteśmy tu jeszcze znani na tyle, by codziennie rozdawać milion autografów. Poza tym, w tych okularach wyglądasz, jakbyś chciał się ukryć.
Pokiwał głową na boki.
- No dobra, to gdzie idziemy? - zapytał John chłonąc wzrokiem przestrzeń, która nas otaczała. Serj i Shavo wzruszyli ramionami, a ja uśmiechnąłem się chytrze.
- Zdążyłem porozmawiać z recepcjonistką i ona powiedziała, że powinniśmy pójść do pewnej restauracji, w której serwują polskie potrawy.
Popatrzyli po sobie zacierając ręce. Rozejrzałem się w poszukiwaniu "dużego, żółtego budynku" jak to określiła kobieta w hotelowej recepcji. Kiedy go odnalazłem, skierowałem się w jego kierunku. Koledzy ruszyli za mną.
Zaraz za budynkiem miała znajdować się kamienica, a przed nią figura grubego kucharza w fartuchu i tej śmiesznej czapce.
Idąc szerokim chodnikiem, rozglądałem się wokół. Podobnie jak w LA, ludzie się śpieszyli. Albo biegli, albo szli bardzo szybkim marszem. Jedynie my, szliśmy bez pośpiechu. Ściągnęło to na nas niejedno spojrzenie. Nie wiedziałem, czy chodzi o to, że znają nasz zespół, czy w tym mieście powolne przechadzanie się jest czymś nienormalnym. Tak czy inaczej, te spojrzenia i ludzie czający się w małych grupkach, szepczący między sobą, w międzyczasie wlepiając w nas gały, zaczynało wkurzać mnie coraz bardziej.
Odnaleźliśmy nasz cel bez większych problemów. Kiedy weszliśmy do restauracji, poczułem zapach jedzenia, ale był on inny, jaki czułem w Los Angeles. Było w nim coś takiego, że moje ślinianki zaczęły pracować na najwyższych obrotach i chciało się pochłonąć wszystko, co znajdowało się w menu. Słowem, zrobiłem się piekielnie głodny.
Znaleźliśmy stolik w dosyć ustronnym miejscu. Odwiesiliśmy kurtki na wieszak i zajęliśmy miejsca. Po chwili podszedł do nas kelner i każdemu z nas dał menu.
- Przepraszam. - odezwał się Shavo, gdy facet miał już odchodzić. - Czy operuje pan angielskim?
- Tak mi się wydaje. - odparł z uśmiechem. - W czym mogę pomóc?
- Proszę nam coś polecić.
- Czy mogę prosić pana menu?
Shavo podał kelnerowi kartę. Mężczyzna otworzył ją i rzucił okiem na spis dań.
- Na pierwsze danie, proponuję na przykład żurek lub rosół. Na drugie, kotlet schabowy z kapustą zasmażaną i ziemniakami, albo bigos z chlebem. Na deser zdecydowanie polecam sernik i herbatę z miodem i cytryną.
Spojrzeliśmy na siebie, na kelnera i kartę dań. Poprosiłem, by facet opowiedział nam z czego składa się każde z dań, które wymienił. Kiedy wszystko stało się jasne, zdecydowałem się na żurek, bigos z chlebem, sernik oraz herbatę.
Nagle poczułem, że ktoś za mną stoi. Obróciłem się i zobaczyłem dziewczynę, która wyglądała na góra siedemnaście lat. Trzymała w rękach nasze zdjęcie i była przerażona. Uśmiechnąłem się lekko, by dodać jej otuchy. Niestety, zamiast tego, stała się bliska zemdlenia.
- Hej, spokojnie, żaden z nas cię nie pogryzie. - powiedziałem do niej i mrugnąłem prawym okiem.
- J-ja... Och, ja wiem, ale... Wie pan...
- Daron. - odparłem wyciągając w jej stronę dłoń. Podała mi swoją, cholernie drżącą.
- Monika... Po prostu pierwszy raz w życiu spotykam swoich idoli i czuję się... - przymknęła oczy. - Nigdy nie czułam się tak dobrze.
Uśmiechnąłem się. Wygrzebałem markera z kieszeni i wyciągnąłem z jej ręki zdjęcie. Podpisałem się przy swojej podobiźnie i podałem je dalej. Kiedy wszyscy złożyli już swoje autografy, oddałem fotografię Monice.
- Widzimy się na koncercie? - odezwał się Shavo. Dziewczyna pokiwała energicznie głową, przyciskając do serca nasze zdjęcie.
- Czy ja mogłabym... - zarumieniła się. - Trochę, przytulić? Was?
Roześmialiśmy się serdecznie. Wstałem z mojego miejsca i rozłożyłem ramiona. Dziewczyna wtuliła się we mnie tak mocno, że zaparło mi dech. Przytuliłem ją i pogłaskałem po głowie. Poczułem, że zadrżała. Chwyciłem ją za ramiona i odsunąłem od siebie na odległość moich rąk. Płakała.
- Nie, to nic. - otarła oczy. - Wzruszyłam się.
Przytuliłem ją raz jeszcze i puściłem, by mogła wyściskać resztę zespołu. Shavo musiał się bardzo schylić, by mogła dosięgnąć ramionami jego szyi.
Chwilę później, zostaliśmy przy stoliku sami, ale nie na długo, bo w naszą stronę zmierzał już kelner. Postawił przed każdym z nas głęboki talerz z zupą. Byłem już tak głodny, że momentalnie wziąłem do ręki łyżkę i po nabraniu trochę zupy, wpakowałem ją sobie do ust. Szybko dotarło do mnie, że danie jest gorące. Przełknąłem, parząc sobie gardło, a reszta zaczęła rechotać wesoło.
Jakiś czas później, dostaliśmy drugie danie, następnie deser.
- Pierwszy raz w życiu się tak nażarłem. - stęknął Serj i na siłę dopił resztę herbaty. Kiwnęliśmy zgodnie głowami.
- To było pyszne. - westchnął z zachwytem John.
Nadszedł moment płacenia. W tej chwili wszyscy zorientowaliśmy się, że mamy w kieszeniach dolary. Wymieniliśmy spojrzenia.
- I co teraz? - syknąłem do Serja. Wzruszył ramionami.
- Czy jest jakiś problem? - zapytał kelner przyglądając się nam.
- Na śmierć zapomnieliśmy, że wy tu przecież macie inną walutę. - odparłem drapiąc się po skroni.
Facet zaśmiał się, lecz po chwili spoważniał.
- Tam po drugiej stronie placu jest kantor.
- Niech mi pan zapisze gdzieś ile w waszej walucie będziemy płacić, to będę wiedział ile wymienić.
Chłopaki parsknęli śmiechem, a kelner napisał na kartce sumę w polskiej walucie.
Szybko poszedłem wymienić pieniądze. Kiedy wróciłem do restauracji, chłopaki pękali ze śmiechu.
- Ok, zapłaćmy i nie róbmy już z siebie kretynów.
Idąc za radę Shavo, zaniosłem pieniądze kelnerowi, po czym opuściliśmy lokal. John wpadł na pomysł, by wymienić resztę pieniędzy, które wygrzebaliśmy z kieszeni, by drugi raz nie wyjść na kompletnych idiotów.
.Laura.
Upiłam niewielki łyk piwa i przebiegłam wzrokiem po zgromadzonych w barze ludziach. Nie wiem o czym rozmawiali, gdyż muzyka była bardzo głośna. Jakieś osiemdziesiąt procent ludzi kiwało głowami do rytmu utworu. My z Amelią siedziałyśmy jak zawsze przy barze i rozmawiałyśmy z Bartkiem, który z zazdrością patrzył, jak sączymy piwo przez słomki.
- Nie mów, że twój ojciec nie zrezygnował z koncertu? - zapytał, wybałuszając oczy ze zdziwienia.
- Skąd. - odparłam. - Jest tak podekscytowany, że nie potrafi usiedzieć na miejscu. Zobaczysz, jeszcze rozniesie całą płytę.
Uśmiechnęliśmy się do siebie. Stuknęłyśmy z Amelią naszymi kuflami i upiłyśmy łyk. Usłyszałam, że ktoś siada na krześle obok, więc automatycznie obróciłam się i zamarłam. Kiedy spojrzałam na Amelię i Bartka, parsknęli śmiechem.
- Nie śmiejcie się... - szepnęłam nachylając się w ich stronę. - Lepiej zobaczcie kto koło mnie siedzi.
Widząc ich miny, sama miałam ochotę się roześmiać. W pewnym momencie, Amelia wydała z siebie zduszony pisk i zakryła usta dłonią. Obróciłam się ponownie i prawie spadłam z krzesła. W tym momencie, czterech mężczyzn zwróciło swoje twarze w naszą stronę.
- O kurwa, o kurwa, o kurwa, o kurwa... - szeptała Amelia.
- Przecież oni i tak nie rozumieją, co mówisz. - zauważył Bartek nie odrywając wzroku od facetów. Ame momentalnie zmieniła język.
- What the fuck, what the fuck, what the fuck...
- O, widzę, że zmieniłaś repertuar?
- Tak. - odparła Bartkowi. - Samo fuck mogłoby brzmieć dwuznacznie...
- Odnoszę wrażenie, że nas kojarzycie. - powiedział Daron i zdjął z głowy kaptur. Momentalnie spociły mi się ręce i zaczęłam dziwnie drżeć. Poczułam się tak, jakby ktoś obłożył mnie lodem. Musiałam wyglądać jak kompletna kretynka drżąc i wpatrując się w jego wielkie, ciemne oczy. Kiedy uniósł kąciki ust w uśmiechu, znieruchomiałam. Dopiero po jakiejś minucie odpowiedziałam na jego pytanie.
- Kojarzymy? Uwielbiamy was po prostu.
Gitarzysta z uśmiechem przysunął się bliżej mnie, co spowodowało, że na moment mnie zamroczyło. Bezwiednie odchyliłam się do tyłu. Prawie runęłam jak długa na podłogę. Amelia przytrzymała mnie w pasie, a Daron chwycił za nadgarstek i przywrócił mnie do pozycji siedzącej.
- Słabo ci? - zapytał Malakian.
- Nie... Tak... Nie, tylko... - uniosłam głowę w górę, wzięłam głęboki wdech i policzyłam do dziesięciu. Po chwili poczułam, że w jakimś stopniu odzyskałam zdolność skonstruowania prostego zdania, więc ponownie spojrzałam na Darona. - Jesteś... Jesteście ludźmi, których bardzo szanuję, a poza tym. - zebrałam w sobie całą odwagę. - Masz coś niezwykłego w oczach.
Amelia i Bartek dopadli Serja, Johna i Shavo i zaczęli zadawać im masę pytań. Mimo, że w lokalu nie było przesadnie jasno, zauważyłam, że Daron ma czerwone policzki. Uniosłam lewą brew.
- Dziękuję za komplement. - odparł uśmiechając się pod nosem. - Będziesz na koncercie?
- Cała nasza trójka będzie. Plus mój tata.
- Tata?
- No a co się tak dziwisz? To zapalony rockman, wszystkich zmiecie spod sceny.
Odpowiedział mi szerokim uśmiechem. Speszyłam się i zwiesiłam głowę. Czułam na sobie jego wzrok.
- Tak właściwie, jak ci na imię?
- Laura. - odparłam ciągle uśmiechniętemu Daronowi.
Naszą rozmowę przerwały jakieś dziewczyny, machające gitarzyście przed oczami płytami, które miał podpisać. Dwie z nich uwiesiły się na nim dając do zrozumienia, że mają na niego ogromną ochotę. Chrząknęłam cicho i dołączyłam do Amelii i Bartka.
- Podobacie nam się. - powiedział Serj i uśmiechnął się szeroko. - Jesteście tacy... Normalni. Możesz zrobić sobie przerwę? - zwrócił się do Bartka. - Pogadamy sobie spokojnie, bo tu ciężko, ciągle ktoś podchodzi i przerywa...
- Za kilka minut powinien przyjść mój kumpel. Zmieni mnie i możemy iść na zaplecze.
Zaczęłam się zastanawiać, czy to wszystko to nie jest sen. Uszczypnęłam się w przedramię i nie obudziłam się. Znaczy, że to dzieje się na prawdę. Poczułam dźganie w łopatkę. Obróciłam się i zobaczyłam Darona, trzymającego w ręku mój kufel.
- Zapomniałaś czegoś. - powiedział i podał mi piwo. Uśmiechnęłam się.
Chwilę później, dotarł kolega Bartka, więc my, mogliśmy udać się na zaplecze baru. Daron przepuścił mnie w drzwiach z rozbrajającym uśmiechem. Rozsiedliśmy się na dwóch kanapach. Ja, Ame i Bartek na jednej, członkowie Systemu na drugiej.
- Do tej pory głównie spotykaliśmy napalone panienki, a wy jesteście inni. - wyjaśnił Shavo. - Traktujecie nas tak normalnie, rozmawiacie z nami jakbyśmy nie byli w ogóle rozpoznawalni, to bardzo fajne.
- No nie wiem, dziewczyny mało nie zemdlały, jak was zobaczyły. - odparł Bartek uśmiechając się chytrze. Ame pokazała mu język.
- To żałuj, że nie widziałeś swojej miny. - odgryzłam się.
- To może opowiecie coś o sobie? - zachęcił Serj.
- Znamy się ze szkoły. Ja i Amelia jesteśmy z zawodu fryzjerkami.
- Laura była przez pewien czas stylistką Rammstein! - wtrąciła Amelia. - Nie dawno temu wróciła z Niemczech, bo... - zamilkła i spojrzała na mnie. - Bo po prostu...
- Za dużo się wydarzyło. - dokończyłam za przyjaciółkę.
- Coś złego? - zapytał Daron ze smutnym wyrazem twarzy. Westchnęłam i odłożyłam pusty kufel na stolik.
- Niestety tak. Nie mogłam dłużej tam mieszkać, potrzebowałam odpoczynku, dlatego wróciłam.
Kiwnął głową i ujął w dwa palce swoją charakterystyczną brodę. Nagle Amelia powiedziała, że zawsze marzyła, by przytulić się do Serja i czy on się na to zgadza. Wybuchnęliśmy śmiechem, a Tankian wstał i rozłożył ramiona. Ame wtuliła się mocno w niego i kilka długich minut nie chciała go puścić. Zerknęłam ukradkiem w stronę Darona. Przyglądał mi się. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnęłam się lekko, a on zajął miejsce Amelii.
- Denerwujesz się czymś? - zapytał. Przeczesałam palcami włosy ze zdenerwowania.
- Nie... Siedzę w jednym pomieszczeniu z moimi idolami, czym tu się stresować?
- Oj, jesteśmy takimi samymi ludźmi jak wy przecież.
- Wiem, ale jesteście ludźmi, którzy dają mi tyle, że nie jestem nawet w stanie ci tego opowiedzieć.
- Miło mi to słyszeć. - puścił mi oko. - Czym się zajmowałaś w Niemczech poza fryzjerstwem?
- Szlifowałam growl.
Wybałuszył oczy, które z natury i tak były ogromne. Uśmiechnęłam się najładniej, jak potrafiłam. Malakian wstał i prędko poinformował kolegów z zespołu o moim talencie. Kiedy wszyscy przenieśli na mnie swoje spojrzenia, skuliłam się i poczułam, że moje policzki płoną.
- Nie wierzę. - odezwał się John i pokazał mi język. Momentalnie się ożywiłam.
- Udowodnię ci! - odpyskowałam. - Serj, czy mógłbyś zaśpiewać fragment Lie naked under the floor and let the Messiah go all through our souls?
Kiwnął głową.
- Daron, a czy ciebie mogę prosić, byś zaskrzeczał swoje Like a motherfucker?
- Oczywiście. - wstał, lewą rękę założył za plecy, natomiast prawą wyciągnął w moją stronę kłaniając się przy tym. - Zatem, czy mogę panią prosić do growlu?
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i położyłam swoją dłoń na jego. Wstałam i wyszliśmy z Daronem na środek. Dałam znak Serjowi, by zaczął swoją kwestię. Kiedy skończył, ja growlem zaśpiewałam die, na co Daron odpowiedział mi like a motherfucker. Razem z gitarzystą powtórzyliśmy swoje kwestie cztery razy, na zmianę. Gdy ja zaśpiewałam swoją, on mi odpowiadał. Kiedy skończyliśmy, Malakian ponownie ujął moją dłoń i ukłoniliśmy się razem. Oczy członków zespołu mało nie wypadły na podłogę.
- Jak pragnę zdrowia, ona jest genialna... - szepnął Shavo.
- Genialna może nie, ale jestem na dobrej drodze. - odparłam z uśmiechem.
Basista kiwnął ręką na Darona. Cały skład Systemu stanął w ciasnym kółku i coś gadali między sobą. Wymieniliśmy z Bartkiem i Amelią zdziwione spojrzenia. Po kilkuminutowych obradach, zwrócili się do nas z nietypową propozycją.
- Wiecie, bo my jesteśmy zakwaterowani w hotelu, całkiem niedaleko stąd, i tak sobie pomyśleliśmy... Paliliście już kiedyś marihuanę?
Popatrzyliśmy po sobie. Pytanie Shavo totalnie nas zaskoczyło.
- Nie. - odparłam. - Dlaczego pytasz?
- Jakbyście chcieli, możecie jutro wpaść do nas. Daron ma ze sobą bongo i trochę ziółka...
Zerknęłam w stronę gitarzysty. Uśmiechnął się do mnie niepewnie.
- Wiecie, ja to bym może i spróbowała, ale jak rodzice mnie wyczają, będę miała problemy. - odpowiedziałam.
- Możesz przyjść na noc do mnie. - zaproponowała Amelia. - Też zawsze byłam ciekawa jak to jest...
- No dobrze, ale co powiem rodzicom? Że System Of A Down zaprosił mnie do pokoju hotelowego Darona Malakiana by pogadać przy kawie? - wywróciłam oczami.
- Nie bój się, pójdziemy do nich z tobą. - odpowiedział mi Bartek i objął mnie ramieniem. Oparłam głowę o jego obojczyk.
- Ale wtedy tata też będzie chciał iść... A wtedy nici z kosztowania.
- Kochanie... - Amelia pogłaskała mnie po głowie. - Twój tatuś może iść z nami. Wyjdziemy razem z nim i powiemy, że idziemy do mnie, a później wrócimy do hotelu.
Chłopaki uśmiechali się słuchając jak obmyślamy plan działania.
- A jeżeli sprawdzą, czy jestem u ciebie? Co z twoimi rodzicami?
- Słuchaj... Moich rodziców nie ma, bo wyjechali. Posiedzimy w domu do tej dwudziestej trzeciej, a później przyjedziemy do hotelu. Przecież nie będą dzwonić, ani przyjeżdżać w środku nocy, nie?
Uśmiechnęłam się cwaniacko.
- To co, jesteśmy umówieni? - zwróciłam się do członków zespołu. Odpowiedzieli mi szerokimi uśmiechami, które odwzajemniliśmy z Amelią i Bartkiem.
- Nie śmiejcie się... - szepnęłam nachylając się w ich stronę. - Lepiej zobaczcie kto koło mnie siedzi.
Widząc ich miny, sama miałam ochotę się roześmiać. W pewnym momencie, Amelia wydała z siebie zduszony pisk i zakryła usta dłonią. Obróciłam się ponownie i prawie spadłam z krzesła. W tym momencie, czterech mężczyzn zwróciło swoje twarze w naszą stronę.
- O kurwa, o kurwa, o kurwa, o kurwa... - szeptała Amelia.
- Przecież oni i tak nie rozumieją, co mówisz. - zauważył Bartek nie odrywając wzroku od facetów. Ame momentalnie zmieniła język.
- What the fuck, what the fuck, what the fuck...
- O, widzę, że zmieniłaś repertuar?
- Tak. - odparła Bartkowi. - Samo fuck mogłoby brzmieć dwuznacznie...
- Odnoszę wrażenie, że nas kojarzycie. - powiedział Daron i zdjął z głowy kaptur. Momentalnie spociły mi się ręce i zaczęłam dziwnie drżeć. Poczułam się tak, jakby ktoś obłożył mnie lodem. Musiałam wyglądać jak kompletna kretynka drżąc i wpatrując się w jego wielkie, ciemne oczy. Kiedy uniósł kąciki ust w uśmiechu, znieruchomiałam. Dopiero po jakiejś minucie odpowiedziałam na jego pytanie.
- Kojarzymy? Uwielbiamy was po prostu.
Gitarzysta z uśmiechem przysunął się bliżej mnie, co spowodowało, że na moment mnie zamroczyło. Bezwiednie odchyliłam się do tyłu. Prawie runęłam jak długa na podłogę. Amelia przytrzymała mnie w pasie, a Daron chwycił za nadgarstek i przywrócił mnie do pozycji siedzącej.
- Słabo ci? - zapytał Malakian.
- Nie... Tak... Nie, tylko... - uniosłam głowę w górę, wzięłam głęboki wdech i policzyłam do dziesięciu. Po chwili poczułam, że w jakimś stopniu odzyskałam zdolność skonstruowania prostego zdania, więc ponownie spojrzałam na Darona. - Jesteś... Jesteście ludźmi, których bardzo szanuję, a poza tym. - zebrałam w sobie całą odwagę. - Masz coś niezwykłego w oczach.
Amelia i Bartek dopadli Serja, Johna i Shavo i zaczęli zadawać im masę pytań. Mimo, że w lokalu nie było przesadnie jasno, zauważyłam, że Daron ma czerwone policzki. Uniosłam lewą brew.
- Dziękuję za komplement. - odparł uśmiechając się pod nosem. - Będziesz na koncercie?
- Cała nasza trójka będzie. Plus mój tata.
- Tata?
- No a co się tak dziwisz? To zapalony rockman, wszystkich zmiecie spod sceny.
Odpowiedział mi szerokim uśmiechem. Speszyłam się i zwiesiłam głowę. Czułam na sobie jego wzrok.
- Tak właściwie, jak ci na imię?
- Laura. - odparłam ciągle uśmiechniętemu Daronowi.
Naszą rozmowę przerwały jakieś dziewczyny, machające gitarzyście przed oczami płytami, które miał podpisać. Dwie z nich uwiesiły się na nim dając do zrozumienia, że mają na niego ogromną ochotę. Chrząknęłam cicho i dołączyłam do Amelii i Bartka.
- Podobacie nam się. - powiedział Serj i uśmiechnął się szeroko. - Jesteście tacy... Normalni. Możesz zrobić sobie przerwę? - zwrócił się do Bartka. - Pogadamy sobie spokojnie, bo tu ciężko, ciągle ktoś podchodzi i przerywa...
- Za kilka minut powinien przyjść mój kumpel. Zmieni mnie i możemy iść na zaplecze.
Zaczęłam się zastanawiać, czy to wszystko to nie jest sen. Uszczypnęłam się w przedramię i nie obudziłam się. Znaczy, że to dzieje się na prawdę. Poczułam dźganie w łopatkę. Obróciłam się i zobaczyłam Darona, trzymającego w ręku mój kufel.
- Zapomniałaś czegoś. - powiedział i podał mi piwo. Uśmiechnęłam się.
Chwilę później, dotarł kolega Bartka, więc my, mogliśmy udać się na zaplecze baru. Daron przepuścił mnie w drzwiach z rozbrajającym uśmiechem. Rozsiedliśmy się na dwóch kanapach. Ja, Ame i Bartek na jednej, członkowie Systemu na drugiej.
- Do tej pory głównie spotykaliśmy napalone panienki, a wy jesteście inni. - wyjaśnił Shavo. - Traktujecie nas tak normalnie, rozmawiacie z nami jakbyśmy nie byli w ogóle rozpoznawalni, to bardzo fajne.
- No nie wiem, dziewczyny mało nie zemdlały, jak was zobaczyły. - odparł Bartek uśmiechając się chytrze. Ame pokazała mu język.
- To żałuj, że nie widziałeś swojej miny. - odgryzłam się.
- To może opowiecie coś o sobie? - zachęcił Serj.
- Znamy się ze szkoły. Ja i Amelia jesteśmy z zawodu fryzjerkami.
- Laura była przez pewien czas stylistką Rammstein! - wtrąciła Amelia. - Nie dawno temu wróciła z Niemczech, bo... - zamilkła i spojrzała na mnie. - Bo po prostu...
- Za dużo się wydarzyło. - dokończyłam za przyjaciółkę.
- Coś złego? - zapytał Daron ze smutnym wyrazem twarzy. Westchnęłam i odłożyłam pusty kufel na stolik.
- Niestety tak. Nie mogłam dłużej tam mieszkać, potrzebowałam odpoczynku, dlatego wróciłam.
Kiwnął głową i ujął w dwa palce swoją charakterystyczną brodę. Nagle Amelia powiedziała, że zawsze marzyła, by przytulić się do Serja i czy on się na to zgadza. Wybuchnęliśmy śmiechem, a Tankian wstał i rozłożył ramiona. Ame wtuliła się mocno w niego i kilka długich minut nie chciała go puścić. Zerknęłam ukradkiem w stronę Darona. Przyglądał mi się. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnęłam się lekko, a on zajął miejsce Amelii.
- Denerwujesz się czymś? - zapytał. Przeczesałam palcami włosy ze zdenerwowania.
- Nie... Siedzę w jednym pomieszczeniu z moimi idolami, czym tu się stresować?
- Oj, jesteśmy takimi samymi ludźmi jak wy przecież.
- Wiem, ale jesteście ludźmi, którzy dają mi tyle, że nie jestem nawet w stanie ci tego opowiedzieć.
- Miło mi to słyszeć. - puścił mi oko. - Czym się zajmowałaś w Niemczech poza fryzjerstwem?
- Szlifowałam growl.
Wybałuszył oczy, które z natury i tak były ogromne. Uśmiechnęłam się najładniej, jak potrafiłam. Malakian wstał i prędko poinformował kolegów z zespołu o moim talencie. Kiedy wszyscy przenieśli na mnie swoje spojrzenia, skuliłam się i poczułam, że moje policzki płoną.
- Nie wierzę. - odezwał się John i pokazał mi język. Momentalnie się ożywiłam.
- Udowodnię ci! - odpyskowałam. - Serj, czy mógłbyś zaśpiewać fragment Lie naked under the floor and let the Messiah go all through our souls?
Kiwnął głową.
- Daron, a czy ciebie mogę prosić, byś zaskrzeczał swoje Like a motherfucker?
- Oczywiście. - wstał, lewą rękę założył za plecy, natomiast prawą wyciągnął w moją stronę kłaniając się przy tym. - Zatem, czy mogę panią prosić do growlu?
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i położyłam swoją dłoń na jego. Wstałam i wyszliśmy z Daronem na środek. Dałam znak Serjowi, by zaczął swoją kwestię. Kiedy skończył, ja growlem zaśpiewałam die, na co Daron odpowiedział mi like a motherfucker. Razem z gitarzystą powtórzyliśmy swoje kwestie cztery razy, na zmianę. Gdy ja zaśpiewałam swoją, on mi odpowiadał. Kiedy skończyliśmy, Malakian ponownie ujął moją dłoń i ukłoniliśmy się razem. Oczy członków zespołu mało nie wypadły na podłogę.
- Jak pragnę zdrowia, ona jest genialna... - szepnął Shavo.
- Genialna może nie, ale jestem na dobrej drodze. - odparłam z uśmiechem.
Basista kiwnął ręką na Darona. Cały skład Systemu stanął w ciasnym kółku i coś gadali między sobą. Wymieniliśmy z Bartkiem i Amelią zdziwione spojrzenia. Po kilkuminutowych obradach, zwrócili się do nas z nietypową propozycją.
- Wiecie, bo my jesteśmy zakwaterowani w hotelu, całkiem niedaleko stąd, i tak sobie pomyśleliśmy... Paliliście już kiedyś marihuanę?
Popatrzyliśmy po sobie. Pytanie Shavo totalnie nas zaskoczyło.
- Nie. - odparłam. - Dlaczego pytasz?
- Jakbyście chcieli, możecie jutro wpaść do nas. Daron ma ze sobą bongo i trochę ziółka...
Zerknęłam w stronę gitarzysty. Uśmiechnął się do mnie niepewnie.
- Wiecie, ja to bym może i spróbowała, ale jak rodzice mnie wyczają, będę miała problemy. - odpowiedziałam.
- Możesz przyjść na noc do mnie. - zaproponowała Amelia. - Też zawsze byłam ciekawa jak to jest...
- No dobrze, ale co powiem rodzicom? Że System Of A Down zaprosił mnie do pokoju hotelowego Darona Malakiana by pogadać przy kawie? - wywróciłam oczami.
- Nie bój się, pójdziemy do nich z tobą. - odpowiedział mi Bartek i objął mnie ramieniem. Oparłam głowę o jego obojczyk.
- Ale wtedy tata też będzie chciał iść... A wtedy nici z kosztowania.
- Kochanie... - Amelia pogłaskała mnie po głowie. - Twój tatuś może iść z nami. Wyjdziemy razem z nim i powiemy, że idziemy do mnie, a później wrócimy do hotelu.
Chłopaki uśmiechali się słuchając jak obmyślamy plan działania.
- A jeżeli sprawdzą, czy jestem u ciebie? Co z twoimi rodzicami?
- Słuchaj... Moich rodziców nie ma, bo wyjechali. Posiedzimy w domu do tej dwudziestej trzeciej, a później przyjedziemy do hotelu. Przecież nie będą dzwonić, ani przyjeżdżać w środku nocy, nie?
Uśmiechnęłam się cwaniacko.
- To co, jesteśmy umówieni? - zwróciłam się do członków zespołu. Odpowiedzieli mi szerokimi uśmiechami, które odwzajemniliśmy z Amelią i Bartkiem.