- Halo, Serj?
- Nie płacz, wszystko będzie dobrze. - Daron musiał już poinformować wszystkich o całym zajściu. Oparłam tył głowy o ścianę i pociągnęłam kilkakrotnie nosem.
- Nikt nie mógł nic zrobić. - szepnęłam. - Nie słuchała nikogo. Nie chciała jeść, ani pić, słabła w oczach. - chlipnęłam. - Jeżeli jej stanie się coś złego, nie daruję sobie tego.
- Nie możesz myśleć tak negatywnie, nie pomożesz jej przez to. - mówił spokojnym głosem. W tle było słychać ożywioną rozmowę między chłopakami. Najgłośniej darł się oczywiście Daron.
- Wiem, ale bardzo się o nią boję. - powiedziałam cicho i rozglądnęłam się, w poszukiwaniu rodziców Laury. Serj w tym czasie uciszał chłopaków. - Nie wiem, czy dzwonić do Tilla. - odezwałam się, gdy po drugiej stronie zapanowała głucha cisza. - Laura by tego nie chciała, ale z drugiej strony, przecież on ma prawo wiedzieć, co się stało.
- Masz rację, ale radziłbym ci zaczekać. Najlepiej będzie, gdy ona sama wszystko mu opowie.
- Skoro tak mówisz...
Ktoś podsunął mi pod nos kubeczek z kawą z automatu. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością do pana Michała i odebrałam od niego napój. Poprosiłam Serja, by zaczekał chwilę i zwróciłam się do siedzącego na krzesełku obok ojca Laury.
- Co z nią? - zapytałam nie odsuwając telefonu od ucha.
- Odwodnienie. - odparł krótko. - Podłączyli jej kroplówkę, Weronika została przy niej. Lekarz powiedział, że to było zwykłe zemdlenie i powinna szybko odzyskać świadomość.
- To znaczy, że wszystko będzie dobrze?
- Tak, szybko wróci do siebie.
Przeprosiłam pana Michała i wróciłam do rozmowy z Serjem. Opowiedziałam mu wszystko to, co usłyszałam od taty Laury. Kiedy zauważyłam panią Weronikę, zmierzającą ku nam szybkim krokiem, przeprosiłam mojego rozmówcę i przerwałam połączenie. Schowałam telefon do kieszeni bluzy.
- Mela, Laura chce cię widzieć. - powiedziała i usiadła obok męża. Kiwnęłam głową. Dowiedziawszy się, że Laura leży w sali 203, na drugim piętrze, ruszyłam w kierunku windy. Weszłam do środka i nacisnęłam guzik przy cyfrze 2. Winda z lekkim szarpnięciem ruszyła do góry. Chwilę potem, znajdowałam się już na właściwym piętrze. Ruszyłam korytarzem, zerkając na plakietki przymocowane do każdych drzwi. Gdy znalazłam te z napisem "203", zapukałam lekko i weszłam do środka. Zamknąwszy za sobą drzwi, podeszłam do łóżka mojej przyjaciółki i usiadłam na krześle, stojącym obok. Laura wciąż wyglądała nie najlepiej, ale uśmiechała się bardzo szeroko, gdy chwyciła mnie za rękę.
- Zdajesz sobie sprawę z tego ile strachu nam napędziłaś? - nachyliłam się i pocałowałam ją w czoło. - Żałuj, że nie widziałaś swojego taty, jak powiedziałam mu, że zemdlałaś... Rzucił się do twojego pokoju jak rambo, albo nawet i lepiej.
Zachichotała cicho, stale patrząc mi prosto w oczy. Zrobiła głęboki wdech i pogłaskała kciukiem wierzch mojej dłoni.
- Przepraszam. - szepnęła. - Gdybym wiedziała jak to się skończy, pewnie posłuchałabym mamy i poszłabym do lekarza.
- No, już dobrze. Nie ma co gdybać. Stało się, czasu nie cofniemy. Ale teraz, musisz o siebie bardzo zadbać, by wrócić do pełni sił.
- Wiem. - skrzywiła się. - Mela, ja już mam dość, chcę wrócić do domu.
Uśmiechnęłam się z politowaniem. Laura zrobiła naburmuszoną minę i patrząc na kroplówkę, wydała z siebie ostentacyjne blee wywalając przy tym cały język. Zdusiłam w sobie śmiech.
- Niestety, kilka dni tu poleżysz.
- Nie musiałaś mówić tego w tak brutalny sposób...
Zaśmiałam się. Poczułam wibracje w kieszeni bluzy. Wyjęłam telefon i rzuciłam okiem na treść wiadomości od Serja. "Zadzwoń do mnie najszybciej, jak dasz radę."
- Serj?
Przeniosłam wzrok na Laurę. Uśmiechała się. Biłam się z myślami, czy powiedzieć jej o tym, że rozmawiałam z Daronem. W końcu doszłam do wniosku, że przecież prędzej czy później i tak się dowie, więc ukrywanie tego nie ma najmniejszego sensu.
- No, Serj... Wiesz, Laura... Wtedy, jak wieźliśmy cię do szpitala, wzięłam twój telefon ze sobą i tak się złożyło, że akurat wtedy zadzwonił Daron...
Z trudem oparła się na łokciu i wpatrywała się we mnie tymi swoimi oczami. Zwiesiłam głowę.
- Co mu powiedziałaś?
Przełknęłam głośno ślinę. Nagła zmiana wyrazu twarzy, oraz tonu głosu Laury zbiła mnie z pantałyku.
- Prawdę. Że źle się czułaś, wyglądałaś jeszcze gorzej i że jedziemy do szpitala. - przerwałam i spojrzałam w oczy przyjaciółce. Nie była zła. Była zaniepokojona. - Ale pisałam już do Serja, że wszystko z tobą w porządku i... - nachyliłam się, by uściskać i wycałować Laurę. - kazali ci to przekazać, wraz z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia.
Zachichotała i opadła na poduszkę. Zaklęłam w myślach. Jednak poczucie winy, że okłamałam Laurę przyćmił sms od Serja. Musiało się coś stać, skoro prosił, bym zadzwoniła jak najszybciej.
Kiedy kilkanaście minut później, do sali weszli rodzice Laury uznałam, że to dobry moment, więc przepraszając wszystkich wyszłam na korytarz i zadzwoniłam do Serja.
.Laura.
Przykro mi było patrzeć jacy rodzice są zmartwieni z mojego powodu. Faktycznie, zachowałam się bardzo źle...
- Czuję się dobrze. - powiedziałam, by nieco ich uspokoić. Usiedli po obu stronach łóżka.
- Nawet nie wyobrażasz sobie, jakie myśli chodziły mi po głowie... - powiedziała mama. Wyciągnęłam rękę na tyle, na ile pozwalała mi kroplówka i chwyciłam ją za nadgarstek. Uśmiechnęłam się. Przeniosłam wzrok na tatę. Mrugał do mnie, robił jakieś dziwne miny, a kiedy mama obróciła się w jego stronę, momentalnie przestawał. Nie miałam pojęcia, o co może mu chodzić. Domyśliłam się tylko, że nie chce mówić przy mamie. Dyskretnie uniosłam brwi. Dopiero, kiedy tata na szpitalnej pościeli nakreślił palcem Los Angeles, zrozumiałam o co mu chodziło. Wytężyłam swoje szare komórki najbardziej, jak tylko byłam w stanie. No tak... Jak teraz poproszę mamę o wyjazd do Stanów, będzie jej ciężko odmówić. Puściłam oko mojemu szalonemu tacie.
- Mamusiu... Mam do ciebie ogromną prośbę... - przygryzłam dolną wargę. - Tak prawdę mówiąc, to prośbę życia chyba...
- No, mów córeczko.
- Bo... Jest taka opcja, że my w trójkę, plus Ame, Bartek, Till, Reesh, Flake i Olli możemy nowy rok przywitać w Los Angeles...
Westchnęła i ścisnęła mocniej moją dłoń. Spojrzałam na nią dyskretnie zza grzywki. Miała trudny do odgadnięcia wyraz twarzy. Miałam wrażenie, że nie uda mi się jej przekonać do tego pomysłu, a co za tym idzie - nie spotkam się z Daronem.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, w twoim stanie...
- Ale co ty mówisz, przecież lekarz powiedział, że najdalej za tydzień Lauri wyjdzie ze szpitala! - oburzył się tata. - Później są święta, odpocznie sobie i możemy jechać!
Popatrzyłyśmy na niego. Zwiesił głowę, uśmiechając się pod nosem. Kiedy mama skupiła na mnie swoją uwagę kiwnęłam głową, popierając tatę.
- Możesz mi wierzyć, nic tak nie wpłynie na poprawę mojego stanu niż ten wyjazd. - powiedziałam. Chyba zrozumiała o co mi konkretnie chodzi.
- Dobrze. Ale jeżeli ci się pogorszy, zostajemy w domu.
Rozłożyłam ramiona. Nachyliła się i przytuliła mnie delikatnie. Puściłam oko do taty, który szczerzył się od ucha do ucha.
- Jestem pewna, że mój stan będzie teraz coraz lepszy.
- Ale co z noclegiem? Trzeba będzie znaleźć jakiś hotel, czy coś...
- Niee. - machnęłam ręką. - My we trójkę zatrzymamy się u Darona. On już rozmawiał ze swoimi rodzicami, zgodzili się od razu. Amelia ma zapewniony pokój u Serja, a reszta się dogada jakoś.
Uśmiechnęła się. W momencie, kiedy Mela weszła do sali, pojawił się w niej również lekarz. Powiedział, że powinnam teraz zostać sama, by spokojnie odpoczywać. Pożegnałam się z rodzicami i Amelią, wysłuchałam, co ma mi do powiedzenia ordynator i postanowiłam się zdrzemnąć.
- Mamusiu... Mam do ciebie ogromną prośbę... - przygryzłam dolną wargę. - Tak prawdę mówiąc, to prośbę życia chyba...
- No, mów córeczko.
- Bo... Jest taka opcja, że my w trójkę, plus Ame, Bartek, Till, Reesh, Flake i Olli możemy nowy rok przywitać w Los Angeles...
Westchnęła i ścisnęła mocniej moją dłoń. Spojrzałam na nią dyskretnie zza grzywki. Miała trudny do odgadnięcia wyraz twarzy. Miałam wrażenie, że nie uda mi się jej przekonać do tego pomysłu, a co za tym idzie - nie spotkam się z Daronem.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, w twoim stanie...
- Ale co ty mówisz, przecież lekarz powiedział, że najdalej za tydzień Lauri wyjdzie ze szpitala! - oburzył się tata. - Później są święta, odpocznie sobie i możemy jechać!
Popatrzyłyśmy na niego. Zwiesił głowę, uśmiechając się pod nosem. Kiedy mama skupiła na mnie swoją uwagę kiwnęłam głową, popierając tatę.
- Możesz mi wierzyć, nic tak nie wpłynie na poprawę mojego stanu niż ten wyjazd. - powiedziałam. Chyba zrozumiała o co mi konkretnie chodzi.
- Dobrze. Ale jeżeli ci się pogorszy, zostajemy w domu.
Rozłożyłam ramiona. Nachyliła się i przytuliła mnie delikatnie. Puściłam oko do taty, który szczerzył się od ucha do ucha.
- Jestem pewna, że mój stan będzie teraz coraz lepszy.
- Ale co z noclegiem? Trzeba będzie znaleźć jakiś hotel, czy coś...
- Niee. - machnęłam ręką. - My we trójkę zatrzymamy się u Darona. On już rozmawiał ze swoimi rodzicami, zgodzili się od razu. Amelia ma zapewniony pokój u Serja, a reszta się dogada jakoś.
Uśmiechnęła się. W momencie, kiedy Mela weszła do sali, pojawił się w niej również lekarz. Powiedział, że powinnam teraz zostać sama, by spokojnie odpoczywać. Pożegnałam się z rodzicami i Amelią, wysłuchałam, co ma mi do powiedzenia ordynator i postanowiłam się zdrzemnąć.
Następnego dnia...
Poczułam, że się obudziłam. Nie otwierając oczu, próbowałam ocenić, jak się czuję. Lepiej niż wczoraj, ale niestety w dalszym ciągu szału nie ma. Westchnęłam głęboko i przeciągnęłam się ostrożnie, by nie naruszyć wenflonu. Lewą ręką przetarłam oczy i podniosłam powieki. Jako, że leżałam na plecach, moim oczom ukazał się biały sufit. Obróciłam głowę w lewo. Na krześle obok łóżka siedział Daron. Jego łokcie były oparte o uda, a brodę podpierał na dłoniach. Patrzył się na mnie swoimi niesamowitymi oczami. Nie chciałam, by ten sen dobiegł końca. Uśmiechnęłam się do niego i przymknęłam powieki.
- Martwiłem się o ciebie. - powiedział cicho, odgarniając mi włosy z czoła. Podniosłam rękę i przyłożyłam dłoń do jego ust.
- Cii... Nie mogę się teraz obudzić...
- Dlaczego? - zapytał po chwili ciszy.
- Bo wtedy ty znikniesz... A ja znowu będę bić się z myślami. - przesunęłam palce na jego policzek i pogłaskałam go. Poczułam pod palcami kłujący zarost.
- Nie rozumiem dlaczego miałbym znikać.
- Każdy sen ma to do siebie, że znika, gdy otworzymy oczy. - powiedziałam ze smutkiem. - Wiem, że mnie też to czeka, dlatego chcę to przeciągnąć tak długo, ile tylko się da.
Cisza. Uśmiechnęłam się, bo ciągle czułam pod palcami jego policzek. Nie rozpłynął się, jeszcze nie zniknął.
- Laura, ale ty już otworzyłaś oczy. - zauważył. - A ja ci się nie śnię. Jestem tu naprawdę.
Poczułam impuls, przepływający przez całe moje ciało. Podniosłam ostrożnie powieki i dla pewności, uszczypnęłam się. Daron nie zniknął. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, na jego buzi zagościł szeroki uśmiech. Rozłożyłam ramiona i chciałam się wręcz rzucić na niego, lecz on zareagował szybciej. Wstał i chwycił moją prawą rękę, bym nie wyrwała sobie wenflonu i nachylając się nade mną, ostrożnie mnie przytulił. Jego twarz zawisła nad moją. Chwilę patrzył mi prosto w oczy, po czym cmoknął mnie w czoło i usiadł na kraju łóżka.
- Jak się tu dostałeś? - zapytałam ocierając łzy wzruszenia.
- Po rozmowie z Amelią wiedziałem, że nie mogę cię tak zostawić. Trasa się skończyła, więc porozmawiałem z kierowcą i udało mi się go namówić na przyjazd do Warszawy. Później, twoja przyjaciółka nas pokierowała.
- Nawet nie wyobrażasz sobie, jak się cieszę... - chwyciłam go za rękę. - A gdzie w takim razie jest reszta?
- U Ame, wpadną do ciebie później. - westchnął. - A teraz powiedz mi najszczerzej, jak to tylko możliwe, dlaczego doprowadziłaś się do takiego stanu?
Przewróciłam oczami. Akurat opowiadanie mu o ostatnich dniach wcale nie było mi na rękę. Widziałam, że nie odpuści. Zaczęłam szukać odpowiednich słów.
- Najszczerzej?
Pokiwał wolno głową i pocałował mnie w dłoń. Westchnęłam.
- Po tym ostatnim incydencie, zaczęłam się o ciebie bardzo martwić. - przyznałam. - Codziennie o tobie myślałam, zastanawiałam się, co robisz i czy naprawdę nie wciągasz tego gówna... Ten ostatni koszmar, o którym ci opowiadałam... Śniło mi się, że nie żyjesz. Daron, no co ja ci będę dużo mówić. Martwiłam się.
Jego buzia posmutniała. Przytulił moją dłoń do swojego policzka i utkwił wzrok w kołdrze. Patrzyłam na niego, wyczekując jakiejś odpowiedzi z jego strony. Zaskoczyłam go, to na pewno.
- To znaczy, że przeze mnie stało się to wszystko. - szepnął. Pogłaskałam jego szorstki policzek i pokręciłam głową.
- Nie. To moja wina. Mówiłeś, że nie bierzesz, ale ja ciągle się martwiłam... - westchnęłam. - Zostawmy to. Najważniejsze, że naprawdę nie brałeś. Bo tak było, prawda?
- No oczywiście, że tak. Poza tym, nawet jakby coś mnie podkusiło, to nie było takiej opcji. - uśmiechnął się półgębkiem. - Chłopaki zrobili mi rewizję rzeczy na wypadek, jakbym miał coś zachomikowane na czarną godzinę.
Uśmiechnęłam się szeroko. Daron nachylił się ponownie nade mną i pocałował mnie w policzek.
- Oprócz mojej mamy i Serja chyba nikt się tak o mnie nie martwił jak ty. - powiedział. Rozczochrałam jego czuprynę.
- Myślę, że chłopaki po prostu nie okazują tego, ale w głębi serca bardzo się o ciebie boją... Wiesz, rozmawiałam z rodzicami i przyjaciółmi na temat Sylwestra.
- I co? - aż oparł się dłońmi po obu stronach mnie i wyczekiwał odpowiedzi. Jego czarne oczy błyszczały.
- No jak to co... Zgodzili się. - odparłam uśmiechając się chytrze.
- Naprawdę?!
- No a jak. Użyłam całego swojego uroku osobistego. - zażartowałam. Daron uśmiechnął się jeszcze szerzej i szybko przybliżając swoją twarz do mojej, pocałował mnie prosto w usta. Krótko, ale intensywnie. Baardzo intensywnie...
- Przepraszam. - bąknął, a jego policzki zapłonęły. Uśmiechnęłam się serdecznie.
- Tak mówisz, jakbyś pierwszy raz to zrobił... - odparłam i cmoknęłam go w czubek nosa.
_____________________________
Odcinek jest krótki i jakościowo też nie powala, za co przepraszam.
Po prostu chciałam go napisać i tyle. ^^ :)