Nie jestem nawet w stanie domyślić się, co stało się z nim po występie. Był jakoś dziwnie obcy. Nie czułam tej iskry, kiedy mnie przytulił. Wydawało mi się, jakby obejmował mnie z przymusu. To nie było miłe. Zanim zdążył obrócić ode mnie głowę zdążyłam zauważyć, że jego oczy były jakieś puste. Coś było nie tak, ale co?
- Lauri?
Podniosłam głowę i zobaczyłam Tilla. Miał zmartwioną minę. Poklepałam miejsce obok. Usiadł posłusznie.
- Nic mi nie jest. - zapewniłam, zmuszając się do uśmiechu. - Muszę ochłonąć, bawiłam się znakomicie. - dodałam szybko. Przyjrzał mi się dokładnie. Kiedy zobaczył, że się uśmiecham, pocałował mnie czule w skroń i podał mi butelkę piwa. Upiłam niewielki łyk.
Nagle, z drugiego końca pomieszczenia dobiegł nas wesoły śmiech. Wsłuchałam się w rozmowę między tatą a Shavo. Okazało się, że opowiadał o swoim przedsięwzięciu, które przerwali ochroniarze. Till nie omieszkał przedyskutować ze mną tego tematu.
- Mike pokazał klasę. - zaśmiał się. - To było piękne, jak za nim wszyscy ludzie zaczęli tak zgodnie żądać Systemu.
- Mój tata jest szalony, ale jestem z niego dumna. - odparłam uśmiechając się szeroko. - Wyobraź sobie, że nawet ochroniarzom się spodobało. Szkoda, że uciszyli wszystkich, to było na prawdę świetne. Jak podobał ci się występ?
- Bardzo! Są naprawdę dobrzy.
Kiwnęłam głową. Wzięłam butelkę piwa, którą podał mi Serj i stuknęłam nią o tą trzymają przez Tilla i upiliśmy łyk.
- A jakie wrażenia odnośnie członków zespołu? - nie jestem pewna, czy Till wyczuł, że mówiąc o "członkach zespołu" mam na myśli konkretnie Darona, którego notabene w dalszym ciągu nie było...
- Dobre, nawet bardzo... - przyznał kiwając głową.
- A Daron? - zapytałam patrząc na jego czarną czuprynę. Na sekundę zmarszczył brwi, jednak chwilę później uśmiechnął się i odstawił butelkę na bok, po czym objął mnie mocno.
- Daron... Sympatyczny, młody człowiek... Powiedz staremu ojcu, chciałabyś utrzymać z nim kontakt, prawda?
Przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć. Mogłam się tylko domyślać, o co chodzi Tillowi. Zaczerpnęłam łyk piwa i przetarłam usta wierzchem dłoni.
- Nie będę ukrywać, że masz rację. Chłopcy są świetni i szkoda by było już nigdy się z nimi nie spotkać. Abstrahując już w tym momencie od tego, że tworzą mój ulubiony zespół.
Na dźwięk ostatnich słów, Till nachmurzył się, udając ogromnie oburzonego. Zachichotałam i pocałowałam go w czoło.
- System i Rammstein są w moim sercu na równi. - wyjaśniłam i wstałam z miejsca.
- Gdzie idziesz? - zapytał Till.
- Poszukać tego sympatycznego, młodego człowieka. - odparłam, puszczając mu oko. Wyszłam z garderoby Serja i przeszłam kilka kroków, by znaleźć się pod drzwiami z plakietką, na której pisało "Daron Malakian". Położyłam dłoń na klamce i już miałam ją nacisnąć, gdy przypomniałam sobie o zasadach dobrego wychowania, które wypadałoby zachować mimo wszystko. Westchnęłam i zapukałam do drzwi. Nie usłyszałam odpowiedzi.
- Daron, jesteś tam? - zapytałam przybliżając głowę do drzwi. Ponownie nie otrzymałam odpowiedzi. Usłyszałam za to dźwięk. Brzmiał zupełnie tak, jakby ktoś bardzo mocno wciągał powietrze nosem. Chwilę później, w pomieszczeniu rozległ się kaszel. Przestraszyłam się, więc nie patrząc już na nic, otworzyłam drzwi. To, co zobaczyłam niemal zwaliło mnie z nóg. Daron siedział na podłodze z podwiniętymi pod pupę nogami. Na niskim stoliczku stojącym przed nim, były ułożone białe kreski. Równiutkie w niemal idealnych odstępach. Gitarzysta miał zwieszoną głowę i kiwał się na boki. Charczał i ciężko łykał ślinę. Przeszłam całe pomieszczenie i kucnęłam obok niego. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, nigdy nie miałam do czynienia z osobą będącą pod wpływem kokainy. Położyłam mu dłoń na ramię i potrząsnęłam nim bardzo delikatnie.
- Daron, co jest?
Potrząsnął głową. Pociągnął nosem i westchnął. Chwyciłam jego podbródek i zdecydowanym ruchem pociągnęłam jego głowę ku górze. Spojrzał na mnie z agresją i wyrwał się.
- Co ty wyprawiasz, do cholery?! - wydarłam się z nadzieją, że to mi się tylko wydaje, że oprzytomnieje. Niestety, na nadziei się skończyło.
- A co tobie do tego?! - ryknął na mnie. - Robię, co uważam za słuszne.
- To jest twoim zdaniem słuszne?! To?! - wskazałam kreski białego proszku. On, zapewne chcąc wyprowadzić mnie z równowagi wziął w dwa palce malutką rurkę i przy jej pomocy wciągnął narkotyk nosem. Patrzył przy tym na mnie kpiącym wzrokiem.
Pękłam.
Odepchnęłam go i jednym, zamaszystym ruchem zmiotłam kokainę. Porcje rozproszyły się i w postaci lekkiego pyłku opadły na podłogę. Daron obserwował całą scenę z szeroko otwartymi oczami. Chyba nie docierało do niego to, co właśnie zrobiłam. Na koniec, wymownie dmuchnęłam co sprawiło, że proszek osiadł pod ścianą.
Dopiero kiedy usłyszałam za plecami wściekły głos gitarzysty, straciłam pewność siebie. Mogę przyznać się przed samą sobą. Bałam się. Cholernie się bałam, bo nie wiedziałam czego się spodziewać. Kiedy ja robiłam krok w tył, on zbliżał się do mnie. W jego oczach było całe mnóstwo agresji, którą pewnie za chwilę wyładuje. Podejrzewam, że na mnie.
- Co to miało być? - zapytał. Spokojny ton jego głosu spowodował, że wpadłam w panikę, jednak starałam się nie dać tego po sobie poznać.
- Próbuję ci pomóc. - odparłam łamiącym się głosem.
- Prosiłem cię o to?
Zderzyłam się ze ścianą. Przełknęłam ślinę. Chwycił mój prawy nadgarstek i ścisnął go mocno. Poczułam, że lada moment się rozpłaczę.
- Ta rączka pozbawiła mnie mojej własności. - oparł swoje czoło o moje. Zmusił mnie tym, bym patrzyła mu prosto w oczy. - Co ja mam z tobą zrobić? - syknął.
- Zrozum mnie. - wyszeptałam błagalnie. - Pamiętasz nasz spacer? Pamiętasz jak ci mówiłam, że martwię się o swoich idoli? Dlaczego masz mi za złe, że staram się ratować twoje zdrowie?
Jego wzrok ciągle był agresywny. Oddychał ciężko, a palce jego dłoni stale były zaciśnięte na moim nadgarstku, który zaczynał powoli drętwieć. Nie wiedziałam co robić, bałam się go.
- Chyba pozwoliłaś sobie na zbyt wiele. Kto ci dał pieprzone prawo dotykania mojej własności?!
Zaskoczył mnie. Krzyknął tak blisko mojego ucha, że nie wytrzymałam i pozwoliłam łzom spłynąć po moich policzkach.
- Nie weźmiesz mnie pod włos. - ostrzegł. - Przesadziłaś i teraz muszę pomyśleć, co z tobą zrobić.
Wolną dłonią, ujęłam jego policzek. Jako, że jego czoło ciągle było zetknięte z moim, cmoknęłam go w usta. Prawie niewyczuwalnie. Prawdę mówiąc, ledwo dotknęłam swoimi ustami jego. Nie zrobiło to jednak na nim wrażenia.
- Daron, proszę puść. - szarpnęłam ręką, którą trzymał. - Odciąłeś mi dopływ krwi do dłoni, prawie jej nie czuję. - szepnęłam.
Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, Malakian poluźnił uścisk. Syknęłam pod nosem i zrobiłam kilka okrężnych ruchów nadgarstkiem. Odsunął się ode mnie na tyle, bym mogła wytrzeć policzki z łez.
- Co się stało? Gdzie jest ten Daron, który mnie zauroczył? Ten słodki, uśmiechnięty? Gdzie on jest? - zapytałam i wybuchnęłam płaczem. Na tą scenę, drzwi otworzyły się. Wyjrzałam zza ramienia chłopaka i moim oczom ukazał się John. Zobaczywszy mnie, zamknął drzwi i podbiegł bliżej. Chwycił Darona za ramię i odrzucił go na bok.
- Laura! Co ten dupek ci zrobił? - zapytał ujmując moją twarz w dłonie. Zarzuciłam mu ręce na kark i przytuliłam mocno.
Perkusista delikatnie wyswobodził się z mojego uścisku i podszedłszy do Darona, uderzył go prosto w twarz. Pisnęłam i zakryłam usta dłonią. Bez chwili namysłu, podbiegłam do nich i chwyciłam Malakiana, który rzucał się tak mocno, że z ledwością go utrzymywałam.
- John, on mi nic nie zrobił! - krzyknęłam szamocząc się z chłopakiem.
- To dlaczego płakałaś, a on wisiał nad tobą jak kat?
- On jest pod wpływem, nie wie co robi! - wskazałam brodą miejsce, w którym była rozsypana kokaina. Dolmayan uspokoił się. Szepnęłam Daronowi do ucha, by się opanował. Przy pomocy Johna udało mi się go utrzymać. Wyrywał się jeszcze kilka minut, aż w pewnym momencie cały się spocił i zakrył usta dłonią. Wyrwał się nam i wybiegł do łazienki. Odprowadziliśmy go wzrokiem.
- Będzie rzygał. - podsumował John. - Co się stało?
- J-ja... - objęłam go w pasie. - Szukałam go i jak zajrzałam tutaj, zobaczyłam tą kokainę... Nie wytrzymałam i zmiotłam ją ręką. Nie spodobało mu się to...
Przytulił mnie i zapewnił, że wszystko będzie dobrze, a on, Shavo i Serj zrobią wszystko, by zmusić go do odwyku.
W tej chwili wrócił Daron.
- John, co teraz? - zapytałam z przerażeniem.
- Widzisz, Daron ma to do siebie, że jak wciąga nosem, to szybko mu ustępuje. Robi się senny, ale przez napady lęku nie może usnąć. Dopiero gdy ustąpią, zasypia.
Pokiwałam głową. Usiadłam obok gitarzysty i chwyciłam go za rękę.
- Powiedz reszcie, że za chwilę dołączę do was, poczekam, aż spokojnie zaśnie. Aha! John. Ani chłopcy z Rammstein, ani moi przyjaciele i tata nie mogą się dowiedzieć o tym, co tu zaszło. Powiedz, że Daron padł ze zmęczenia, czy coś. Wiem, że Serj i Shavo nie uwierzą, ale moja ekipa to złapie.
Dolmayan pokiwał głową i wyszedł, zamykając cicho drzwi.
Daron leżał na boku. Położyłam się, opierając brzuch o jego nogi. Położyłam przedramię na jego klatkę piersiową i oparłam na nim brodę. Patrzył wszędzie, tylko nie na mnie. Biegał wzrokiem po ścianach, podłodze... W końcu chwycił mnie za dłoń i trzymał ją, dopóki nie odpłynął w krainę snu...
Następnego dnia, ranek...
Przez resztę wczorajszej imprezy, bawiłam się wspaniale w gronie przyjaciół. Co jakiś czas zerkałam do Darona, czy wszystko z nim w porządku. Nie miałam mu za złe tego, co się stało. Wiem, że nie był sobą. Wiem, że potrzebuje pomocy. Jestem pewna, że tą pomoc otrzyma.
Dziś wieczorem, System Of A Down opuszcza Polskę. Wybieramy się z Amelią pod hotel, by pożegnać się z nimi. Będzie mi ciężko, bo nie wiem, kiedy znowu się z nimi zobaczę. O ile w ogóle...
Drzwi mojego pokoju otworzyły się i do środka weszli chłopcy. Uśmiechnęłam się do nich.
- Laura powiedz, co się wczoraj stało z Daronem? - zapytał Reesh i położył się, kładąc głowę na moich kolanach. Pogłaskałam go po nażelowanych włosach.
- Przecież John wam mówił. - odparłam wymijająco. Nie chciałam popełnić gafy, bo nie ustalałam z perkusistą żadnej wspólnej wersji.
- Mówił, że źle się poczuł. - powiedział Till.
- I to jak... Chyba czymś się struł, bo okropnie wymiotował.
Pokiwali głowami. Odetchnęłam dyskretnie.
- Wychodzę dziś wieczorem z Amelią. - odezwałam się po chwili ciszy. - Idziemy pożegnać się z chłopakami.
- Coś czuję, że bez potoku łez się nie obejdzie. - powiedział Richard i wyprostował się, by pocałować mnie w szyję, po czym ponownie oparł głowę o moje kolana.
- Pewnie masz rację. - odparłam i połaskotałam go po karku.
Wieczór...
Stanęłam w miejscu i zrobiłam kilka głębokich wdechów. Z daleka było widać, jak chłopcy wychodzą z hotelu obładowani torbami. Ame zaczynała się niecierpliwić.
- Laura, no chodźże! - ponaglała mnie, przytupując nogami.
- Już, już! - ruszyłam przed siebie. Moje nogi były jak z waty. Bałam się tego, co powie mi Daron. Z drugiej strony wolałam, by to on mówił, bo ja nie miałam pomysłu na żadne odpowiednie słowa.
Amelia od razu porwała Serja i zaciągnęła na bok. Ja, stałam przed resztą zespołu. Shavo i John jak na komendę, oddalili się. Perkusista mrugnął do mnie tylko.
- Jak się czujesz? - zapytałam nieśmiało, podchodząc do Darona.
- Całkiem dobrze. - odparł. - Laura... Chcę byś wiedziała, że nie ma odpowiednich słów, by wyrazić jak bardzo mi przykro i jak podle się czuję... Przepraszam cię.
Rzuciłam się na niego. Objęłam go mocno za szyję, a on ścisnął mnie swoimi ramionami w pasie.
- A ja chcę byś wiedział, że żądam, byś rozpoczął leczenie. Chcę, byś był zdrowy.
- Obiecuję.
Chwyciłam jego twarz w dłonie i pocałowałam w oba policzki. Daron pogłaskał mnie po głowie. Z jego oczu popłynęły łzy.
- Dziękuję, że mnie wtedy nie zostawiłaś. - szepnął. - Nawet nie wiesz, jak to pomaga, gdy będąc w takim stanie w jakim byłem wczoraj, mogłem liczyć na ciebie. Możesz wierzyć, albo nie, ale ja czuję, kiedy ktoś jest przy mnie z łaski. U ciebie nie było o tym mowy.
Starłam łzy z jego buzi. Chwilę później, on doprowadzał do porządku moją twarz. Zaśmialiśmy się. Gitarzysta wyciągnął z tylnej kieszeni spodni jakąś kartkę. Obrócił ją w dłoniach, po czym podał mi. Chciałam ją rozłożyć, ale on pokręcił głową.
- Przeczytasz w domu. - powiedział. - Chcę tylko byś wiedziała, że napisałem to dziś po południu, z myślą o tobie. - Pocałował mnie. Dokładnie tak, jak przed koncertem. Delikatnie, ale stanowczo.
Kilka minut później, reszta dołączyła do nas. Przytuliliśmy się mocno całą szóstką.
- Obiecajcie nam, że pozostaniemy w kontakcie. - poprosił Serj.
- No i że się prędko spotkamy. - dodał John. - Albo my wpadniemy do was, albo wy odwiedzicie nas w Los Angeles.
- A co wy myśleliście, że damy wam tak po prostu o sobie zapomnieć?! - oburzyła się Amelia. - Nie, moi kochani.
- Chłopcy! - wyciągnęłam z torebki bilet i marker. - Mimo wszystko, poproszę o autografy.
Parsknęli śmiechem. Podpisali się na moim bilecie, a gdy Ame wyciągnęła swój, uczynili to samo.
Przytuliliśmy się jeszcze raz, upewniliśmy się, że mamy swoje telefony i adresy mailowe, po czym chłopcy wsiedli do autokaru i odjechali.
- Obiecajcie nam, że pozostaniemy w kontakcie. - poprosił Serj.
- No i że się prędko spotkamy. - dodał John. - Albo my wpadniemy do was, albo wy odwiedzicie nas w Los Angeles.
- A co wy myśleliście, że damy wam tak po prostu o sobie zapomnieć?! - oburzyła się Amelia. - Nie, moi kochani.
- Chłopcy! - wyciągnęłam z torebki bilet i marker. - Mimo wszystko, poproszę o autografy.
Parsknęli śmiechem. Podpisali się na moim bilecie, a gdy Ame wyciągnęła swój, uczynili to samo.
Przytuliliśmy się jeszcze raz, upewniliśmy się, że mamy swoje telefony i adresy mailowe, po czym chłopcy wsiedli do autokaru i odjechali.
Dom...
Wskoczyłam na łóżko i rozłożyłam bladoróżową kartkę, którą dostałam od Darona. Na górze, pisało For you, and about you. Zaintrygowana tymi słowami, spojrzałam niżej i zaczęłam czytać.
Lonely Day
Such a lonely day
And it’s mine
The most loneliest day of my life
Such a lonely day
Should be banned
It’s a day that I can't stand
The most loneliest day of my life
The most loneliest day of my life
Such a lonely day
Shouldn’t exist
It's a day that I’ll never miss
Such a lonely day
And it’s mine
The most loneliest day of my life
And if you go,
I wanna go with you
And if you die,
I wanna die with you
Take your hand and walk away
The most loneliest day of my life
The most loneliest day of my life
The most loneliest day of my life
Such a lonely day
And it’s mine
It’s a day that I’m glad I survived
And it’s mine
The most loneliest day of my life
Such a lonely day
Should be banned
It’s a day that I can't stand
The most loneliest day of my life
The most loneliest day of my life
Such a lonely day
Shouldn’t exist
It's a day that I’ll never miss
Such a lonely day
And it’s mine
The most loneliest day of my life
And if you go,
I wanna go with you
And if you die,
I wanna die with you
Take your hand and walk away
The most loneliest day of my life
The most loneliest day of my life
The most loneliest day of my life
Such a lonely day
And it’s mine
It’s a day that I’m glad I survived
Na samym dole kartki, w prawym rogu pisało Love, Daron. Poczułam, jak łzy zaczynają gromadzić się w kącikach moich oczu. Na tą scenę, do pokoju weszli chłopcy.
- Rany Boskie, Laura! - krzyknął Till i podbiegł, by mnie przytulić. - Co się stało?!
Zaszlochałam głośno i podałam mu kartkę. W momencie, Flake i Reesh doskoczyli do niego i zaczęli czytać.
Po dwóch minutach, gdy skończyli, całą trójką przytulili mnie mocno. Sprawiło to, że zaniosłam się płaczem jeszcze bardziej.
- Nie płacz kochanie. - powiedział Till głaszcząc mnie po głowie. - Spotkasz się z nim najszybciej, jak to tylko możliwe, choćbym miał cię osobiście zawieźć do Los Angeles. Przysięgam ci to.
Podniosłam głowę i uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. Wyswobodziłam się z jego uścisku i wygrzebałam z kieszeni telefon. Wybrałam numer do Darona.
- Lauri. - usłyszałam po drugiej stronie. Uśmiechnęłam się przez łzy.
- Wiesz, Daron? Jesteś taki słodki, że już zdążyłam stęsknić się za tobą.
Zaśmiał się. Richard machnął na Tilla i Christiana i opuścili pokój, bym mogła spokojnie porozmawiać z Daronem.
- Rany Boskie, Laura! - krzyknął Till i podbiegł, by mnie przytulić. - Co się stało?!
Zaszlochałam głośno i podałam mu kartkę. W momencie, Flake i Reesh doskoczyli do niego i zaczęli czytać.
Po dwóch minutach, gdy skończyli, całą trójką przytulili mnie mocno. Sprawiło to, że zaniosłam się płaczem jeszcze bardziej.
- Nie płacz kochanie. - powiedział Till głaszcząc mnie po głowie. - Spotkasz się z nim najszybciej, jak to tylko możliwe, choćbym miał cię osobiście zawieźć do Los Angeles. Przysięgam ci to.
Podniosłam głowę i uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. Wyswobodziłam się z jego uścisku i wygrzebałam z kieszeni telefon. Wybrałam numer do Darona.
- Lauri. - usłyszałam po drugiej stronie. Uśmiechnęłam się przez łzy.
- Wiesz, Daron? Jesteś taki słodki, że już zdążyłam stęsknić się za tobą.
Zaśmiał się. Richard machnął na Tilla i Christiana i opuścili pokój, bym mogła spokojnie porozmawiać z Daronem.
Dwa odcinki na dzień - idealnie. <3
OdpowiedzUsuńNo do Daronek się popisał. Miałam inne podejrzenia, co do tej sceny, ale ta jest zdecydowanie bardziej ciekawsza... Ale się porobiło... Czytałam scenę z Daronem z zapartym tchem - dosłownie!
Komentarz jest krótki, bo jakoś nie mam weny, przez co nawet opowiadanie mi nie idzie... ale odcinek to chyba najlepszy z wszystkich dotychczasowych! Czytałam i czytałam i modliłam się, żeby się nie skończył. Chyba dobrze zrobiła Ci ta przerwa!
Życzę wciąż takich dobrych pomysłów i czekam na kolejną część! :*
A można wiedzieć jakie podejrzenia miałaś? ^^
OdpowiedzUsuńnawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo się cieszę, że dodałaś nowy odcinek :*
OdpowiedzUsuńchylę przed Tobą czoła, bo udało Ci się wzruszyć mnie tak bardzo, że nadal płaczę jak głupia.
przez końcówkę nie wiem co mam napisać, nagle zapomniałam co było wcześniej...
SOAD - Lonely Day <3 jedna z najpiękniejszych piosenek jakie kiedykolwiek słyszałam, zakochałam się w niej na amen.
matko, skoro ja rozkleiłam się przy pożegnaniu z System to boję się pomyśleć co będzie jak dodasz epilog...
rozdział przezajebisty, jak każdy poprzedni.
czekam z niecierpliwością na 47 rozdział. życzę weny i pomysłów :*