Powiedziałam Daronowi, by przekazał Amelii, żeby posłała mi przez chłopców ładowarkę do telefonu. Musiałam przecież zadzwonić do Tilla i wyspowiadać się przed nim z kilku ostatnich dni. Wścieknie się, że nie dzwoniłam, jak miałam problem, to nawet więcej, niż pewne. Pewnie zawinie ze sobą Richarda i Christiana, przyjedzie, wygłosi długie, nużące kazanie a potem przytuli mnie tak mocno, że stracę oddech, powie, że mnie kocha i że cieszy się z poprawy stanu mojego zdrowia.
Tak... Zapowiada się bardzo rozkoszna rozmowa. Już nie mogę się doczekać... A może Daron zapomniał powiedzieć o ładowarce? Daronku, zapomniałeś, prawda?
Drzwi sali otworzyły się i do środka w pierwszej kolejności wszedł Serj, wymachując ładowarką. Westchnęłam, krzywiąc się lekko. Zanim zdążyłam wyrazić moją niechęć do przyznania Tillowi, że zachowałam się jak debil nie dzwoniąc do niego, zostałam zaatakowana ze wszystkich stron przez Shavo, Serja i Johna.
- Przyszliście mnie dobić? - wychrypiałam, gdy ramię basisty przycisnęło moje gardło. Chłopcy odsunęli się ode mnie i usiedli na łóżku. Najbliżej mnie byli Daron z Johnem, a Serj i Shavo siedzieli zaraz za nimi.
- Jak ty się w ogóle czujesz, mała buntowniczko? - zapytał Serj wychylając się zza Johna. Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, na co wokalista tylko wzruszył ramionami z rozbrajającym uśmiechem.
- Tylko nie mała... - pogroziłam mu palcem. - Na pewno lepiej niż wczoraj, ale nie oszukujmy się, szczyt dobrego samopoczucia to to nie jest... Zaraz, zaraz... Dlaczego buntowniczko, hę?
- A jak inaczej nazwać osobę, która buntuje się przed jedzeniem i piciem?
- Widzę, że jesteście świetnie poinformowani. - odparłam kąśliwie.
- No cóż, Amelia ma długi język, a Daron jeszcze dłuższy. - wtrącił Shavo. Wymieniłam szybkie spojrzenia z gitarzystą, po czym wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- Możesz żałować, że nie widziałaś Darona jak wrzeszczał na kierowcę, że ma obrać kierunek na Polskę. - powiedział John z szerokim uśmiechem. - Facet miał nieziemską minę...
- Bał się, że Daron mu w końcu przywali, taki był wzburzony!
- Ale mógłbyś mi nie przerywać?! - skarcił Serja. Wokalista gestem rąk przeprosił Johna. - No, tak lepiej... Słuchaj, Laura, bo to jeszcze nie koniec! Z początku kierowca nie był zadowolony z tego pomysłu...
- Ale jak Daron zrzucił go z fotela, zatrzymał autokar i stanął nad nim warcząc, że wywali w powietrze cały autobus jak nie zawrócimy, to się zgodził. - dodał Shavo. - Później nam opowiadał, że Daron miał obłęd w oczach!
Słuchając tej pięknej opowieści, kątem oka zerkałam na Johna, który był już nieźle zdenerwowany faktem, że ciągle ktoś mu przerywa. Położyłam mu dłoń na ramię, a w odpowiedzi dostałam szeroki uśmiech.
- Wiesz co, Daron... Szantażować kierowcę atakiem terrorystycznym? - pokręciłam głową. Chłopak uśmiechnął się słodko.
- Najważniejsze, że podziałało. - odpowiedział uśmiechając się od ucha do ucha.
- Wariat... - szepnęłam.
- Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym. - zaproponował Serj. - Słyszałem, że witamy nowy rok razem?
- Tak. - odparłam uśmiechając się szeroko. - Nie wiem tylko co z Tillem, Richardem i Christianem... Zapytam go dziś, czy też jadą.
- No ja myślę. - burknął Shavo. - Czuję, że Richard sprawiłby, że tą imprezę zapamiętają całe Stany.
- Też tak myślę. - powiedziałam kiwając głową. - Ale co z miejscem do spania? Przypominam, że Bartuś też jedzie.
- My z Shavo jakoś ich rozdzielimy. - uspokoił mnie John. - Z resztą, czym ty się martwisz... Masz z rodzicami nocleg u Darona, Serj mówił, że przenocuje Amelię, a reszta też nie będzie pod mostem spała.
Uśmiechnęłam się do perkusisty.
- No nie wiem, ja to bym wolał, żeby Mike był u mnie. - wtrącił Shavo, gładząc swoją brodę. Przeniosłam na niego wzrok.
- Widzę, że polubiliście się z moim tatą.
- Mike'a nie da się nie lubić. - podsumował krótko basista. Pokiwałam głową na boki. Szybko podłączyłam telefon do ładowania i splatając ze sobą palce dłoni zlustrowałam twarze muzyków.
- Wiecie co? - ich twarze przybrały zaciekawiony wyraz. - Cieszę się, że was widzę.
Cała czwórka wyszczerzyła się pięknie. Pomyśleć, że do tej pory mogłam sobie te buźki pooglądać jedynie na plakacie...
Chłopcy umilali mi czas swoją obecnością jeszcze bardzo długo. Kiedy siedzieli obok i przekrzykiwali się jeden przez drugiego, opowiadając różne anegdoty z trasy koncertowej, nawet ten obrzydliwy wenflon nie przeszkadzał mi aż tak bardzo. Najwięcej nawijał Serj, a najmniej, o dziwo, Daron. Trzymał mnie za rękę, głaszcząc ją kciukiem co jakiś czas i wtrącił od czasu do czasu jakiś komentarz, po czym zostawał za każdym razem przywalony przez lawinę słów pozostałych muzyków.
Było coś niezwykłego w jego dotyku. Od dłoni, na całe moje ciało zaczęło promieniować ciepło. Było przyjemne i nie można było porównać go do żadnego innego uczucia.
Cholera, ja się chyba nie zakochałam...
W pewnym momencie, drzwi sali uchyliły się. Chyba już czwarty raz w przeciągu pół godziny. Ordynator Mazur widząc oblężenie mojego łóżka, pokręcił głową. Włożył dłonie do kieszeni białego fartucha i wolnym krokiem podszedł bliżej. Daron chciał go złapać na swoje piękne oczy, ale siwowłosy lekarz nie uległ ich czarowi tak, jak zrobiłam to ja.
- Panowie, na litość Boską, dajcie jej choć chwilę odpoczynku, to ważne w jej stanie.
- Panie ordynatorze, kiedy ja właśnie przy nich nabieram sił. - wtrąciłam nieśmiało. Mężczyzna popatrzył na mnie i uniósł lekko kąciki ust. Tak naprawdę, dopiero teraz mogłam się dokładnie przyjrzeć jego twarzy. Mimo, że nie był ani trochę podobny do Tilla, przypominał go. Jego uroda była surowa, a rysy twarzy mocne. W połączeniu z kokieteryjnym spojrzeniem i błąkającym się po ustach uśmiechem, całość wyglądała niemal zniewalająco. Mimo fartucha i znajdującej się pod nim koszuli, było widać zarys perfekcyjnie wyrzeźbionej sylwetki. Siwe włosy ułożone były w prostą, klasyczną fryzurę. Słowem - doktor Mazur był niewątpliwie mężczyzną, dla którego niejedna kobieta mogłaby stracić głowę.
- Pani Lauro, ja doskonale wiem, że obecność przyjaciół jest w takich sytuacjach na wagę złota, ale proszę zrozumieć też swój organizm. On teraz bardzo potrzebuje odpoczynku. W ciszy i spokoju.
Ostatnie dwa słowa mocno zaakcentował, zniżając swój baryton do basu. Chłopcy z rezygnacją zeszli z łóżka, pozwalając mi swobodnie wyprostować nogi. Pożegnaliśmy się krótko, po czym cała czwórka grzecznie opuściła salę. Lekarz przeglądnął moją kartę i bez słowa ruszył ku drzwiom. Nacisnąwszy klamkę obrócił się w moją stronę i poprawił przewieszony przez kark stetoskop.
- Tacy przyjaciele to skarb. - powiedział. Puścił mi oko i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Wpatrywałam się w nie chwilę. Po kilku minutach przeniosłam wzrok na moją komórkę. Westchnęłam bardzo głęboko i po chwili dzwoniłam do Tilla.
20 minut później...
Till nawijał bez przerwy od jakichś dziesięciu minut. Krzyknął na mnie dwa razy, po czym opanowywał się i przepraszał. Tak jak podejrzewałam, nie dawał mi dojść do słowa. Od momentu, w którym skończyłam opowiadać co się stało (było to jakieś piętnaście minut temu) zdołałam powiedzieć dwa krótkie słowa. W końcu moja cierpliwość się wyczerpała.
- Till! Daj mi dojść do słowa, błagam.
Po drugiej stronie zapanowała cisza. Odetchnęłam.
- Czuję się lepiej. Jeszcze nie dobrze, ale lepiej. Poza tym, jestem pod bardzo dobrą opieką, więc nic złego stać się nie może. - powiedziałam i ziewnęłam. - Może byśmy tak porozmawiali o czymś przyjemniejszym? - zaproponowałam.
- Na przykład o czym?
- Mama zgodziła się na Sylwestra w Los Angeles. - poinformowałam z radością. - Pozostaje jeszcze jedna kwestia. Jedziecie?
- Weronika się zgodziła?! No proszę... My z chłopakami obstawialiśmy, że jej nie przekonacie, a tu taka niespodzianka... - urwał na kilka sekund. - Jedziemy, oczywiście, że tak. Ale zabieramy ze sobą jeszcze kogoś.
- Kogo? - zapytałam. Ciekawe, kto jeszcze zamierza wybrać się z nami do Stanów... Nikt nie przychodził mi do głowy.
- Olivera.
- Świetnie!
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Dawno nie widziałam Olivera. Byłam ciekawa jak bardzo zmienił się po terapii.
- Prawie zapomniałem... Alex kazała cię pozdrowić.
- O... Dziękuję, pozdrów ją też ode mnie.
- Przekażę.
Alex mnie pozdrawia... Czyżby zaczynała mi wybaczać? Mam nadzieję, że tak. No nic, będę musiała do niej zadzwonić i szczerze z nią porozmawiać. Jestem strasznie ciekawa co słychać u niej i Dooma. Cholernie się za nimi stęskniłam mimo wszystko.
Po zakończonej rozmowie z Tillem, oddałam się myślom. Zaczęłam wspominać mój pobyt w Niemczech. Wszystko, co tam przeszliśmy. Nie zawsze było kolorowo, ale co by to było za życie, gdyby wszystko było wiecznie różowe... Chłopcy udowodnili mi, że przyjaźń damsko-męska naprawdę jest możliwa. Till pokazał mi, że obcą osobę można pokochać jak rodzoną córkę i na odwrót. Kogoś obcego można pokochać jak własnego ojca. Dał mi ogromny autorytet i poczucie bezpieczeństwa wtedy, kiedy go najbardziej potrzebowałam. Teraz już wiem, że byłabym w stanie oddać życie, by go bronić przed czymś złym. Ale to pewnie i tak byłoby mało w porównaniu do tego, co on mi dał...
Richard i Flake pokazali mi, jakie to cudowne uczucie mieć dwóch starszych braci. Kochanych, gotowych nieść pomoc bez względu na porę dnia i nocy. Reesh szalał i wygłupiał się, a Flake tłumaczył mi wiele rzeczy, milczał ze mną, pocieszał... Ich również kocham bezgranicznie.
Dzięki Oliverowi zrozumiałam, że nigdy nie wiadomo co kryje się w każdym z nas. Zawsze jednak trzeba szukać sposobu, by naprawić błędy. Później, może być już tylko lepiej.
Pozostali też mnie nauczyli różnych rzeczy. Paul tego, że nigdy nie można być w stu procentach pewnym tego, że spędzimy z kimś resztę życia. A Alex i Doom na każdym kroku udowadniali, że czasami nawet duże różnice charakteru i nieporozumienia mogą cementować związek. W końcu przeciwieństwa się przyciągają.
Opadłam ciężko na szpitalną poduszkę. Z westchnieniem spojrzałam na wenflon tkwiący w mojej prawej ręce. Uśmiechnęłam się do niego. Wiedziałam, że teraz wszystko będzie szło w dobrym kierunku. Mam moich przyjaciół w Berlinie i tu, w Warszawie. Mam rodziców, no i Darona... Dowiedziałam się od Serja kilku rzeczy, jakie Malakian mówi na mój temat. Mimowolnie uroniłam kilka łez szczęścia, które popłynąwszy przez policzek, spadły na poduszkę.
Daron Vartan Malakian... Mój idol, gitarzysta ulubionego zespołu. Dotychczas będący tylko obiektem westchnień, nieosiągalnym celem.
Teraz, jest nowym rozdziałem w moim życiu.
______________________________________________
Przepraszam, że odcinek jest taki krótki i marny. :(
Zabrakło mi sił, by napisać go lepiej...
Jest to ostatni odcinek opowiadania, następnym postem jaki tu opublikuję, będzie epilog.
Ze specjalną dedykacją dla Schneiderowej i Mel. :*
- Na przykład o czym?
- Mama zgodziła się na Sylwestra w Los Angeles. - poinformowałam z radością. - Pozostaje jeszcze jedna kwestia. Jedziecie?
- Weronika się zgodziła?! No proszę... My z chłopakami obstawialiśmy, że jej nie przekonacie, a tu taka niespodzianka... - urwał na kilka sekund. - Jedziemy, oczywiście, że tak. Ale zabieramy ze sobą jeszcze kogoś.
- Kogo? - zapytałam. Ciekawe, kto jeszcze zamierza wybrać się z nami do Stanów... Nikt nie przychodził mi do głowy.
- Olivera.
- Świetnie!
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Dawno nie widziałam Olivera. Byłam ciekawa jak bardzo zmienił się po terapii.
- Prawie zapomniałem... Alex kazała cię pozdrowić.
- O... Dziękuję, pozdrów ją też ode mnie.
- Przekażę.
Alex mnie pozdrawia... Czyżby zaczynała mi wybaczać? Mam nadzieję, że tak. No nic, będę musiała do niej zadzwonić i szczerze z nią porozmawiać. Jestem strasznie ciekawa co słychać u niej i Dooma. Cholernie się za nimi stęskniłam mimo wszystko.
Po zakończonej rozmowie z Tillem, oddałam się myślom. Zaczęłam wspominać mój pobyt w Niemczech. Wszystko, co tam przeszliśmy. Nie zawsze było kolorowo, ale co by to było za życie, gdyby wszystko było wiecznie różowe... Chłopcy udowodnili mi, że przyjaźń damsko-męska naprawdę jest możliwa. Till pokazał mi, że obcą osobę można pokochać jak rodzoną córkę i na odwrót. Kogoś obcego można pokochać jak własnego ojca. Dał mi ogromny autorytet i poczucie bezpieczeństwa wtedy, kiedy go najbardziej potrzebowałam. Teraz już wiem, że byłabym w stanie oddać życie, by go bronić przed czymś złym. Ale to pewnie i tak byłoby mało w porównaniu do tego, co on mi dał...
Richard i Flake pokazali mi, jakie to cudowne uczucie mieć dwóch starszych braci. Kochanych, gotowych nieść pomoc bez względu na porę dnia i nocy. Reesh szalał i wygłupiał się, a Flake tłumaczył mi wiele rzeczy, milczał ze mną, pocieszał... Ich również kocham bezgranicznie.
Dzięki Oliverowi zrozumiałam, że nigdy nie wiadomo co kryje się w każdym z nas. Zawsze jednak trzeba szukać sposobu, by naprawić błędy. Później, może być już tylko lepiej.
Pozostali też mnie nauczyli różnych rzeczy. Paul tego, że nigdy nie można być w stu procentach pewnym tego, że spędzimy z kimś resztę życia. A Alex i Doom na każdym kroku udowadniali, że czasami nawet duże różnice charakteru i nieporozumienia mogą cementować związek. W końcu przeciwieństwa się przyciągają.
Opadłam ciężko na szpitalną poduszkę. Z westchnieniem spojrzałam na wenflon tkwiący w mojej prawej ręce. Uśmiechnęłam się do niego. Wiedziałam, że teraz wszystko będzie szło w dobrym kierunku. Mam moich przyjaciół w Berlinie i tu, w Warszawie. Mam rodziców, no i Darona... Dowiedziałam się od Serja kilku rzeczy, jakie Malakian mówi na mój temat. Mimowolnie uroniłam kilka łez szczęścia, które popłynąwszy przez policzek, spadły na poduszkę.
Daron Vartan Malakian... Mój idol, gitarzysta ulubionego zespołu. Dotychczas będący tylko obiektem westchnień, nieosiągalnym celem.
Teraz, jest nowym rozdziałem w moim życiu.
______________________________________________
Przepraszam, że odcinek jest taki krótki i marny. :(
Zabrakło mi sił, by napisać go lepiej...
Jest to ostatni odcinek opowiadania, następnym postem jaki tu opublikuję, będzie epilog.
Ze specjalną dedykacją dla Schneiderowej i Mel. :*
kochana Ty moja, ślicznie dziękuję za dedykację :* nie mogę uwierzyć, że to już koniec tej wspaniałej historii. żal mi serce ściska, że pomyślę sobie, że za kilka dni dodasz epilog... dobra, do rzeczy...
OdpowiedzUsuńDaron znów udowadnia, że jest świrem, ale kochanym świrem :3 jego nie da się nie kochać :)
tak, tak, Lauro, zakochałaś się i to po uszy w Daronie Malakianie, amen \m/
doktor Mazur ma rację, przyjaciele są ważni, ale zdrowie jednak, najważniejsze.
nie dziwię się Tillowi wcale a wcale, że nawrzeszczał na swoją córkę. ja na jego miejscu zrobiłabym to samo.
wspomnienia Laury sprawiły, że rozszlochałam się. nawet teraz płaczę, więc komentarz marnej jakości, wybacz.
z niecierpliwością czekam na epilog, przy którym będę ryczeć jakby mi kota zabili.
bardzo dużo weny Ci życzę, moja droga i jeszcze raz dziękuję za dedykację :*
Odcinek! <3
OdpowiedzUsuńOjoj, Till się zdenerwuje na Laurę, że nie dała mu znać o swoim złym samopoczuciu. :( Pewnie zrobi mu się przykro. :(
Daron z tym kierowcą to zaszalał, hahaha. :D
Oj, tak. Impreza Sylwestrowa z Richardem... aż strach pomyśleć, co tam się wydarzy! :O
Mam nadzieję, że Laura się nie zakochała, no hello! (tak, ja ciągle swoje :D)
Tatuś Till, wiedziałam, że się zdenerwuje! :( No i pozdrowienia od Alex - ciekawe...
Epilog? Ale... jak to epilog? I to już koniec? Amen?! :O
Odcinek nie był marny! Ani trochę! Był świetny! Przeczytałam z zapartym tchem. :)
Weny dużo, moja droga. Jeszcze więcej chęci i czasu. I może powodzenia w wymyślaniu nowego opowiadania - jeżeli takowe masz w planach. :*
I dziękuję za dedykację, bardzo bardzo!