- Patrz na drogę! - wydarłam się, kiedy Till po raz kolejny zaczął oglądać moją rękę - Wszystko ci wyjaśnię w szpitalu, ale musisz mi coś obiecać.
- Mhm? - mruknął wpatrzony w jezdnię.
- Pomożesz mi rozwiązać pewien problem humanitarnie. - uniósł brwi - No wiesz... Spokojnie i bez bicia.
Przystał na moją prośbę bez cienia niechęci. Powiedział, że przy mnie uczy się cierpliwości i spokoju. Cieszyło mnie to.
Na początku naszej znajomości był wybuchowy i impulsywny. Teraz, jest bardziej opanowany.
Oparłam głowę o zagłówek fotela i przymknęłam oczy. Próbowałam przestać myśleć o bólu, który dawał się we znaki coraz bardziej. Nie mogąc skupić się na niczym, postanowiłam pokrótce opowiedzieć Tillowi mój problem. Szczerze przejął się stanem Olivera.
- Wiesz, ja nawet nie jestem na niego już zła, w końcu jest chory.
- Trzeba teraz się zastanowić i wymyślić sposób, by namówić go do terapii.
- Nie wystarczy z nim porozmawiać?
Pokręcił głową.
- Chyba nie... Ale jeśli już, to na pewno nie skończy się na jednej gadce. Musimy uzbroić się w cierpliwość.
Mrugnęłam, wyrażając tym moją zgodność z jego zdaniem.
Pierwszy raz znalazłam się w takiej sytuacji i najzwyczajniej w świecie nie wiedziałam co robić. A coś zrobić trzeba było.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Oliver był dla mnie tak samo ważny, jak reszta i jego strata boli mnie tak samo mocno, jak strata Richarda.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, Till pomógł mi rozpiąć pas. Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę szpitala.
Na izbie przyjęć nie musiałam nawet wiele tłumaczyć. Podałam jedynie kilka informacji i zostałam odesłana pod gabinet numer 28. Usiedliśmy z Tillem na krzesłach.
- Pamiętaj, - szepnęłam - jakby co, to spadłam ze schodów.
Popatrzył na mnie dziwnie
- No co? Mam powiedzieć, że skoczyłam z pierwszego piętra, by uciec przed najprawdopodobniej chorym umysłowo facetem? Till, no proszę...
Parsknął śmiechem, zakrywając usta. Posłałam mu najgroźniejsze spojrzenie, na jakie było mnie stać w tej chwili.
- Nie wiedziałam, że moja złamana ręka jest tak śmieszna...
- Oj, Laura, przecież dobrze wiesz, że nie o to chodzi.
Pokazałam mu język. Pogłaskał mnie po głowie.
- Jakbym tylko mógł przewidzieć, że coś takiego się stanie... Bardzo cię boli?
Oparłam głowę o jego ramię.
- Boli. - westchnęłam - Jakby człowiek wiedział, że się przewróci, to by sobie usiadł. Stało się, no trudno. - wzruszyłam ramionami.
- Moja dzielna Laura. - pocałował mnie w czubek głowy.
Ponownie spojrzałam na drzwi gabinetu. Było zza nich słychać rozmowę. Rozejrzałam się wokół. Reakcje ludzi na widok Tilla były bardzo zróżnicowane. Jedni przechodzili obok niego obojętnie, inni czaili się i wpatrywali się w niego, a kilkakrotnie moich uszu doszły szepty, typu "Popatrz! To Till z Rammstein!". Sam Lindemann nic sobie z tego nie robił. Był przyzwyczajony. Codziennie spotykał się z czymś takim.
Po półgodzinnym czekaniu, drzwi gabinetu w końcu otworzyły się. Z pomieszczenia wyszła matka z dzieckiem, które na oko wyglądało na 8 lat. Lekarz, przystojny brunet popatrzył na mnie, po czym skrzyżował ręce na piersi.
- Kolejna połamana. - uśmiechnął się serdecznie - Zapraszam do środka.
***
- Proszę uważać na gips i za trzy tygodnie widzimy się ponownie.
- Dziękuję, panie doktorze.
Uśmiechnął się promiennie. Wyszłam z gabinetu. Till zaczynał zasypiać na krześle. Dźgnęłam go w ramię.
- O, Laura już jesteś. No i co tam?
- Co tam... - burknęłam - Zagipsowali mnie na trzy tygodnie.
Zmarszczył brwi a usta ułożył tak, jakby chciał powiedzieć "uuuu".
- Już mam dość tego cholernego, ciężkiego dziadostwa...
Ruszyliśmy do wyjścia. Pani na izbie przyjęć uśmiechnęła się do mnie, co odwzajemniłam.
- Nie przejmuj się, zleci ci.
- Ta...
Wsiedliśmy do samochodu. Till ponownie pomógł mi z pasem, po czym odpalił silnik, i odjechaliśmy spod szpitala.
- Tak właściwie, to dlaczego nie wyważyłaś drzwi, tylko bawiłaś się w nietoperza wczesną porą?
- Wyobraź sobie, że nie miałam na tyle siły. - syknęłam.
Pokiwał wolno głową. Zadowolona, że tabletki przeciwbólowe zaczęły działać, oparłam skroń o szybę. Zaczęłam się zastanawiać nad sposobem przekonania Olliego do terapii. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu Tilla. Wyciągnął go ze schowka samochodowego i już chciał odebrać, kiedy szturchnęłam go lekko w ramię i posłałam groźne spojrzenie. Westchnął, zjechał na pobocze i dopiero wtedy odebrał.
- Alex wpadnie za godzinę. - poinformował odpalając silnik.
- Teraz nawet nie mogę zrobić nic dobrego do jedzenia. - wskazałam gips i wywróciłam oczami.
- Nie martw się. Przecież ja mogę coś przygotować.
Uśmiechnęłam się. W pełni szczerze.
- Fajnie, że Alex cię odwiedzi. Wiesz, dziś jest mecz i pomyślałem, że pójdę do Schneidera, przynajmniej będziecie mogły spokojnie porozmawiać. Przy okazji może porozmawiamy z Paulem...
- To on też będzie? - zapytałam nieco podwyższonym tonem.
- Będą wszyscy oprócz Olivera.
- Till, nie waż się poruszać tego tematu. Czy wszyscy muszą wiedzieć, że zachowałam się jak dziwka? Do cholery, tu nie można mieć żadnej prywatności?
- Nie denerwuj się...
- Proszę, nie omawiaj tak prywatnych spraw przy wszystkich. - spojrzałam na niego błagalnie - Dobrze wiesz, jak jest mi wstyd...
- Wiem, ale zdajesz sobie sprawę z tego, że może nam się udać wymyślić coś w sprawie Olivera? Ale ok, jeśli to sprawi, że będziesz spokojniejsza, sam pogadam z Paulem.
Nachyliłam się i cmoknęłam go w policzek.
Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. W głębi serca miałam nadzieję, że rozmowa Tilla z Paulem przyniesie jakiś rezultat. Mimo to, zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że nic już nie da się zrobić.
Pokiwał wolno głową. Zadowolona, że tabletki przeciwbólowe zaczęły działać, oparłam skroń o szybę. Zaczęłam się zastanawiać nad sposobem przekonania Olliego do terapii. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu Tilla. Wyciągnął go ze schowka samochodowego i już chciał odebrać, kiedy szturchnęłam go lekko w ramię i posłałam groźne spojrzenie. Westchnął, zjechał na pobocze i dopiero wtedy odebrał.
- Alex wpadnie za godzinę. - poinformował odpalając silnik.
- Teraz nawet nie mogę zrobić nic dobrego do jedzenia. - wskazałam gips i wywróciłam oczami.
- Nie martw się. Przecież ja mogę coś przygotować.
Uśmiechnęłam się. W pełni szczerze.
- Fajnie, że Alex cię odwiedzi. Wiesz, dziś jest mecz i pomyślałem, że pójdę do Schneidera, przynajmniej będziecie mogły spokojnie porozmawiać. Przy okazji może porozmawiamy z Paulem...
- To on też będzie? - zapytałam nieco podwyższonym tonem.
- Będą wszyscy oprócz Olivera.
- Till, nie waż się poruszać tego tematu. Czy wszyscy muszą wiedzieć, że zachowałam się jak dziwka? Do cholery, tu nie można mieć żadnej prywatności?
- Nie denerwuj się...
- Proszę, nie omawiaj tak prywatnych spraw przy wszystkich. - spojrzałam na niego błagalnie - Dobrze wiesz, jak jest mi wstyd...
- Wiem, ale zdajesz sobie sprawę z tego, że może nam się udać wymyślić coś w sprawie Olivera? Ale ok, jeśli to sprawi, że będziesz spokojniejsza, sam pogadam z Paulem.
Nachyliłam się i cmoknęłam go w policzek.
Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. W głębi serca miałam nadzieję, że rozmowa Tilla z Paulem przyniesie jakiś rezultat. Mimo to, zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że nic już nie da się zrobić.
Po powrocie do domu...
Till rozpalił w kominku, a ja usiadłam przy oknie i wypatrywałam przyjaciółki. Po kilku minutach zauważyłam, że Alex zbliża się do domu. Otworzyłam jej drzwi.
- Boże, Laura coś ty narobiła! - przytuliła mnie mocno, a zarazem ostrożnie. Spojrzała z politowaniem na gips.
- Bawiłam się w Batmana... Chodź, Till obiecał, że zrobi nam coś pysznego do jedzenia.
Poszłyśmy do salonu. Ciepło bijące od kominka było tak zachęcające, że rozsiadłyśmy się na grubym, miękkim dywanie zaraz pod źródłem ciepła.
- Cześć, Alex.
Przywitali się całusem w policzek.
- Czego sobie życzycie?
- Żeby cię zbytnio nie wykorzystywać myślę, że wielki talerz kanapek i kakao w zupełności wystarczą. Co myślisz, Alex?
- Zdecydowanie.
Lindemann uśmiechnął się mrużąc oczy i poszedł do kuchni.
Kiedy kolacja była już gotowa, mój opiekun oznajmił, że wychodzi do Schneidera na mecz i wróci późno. Pożegnałyśmy się z nim. Kiedy drzwi wejściowe trzasnęły, Alex przysunęła się bliżej i objęła mnie ramieniem.
- Doom się wygadał. Tak mi przykro.
- W radiu mówili o tym rozstaniu, czy co?
- Laura, nie bądź złośliwa. Ja tu przyszłam, żeby cię pocieszyć, a nie patrzeć jak się krzywisz.
- Przepraszam...
- No już, dobrze.
Chwilę siedziałyśmy w milczeniu. Było słychać tylko spalające się w kominku drewno.
Niechętnie rozmawiałam na temat Paula, ale Alex była nieugięta.
- Chyba nie zamierzasz tak po prostu pozwolić mu odejść? - zapytała rozgrzewając ręce na kubku kakao.
- A co mogę zrobić? On nie chce mnie znać.
- Musisz próbować. - rozejrzała się po pokoju - Nie wiem no, idź do niego, porozmawiaj z nim, zrób coś.
- Nie chcę się narzucać, to nie w moim stylu.
- To nie jest narzucanie, tylko walka o związek a to, to bardzo duża różnica, kochana.
Pokręciłam głową na boki. Może faktycznie miała rację, ale ten sposób nie był dla mnie.
- Zrobisz jak zechcesz. Ja uważam, że powinnaś walczyć. Żebyś później nie musiała sobie pluć w brodę.
- Oj dobra, już... - przysunęłam się bliżej kominka - Powinnyśmy lepiej zastanowić się nad Oliverem. On teraz bardziej potrzebuje pomocy.
- W prawdzie tak, ale co możemy zrobić?
- Musimy jakoś z nim porozmawiać, by poddał się terapii. Najlepiej, jak wszyscy razem do niego pójdziemy.
Alex wykazała zainteresowanie moim pomysłem. Miałam wielką nadzieję, że uda mi się odzyskać tego Olivera, którego tak kochałam.
- Chłopcy mają teraz zgromadzenie, może coś wymyślą...
Parsknęłam śmiechem, na co Alex uniosła prawą brew.
- Proszę cię, myślisz, że będą w stanie myśleć o czymkolwiek? Mogę się założyć, że będę musiała odprowadzać Tilla do łóżka, bo samemu będzie mu ciężko, sama rozumiesz.
- Już to widzę, jak prowadzisz o pod ramię do sypialni... - zaśmiała się - Porównując was gabarytowo, będzie ci ciężko.
- Ja nie dam rady?
Uśmiechnęła się i dopiła swoje kakao.
Kiedy przyjaciółka poszła do siebie, ja zrobiłam tyle, na ile pozwalał mi gips. Wyniosłam naczynia do kuchni i usiadłam przed telewizorem.
5 minut później...
Tak jak podejrzewałam, pozostawianie Tilla samego mogłoby spowodować kolejny wypadek. Stanęłam przed nim i podparłam się pod boki.
- Boże, co ja z tobą mam... Chodź, idziemy spać.
Potrząsnął głową, jakby chciał strącić z włosów krople wody. Jego mętne spojrzenie błądziło po ścianach, ale ani razu nie zatrzymało się na mnie. Stał z rękami założonymi za siebie i kiwał się na wszystkie strony. Było mu wstyd. Chwyciłam go za ramię i ostrożnie zaprowadziłam do jego sypialni. Najgorzej było pokonać schody. Przeszkadzało mi to, że nie mogłam użyć dwóch rąk oraz plątające się nogi Tilla. Tam, położyłam go do łóżka, przykryłam kołdrą i pocałowałam w czoło. Cicho wyszłam na korytarz. Parsknęłam śmiechem pod nosem i poszłam do siebie.
Następnego dnia rano...
Siedziałam przy stole i piłam kawę, kiedy w drzwiach stanął Till. Rozczochrany, z cieniami pod oczami, blady...
- Ciężki wieczór był, co?
Machnął ręką i opadł na kuchenne krzesło.
- Widzę i czuję, że nie skończyło się na piwie, co?
- Laura, nie dobijaj leżącego. - złapał się za głowę - Zrobisz mi też kawy?
Widząc jego błagalny wyraz twarzy, zachichotałam co wyraźnie się mu nie spodobało.
Kiedy kawa dla Tilla była gotowa, postawiłam przed nim kubek i podparłam brodę na dłoniach.
- Rozmawialiście o Ollim?
Pokiwał ciężko głową.
- I? - niecierpliwiłam się.
- I doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie, jak wszyscy razem go złapiemy i porozmawiamy szczerze i otwarcie.
- Pewnie nie uwierzysz, ale o tym samym pomyślałam podczas wieczoru spędzonego z Alex. Telepatia?
Wygiął usta w coś na kształt uśmiechu i upił łyk gorącej kawy. Kiedy zapytałam go o Paula, machnął ręką.
- Powiedział tylko, że nie chce o tym rozmawiać i jeżeli mam mu tym zepsuć wieczór, to on idzie oglądać ten mecz do siebie.
Pokręciłam głową.
- Tak na prawdę to nie dziwię się mu. Jak myślisz, da się to jeszcze jakoś odkręcić?
- Nie wiem, może.
- Może. - prychnęłam - To co, kiedy robimy napad na Olliego?
Wzruszył ramionami i oparł czoło o blat stołu. Zabębniłam kilkakrotnie palcami o kolano.
- Ja wiem, że jesteś zmęczony, skacowany i głowa cię boli, ale odpowiedz, to jest ważne, do cholery.
- Nie wiem, Schneider coś mówił, że pojutrze się zbieramy, ale to jeszcze jest kwestia do uzgodnienia. Lauri, przepraszam cię, ale muszę się położyć.
- Till, jest jedenasta rano...
- Kac to kac. - wzruszył ramionami i podreptał do siebie. Zaśmiałam się krótko i wróciłam do picia kawy.
muahahahahahaha... xD nie mogę przestać się śmiać z tego rozdziału xD
OdpowiedzUsuńjuż po samym tytule wiedziałam, że będę śmiać się chociaż nie wiedziałam z czego konkretnie ale teraz już wiem :P skacowany Tillosław to widok bezcenny xD
oczami wyobraźni widzę jak wszyscy rzucają się na Olivera i ciągną do psychiatry xD to byłoby bardzo zabawne... hahaha... przypomniałam sobie o Mein Teil xD ostatnia scena, frau Schneider i jego "pieski" xD a jednak ręka złamana i 3 tygodnie w gipsie :/ fatalnie, oj fatalnie... ale Laura da radę i przeżyje xD jakby się nie bawiła w Batmana to by nie miała ręki złamanej, ale jak to ona sama powiedziała: "Jakby człowiek wiedział, że się przewróci, to by sobie usiadł." wiem, że ten komentarz jest mega zagmatwany ale co mi tam xD pisałam go szybko i chaotycznie i nie patrzyłam na to co wychodzi spod moich rąk xD mam nadzieję że jednak zrozumiałaś sens i wiesz o co mi chodzi xD życzę dużo weny i ogromu inspiracji :*** z niecierpliwością będę oczekiwać nexta xD wiem, że krótko ale nie wiem za bardzo co pisać bo nie mam się do czego przyczepić, odcinek dla mnie jest GENIALNY xD całuski :***