19.10.2013

29. "Szybkie urodziny"

   Kiedy drzwi domu Olliego zamknęły się za nami, przybiliśmy sobie piątki. Nawet Tillowi poprawił się humor.
   - I co? I co? Dalej jesteś taki mądry?
   - Przecież on jeszcze nie powiedział, że się zgadza. - odparł Till. Alex załamała ręce.
   - Oj, przestańcie, bo znowu się pokłócicie. - odezwałam się - Zgodził się, a jeżeli jeszcze przyjdzie mu do głowy by się wymigać, wtedy będziemy martwić się co dalej.
   Paul uniósł w górę dwa kciuki, by wyrazić zgodność z moją wypowiedzią. Uśmiechnęłam się do niego. Puścił mi oczko.
   - Ale powiedz, co on ci mówił, jak rozmawialiście bez nas? - zapytał Flake z zainteresowaniem malującym się na twarzy. 
   - Powiedział, że będzie bardzo ciężko, ale obiecał, że da z siebie wszystko.
   - Dobra, ludzie. - wtrącił się Doom - Jeśli na obietnicy się nie skończy, będzie pięknie. Póki co, zapraszam do nas, zjemy coś razem by uczcić ten postęp.
   Wszyscy ochoczo przystaliśmy na propozycję perkusisty. Alex chwyciła go pod rękę i ruszyli przodem.
   Podczas drogi do domu Schneidera, którą notabene traktowaliśmy jak wspólny spacer, Paul wymienił ze mną kilka zdań. Pomyślałam wtedy, że może jest jeszcze nadzieja, byśmy ponownie stali się przyjaciółmi.
   - Wiecie co? - spojrzeliśmy z Richardem na Landersa, który uśmiechał się od ucha do ucha - Summa summarum, dobrze widzieć was znowu takich zgodnych, uśmiechających się do siebie.
   Wyczułam w jego głosie niepewność. Temat całej sprawy ze zdjęciami w dalszym ciągu nie był poruszany ot, tak. Paul zwiesił głowę, jakby dotarło do niego, że nie powinien o tym mówić. Brat przytulił mnie do siebie i poklepał Paula po plecach.
   - Ja... To znaczy, my, też się cieszymy, że znowu prawie wszystko jest po staremu. 
   Zerknęłam ukradkiem na Reesha.
   - Prawie? - zapytał Paul.
   - No wiesz, całą ta głupia sytuacja z Oliverem, no i wy...
   Dyskretnie szturchnęłam Richarda, na co on, już mniej dyskretnie odpowiedział "no co?!" Złapałam się za głowę i pociągnęłam go na bok. Paul patrzył na nas z dziwnym wyrazem twarzy. Flake zorientował się, że coś jest nie tak i zajął Landersa rozmową. Posłałam mu pełne wdzięczności spojrzenie.
   - Richardzie, prosiłam cię o coś...
   - Ale ja chcę pomóc wam wrócić do normalności.
   - Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej i bardzo ci za to dziękuję, ale nie możesz się w to wtrącać. Ta sprawa jest bardzo delikatna i mimo, że chodzi tu też o mnie, nie zamierzam mu nic sugerować. To jest czas dla niego. Sam musi zdecydować, co robić z tym dalej. A jeżeli od teraz normalność będzie wyglądała właśnie tak?
   Przeprosił mnie słodko, na co ja pocałowałam go w policzek. Dołączyliśmy do reszty.
Jakiś czas później, Dom Schneidera...
    Usiedliśmy wszyscy przy stole w jadalni. Obok mnie siedział Till, a na przeciwko Richard. Poczułam, że ktoś odsuwa krzesło obok. Byłam pewna, że to Flake, gdyż nie było go przy stole. Po chwili zorientowałam się, że koło mnie siedzi nie Christian, ale Paul. Zdziwiłam się, bo do tej pory unikał mnie do tego stopnia, że przywitanie się zwyczajnym "cześć" było dla niego nie lada wyczynem.
   Widząc mój wyraz twarzy, uśmiechnął się delikatnie. Uniosłam od niechcenia kąciki ust ku górze i obróciłam głowę w kierunku Dooma, który wszedł do kuchni z tacą, na której ułożone były filiżanki z kawą. Zaraz za nim pojawiła się Alex z mlekiem i cukrem. Wyciągnęłam rękę po dzbanek, ale ubiegł mnie Paul. Kiedy zorientował się, że też sięgałam po mleko, dolał go do mojej kawy i podsunął cukierniczkę.
   - Dziękuję. - mruknęłam wpatrując się, jak moja kawa robi się jasna. Nie otrzymałam odpowiedzi, więc przeniosłam wzrok na Landersa. Uśmiechał się szeroko.
   Jak to on...
   - Słuchajcie, sprawa jest taka... - zaczął Doom, gestem ręki uciszając nas - Zamawiamy pizzę, czy jakiś obiad z restauracji?
   - Bo Schneider jest do tego stopnia pozbawiony wyobraźni, że organizuje obiad z pustą lodówką. 
   Doom zgromił Alex spojrzeniem.
   - Skoro jesteś taka mądra, dlaczego nie przypomniałaś mi o tym, że musimy kupić coś do jedzenia?
   - Ja mam o wszystkim za ciebie myśleć?! Chyba kpisz...
   - Wiecie co? - Paul przerwał ich wymianę zdań - Ja bym stawiał na jakiś obiad.
   Wszyscy zgodziliśmy się z nim, więc Schneider pobiegł po telefon. 
   - Oj, Alex... - mruknęłam odstawiając filiżankę na spodek - Jesteście pocieszni, kiedy się tak przekomarzacie ze sobą.
   Zwinęła usta w dziubek i już po chwili uśmiechała się serdecznie.
   Z sąsiedniego pokoju było słychać, jak Doom zamawia jedzenie. Nagle, poczułam delikatne dźganie w ramię. Posłałam Paulowi pytające spojrzenie.
   - Mogę cię prosić na stronę? - zapytał przybliżając usta do mojego ucha - To bardzo ważne.
   Kiwnęłam głową. Przeprosiliśmy wszystkich i udaliśmy się do pomieszczenia, gdzie Doom trzyma perkusję, mikrofon i tego typu rzeczy. Paul zamknął za sobą drzwi. Usiadłam na wielkiej kanapie. Poklepałam miejsce obok.
   - Co to za sprawa życia i śmierci? - zapytałam patrząc na niego.
   - Flake ma jutro urodziny.
   Zerwałam się na równe nogi. Paul był zaskoczony moją reakcją, co spotęgowało moje zdenerwowanie.
   - I mówisz mi to dopiero teraz?! - wydarłam się - Wszyscy zapomnieliście?! Super, po prostu brawo! 
   Wstał i położył dłonie na moich ramionach.
   - Tak jakoś wyszło...
   Prychnęłam.
   - Czego oczekujesz ode mnie?
   - Laura, pomóż, wymyśl coś. - potrząsnął mną lekko - Ty jesteś spryciula, coś wykombinujesz. Zrób to dla Christiana. Będzie kwas jak jutro nie zorganizujemy mu żadnej imprezy.
   Wbiłam w niego wzrok. Załamałam ręce i opadłam na kanapę. Landers usiadł obok, przytulił mnie mocno i niemal błagalnym tonem poprosił o pomoc.
   Wyswobodziłam się prędko z jego uścisku i ruszyłam w stronę drzwi. 
   - Dziś wieczorem wszyscy oprócz Christiana u mnie i Tilla. A niech ktoś nie przyjdzie, to własnoręcznie zabiję, zrozumiano?
   Stanął na baczność i zasalutował. Parsknęłam śmiechem i nacisnęłam klamkę. Kiedy gitarzysta doszedł do mnie, obróciłam się w jego stronę.
   - To nie jest fair, żeby powierzać mi takie trudne zadanie.
   - Co w tym trudnego? - zapytał uśmiechając się od ucha do ucha.
   - Próbowałeś kiedyś zorganizować imprezę urodzinową w jeden dzień? Nawet nie cały?
   Pokręcił głową.
   - No właśnie. 
   Pstryknęłam go w ucho i ruszyłam do jadalni. Wszyscy odliczali czas do przyjazdu jedzenia. Kiedy pojawiliśmy się z Paulem w pomieszczeniu, po twarzy Richarda zaczął błąkać się uśmieszek, a reszta towarzystwa była zdziwiona, że zniknęliśmy razem. Nawet bardzo.
   - Co to za czajenie się w moim domu? - zapytał Schneider waląc przy tym ręką w stół. Alex trzepnęła go w głowę i postukała się po czole.
   - Schneider, skończ się udzielać, jeśli nie masz nic ciekawego do powiedzenia.
   Perkusista spojrzał na swoją dziewczynę z obrażoną miną.
   Na szczęście w tym momencie dotarło jedzenie, więc Alex i Doom nie mieli czasu, by się pokłócić.
Wieczór...
   - Moi kochani... Otóż Paul oświecił mnie dziś, że jutro są urodziny Christiana.
   Wszyscy popatrzyli po sobie z przerażeniem.
   - Czasu nie mamy na dobrą sprawę wcale, więc moja propozycja jest następująca... Każdy z nas daje trochę gotówki na prezent. Kto podejmuje się kupna?
   Oliver niepewnie podniósł rękę. Wszyscy przenieśli spojrzenia na niego. Speszyło go to, bo opuścił dłoń i coś mruknął pod nosem. Zauważyłam, że pozostali pokiwali głowami, więc ogłosiłam, że za prezent odpowiedzialny jest Oliver.
   - Dobra, jedno mamy załatwione... Teraz, musimy ustalić, jak wykurzyć Christiana z domu, by móc coś przygotować. Myślałam, by zrobić to w ten sposób... Zaraz z rana, ktoś pod jakimś pretekstem musi wyciągnąć go do siebie, a wtedy wchodzi reszta i przygotowuje dom. No wiecie, światła, balony i te sprawy. Doom, ty podobno się znasz na organizowaniu oświetleń?
   Pokiwał głową z uśmiechem.
   - Fajne by były takie światła, jakie są u ciebie, Christoph. Świecące do rytmu muzyki. Jesteś w stanie coś takiego zorganizować?
   - Nie ma problemu księżniczko.
   Uniosłam kciuk w górę.
   - To ja się zajmę Christianem. - wtrąciła Alex - Powiedzcie tylko co mam robić?
   Podrapałam się po skroni.
   - A jakbyś potrzebowała pilnej podwózki, ale Christopha akurat nie ma w domu? - zapytałam unosząc lewą brew - Flake ci nie odmówi, to więcej niż pewne.
   Na twarzach wszystkich zgromadzonych pojawiły się uśmiechy. Urosłam z dumy o jakieś dziesięć centymetrów widząc, że mój pomysł wszystkim się spodobał. Kiedy wszystko było ustalone, przyszła pora na zbiórkę pieniędzy. Całą kwotę przeznaczoną na prezent daliśmy Oliverowi.
   Została jeszcze jedna kwestia do przedyskutowania. Z jakiego prezentu Flake byłby najbardziej zadowolony. Okazało się, że to wcale nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać.
Parę minut przed północą...
   Alex usypiała na ramieniu Christopha, Paul siedział z głową między kolanami, Till chodził w kółko włócząc nogami po podłodze, a ja przyglądałam się całemu towarzystwu. Moja nadzieja na jakiś poważny i dobry pomysł zaczynała coraz bardziej słabnąć.
   - Mam. 
   Wszyscy popatrzyliśmy na Olivera. Doom potrząsnął delikatnie Alex, by się przebudziła.
   - Flake ma w domu fortepian, który został mu po jego matce. Z tego co wiem, trzeba poddać go renowacji. Christian trzyma go na strychu, chyba o nim zapomniał. Odnowienie tego instrumentu byłoby strzałem w dziesiątkę.
   - Idea faktycznie piękna. - wtrącił po chwili milczenia Till - Ale kto zrobi to w kilka godzin? Nie, to nie jest możliwe...
   Zastanowiłam się chwilę i niepewnie wtrąciłam swój pomysł.
   - Słuchajcie, a gdyby zostawić jakiś spory napiwek... 
   Wszyscy spojrzeli na mnie zupełnie tak, jakbym była skończoną kretynką, więc zamilkłam. Skuliłam się w fotelu, a siedzący na jego oparciu Paul klepnął mnie pokrzepiająco w plecy.
   - Innego wyjścia chyba nie mamy. - mruknął Christoph.
   - Ok, biorę to na siebie. - uniosłam do góry rękę jakbym zgłaszała się do odpowiedzi w szkole - Tylko ktoś musi pójść tam ze mną.
   - To ja może... - burknął Paul.
   Moje zaskoczenie, spowodowane jego nagłą chęcią do współpracy ze mną sięgnęło zenitu, ale przystałam na jego propozycję. 
   - Ale kto podejmie się renowacji starego, zniszczonego fortepianu w takim szaleńczym tempie? - zapytał Till.
   - Spokojnie. - odezwał się Olli - Ten fortepian nie wygląda jak po wojnie. Potrzeba mu raptem kilka rzeczy, to wszystko. Jestem przekonany, że w kilka godzin się z nim wyrobią, a jeżeli zostawimy im pokaźny napiwek, odłożą wszystko inne na bok.
   Posłałam Olliemu promienny uśmiech, co go nieco speszyło. 
   - W takim razie Olli musi dać ci pieniądze. - zauważył Paul. Pokiwałam głową i odebrałam od basisty gotówkę. Każdy dorzucił jeszcze trochę na napiwek.
   - Dobra. Skoro wszystko jest jasne, proponuję byśmy wszyscy poszli spać, bo jutro od rana mamy bardzo dużo pracy.
   Landers przytulił mnie mocno i powiedział, że wiedział, że coś wymyślę. Stałam jak słup soli kilka sekund, następnie zdjęłam z siebie jego ramiona i udałam się do łazienki.
Następnego dnia, ranek...
   Wzięłam szybki prysznic, zjadłam trochę płatków z mlekiem i usiadłam w fotelu oczekując Paula. Zostawiłam Tillowi kartkę z informacją, że wychodzę załatwiać renowację fortepianu.
   Kiedy Paul zjawił się w końcu, ubrałam szybko buty i wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do samochodu gitarzysty i wyjechaliśmy na Berlińskie ulice.
   - Jak idzie pozostałym? - zapytałam chowając do kieszeni spodni pieniądze.
   - Dobrze. Z tego co wiem, Alex już porwała Lorenza, a Doom z Oliverem kombinują przy oświetleniu.
   - Świetnie. Załatwimy sprawę fortepianu, wpadniemy po Tilla i jedziemy wszyscy do domu Christiana.
   Pokiwał głową nie odrywając wzroku od ulicy. Nagle, naszły mnie pewne wątpliwości. Parę minut zastanawiałam się, czy podzielić się nimi z Paulem, aż w końcu pękłam.
   - Paul?
   - No?
   - Nie wydaje ci się, że odnowa fortepianu to trochę za mało, jak na prezent urodzinowy?
   Zatrzymaliśmy się, gdyż zapaliło się czerwone światło. Landers mógł popatrzeć na mnie. Wzruszyłam ramionami.
   - Ten instrument ma dla niego ogromne znaczenie sentymentalne. - wyjaśnił gitarzysta - Flake do takich rzeczy przywiązuje wielką wagę. Możesz mi wierzyć, Oliver wpadł na genialny pomysł.
   - Skoro tak mówisz...
***
   Weszliśmy do zakładu zajmującego się renowacją pianin i fortepianów. Do lady podszedł mężczyzna, wyglądający na ok. pięćdziesiąt lat. Szpakowaty, dość przystojny. Wyjaśniliśmy mu czego oczekujemy, podkreślając oczywiście powagę sytuacji.
   - Proszę mi wierzyć, że bardzo chciałbym państwu pomóc, ale obawiam się, że po odbiór mogą państwo się zgłosić dopiero za dwa, trzy dni.
   Zamarłam. Paul zakrył usta dłonią.
   - Proszę nas zrozumieć, to bardzo ważne. Z tego co wiemy, on nie wymaga poświęcenia mu wiele czasu. 
   Spojrzałam błagalnym wzrokiem na mężczyznę. Westchnął i uśmiechnął się lekko.
   - Dobrze... Proszę podać adres. Wyślemy wóz i zobaczymy co da się zrobić.
   Rozpromieniłam się. Zauważyłam, że Paul również uśmiecha się od ucha do ucha. Zapisałam adres na kartce, którą podałam mężczyźnie. 
   - Przyjedziemy tutaj, oczywiście z odpowiednią zapłatą...
   - Zapraszamy. A, proszę jeszcze o numer telefonu pod który moglibyśmy zadzwonić, oraz pani dane.
   Pod adresem zapisałam numer komórki Tilla, oraz moje imię i nazwisko, po czym wyszliśmy na zewnątrz.
   ***
   Po wyjściu z zakładu, prędko wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy po Tilla. 
   - Jeżeli oni odrestaurują ten fortepian na wieczór, będę z siebie dumna, że podołałam.
   Paul zerknął na mnie wymownie. Zachichotałam.
   - Kolego, ty byś pewnie odpuścił, a ja wzięłam go pod włos i jak widać, podziałało.
   - Przycisnęłaś go tym swoim słodkim uśmieszkiem i facet wymiękł. Po prostu.
   Uśmiechnęłam się do siebie i utkwiłam wzrok w przesuwający się za oknem obraz Berlina.
Popołudnie, dom Christiana...
   Hol był nietknięty. Popatrzyłam na Paula i Tilla. Wzruszyli ramionami. Kiedy weszliśmy do salonu, zaparło nam dech w piersiach. Wszystkie meble gdzieś zniknęły. Został tylko stół gdzieś w rogu, zastawiony alkoholem, przekąskami i...
   - Skąd wzięliście tort?! - zapytałam nie kryjąc zaskoczenia.
   - Ja zrobiłem. - odparł z dumą Richard i przytulił mnie na powitanie. Wybałuszyłam na niego oczy i pokiwałam głową z uznaniem. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. W rogach przy suficie były już zamontowane światła, a miejsce lampy zajęła kula dyskotekowa. Doom celem prezentacji włączył muzykę. Światła rytmicznie rzucały kolorową poświatę na kulę, co zapewne wieczorem da fenomenalny efekt.
   - No, chłopaki, jestem z was bardzo dumna, podołaliście zadaniu.
   Wyszczerzyli się oboje. Oliver podał mi wielką, czerwoną kokardę, na której było napisane "Wszystkiego Najlepszego, Flake!"
   - Pomyśleliśmy, że to będzie dobry dodatek do prezentu.
   - Właśnie, co z fortepianem? - zapytałam oglądając kokardę ze wszystkich stron.
   - Przyjechali, pooglądali i stwierdzili, że może się uda. Zabrali go, czekamy na odzew.
   - Till, podałam twój numer telefonu, więc bądź czujny. Dobra, co jeszcze trzeba zrobić? - zapytałam zacierając ręce.
   - Usiąść i czekać na fortepian. - odparł z uśmiechem Richard.
Chwilę później...
   - Tak, tak... Dobrze, dziękujemy, do widzenia.
   - No i co tam? - zapytałam przytupując ze zdenerwowania nogą. Till uśmiechnął się szeroko.
   - Facet stwierdził, że ten fortepian jest w idealnym stanie. Nastroił go, zrobił kilka innych rzeczy i naniósł na nakrywę coś ekstra.
   Pisnęłam z radości i uściskałam każdego po kolei.
   - A co to znaczy, że zrobił coś ekstra?
   - Kiedy matka Christiana odkryła w nim talent do gry na fortepianie powiedziała, że zawsze ma przypominać sobie tę myśl: "Ta­lent jest da­rem uniwer­salnym, ale pot­rze­ba wiel­kiej od­wa­gi, żeby go wy­korzys­tać. Nie bój się być najlepszy."
   - Paulo Coelho? - zapytałam Olivera. Pokiwał głową. 
   - Waśnie ta myśl będzie na nakrywie fortepianu. - wyjaśnił basista.
   Cmoknęłam z zachwytem. Zerknęłam na zegarek i okazało się, że już wybiła siedemnasta. Kiedy Christoph oznajmił, że wszystko jest gotowe, usłyszeliśmy trąbienie. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam ciężarówkę.
   Kilka chwil później, usługa była już opłacona, a fortepian stał w salonie, przewiązany czerwoną wstęgą z kokardą. 
   - Doom, dzwoń po Alex, niech przyjeżdża z Christianem.
   - Tak jest, księżniczko.
   - Dobrze, moi drodzy. Wydaje mi się, że odwaliliśmy kawał na prawdę dobrej roboty. Możemy być z siebie dumni.
Kilkanaście minut później...
   Alex kazała Christianowi zakryć oczy. Poprowadziła go do salonu, gdzie my staliśmy już przy jego nowym-starym instrumencie. Paul odliczając na palcach od trzech do jednego dał nam znak, kiedy mamy krzyknąć...
   - Wszystkiego najlepszego, Flake!
   Solenizant opuścił dłonie a jego wzrok momentalnie spoczął na fortepianie...

1 komentarz:

  1. moja droga i kochana Pani Landers-Kruspe, jeszcze raz usłyszę że jesteś niezadowolona bądź załamana odcinkiem to osobiście stawiam się u Ciebie w domu i sobie z Tobą inaczej porozmawiam.

    Odcinek długaśny i zajebisty, jak poprzednie.

    Jestem zła, bo wszyscy prócz Paula zapomnieli o urodzinach Flaczka :( Jak oni mogli? Przecież o urodzinach Flaczka się nie zapomina. No jak tak można? Ale na całe szczęście znalazł się Paul, który zgłosił się do odpowiedniej osoby :)

    Ehhh... Że też jedzenie musiało przerwać moją kłótnię z Doomem ;/ Czuję niedosyt bo kłótnia między nami musiałaby by bardzo interesująca :) Może kiedyś się doczekam jakiejś, no bo w końcu nie ma w życiu różowo, hehe xD

    Strasznie rozczuliłaś mnie sceną, w której zasypiałam na ramieniu Christopha :3 Chciałabym tak w realnym życiu... No ale dobrze przynajmniej o tym poczytać i pomarzyć :)

    Jestem bardzo ciekawa w jaki sposób zajęłam się Lorenzem :) Biedny pewnie musiał ze mną łazić po centrum handlowym, hehe xD

    Cieszę się, że Olli chce jakoś się zmienić. Mam nadzieję, że podda się leczeniu.

    Rany Boskie, ja już miałam tysiące pomysłów na prezent dla Christiana a tutaj fortepian jego matki... Moja mina kiedy się dowiedziałam wyglądała tak: O_o ale potem zaczęłam się śmiać ze swojej głupoty bo ja już myślałam o nowym kociołku do Mein Teil, hehe xD Albo nowych bieżniach... No wiesz, on chodzi na koncertach i gra jednocześnie... Ehhh te moje dziwne myśli... xD

    Piękny prezent, naprawdę, aż mi się łezka w oku zakręciła kiedy przeczytałam ten cytat.

    Ruchard upiekł tort?! O_o Mile mnie zaskoczyłaś, nie powiem xD Nie spodziewałam się tego, no ale to takie słit jest :3 Rysiula cukiernikiem, sam seks, mrrrr... <3

    Laura, Doom, Oliver, Reesh, Till i Paul odwalili kawał dobrej roboty xD Jestem z nich dumna :)

    Nie mogę się doczekać trzydziestego odcinka, oj nie mogę. Pisz go szybciutko bo ja umrę z niewiedzy jak przebiegła impreza xD

    To chyb wszystko co chciałam napisać, wybacz że jest to trochę pogmatwane :)

    Weny, weny, weny i jeszcze raz inspiracji życzę przy pisaniu nexta :*

    PS: Czyżby Paul zaczął naprawiać swoje relacje z Laurą? Byłoby by super...

    OdpowiedzUsuń