- Byłeś tu całą noc? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Prosiłaś, żebym został, więc jestem.
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Brat przytulił mnie do siebie. Po raz kolejny poczułam szczęście z jego obecności.
- Myślałam, że pójdziesz zaraz jak zasnę.
- Z początku miałem taki zamiar, ale spałaś tak słodko i tak mocno trzymałaś mnie za rękę, że postanowiłem zostać. - odparł odgarniając z mojej twarzy pofalowany, czekoladowo-brązowy kosmyk. Zamknęłam oczy, chcąc podrzemać jeszcze kilka minut, kiedy usłyszałam chrząknięcie. Reesh podniósł się na łokciach do pozycji siedzącej, a ja zaraz za nim.
- Dzień dobry, Till. - przywitałam się z moim opiekunem.
- Dzień dobry, śpiochy. - odpowiedział, przyglądając się nam bardzo uważnie, mrużąc oczy. Rzuciłam mu pytające spojrzenie, ale on grymasem twarzy dał mi do zrozumienia, że porozmawiamy później.
- Ja przepraszam, że się tak, ekhm... Rozgościłem. - wymamrotał Richard.
- Mówisz tak, jakbyś był kimś obcym. - pokręcił głową.
- To co, może jakieś śniadanko? - przekroczyłam Richarda i udałam się do kuchni.
Zaczęłam szukać w lodówce i szafkach czegoś, co nadawałoby się do jedzenia. Z przykrością musiałam jednak stwierdzić, że niczego takiego nie posiadamy. Wzięłam więc kartkę i długopis. Szczęście w nieszczęściu, że złamałam lewą rękę, gdyż zawsze byłam praworęczna. Spisałam na kartce listę zakupów i podałam ją wchodzącemu do kuchni Tillowi.
- A jakbym to załatwił po śniadaniu? - zapytał próbując przekonać mnie do swojego pomysłu wzrokiem zbitego psa.
- Problem polega na tym, że nie mamy nic na śniadanie. Ani na obiad, ani na kolację. Richard, zostaniesz?
- Oczywiście. - odparł zacierając ręce.
Till w końcu wybrał się na zakupy, choć z pewnością nie było to szczytem jego marzeń.
- Napijemy się kawy?
- Jasne, ale siedź. - Richard położył dłoń na moje ramię - Ja zrobię.
Podparłam głowę na dłoniach i zapatrzyłam się w jakiś punkt za oknem. Gdzieś za sobą słyszałam odgłos kładzionych na blacie kuchennym kubków, otwierania oraz zamykania puszki z kawą.
Chmury wolno przesuwały się po październikowym niebie. Nagle poczułam na twarzy gorącą parę, oraz dźganie w bok. Potrząsnęłam głową.
- Paul?
Zmarszczyłam czoło, gdyż pytanie Richarda totalnie zbiło mnie z pantałyku. Mruknęłam coś pod nosem i ponownie utkwiłam spojrzenie w przestrzeń za oknem. Brat ponownie dźgnął mnie w bok.
- Przecież widzę. Rozmawiałem z nim, jest w nie najlepszym stanie.
- Ja tak samo.
- Wiem, że to, co się stało jest moją winą. Najgorsze jest to, że nie mam bladego pojęcia jak mógłbym ci to zrekompensować.
Machnęłam ręką.
- Jakbym była mądra, to faktycznie porozmawiałabym z Paulem i teraz wszystko byłoby dobrze. - upiłam niewielki łyk kawy - No cóż, nie cofnę czasu, widocznie tak musiało być. Oczywiście, jest mi z tym ciężko, ale w tym momencie nie mogę nic zrobić. - podkurczyłam nogi - Może kiedyś uda nam się jeszcze zaprzyjaźnić.
- Ja myślę, że uda wam się do siebie wrócić. Nie od razu, oczywiście. - dodał, widząc niedowierzanie na mojej twarzy.
- Nie wierzę w to. - pokręciłam głową. Reesh pogłaskał mnie po policzku wierzchem dłoni.
- A ja tak.
Wzruszyłam ramionami. Trzasnęły drzwi wejściowe. Do kuchni wmaszerował Till, bohatersko dźwigając dwie reklamówki wypełnione produktami spożywczymi.
- Co zamawiacie? - zapytał wychylając głowę do jadalni. Popatrzyliśmy na siebie z Richardem i zgodnie wybraliśmy jajecznicę z pieczarkami.
Podczas gdy Till uwijał się w kuchni, z kieszeni Richarda wydobył się głośny, piskliwy dźwięk oznajmiający połączenie przychodzące. Kruspe wyciągnął telefon z kieszeni i odebrał.
- Aha, aha. Tak. No, Till z pewnością będzie innego zdania, hahaha... Tak... Dobra, to jesteśmy umówieni. No, do zobaczenia.
Lindemann postawił przed nami talerze z obłędnie pachnącą jajecznicą i dosiadł się do stołu.
- W jakiej sprawie niby mam być innego zdania niż... Ktoś? - zapytał świdrując spojrzeniem Richarda.
- Alex dzwoniła, o 16 spotykamy się tam gdzie wczoraj i idziemy do Olivera. - wyjaśnił - Powiedziała, że dzisiaj to już musi się udać, a ja przecież wiem, że ty znów będziesz całą drogę krakał, że się nie uda.
- Bo się nie uda.
- Till, gdzie ulotnił się cały twój optymizm? - zapytałam wywracając oczami - Przekonamy go prędzej czy później. Nie ma innego wyjścia.
Wczesne popołudnie...
Nastawiałam właśnie pralkę, gdy Till zapukał we framugę drzwi łazienkowych. Obróciłam się.
- Chodź, no przecież otwarte jest...
- Mogłaś powiedzieć, ja bym to zrobił.
- Nie traktuj mnie jak kaleki. - mruknęłam - No, powiedz w końcu o co chodzi. Widzę, że coś jest nie tak.
Oparł się o wykafelkowaną ścianę i skrzyżował ręce na piersi. Podparłam się pod boki i czekałam cierpliwie, aż Till wydusi z siebie choć jedno słowo.
- Odnoszę wrażenie, że Richard kocha cię bardziej niż kocha się siostrę.
Wybałuszyłam oczy.
- Myślałam, że ten temat mamy już dawno za sobą...
- Tak, tak nie denerwuj się. - uspokoił mnie szybko - Pytam, bo nie wiem co o tym myśleć.
- Tutaj nie ma o czym myśleć, Till. - rozłożyłam ramiona i opuściłam łazienkę. Usłyszałam, że pralka zaczęła swoją pracę. Weszłam do swojego pokoju, a zaraz za mną wpadł mój opiekun. Westchnęłam przeciągle, bo wiedziałam co będzie działo się dalej.
- Ty coś przede mną ukrywasz.
- Skąd takie przypuszczenia?
- Jak tylko zacząłem mówić o moich podejrzeniach, momentalnie mnie spławiłaś i zdenerwowałaś się, coś musi być na rzeczy.
Prychnęłam. Co on sobie do cholery wyobraża?
- Till, proszę cię, skończ doszukiwać się czegoś, czego nie ma. Między mną a Richardem jest miłość braterska. B-r-a-t-e-r-s-k-a.
- Więc dlaczego tak się denerwujesz? - zapytał opierając się o ścianę. Poczułam, że lada moment eksploduję.
- Bo próbujesz weprzeć mi coś, co nie ma miejsca! - machnęłam rękami, by podkreślić moją złość - A teraz proszę, daj mi spokój i zejdź mi z oczu choć na godzinę.
Zdębiał, ale posłusznie opuścił mój pokój.
Fakt, Richard obchodzi się ze mną wyjątkowo, ale nie ma w tym cienia podtekstu. Szkoda, że Till nie potrafi tego zrozumieć. Przecież patrząc z boku na mnie i mojego opiekuna, można by było wysnuć różne wnioski. W końcu jesteśmy tu sami, możemy robić wszystko, a mimo to Till kocha mnie jakbym była jego rodzoną córką. Dlaczego więc nie potrafi zrozumieć tego, co jest między mną a Richardem?
Flake miał rację. Jesteśmy tylko ludźmi i nie musimy wszystkiego rozumieć...
Popołudnie...
Zapięłam skórzaną kurtkę i obróciłam się do Tilla, który wiązał na szyi lekki szalik. Nie odzywaliśmy się do siebie zbyt ochoczo. Choć tak szczerze, to ja niechętnie rozmawiałam z Tillem. On próbował. Przychodziły momenty, w których musiałam się bardzo pilnować, by nie wybuchnąć śmiechem.
- Gotowa?
Kiwnęłam głową. Westchnął i przytulił mnie do siebie.
- Lauri, przestań się tak dąsać...
- A przestaniesz doszukiwać się we wszystkim różnych irracjonalnych rzeczy?
- No przecież już cię przepraszałem... Nie będę, obiecuję.
Nadstawiłam policzek do pocałowania. Till cmoknął mnie ledwo dotykając ustami twarzy. Wyszliśmy przed dom. Momentalnie owionął nas porywisty, zimny wiatr. Włożyłam ręce do kieszeni jeansów. Till zamknął drzwi wejściowe na klucz i poszliśmy pod największą z Berlińskich galerii handlowych.
Przez całą drogę próbowałam nastawić Lindemanna pozytywnie do kolejnej próby. Szło mi to bardzo ciężko, a jego sceptycyzm zaczął mi się udzielać coraz bardziej.
- Przecież sam mówiłeś, że pewnie nie uda się za pierwszym razem, ale w końcu się uda. Skąd ta nagła zmiana zdania?
- Oj nie wiem, no. - zasunął zamek kurtki pod samą szyję.
- Ja też nie wiem. - westchnęłam - Jeśli nie dziś, to jutro albo kiedy indziej. W końcu musi zrozumieć, że nie ma wyjścia, a my chcemy mu pomóc.
- Ja już nic nie mówię, czekam na rozwój sytuacji.
Pokręciłam głową.
Kiedy doszliśmy do umówionego miejsca, zastaliśmy wszystkich. Rozmawiali o czymś wesołym, bo co chwila wybuchali śmiechem. Kiedy Paul roześmiał się wesoło, akurat obrócił się w naszą stronę. Żal ścisnął mi serce, co nie umknęło czujnej uwadze Tilla. Przystanął, ujął moją twarz w swoje ręce i pocałował mnie w czoło. Starł z mojego policzka samotną łzę i dołączyliśmy do reszty. Jako pierwszy, podszedł Richard. On chyba też zauważył, że wręcz rozrywa mnie żal, bo objął mnie tak mocno, że moje żebra chyba cudem pozostały nienaruszone. Tak samo jak Till, ujął w dłonie moją twarz i oparł swoje czoło o moje. Chwyciłam jego silne ramiona.
- Uwierz mi, że wszystko się ułoży. - szepnął mi do ucha i kciukiem pogłaskał mnie po policzku.
- Wszystko w porządku?
Obróciłam głowę. To Alex. Stała obok i przyglądała mi się ze zmartwieniem na twarzy. Pokiwałam głową i poszłam przywitać się z resztą przyjaciół. Tylko z Paulem nie wymieniłam całusa i uścisku. Burknął do mnie oschłe "cześć" i zaczął ponaglać nas, byśmy już ruszyli. Tak jak za pierwszym razem, Till nie omieszkał wyrazić głośno swojego zdania na temat naburmuszonego Paula. Muzycy niemal pokłócili się, ale Flake zdążył załagodzić narastający konflikt.
Przez całą drogę próbowałam nastawić Lindemanna pozytywnie do kolejnej próby. Szło mi to bardzo ciężko, a jego sceptycyzm zaczął mi się udzielać coraz bardziej.
- Przecież sam mówiłeś, że pewnie nie uda się za pierwszym razem, ale w końcu się uda. Skąd ta nagła zmiana zdania?
- Oj nie wiem, no. - zasunął zamek kurtki pod samą szyję.
- Ja też nie wiem. - westchnęłam - Jeśli nie dziś, to jutro albo kiedy indziej. W końcu musi zrozumieć, że nie ma wyjścia, a my chcemy mu pomóc.
- Ja już nic nie mówię, czekam na rozwój sytuacji.
Pokręciłam głową.
Kiedy doszliśmy do umówionego miejsca, zastaliśmy wszystkich. Rozmawiali o czymś wesołym, bo co chwila wybuchali śmiechem. Kiedy Paul roześmiał się wesoło, akurat obrócił się w naszą stronę. Żal ścisnął mi serce, co nie umknęło czujnej uwadze Tilla. Przystanął, ujął moją twarz w swoje ręce i pocałował mnie w czoło. Starł z mojego policzka samotną łzę i dołączyliśmy do reszty. Jako pierwszy, podszedł Richard. On chyba też zauważył, że wręcz rozrywa mnie żal, bo objął mnie tak mocno, że moje żebra chyba cudem pozostały nienaruszone. Tak samo jak Till, ujął w dłonie moją twarz i oparł swoje czoło o moje. Chwyciłam jego silne ramiona.
- Uwierz mi, że wszystko się ułoży. - szepnął mi do ucha i kciukiem pogłaskał mnie po policzku.
- Wszystko w porządku?
Obróciłam głowę. To Alex. Stała obok i przyglądała mi się ze zmartwieniem na twarzy. Pokiwałam głową i poszłam przywitać się z resztą przyjaciół. Tylko z Paulem nie wymieniłam całusa i uścisku. Burknął do mnie oschłe "cześć" i zaczął ponaglać nas, byśmy już ruszyli. Tak jak za pierwszym razem, Till nie omieszkał wyrazić głośno swojego zdania na temat naburmuszonego Paula. Muzycy niemal pokłócili się, ale Flake zdążył załagodzić narastający konflikt.
Jakiś czas później, pod domem Olliego...
Niewiele brakowało, by szlag mnie trafił, kiedy zobaczyłam minę Tilla, gdy reszta opracowywała plan rozmowy z Oliverem. Było widać, że z trudem powstrzymuje się przed wyrażeniem swojego zdania na ten temat. Podejrzewam, że gdyby nie było mnie w pobliżu, znowu zacząłby męczyć pozostałych swoim narzekaniem, że i tak nic z tego nie będzie.
- Gotowi? - zapytał Doom, trzymając palce na dzwonku. Popatrzyliśmy wszyscy po sobie i pokiwaliśmy głowami. Christoph zadzwonił do drzwi i odsunął się od nich.
Około minuty później, drzwi otworzyły się. Oliver na nasz widok wstrzymał oddech.
- Możemy wejść? - zapytał Christoph nie patrząc mu w oczy. Olli pchnął drzwi, lecz Alex zdążyła położyć stopę na progu, przez co je zatrzymała. Riedel wbił w nią zszokowane spojrzenie.
- O, nie. Tak łatwo to ja ci nie odpuszczę.
- Nie odpuścimy. - poprawił swoją dziewczynę Schneider, kładąc nacisk na słowo "odpuścimy". Alex zmroziła go spojrzeniem, jednak na perkusistę to nie podziałało. Olli popatrzył na każdego z osobna. Kiedy jego wzrok zatrzymał się na mnie, poczułam, jakby przez całe moje ciało przeszedł prąd. Na jego twarzy nie było już kpiącego uśmiechu, ani pewności siebie.
Wydaje mi się, że zrozumiał, co tak na prawdę się dzieje.
Alex i Paul zaczęli się już poważnie niecierpliwić.
- Jejku, przestańcie się tak krzywić obaj! - nie wytrzymałam i skarciłam ich. Popatrzyli na mnie jak na idiotkę, ale olałam to - To nie jest łatwy temat dla nas wszystkich. Dla Olliego tym bardziej, więc bądźcie tak łaskawi i nie poganiajcie go.
- Jeżeli o mnie chodzi, wcale nie muszę tu tkwić bez sensu.
Chwyciłam Paula za rękę, gdyż szykował się do odejścia. Wyrwał się z mojego uścisku.
- Paul, chodź proszę na stronę. Olli, pozwól im wejść, a my dołączymy za chwilkę, dobrze?
Pokiwał niepewnie głową i wpuścił resztę do środka. My natomiast udaliśmy się za dom.
Oparłam się o mur i westchnęłam.
- No? - zapytał podpierając się pod boki.
- Posłuchaj. To, że między nami wszystko się rozwaliło z wiadomych przyczyn, to jeszcze nie jest powód, byś odstawiał tu taką szopkę.
- O czym ty mówisz? - zapytał opierając się dłońmi o mur. Byłam teraz między jego ramionami. Nie dając po sobie poznać tego, jak bardzo chciałabym go przytulić, włożyłam ręce w kieszenie spodni.
- Nie muszę tu tkwić bez sensu? - powtórzyłam jego słowa - To znaczy, że nie zależy ci, by Oliver poddał się terapii i wyzdrowiał?
- A czy ty zawsze musisz czepiać się słówek?
- Ja się czepiam, tak? Ja?
- Oj, dobra. - wywrócił oczami - Chodź, bo na razie to ty zajmujesz się głupotami, zamiast wspierać ich tam.
Ruszyłam przed siebie. Mijając Paula, fuknęłam, przez co gitarzysta parsknął śmiechem.
- Wiesz, tak całkowicie poważnie, - odezwał się, gdy doszedł do mnie - nie spodziewałbym się, że Oliver się aż tak w tobie zakocha.
- Uważasz, że jestem do tego stopnia nieatrakcyjna, że niemożliwe jest to, by się we mnie zakochać?
Zerknął na mnie, a ja na niego. Uśmiechnęłam się chytrze pod nosem. Mimo ściany włosów, zauważył to i również się rozpromienił.
- Nie, nie tak miało to zabrzmieć... Chodziło mi o to, że nie podejrzewałbym go nigdy o obsesyjną, chorą miłość. Zawsze taki spokojny, opanowany...
Zatrzymałam się gwałtownie pod drzwiami. Paul wpadł na mnie.
- Cicha woda brzegi rwie. - odparłam obracając głowę w jego stronę i weszłam do środka.
Zajrzałam niepewnie do salonu. Olli siedział przed resztą i uważnie słuchał każdego słowa, które płynęły z ust Richarda. Poczułam dłonie Paula na swoich biodrach. Przez chwilę pomyślałam o tym, że jednak za mną zatęsknił, ale okazało się, że chciał tylko lekko popchnąć mnie, bym weszła dalej.
- Laura, dobrze, że jesteś!
- Tak? A co? - odpowiadając Tillowi wciąż miałam w głowie to, jaka jestem głupia, że choć przez chwilę pomyślałam, że Paul chciałby wrócić.
- Oliver twierdzi, że absolutnie nie jest chory.
Usiadłam między Richardem a Tillem. Westchnęłam i spojrzałam Riedelowi prosto w oczy.
- Olli... Choć nigdy nie byłam w takiej sytuacji, zdaję sobie sprawę z tego, jak ciężko przyznać ci się przed nami i przed samym sobą, że masz problem... - patrzył na mnie dając mi do zrozumienia, że mam kontynuować - Niestety, musisz spojrzeć prawdzie w oczy. Jesteś chory. Gdyby tak nie było, nie szantażowałbyś mnie, nie kazał zerwać z Paulem i nie zwabiłbyś mnie podstępem do siebie z zamiarem uwięzienia mnie. Olli...
Podeszłam do niego i położyłam dłonie na jego ramionach. Zauważyłam, że Richard wraz z Tillem pochylili się i naprężyli mięśnie.
- Wszyscy chcemy tylko twojego dobra, a ta terapia to jedyne wyjście. Mówiłam ci to już kilka razy, ale powiem jeszcze raz. Tęsknię za moim kochanym bratem Oliverem i chcę by on wrócił... Powiedz, jaki jest ten prawdziwy powód, dla którego nie chcesz jechać do Schwerina? Ja wiem, że zdajesz sobie sprawę ze swojej choroby, tu chodzi o coś innego... Zaufaj nam, i powiedz o co chodzi. Razem coś wymyślimy.
- A to, to przeze mnie, zgadza się?
Wskazał brodą zagipsowaną rękę. Kiwnęłam głową. Posmutniał.
- Nic mi nie jest. - zapewniłam - Olli, mów.
- Nie... To znaczy... - przetarł twarz dłońmi - Muszę tak przy wszystkich?
Popatrzyliśmy po sobie.
- Tak, bo możesz zaufać każdemu z nas. - odezwał się Doom.
- Chodzi o to, że... Jako basista Rammstein jestem rozpoznawany. Tym bardziej w Schwerinie, w końcu urodziłem się tam... Wyobraziłem sobie te wszystkie plotki, szepty za plecami, drwiące uśmiechy i to, że będę miał opinię psychola. Nie chcę tego, zrozumcie mnie.
Wróciłam na kanapę między Richarda i Tilla. Wyznanie Olivera zaskoczyło wszystkich. On zdaje sobie sprawę z tego, że potrzebuje pomocy, ale nie chce jej przyjąć, bo boi się ludzi i ich reakcji. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Myślę, że gdyby porozmawiać z lekarzami na temat jakiejś dyskrecji, czy coś...
Wsyscy przenieśliśmy wzrok na Christiana.
- No co? Wymyślcie coś lepszego, cwaniaki.
- Chudy, nie unoś się tak. - wtrącił Richard - To może być dobre, innego rozwiązania chyba na chwilę obecną i tak nie mamy.
- Przecież to nic nie da...
- Więcej wiary, Olli. - uśmiechnęłam się do niego - Mogę porozmawiać z tobą w cztery oczy?
Basista kiwnął głową. Till i Richard nie byli pozytywnie nastawieni do mojego pomysłu.
- Jesteśmy obok.
Wstałam i ruszyłam do kuchni. Kiedy Oliver wszedł do środka, przymknęłam drzwi.
- Obiecaj mi, że zgodzisz się na leczenie i między nami znowu będzie tak, jak było kiedyś.
- Będzie bardzo ciężko...
- Wiem. - nie zastanawiałam się nad tym, czy robię dobrze, czy źle. Po prostu przytuliłam się do niego. Byłam prawie pewna, że nie zrobi nic głupiego, bo zrozumiał, że potrzebuje pomocy. Poczułam, jak jego ramiona zaciskają się na mnie. - Mamy przed sobą ciężkie zadanie. Ale nie niewykonalne. Zobaczysz, że jeszcze wszystko wróci do normy.
- Obiecujesz?
- Ja tak, a ty?
- Chyba też.
- Chyba?
- Obiecuję.
Ścisnęłam go mocniej w pasie. Zauważyłam, że drzwi się uchylają. Till wetknął głowę w szczelinę. Mrugnęłam dyskretnie, że wszystko jest w porządku.
Mam wielką nadzieję, że to zapoczątkuje pasmo dobrych wydarzeń w życiu nas wszystkich.
Oby na nadziei się nie skończyło.
- Gotowi? - zapytał Doom, trzymając palce na dzwonku. Popatrzyliśmy wszyscy po sobie i pokiwaliśmy głowami. Christoph zadzwonił do drzwi i odsunął się od nich.
Około minuty później, drzwi otworzyły się. Oliver na nasz widok wstrzymał oddech.
- Możemy wejść? - zapytał Christoph nie patrząc mu w oczy. Olli pchnął drzwi, lecz Alex zdążyła położyć stopę na progu, przez co je zatrzymała. Riedel wbił w nią zszokowane spojrzenie.
- O, nie. Tak łatwo to ja ci nie odpuszczę.
- Nie odpuścimy. - poprawił swoją dziewczynę Schneider, kładąc nacisk na słowo "odpuścimy". Alex zmroziła go spojrzeniem, jednak na perkusistę to nie podziałało. Olli popatrzył na każdego z osobna. Kiedy jego wzrok zatrzymał się na mnie, poczułam, jakby przez całe moje ciało przeszedł prąd. Na jego twarzy nie było już kpiącego uśmiechu, ani pewności siebie.
Wydaje mi się, że zrozumiał, co tak na prawdę się dzieje.
Alex i Paul zaczęli się już poważnie niecierpliwić.
- Jejku, przestańcie się tak krzywić obaj! - nie wytrzymałam i skarciłam ich. Popatrzyli na mnie jak na idiotkę, ale olałam to - To nie jest łatwy temat dla nas wszystkich. Dla Olliego tym bardziej, więc bądźcie tak łaskawi i nie poganiajcie go.
- Jeżeli o mnie chodzi, wcale nie muszę tu tkwić bez sensu.
Chwyciłam Paula za rękę, gdyż szykował się do odejścia. Wyrwał się z mojego uścisku.
- Paul, chodź proszę na stronę. Olli, pozwól im wejść, a my dołączymy za chwilkę, dobrze?
Pokiwał niepewnie głową i wpuścił resztę do środka. My natomiast udaliśmy się za dom.
Oparłam się o mur i westchnęłam.
- No? - zapytał podpierając się pod boki.
- Posłuchaj. To, że między nami wszystko się rozwaliło z wiadomych przyczyn, to jeszcze nie jest powód, byś odstawiał tu taką szopkę.
- O czym ty mówisz? - zapytał opierając się dłońmi o mur. Byłam teraz między jego ramionami. Nie dając po sobie poznać tego, jak bardzo chciałabym go przytulić, włożyłam ręce w kieszenie spodni.
- Nie muszę tu tkwić bez sensu? - powtórzyłam jego słowa - To znaczy, że nie zależy ci, by Oliver poddał się terapii i wyzdrowiał?
- A czy ty zawsze musisz czepiać się słówek?
- Ja się czepiam, tak? Ja?
- Oj, dobra. - wywrócił oczami - Chodź, bo na razie to ty zajmujesz się głupotami, zamiast wspierać ich tam.
Ruszyłam przed siebie. Mijając Paula, fuknęłam, przez co gitarzysta parsknął śmiechem.
- Wiesz, tak całkowicie poważnie, - odezwał się, gdy doszedł do mnie - nie spodziewałbym się, że Oliver się aż tak w tobie zakocha.
- Uważasz, że jestem do tego stopnia nieatrakcyjna, że niemożliwe jest to, by się we mnie zakochać?
Zerknął na mnie, a ja na niego. Uśmiechnęłam się chytrze pod nosem. Mimo ściany włosów, zauważył to i również się rozpromienił.
- Nie, nie tak miało to zabrzmieć... Chodziło mi o to, że nie podejrzewałbym go nigdy o obsesyjną, chorą miłość. Zawsze taki spokojny, opanowany...
Zatrzymałam się gwałtownie pod drzwiami. Paul wpadł na mnie.
- Cicha woda brzegi rwie. - odparłam obracając głowę w jego stronę i weszłam do środka.
Zajrzałam niepewnie do salonu. Olli siedział przed resztą i uważnie słuchał każdego słowa, które płynęły z ust Richarda. Poczułam dłonie Paula na swoich biodrach. Przez chwilę pomyślałam o tym, że jednak za mną zatęsknił, ale okazało się, że chciał tylko lekko popchnąć mnie, bym weszła dalej.
- Laura, dobrze, że jesteś!
- Tak? A co? - odpowiadając Tillowi wciąż miałam w głowie to, jaka jestem głupia, że choć przez chwilę pomyślałam, że Paul chciałby wrócić.
- Oliver twierdzi, że absolutnie nie jest chory.
Usiadłam między Richardem a Tillem. Westchnęłam i spojrzałam Riedelowi prosto w oczy.
- Olli... Choć nigdy nie byłam w takiej sytuacji, zdaję sobie sprawę z tego, jak ciężko przyznać ci się przed nami i przed samym sobą, że masz problem... - patrzył na mnie dając mi do zrozumienia, że mam kontynuować - Niestety, musisz spojrzeć prawdzie w oczy. Jesteś chory. Gdyby tak nie było, nie szantażowałbyś mnie, nie kazał zerwać z Paulem i nie zwabiłbyś mnie podstępem do siebie z zamiarem uwięzienia mnie. Olli...
Podeszłam do niego i położyłam dłonie na jego ramionach. Zauważyłam, że Richard wraz z Tillem pochylili się i naprężyli mięśnie.
- Wszyscy chcemy tylko twojego dobra, a ta terapia to jedyne wyjście. Mówiłam ci to już kilka razy, ale powiem jeszcze raz. Tęsknię za moim kochanym bratem Oliverem i chcę by on wrócił... Powiedz, jaki jest ten prawdziwy powód, dla którego nie chcesz jechać do Schwerina? Ja wiem, że zdajesz sobie sprawę ze swojej choroby, tu chodzi o coś innego... Zaufaj nam, i powiedz o co chodzi. Razem coś wymyślimy.
- A to, to przeze mnie, zgadza się?
Wskazał brodą zagipsowaną rękę. Kiwnęłam głową. Posmutniał.
- Nic mi nie jest. - zapewniłam - Olli, mów.
- Nie... To znaczy... - przetarł twarz dłońmi - Muszę tak przy wszystkich?
Popatrzyliśmy po sobie.
- Tak, bo możesz zaufać każdemu z nas. - odezwał się Doom.
- Chodzi o to, że... Jako basista Rammstein jestem rozpoznawany. Tym bardziej w Schwerinie, w końcu urodziłem się tam... Wyobraziłem sobie te wszystkie plotki, szepty za plecami, drwiące uśmiechy i to, że będę miał opinię psychola. Nie chcę tego, zrozumcie mnie.
Wróciłam na kanapę między Richarda i Tilla. Wyznanie Olivera zaskoczyło wszystkich. On zdaje sobie sprawę z tego, że potrzebuje pomocy, ale nie chce jej przyjąć, bo boi się ludzi i ich reakcji. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Myślę, że gdyby porozmawiać z lekarzami na temat jakiejś dyskrecji, czy coś...
Wsyscy przenieśliśmy wzrok na Christiana.
- No co? Wymyślcie coś lepszego, cwaniaki.
- Chudy, nie unoś się tak. - wtrącił Richard - To może być dobre, innego rozwiązania chyba na chwilę obecną i tak nie mamy.
- Przecież to nic nie da...
- Więcej wiary, Olli. - uśmiechnęłam się do niego - Mogę porozmawiać z tobą w cztery oczy?
Basista kiwnął głową. Till i Richard nie byli pozytywnie nastawieni do mojego pomysłu.
- Jesteśmy obok.
Wstałam i ruszyłam do kuchni. Kiedy Oliver wszedł do środka, przymknęłam drzwi.
- Obiecaj mi, że zgodzisz się na leczenie i między nami znowu będzie tak, jak było kiedyś.
- Będzie bardzo ciężko...
- Wiem. - nie zastanawiałam się nad tym, czy robię dobrze, czy źle. Po prostu przytuliłam się do niego. Byłam prawie pewna, że nie zrobi nic głupiego, bo zrozumiał, że potrzebuje pomocy. Poczułam, jak jego ramiona zaciskają się na mnie. - Mamy przed sobą ciężkie zadanie. Ale nie niewykonalne. Zobaczysz, że jeszcze wszystko wróci do normy.
- Obiecujesz?
- Ja tak, a ty?
- Chyba też.
- Chyba?
- Obiecuję.
Ścisnęłam go mocniej w pasie. Zauważyłam, że drzwi się uchylają. Till wetknął głowę w szczelinę. Mrugnęłam dyskretnie, że wszystko jest w porządku.
Mam wielką nadzieję, że to zapoczątkuje pasmo dobrych wydarzeń w życiu nas wszystkich.
Oby na nadziei się nie skończyło.
wiem, że powinnam skupić się na Reeshu, Tillu, Laurze i Paulu, ale moją uwagę całkowicie pochłonął Oliver...
OdpowiedzUsuńdobra, dodam jeszcze naprędce, że spodobało mi się moja stanowczość i to jak włożyłam stopę między drzwi a próg i to jak spojrzałam na Dooma xD
nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, że Laurze i pozostałym udało się nakłonić Olivera do leczenia :) mam nadzieję, że wszystko pójdzie w dobrym kierunku i Riedel wyleczy się ze swojej chorej obsesji na punkcie Laury... mocno trzymam za niego kciuki :)
wiem, że powinnam więcej napisać, ale nie dam rady, przepraszam, dziś nie jest mój dzień...
życzę mnóstwa weny i inspiracji na pisanie nexta :***