15.12.2013

40. "Pierwszy marihuanowy raz"

   Przez całą drogę do hotelu, Bartek, Amelia i mój tata przekrzykiwali się, nie dając sobie dojść do słowa. Próbowałam kilka razy zabrać głos, ale niestety nie udało mi się to. Ciągle ktoś wchodził mi w słowo. Zwrócili swoją uwagę na mnie dopiero wtedy, jak podczas słuchania z MP3 utworu Know zaczęłam growlować razem z Serjem.
   - Laura już się rozkręca! - zauważyła Ame uśmiechając się od ucha do ucha. Po chwili, śpiewała razem ze mną. W lusterku widziałam, jak Bartek próbuje ją uciszyć. Przestał, gdy tata zaczął nam wtórować. Chwilę później, długie włosy moich przyjaciół wręcz latały po niemal całym samochodzie. 
   - A ja nie mam czym machać! - odezwał się tata, a w jego głosie było wiele żalu. 
   - Panie Michale, proszę zapuszczać. - odezwał się Bartek.
   - Coś ty, oczadział? Jakby jeszcze miały jakiś normalny kolor, to dlaczego nie, ale teraz? Niee...
   - Mogę ci farbować. - powiedziałam. - Dobiorę ci jakiś ładny brąz.
   Parsknęliśmy śmiechem, a tata pokazał mi język.
   Kilka minut później, byliśmy już na miejscu, pod hotelem Bristol. Przy wejściu, stał Daron. Oparty o mur, palący papierosa. Całe moje towarzystwo jak tylko go zobaczyło, straciło całą pewność siebie. Dziwiłam się Ame i Bartkowi, bo przecież jeszcze wczoraj z nim rozmawiali. Uśmiechnęłam się cwaniacko do nich i pewnym krokiem podeszłam do gitarzysty. Zanim zdążyliśmy się przywitać, wyrwałam mu papierosa i wyrzuciłam za siebie. Popatrzył na mnie, jakbym przed sekundą spadła z księżyca.
   - Po pierwsze, cześć, miło cię widzieć. Po drugie, nie truj się tym gównem, a po trzecie, oszczędzaj płuca na noc.
   Uśmiechnął się rozbrajająco i wyciągnął w moją stronę dłoń. Uścisnęłam ją i obróciwszy się, gestem ręki zaprosiłam resztę do nas. Dołączyli po chwili, ale mieli niepewne miny.
   - Pan jest ojcem Laury? - zapytał Daron oglądając mojego tatę z niedowierzaniem. Chyba nie przypuszczał, że jest do tego stopnia rock'n'rollowy.
   - Tak, mów mi Mike.
   Wymieniliśmy z Amelią i Bartkiem spojrzenia. 
   - Chodźmy, nie będziemy przecież stać na zewnątrz.
   Weszliśmy za Daronem do środka budynku, później do windy. Daron, ciągle z niedowierzaniem patrzył na tatę. Pewnie spodziewał się starego, nudnego faceta, a tu taka niespodzianka. 
   Kiedy dojechaliśmy na trzecie piętro, wysiedliśmy z windy. Przeszliśmy cały korytarz. Gitarzysta otworzył przed nami ostatnie drzwi. Odsunął się, byśmy weszli pierwsi. Tata nabrał odwagi i wpakował się do środka rycząc od progu, jaki to jest szczęśliwy, że ma okazję poznać chłopaków. Nasza czwórka zaglądnęła do środka. Okazało się, że Shavo, John i Serj przyjęli go bardzo entuzjastycznie. Po jego powitaniu, basista strzelił go w plecy dłonią drąc się do nas: that's my fellow!
   - Muszę przyznać, że inaczej go sobie wyobrażałem... - szepnął do mnie Daron, gdy zamykał za nami drzwi pokoju. 
   - Sama sobie zazdroszczę, że mam takiego ojca. - odparłam z uśmiechem. Usiadłam na jednym z dwóch foteli. Jego podłokietniki były zajęte przez Darona i Amelię. 
   - Napiłbym się z wami piwa, ale prowadzę. - poinformował mój tata, kiedy John wyciągnął w jego stronę butelkę.
   - Niech pan pije, ja poprowadzę. - odezwał się Bartek. Tata uniósł brwi. Mój przyjaciel wyciągnął z tylnej kieszeni jeansów portfel, a z niego prawo jazdy i pokazał je ojcu.
   - No a ty? 
   - Ja po ostatniej imprezie obiecałem sobie, że przez dwa tygodnie nie zrobię ani łyka nawet najsłabszego piwa. 
   Wszyscy oprócz Shavo wybuchnęliśmy wesołym rechotem. Basista poklepał Bartka po plecach mówiąc, że doskonale go rozumie.
   Chwilę później, w ruch poszedł otwieracz. Siedzący po obu moich stronach Ame i Daron, stuknęli swoimi butelkami o moją. Rzuciłam okiem w kierunku Shavo, który świetnie dogadywał się z tatą. Amelia, poszła porozmawiać z Serjem, a do mnie i Darona dosiadł się John i Bartek.
   - Słuchajcie, ja wpadłem na taki pomysł, żebyście weszli z nami do hali, a przed samym koncertem staniecie sobie pod barierkami. - powiedział Daron, odgarniając z czoła grzywkę.
   - Byłoby świetnie. - odezwałam się. - Jeżeli to oczywiście nie jest problem?
   - Niee, co ty. Pogadamy z kim trzeba i załatwione. Poza tym, - nachylił się nade mną. - muszę z jak najbliższej odległości zobaczyć twojego ojca, podczas naszego występu. 
   Zdusiłam w sobie śmiech.
   - Nie będziesz żałował. - zapewniłam, puszczając mu oko. - Jak znam tatę, zrobi taki show, że wam makijaże spłyną. 
   Kawałek dalej, Ame próbowała flirtować z Serjem. Patrzyłam uparcie na nią tak długo, aż ściągnęłam na siebie jej wzrok. Uśmiechnęła się zadziornie i dała wokaliście swoją butelkę widząc, że on wypił już swoje piwo. Kiedy zorientowała się, że ciągle gapię się na nią, dyskretnie wskazała Darona i mrugnęła wymownie. Ze stoickim spokojem pokazałam jej fucka uśmiechając się od ucha do ucha. Odpowiedziała mi tym samym.
   - Nie ma to jak prawdziwa przyjaźń. - skwitował Serj szczerząc się. Parsknęłam śmiechem, skupiając na sobie uwagę połowy towarzystwa. 
   - A wam nie jest tam za ciasno? - odezwał się tata. Omiotłam wzrokiem najbliższe otoczenie. No tak, ja siedziałam na fotelu, a Daron, Bartek i John okupywali podłokietniki. W ułamku sekundy, Bartek siedział na moim miejscu, a ja na jego kolanach. Amelia spiorunowała go wzrokiem.
   - Przynajmniej ciepło. - odparł John.
   - Mhm, grzejemy się wzajemnie. - dopowiedział Daron. - Kto idzie na zewnątrz się dotlenić? - zapytał wyciągając z kieszeni papierosy. Mój tata i Shavo momentalnie wstali i ustawili się pod drzwiami. Gdy całe palące towarzystwo wyszło, zostaliśmy z Amelią i Bartkiem w towarzystwie Johna. Moja przyjaciółka była bardzo niezadowolona, że Serj wyszedł. Zeszłam z kolan Bartka i zostawiając go z perkusistą, podeszłam do Ame.
   - Widzę, że nie tracisz ani chwili. - powiedziałam kąśliwie. Prychnęła.
   - Ja nie. - odpowiedziała akcentując słowo "ja". Stuknęłam ją palcem wskazującym w czoło.
   - No i co ci z tego przyjdzie? Za trzy dni koncert. Zagrają, pożegnają się ładnie i pojadą dalej w trasę. - obróciłam się dyskretnie, by sprawdzić, czy panowie nie podsłuchują. - Za dużo sobie wyobrażasz, kochana.
   - Ty zawsze widzisz wszystko w najciemniejszych barwach, wiesz? - warknęła krzyżując ręce na piersi. Chwyciłam ją za ramiona i spojrzałam w oczy.
   - Nie chcę po prostu, żebyś płakała. Ame, ty naprawdę myślałaś, że on po jednym dniu znajomości zakocha się w tobie? Przeprowadzi się dla ciebie do Polski, albo zaproponuje, byś ty pojechała z nim do Stanów? Oj, Amelka.
   Zauważyłam, że łzy zaczynają wypełniać jej oczy. Przytuliłam ją najmocniej jak potrafiłam, a ona wtuliła twarz w moje włosy.
   - Dobrze wiem, jak go uwielbiasz. - szepnęłam głaszcząc ją po głowie. - Niestety, musisz odpuścić. Mówię ci to dlatego, byś nie musiała przeżywać takiego zawodu. Przestań patrzeć na niego jak na kandydata na faceta, ale jak na swojego idola.
   - Ty tak niby patrzysz na Darona?
   Westchnęłam.
   - Nie mogę zaprzeczyć, że mi się podoba. Ale to nie jest ważne. Myślę o nim jako o moim idolu. Posłuchaj, takich jak my, są tysiące. Ładnych, zakochanych w ich muzyce.
   Uniosła kąciki ust w słabym uśmiechu. Potarłam pokrzepiająco jej plecy.
   - Więc skoro jest ich więcej, - kontynuowałam. - dlaczego mieliby zapamiętać akurat nas? Czym się wyróżniamy? 
   - Zaprosili nas tu, to coś znaczy.
   - Kochanie moje biedne, dobrze wiesz, że oni kochają spotkania z fanami, sami to mówili.
   Drzwi pokoju otworzyły się, a śmiechy panów ustały, gdy zobaczyli mnie i Amelię. Obróciłam głowę w ich kierunku i zaczęłam kombinować co powiedzieć.
   - Wzruszyła się. - palnęłam i poczułam, jak moje policzki zaczynają się czerwienić. 
   Shavo uniósł brwi w górę, a Serj zmarszczył nos, jakby chciał powiedzieć "ta, jasne...".
   - No co?! - oburzyłam się. - Spotkała swoich największych idoli, ma prawo. - teatralnie zadarłam głowę. - Uważajcie, bo i ja zacznę beczeć.
   Tata złożył palce prawej dłoni na kształt pistoletu i "strzelił" sobie w skroń. Shavo wybuchnął śmiechem i coś do niego powiedział. Daron podszedł rozkładając ramiona i przytulił nas.
   - Obie macie nie płakać. - powiedział uśmiechając się. - Zamiast tego, proponuję jeszcze jedno piwo. Chodź, pomożesz mi.
   Chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę małej hotelowej lodóweczki. Policzył ile butelek ma wyciągnąć. Podał mi trzy, a sam wziął cztery.
   - Skąd macie tu tyle piwa?
   - Zrobiliśmy małe zakupy. - odparł szczerząc się.
   Zwiesiłam głowę zawstydzona, że nie wpadłam na to. Wróciliśmy szybko do reszty i podaliśmy każdemu butelkę.
   - Za co pijemy? - zapytał Serj skacząc wzrokiem po naszych twarzach. Przez kilka minut panowała całkowita cisza, przerywana jedynie odgłosami z korytarza. W końcu, Amelia wstała.
   - Proponuję za wasz koncert w Polsce, oraz za to, byście jeszcze nie raz zagrali w naszym kraju.
   Wszyscy zgodnie wznieśliśmy butelki. Członkowie Systemu nieco nieporadnie powtórzyli za nami "na zdrowie".
   Było już dwadzieścia po osiemnastej, podczas gdy zaczęliśmy się zbierać. Całe spotkanie zostało uwiecznione na zdjęciach, które robiliśmy w trakcie.
   - To spotykamy się za trzy dni pod hotelem, pojedziemy razem na miejsce koncertu.
   Uśmiechnęłam się głupio. Słowa Johna docierały do mnie z opóźnieniem. Wciąż byłam w szoku.
   - Nie zapomnijcie, o 23:30 czekam na was. - szepnął do mnie Daron gdy przechodził obok. Obróciłam głowę w jego stronę. Uśmiechnął się tajemniczo i wszedł do łazienki.
Dom Amelii...
   Usiadłyśmy na sofie. Z głośników cichutko sączyła się muzyka. Moja przyjaciółka siedziała po turecku, ze zwieszoną głową. Palce jej dłoni były splecione ze sobą, a ona uparcie się w nie wpatrywała. Siedziałam obok w milczeniu. Myślałam o Daronie i jego przenikliwych oczach.
   - Lauri?
   Przeniosłam wzrok na nią. W jej oczach błysnęły krople łez. Rozłożyłam ramiona. Wtuliła się we mnie cicho łkając. 
   - Pewnie myślisz, że jestem dziecinna... - powiedziała odsuwając się. - Że nie dorosłam...
   - Dlaczego tak uważasz?
   - Bo... - wzniosła głowę ku górze i westchnęła, przymykając powieki. Po jej policzkach popłynęły łzy. - Bo ja nie potrafię być taka, jak ty. Nie jestem realistką, nie stąpam twardo po ziemi. Ja... Ja jestem inna. Marzę, żyję marzeniami. I ja na prawdę go kocham...
   Patrzyłam na nią, na jej oczy i wtedy, stanęła mi przed oczami twarz Darona. Potrząsnęłam lekko głową, by znów zobaczyć Amelię. 
   - Wiem. Wiem, że go kochasz, że wierzysz, w miłość od pierwszego wejrzenia, ale... - szukałam odpowiednich słów. - Ale co zrobisz? Ty w Polsce, on w USA... Nie chcę, byś cierpiała.
   - Ale gdy dwóch ludzi się kocha, zawsze znajdą sposób, by być razem. Laura, ja wiem, że go kocham i wiem też, że z tego mogłoby coś być. Czuję to.
   Ame ma rację. Jestem jej całkowitym przeciwieństwem. A ona zawsze mówi, że wierzy w takie cudowne historie, że czuje kto nie zniknie z jej życia.
   Zawsze była jakby trochę nieobecna. Od kiedy sięgnę pamięcią, miała swój świat, a jej oczy były często jakby zamglone, nieobecne. Nie, nigdy nie interesowała się magią, nie jest jasnowidzem, ani nikim podobnym. Ona po prostu czuje niektóre rzeczy. A przynajmniej tak mówi.
   - Wiedz, że trzymam za was kciuki. Pamiętaj tylko, że do miłości nie można nikogo zmusić.
   - Nie chcę go zmuszać. - odparła. - Chcę mu pokazać, ile dla mnie znaczy.
   - Nie miej mi tego za złe... Zawsze myślałam, że potrzeba czasu, by kogoś pokochać. Trzeba tą drugą osobę poznawać, odkrywać jej charakter. - zwiesiłam głowę. - Ja rzuciłam się na głęboką wodę z Paulem i... 
   - I gdyby nie intryga ze zdjęciami, do tej pory bylibyście razem. - dokończyła za mnie. - Kochasz go, prawda?
   Wzruszyłam ramionami. 
   - Paul i Daron. - mruknęła do siebie. - Myślisz o jednym i drugim. Chciałabyś wrócić do Paula bo wiesz, jak z nim było. Daron, jest tym tajemniczym, pociągającym. Patrzysz na niego i wyobrażasz sobie, jak trzyma cię za rękę. - spojrzała mi w oczy, niemal w nich tonąc. - A teraz spójrz mi prosto w oczy i powiedz, że to co mówię, jest brednią.
   Otworzyłam usta i zastygłam jak posąg. Wzięła mnie pod włos. Nie potrafię kłamać tej spryciuli. 
   - Oj, nawet, jeśli sobie wyobrażam, to nic nie zmienia. - odparłam marszcząc czoło. - Ja nie potrafię tak, jak ty.
   - A Paul?
   - Paula znałam... Krótko, bo krótko, ale znałam. Poza tym Till dużo o nim opowiadał.
   Uśmiechnęła się z politowaniem. Pokazałam jej język i posłałam groźne spojrzenie. 
   - Wiesz, ty jesteś jednak bardziej podobna do mnie, niż obie myślimy. - powiedziała uśmiechając się od ucha do ucha. - Radziłabym ci pokręcić się koło Darona. 
   Przymrużyłam oczy, a ona zachichotała wesoło i pocałowała mnie w policzek. Pokręciłam głową, a Ame wstała i zabrała z biurka puste kubki po herbacie.
   - Korzystajmy z życia, póki możemy. - powiedziała na odchodne i wyszła z pokoju. Przeanalizowałam jej słowa, odprowadzając ją wzrokiem. Chwilę później wstałam i ruszyłam za nią. Oparłam się o ramę drzwi kuchennych.
   - Chcesz, byśmy...
   - Coś ty! - oburzyła się. - Nie mamy być kolejnymi groupie. Mamy być kobietami, na które czekali całe swoje życie.
   Parsknęłam śmiechem. Rozczochrałam jej czarną czuprynę i wyszłam do łazienki, by przygotować się do tej nocy.
Jakiś czas później...
   Amelia widząc, że zrobiłam makijaż "a'la Daron" uśmiechnęła się szeroko.
   - Będziecie wyglądać obłędnie. - powiedziała oglądając mnie ze wszystkich stron. - Jestem przekonana, że on też będzie malował oczka.
   Wybuchnęłyśmy śmiechem.
   - Ok, czas na nas.
   Wzięłam głęboki wdech i owinąwszy szyję wełnianym szalikiem, wyszłam na zewnątrz. Zaraz za mną wyszła Amelia. Naciągnęłam na głowę szarą czapkę z pomponem i włożyłam ręce do kieszeni kurtki. Moja przyjaciółka po upewnieniu się, że zamknęła dom, włożyła klucze do kieszeni spodni i ruszyła przed siebie.
   - Rodzice dzwonili jakieś pół godziny temu. - powiedziała zakładając na głowę kaptur. 
   - Moi też. O której planujemy wrócić? 
   - Czy ja wiem... Musimy być z powrotem zanim zaczną dzwonić, czy wszystko w porządku. Myślę, że koło siódmej, ósmej rano.
   Pokiwałam głową. Czekałyśmy, aż przyjedzie nasz autobus. Stałyśmy na przystanku kilka minut, w końcu coś podjechało. Nie był to jednak autobus, a samochód Bartka. Wsiadłyśmy do środka.
   - Wiedziałem, że tu będziecie. - powiedział z satysfakcją w głosie. - Odwiozę was później do domu.
   - Chcesz prowadzić po marihuanie? - zapytałam. - Chyba żartujesz...
   - Zanim przyjdzie czas zbierać się do domu, wytrzeźwieję, spokojnie.
   Zmarszczyłam nos, gdyż jego pomysł wydawał mi się co najmniej szalony. Odganiałam od siebie myśli, że mógłby przydarzyć nam się wypadek. Przyłożyłam skroń do szyby i obserwowałam ludzi przechadzających się po chodnikach.
23:30 hotelowy parking...
   Ame po raz kolejny miała rację. Daron faktycznie pomalował oczy "na faraona" jak to określała moja przyjaciółka. Zobaczywszy podobny make-up u mnie, uśmiechnął się zadziornie.
   - Jesteście bardzo punktualni. - zauważył. - Chodźmy, chłopaki już szykują bonga.
   Droga do pokoju Darona dłużyła mi się dziwnie. Bałam się, jak zareaguje mój organizm, że się zbłaźnię, albo zrobię inną głupotę.
   - Chodźcie, chodźcie! - John zaprosił nas gestem ręki. - Sprawa wygląda tak, mamy tylko cztery bonga, musimy się podzielić.
   - Daj mi to. - Daron podszedł do perkusisty i wziął od niego ciemnozielone bongo, zapalniczkę, oraz paczuszkę z marihuaną. Kiwnął na mnie i rozsiadł się na kanapie. Podeszłam do niego na miękkich nogach i usiadłam obok. Gitarzysta przysunął się bliżej mnie.
   - Wszystkie są twoje? - zapytałam wskazując szklany przedmiot.
   - Tak. - odparł. - W domu mam jeszcze kilka. - Uśmiechnął się. - A teraz, patrz uważnie, pokażę ci jak to robić.
   Chłopak przygotował bong, po czym podpalił znajdujący się w środku susz konopi. Wciągnął dym, zatrzymał go chwilę w płucach, po czym wypuścił go ustami, majestatycznie zadzierając głowę do góry.
   - No, teraz ty. - podał mi bongo. - Pamiętaj, mocno się zaciągasz, trzymasz chwilę i wypuszczasz.
   - Daron, kiedy "wytrzeźwieję"?
   - Nie martw się. - położył mi dłoń na ramię i potarł je. - Dam wypalić ci tyle, by za jakieś dwie i pół, może trzy godziny zaczęło ci przechodzić. - zauważył moją zmartwioną minę, więc przysunął się jeszcze bliżej i ostrożnie, przewiesił rękę przez mój kark. - Nie bój się, ja jestem tu cały czas, nic ci się nie stanie.
   Jego oddech miał słodkawy zapach. Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam z jego dłoni zapalniczkę. Podpaliłam susz i po raz pierwszy skosztowałam marihuany.

1 komentarz:

  1. dobra, nie wiem, po raz pierwszy chyba, od czego zacząć... odcinek jak każdy poprzedni bardzo mi się podobał. widzę, że Laura i przyjaciele rozkręcają się, hehe...

    biedny pan Michał, nie miał czym pogować :) trzeba zapuścić włosy, potem ładnie zafarbować i "włala", jest czym rzucać, hehe... xD

    bardzo chciałabym zobaczyć zdziwienie Darona kiedy ujrzał ojca Laury, to musiał być niesamowity widok :)

    "w kupie siła..." - to mi się nasunęło podczas czytania sceny w której John powiedział, że się grzeją siedząc obok siebie xD

    biedna Ame... :( zakochana w Serju, ale czy z wzajemnością...? mam nadzieję, że dziewczyna dowie się tego i mimo rozczarowania jakoś to przeżyje (nie podpowiadam Ci :P)

    dobrze, że pan Michał nie wie nic na temat "jaranka" xD
    byłoby szkoda, gdyby się dowiedział... bosz, co ja pisze O.o hehe, moja "dziwna natura" (tym razem nie ta zboczona) się odezwała, hehe xD

    jestem jak Amelia, żyję marzeniami, nie jestem realistką, liczę w duchu, że jednak będzie różowo a nie szaro... jednak rzeczywistość pokazuje mi, że jest zupełnie na odwrót...

    "groupie" - czo ta Ame ma na myśli, niegrzeczna dzieffczynka xD

    dobra, Laura też jest niegrzeczną dzieffczynką... "wyszłam do łazienki, by przygotować się do tej nocy" - dwuznaczny tekst... xD tak, teraz odezwała się moja zboczona natura, hehe xD

    make-up a'la faraon, i like it! jutro jak wstanę wcześniej (albo postaram się wstać wcześniej...) to się ogarnę jak Daron, hehe... xD

    JARANKO!!! tutaj nie muszę nic dodawać, włączony Caps Lock i trzy wykrzykniki mówią same za siebie, hehe... xD

    cholera, za dużo skoków i Piotrka Żyły, hehe... xD

    morza weny i chęci na pisanie nexta, którego będę oczekiwać w wielkim napięciu :*

    OdpowiedzUsuń