10.12.2013

39. "Gratuluję potomka"

   Jeszcze nie dotarło do mnie to, co się stało. Moi przyjaciele ustalają z członkami naszego ulubionego zespołu, o której godzinie Daron ma wyjść przed hotel, by zaprowadzić mnie, Ame i Bartka do swojego pokoju. Po co? By palić marihuanę! Potrząsnęłam głową z niedowierzania.
   Oby plan Amelii wypalił, w przeciwnym wypadku będę się gęsto tłumaczyć rodzicom. A tego nie chcę.
   Ktoś położył mi dłoń na ramię. Daron.
   - Chodź, wszystko jest już ustalone. - poinformował uśmiechając się nieśmiało. Wyszczerzyłam się od ucha do ucha. Gitarzysta po raz kolejny dzisiejszego wieczoru oblał się rumieńcem i pociągnął mnie do reszty towarzystwa. 
   - Dobra! - Serj klasnął w ręce. - Jutro, jeżeli szanowny tata Laury będzie chciał wpaść, to zorganizujemy takie grzeczne spotkanko. Wiecie, pogadamy i takie tam. Bądźcie koło piętnastej pod hotelem. Później, zmywacie się, - wskazał na mnie, Ame i Bartka. - a o wpół do dwunastej w nocy jesteście z powrotem, Daron będzie na was czekał pod hotelem.
   - To się nie dzieje na prawdę... - szepnęła mi na ucho Amelia. Zdusiłam w sobie śmiech.
   - No to jesteśmy umówieni w takim razie. - odezwał się Bartek. Wszyscy pokiwali głowami. - Ja się ulatniam. Widzimy się jutro, na razie!
   Bartek pożegnał się ze wszystkimi i wyszedł. Spojrzałam na Amelię wymownie, by dać jej do zrozumienia, że i na nas czas. Po kilku minutach odchyliła głowę do tyłu i wydała z siebie ciche "aaaa". Uśmiechnęłam się z politowaniem.
   - To my też będziemy się zbierać. - odezwałam się, przeskakując wzrokiem po twarzach chłopaków. 
   - Dobrze, zatem do zobaczenia jutro. - odparł Shavo uśmiechając się szeroko. Odpowiedziałam mu tym samym. W pewnym momencie, Amelia z prędkością światła zjawiła się obok wokalisty grupy i przytuliła go z całych sił. Wtedy John powiedział wesoło, byśmy uściskali się wszyscy razem. Parsknęłam śmiechem i podeszłam do nich z rozłożonymi ramionami. Wepchałam się między Darona i Shavo, po czym objęłam ich z całych sił. 
Chwilę później...
   - Laura, ty to ogarniasz?! - pisnęła moja przyjaciółka. - Dostałyśmy zaproszenie od naszego ukochanego zespołu do pokoju hotelowego gitarzysty, na widok którego ślina ci cieknie do samej ziemi!
   Spojrzałam na nią spod półprzymkniętych powiek i prychnęłam. Wywołałam tym chytry uśmieszek na twarzy Ame. Dobrze wiedziałam, co zamierza powiedzieć, więc zawczasu wzięłam głęboki wdech. 
   - Możesz ukryć to przed całym światem, ale przede mną nie. - zawiesiła ramię na moim karku. - Widziałam jak na niego patrzysz.
   - Amelia, daj spokój! - skarciłam przyjaciółkę. - Nawet jeżeli mi się podoba, to co z tego? Zapomniałaś już czym skończył się mój ostatni związek z gitarzystą zespołu metalowego?
   - Ale gdyby nie ta cała akcja Richarda, bylibyście razem, no tak, czy nie?
   Przewróciłam oczami. No dobrze, miała trochę racji, ale to nic nie zmienia w tym momencie. Poprawiłam arafatkę, którą owinięta była moja szyja.
   - No i? - zapytałam przerywając trwającą między nami ciszę.
   - No i myślę, że powinnaś spróbować... No wiesz...
   Wytrzeszczyłam oczy. Mogę oficjalnie stwierdzić, że moja przyjaciółka oszalała. 
   - Amelia, odwiedź psychiatrę, zanim staniesz się niebezpieczna dla otoczenia...
   - Ale o co ci chodzi? - zapytała szczerze zdziwiona.
   - O to, że pleciesz głupoty. - odparłam i przyśpieszyłam kroku.
   - Masz taką okazję! Próbuj, a może...
    Stanęłyśmy pod moim blokiem.
   - Wejdziesz na górę? - zapytałam otwierając drzwi. Ame pokiwała głową z miną, która wyrażała idealnie jej poirytowanie tym, że jej przerwałam i weszła ze mną na klatkę. Kiedy ściągałyśmy w przedpokoju buty, usłyszałyśmy głos Bartka. Zdziwione weszłyśmy do dużego pokoju, gdzie siedzieli moi rodzice i Bartek.
   - Laura! - ryknął mój tata. - Idę jutro z wami spotkać się z Systemem. I nie możesz mi odmówić, bo twoja matka cię beze mnie nie puści.
   Uniosłam lewą brew i wpakowałam się na jego kolana. Tata objął mnie ramionami i pocałował w skroń.  
   - Nie mam najmniejszego zamiaru ci odmawiać, ojcze. - objęłam go za szyję i przytuliłam swój policzek do jego skroni. - Jak Daron dowiedział się, że jesteś takim rockmanem, powiedział, że chętnie cię pozna.
   - Serio?
   - Mhm... 
   Uśmiechnął się. 
   - Czy Laura może po tym naszym spotkaniu zostać u mnie na noc?
   Rodzice zgodzili się od razu. Uśmiechnęłyśmy się do siebie. 
   Tata zaczął zastanawiać się jakie pytania zada chłopakom. Mama w końcu nie wytrzymała i poszła zająć się kolacją.
.Till.
Następnego dnia...
   Richard już ponad godzinę rozmawiał z Laurą. Nie ma w tym oczywiście nic złego oprócz tego, że wyrwał mi telefon z ręki, podczas gdy ja z nią rozmawiałem. Cieszę się, że jest taka szczęśliwa. Spełnia swoje marzenia. Dzisiaj spotka się ze swoimi idolami, kilka dni później będzie na ich koncercie... Jestem przekonany, że załatwią dla niej najlepsze miejsce.
   Nasza sytuacja również z dnia na dzień polepsza się coraz bardziej. Prawdą jest, że o powrocie Rammstein nie ma mowy, ale za to nasze relacje uległy znacznej poprawie. Dogadujemy się tak dobrze, jakby nigdy nic się nie stało. Zastanawia mnie tylko jedno. Wszyscy, oprócz mnie, Richarda, Christiana i Olivera zachowują się tak, jakby Laury nigdy nie było w naszym życiu. Poza naszą czwórką nikt o niej nie wspomina. Nigdy nie ukrywałem tego, że serce roztrzaskało mi się na miliard kawałków, jak odkryłem, że jej nie ma, ale dzięki temu coś sobie uświadomiłem. Jej życie od początku było spokojne, poukładane. Te wszystkie zmartwienia spadły na nią jak grom z jasnego nieba, dlatego jej wybaczyłem. Poza tym, bardzo ją kocham. Teraz okazało się, że to ja, Reesh, Olli i Flake tak na prawdę ją kochamy. Inni, no cóż... Odnoszę wrażenie, że tylko wydawało im się, że darzą ją szczerym uczuciem. Skoro wyrzucili ją ze swojego życia po pierwszej nieprzyjemnej sytuacji, to chyba nie mogli kochać jej tak naprawdę. 
   - Proszę. 
   Podniosłem głowę. Richard stał obok z wyciągniętą w moją stronę ręką, w której trzymał mój telefon. Wziąłem go i schowałem do kieszeni.
   - Nagadaliście się chyba za wszystkie czasy?
   - Przepraszam, mieliśmy sobie dużo do powiedzenia po prostu. - odparł i usiadł obok. Klepnąłem go w plecy.
   - Nie mam do ciebie pretensji przecież. Długo ze sobą nie rozmawialiście.
   Kiwnął głową i uśmiechnął się szeroko. Było widać, że spadł mu z serca ogromny kamień.
.Laura.
   Pomagałam mamie sprzątać po śniadaniu, gdy zadzwonił telefon. Szybko wytarłam ręce w ściereczkę i potykając się o własne nogi pobiegłam do siebie.
   - Słucham?! - wysapałam, opadając na fotel.
   - Laura? - usłyszałam głos Tilla. - Co ty, uciekałaś przed kimś?
   - Nie, śpieszyłam się, by zdążyć odebrać, tatusiu. Co u ciebie? Dawno nie rozmawialiśmy.
   Parsknęliśmy śmiechem.
   - Wszystko w porządku. - chrząknął. - Tak właściwie, ktoś chciałby z tobą porozmawiać.
   Uniosłam brwi. Nie dalej jak godzinę temu, rozmawiałam z nim i Richardem. Ciekawe kto tym razem... Pewnie Flake. Albo Olli. Z tego, co mówi Till, pozostali zdążyli już o mnie zapomnieć. Nie jest mi jednak przykro. Przeciwnie. Lepiej mieć kilku prawdziwych przyjaciół, niż masę fałszywych. Widać pozostałym nigdy na mnie nie zależało.
   To prawda, że nie odzywałam się do nich odkąd wyjechałam. Ale czy miało to jakikolwiek sens? Till przekazał mi od nich wiele "ciepłych" słów kierowanych pod moim adresem, więc postanowiłam nie narzucać się moją marną osobą.
   - Kto tym razem? - zapytałam po chwili. Nie odpowiedział. Usłyszałam, jak ktoś wzdycha.
   - Laura?
   Wmurowało mnie w podłogę. Po drugiej stronie nie było słychać głosu ani Richarda, ani Christiana, ani Olivera. Po blisko minucie dotarło do mnie, że usłyszałam Paula. 
   - Jeżeli chcesz osobiście powiedzieć mi to, co powiedziałeś na mój temat Tillowi, to lepiej nie odzywaj się wcale. - warknęłam. - Dziś jest mój dzień i nie pozwolę ci go zepsuć, rozumiesz?
   Myślę, że go zatkało, bo nie odezwał się ani słowem. Oparłam łokieć o blat biurka i czekałam, aż coś z siebie wydusi.
   - Chcę cię prosić o radę. - odparł nieśmiało.
   - Co? Powiedz, że się przesłyszałam... Prosisz o radę największego tchórza na świecie? Idiotkę, kłamcę, szmatę...
   - Oj, przestań już!
   - Przecież to twoje słowa. Dobra, mów czego ode mnie chcesz, tylko się streszczaj, bo mam wiele ciekawszych rzeczy do roboty, niż gadanie z tobą.
   - Till pewnie mówił ci o sytuacji w jakiej się znajduję.
   - Tak, wspominał. Gratuluję potomka. - odparłam kąśliwie.
   - Pomożesz mi?
   - Dlaczego mówisz do mnie po ludzku wtedy, jak czegoś ode mnie chcesz? Kiedy wszystko było dobrze, nie odzywałeś się, tylko mówiłeś wszystkim, że jestem zwykłą suką! Wiesz kim jesteś? Jesteś obrzydliwą i fałszywą gnidą! Nie cierpię cię, i nic nie obchodzi mnie to, co zrobisz, żegnam cię.
   Rzuciłam telefon na łóżko i poszłam zobaczyć, jak tacie idą przygotowania do spotkania z członkami Systemu.
.Till.
   Landers stał jak zahipnotyzowany  z telefonem przy uchu. Kiedy machnąłem mu ręką przed oczami, oprzytomniał. Opowiedział mi przebieg rozmowy, niemal płacząc.
   - Mam być szczery? Wcale się jej nie dziwię. Gdyby mnie ktoś obrażał, a później jakby nigdy nic, bez słowa "przepraszam" prosił mnie o pomoc, zrobiłbym to samo.
   - A ty musiałeś jej opowiadać, co o niej mówimy?! - wydarł się.
   - No nie, miałem mówić, że bardzo za nią tęsknicie, kiedy o was pytała? Stuknij ty się czasami w czaszkę, Landers.
   Rozsiadł się w fotelu i skrzyżował ręce na piersi. Było mi go żal, ale to nie jest wystarczający powód, by okłamywać Laurę. Powtórzyłem to Paulowi, ale on nawrzeszczał na mnie i wyszedł.
   Poszedłem do kuchni i wyciągnąłem z lodówki piwo. Po słuchaniu wrzasków wściekłego Paula należy mi się bez dwóch zdań.
.Laura.
   - Tato, jesteś gotowy?!
   - Glana wiążę, a co? - odkrzyknął.
   - Amelia i Bartuś czekają już obok samochodu. - poinformowałam machając przyjaciołom. Chwilę później, tata był już gotów. Gdy pokazał mi się, gwizdnęłam z podziwem. Miał na sobie glany, czarne spodnie, koszulkę z obrazkiem mano cornuta uformowanym z płomieni i skórzaną kurtkę z ćwiekami. Siwe włosy, które zawsze zaczesywał do góry, dziś uformował w rockowy, artystyczny nieład. Ledwo go poznałam.
   - Tatuś, to na pewno ty?
   - Twój stary jeszcze potrafi zrobić wrażenie, co?
   Uśmiechnęłam się do niego. Wzięłam torbę z piżamą, kosmetykami i ciuchami na jutro, pożegnaliśmy się z mamą i zeszliśmy na dół.
   - Jak się czujecie? - zapytałam witając się z nimi.
   - Nie pytaj, Ame w dalszym ciągu nie wierzy, że to się dzieje na prawdę.
   - No bo to jest nieprawdopodobne! - pisnęła chwytając Bartka za ramiona. Zachichotałam.
   - Będzie zajebiście. - podsumował tata. - Pakujcie się do samochodu, jedziemy.
   Usiadłam na miejscu pasażera, a moi przyjaciele zajęli miejsca w tyle. Tata odpalił silnik i ruszyliśmy spełniać swoje marzenie.

1 komentarz:

  1. juhu! w końcu się doczekałam odcinka na Hilf mir! xD

    no to teraz moja kolej na ruszenie dupska i napisanie czegoś na Herzeleid :)

    dobra, koniec, przechodzę do komentowania, bój się ^^.

    ja na miejscu Laury i Amelii też bym nie mogła uwierzyć, że moi idole zapraszają mnie do siebie do pokoju hotelowego... to jest nieprawdopodobne, a jednak prawdziwe :3

    wieści z Berlina <3

    hahaha... "biedny" Paul xD tak mi przykro... :P dobrze mu tak, amen! \m/

    Tilluś! :3 tatuś numer dwa, ha! pamiętam to xD to było słodkie :3

    ojciec Laury po raz setny czy tam już milionowy mnie rozwala :) uwielbiam go, też chcę takiego ojca ^^.

    odcinek wcale nie jest lipny :P jest genialny :3

    z niecierpliwością czekam na nexta, pisz szybciutko wieści z Berlina *chytrze się uśmiecha*

    morza lub oceanu weny, motywacji i inspiracji, pani Mezmerize :*

    OdpowiedzUsuń