11.01.2014

45. "Koncert"

   .Richard.
   Kiedy drzwi klatki zamknęły się za nami, wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów. Poczęstowałem Tilla, po czym sam zapaliłem. Zaciągnąłem się mocno i chwilę później wypuściłem dym nosem.
   - Mówiłem, że nie ma się o co martwić. Laura wróciła cała, zdrowa i rozanielona. Widziałeś jej uśmiech, gdy zapytałeś ją jak było?
   - Widziałem. - odpowiedział. - Właśnie to mnie najbardziej martwi...
   - Zaraz, zaraz... - uniosłem dłonie w górę i przymknąłem oczy, marszcząc przy tym brwi. - Martwi cię to, że jest szczęśliwa? Przestałem za tobą nadążać, stary.
   - Richard, ty jak zwykle nic nie rozumiesz. - żachnął się i nerwowo wciągnął do płuc dym. Rozłożyłem ramiona.
   - Wszystko jest dobrze. Laurze nic się nie dzieje złego. Przeciwnie, ciągle się uśmiecha, a ty kręcisz nosem. Till, pomyśl. Gdyby Daron chciał zrobić jej krzywdę, zrobiłby to dziś. Miał ku temu idealną okazję. Byli sami, mógł w każdej chwili ją związać, zakneblować usta i zabrać nie wiadomo gdzie, ale nie zrobił tego. Dlaczego? Bo nie jest pieprzonym psycholem.
   Spiorunował mnie wzrokiem, a ja, nic sobie z tego nie robiąc, gapiłem się na niego jak na przybysza z kosmosu.
   Na prawdę, nie potrafię pojąć jego toku rozumowania. O co mu chodzi? Chciałem wyciągnąć z niego coś więcej, ale on odpowiadał wymijająco. Zupełnie tak, jakby nie potrafił uzasadnić swojego idiotycznego zachowania.
   - Chcesz wiedzieć o co mi chodzi, wścibska kreaturo? Powiem ci. Laura wyjedzie z nim do Stanów. - wymierzył we mnie wskazujący palec. - Też się będziesz wtedy tak cieszył?
   Parsknąłem i obróciłem głowę w lewą stronę.
   - Czy ty na prawdę uważasz, że mogłaby to zrobić? - zapytałem przenosząc na niego wzrok. - Till, zrozum, jeżeli oni mają być razem, to będą, ale teraz i nie w taki sposób. Tłumaczę ci po raz setny, musi minąć trochę czasu. Zaczekajmy na rozwój sytuacji. Zaobserwujmy, czy będą się ze sobą kontaktować, planować spotkanie. - wyrzuciłem papierosa i potrząsnąłem nim lekko. - Nie można się tak zamartwiać na zapas.
   - Jak ja mogę się o nią nie martwić? Kocham ją tak, jakbym to ja był jej prawdziwym ojcem, nie Mike.
   - Ja to rozumiem i szanuję. Ale takim zachowaniem nie pomagasz jej. Ona wyczuwa twoje zdenerwowanie. Jakby jednak coś z tego wyszło? Wtedy, Laura może nawet zrezygnować z bycia szczęśliwą na rzecz ciebie i twojego świętego spokoju.
   Uniósł obie brwi i zaciągnął się ostatni raz, po czym wyrzucił papierosa za siebie. Podniosłem rękę, by zadzwonić na domofon, ale Till chwycił mnie za nadgarstek. 
   - Jak to zrezygnować z bycia szczęśliwą? 
   - Załóżmy, że mija pewien okres czasu i okazuje się, że planują wspólną przyszłość. W głowie Laury rodzi się myśl "Till będzie się martwił" i co robi? Daje kosza Daronowi, a później bije się z myślami, czy zrobiła dobrze, czy źle. - odpowiedziałem i zadzwoniłem czterema krótkimi sygnałami.
   Po wejściu do mieszkania, spotkaliśmy się z Laurą w drzwiach jej pokoju. Była już przebrana w piżamę.
   - Już do spania? - zapytałem.
   - Tak, jutro od rana będzie zamieszanie, muszę być w pełni sił. - odparła uśmiechając się słodko. Jednak kiedy spojrzała w stronę Tilla, posmutniała. - Co się stało?
   Dźgnąłem Lindemanna łokciem między żebra i poszedłem do Mike'a, zamienić z nim kilka słów.
Następnego dnia, wczesny ranek...
   Tak jak podejrzewałam, młyn zaczął się robić od samego rana. Była godzina 7:13, a tata biegał już po całym mieszkaniu jak w gorączce. Przetarłam oczy i weszłam do kuchni z zamiarem przygotowania sobie ogromnego kubka mocnej kawy.
   - Lauraaaa!
   Obróciłam się i przyłożyłam palec do ust. Tata stał w drzwiach z wytrzeszczonymi oczami. W jednej ręce trzymał szczoteczkę do zębów, w drugiej koszulkę, w której był na spotkaniu z Systemem w hotelu, a jego usta były ubrudzone pastą. Parsknęłam śmiechem.
   - Gdzie jest mój pieszczoch?! Ten gruby, z trzema rzędami ćwieków?
   - Pewnie tam, gdzie go odłożyłeś. - odparłam spokojnie nie robiąc sobie totalnie nic z tego, że mój tatuś za chwilę wyjdzie z siebie. Słowo daję, zachowywał się czasami gorzej, niż Amelia...
   - Ale ja nie wiem, gdzie do odłożyłem! - krzyknął z przerażeniem. - Pomóż mi go szukać!
   - Dobrze, już dobrze, ale nie krzycz. - uniosłam ręce w górę. - Wszyscy jeszcze śpią.
   Pomaszerowałam prosto do sypialni rodziców. Cicho otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Wzięłam z szafki nocnej pieszczoch i wróciłam do kuchni. Podałam go tacie i jakby nigdy nic, wróciłam do przygotowywania kawy.
   - Tobie też zrobić? - zapytałam, ale nikt mi nie odpowiedział. Obróciwszy się zauważyłam, że tata zdążył już pognać do łazienki. Przewróciłam oczami. Usłyszałam, że ktoś wchodzi do kuchni. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam Christiana. Był tak samo zaspany, jak ja.
   - Siadaj. - wskazałam krzesło. - Zrobię kawę, przyda nam się.
   - Tak... - ziewnął. - Wstałem, bo myślałem, że coś się dzieje, ktoś krzyczał...
   - To tylko mój tata.
   Uśmiechnęliśmy się do siebie. Wstawiłam czajnik na gaz i nasypałam do kubków porcje kawy i cukru. Usiadłam naprzeciwko mojego przyjaciela i splotłam ze sobą palce dłoni. Przygryzłam dolną wargę i spojrzałam Christianowi prosto w oczy.
   - Flake, może ty wiesz, dlaczego Till był wczoraj taki przygaszony?
   Lorenz kiwnął głową i nachylił się nad stołem.
   - Martwi się o ciebie. Wiesz, on jest chyba trochę przewrażliwiony... Wczoraj, jak byłaś na spotkaniu z Daronem, kolędował od okna, do drzwi i z powrotem. Co chwila zerkał na zegarek, a telefonu nie wypuszczał z rąk. Ciągle powtarzał jedno i to samo zdanie: "a jak on jej coś zrobił?".
   - Daron? - zapytałam wybałuszając oczy na klawiszowca. 
   - No. Jak wczoraj wrócił z Richardem z papierosa, podpytałem go trochę i dowiedziałem się co nieco.
   - No to na co czekasz? Mów wszystko, co wiesz. - ponagliłam go. Moje zniecierpliwienie rosło z sekundy na sekundę.
   - Till doszedł po prostu do wniosku, że Daron wpadł ci w oko. I to poważnie. A co za tym według niego idzie, wyjedziesz z nim do Stanów.
   Otwarłam usta ze zdziwienia. Flake kiwnął głową na znak, że nie robi sobie przysłowiowych jaj.
   - Flake... On na prawdę myśli, że ja po kilku dniach znajomości rzucę wszystko i przeprowadzę się tak daleko? Do chłopaka, którego prawie nie znam? Nie mogę uwierzyć...
   Wzruszył ramionami. Usłyszałam za sobą cichy gwizd czajnika. Wstałam, by zdjąć go z gazu zanim postawi pozostałych na nogi. Zalałam obie kawy. Postawiłam jedną przed Christianem. Usiadłam na swoim miejscu i oparłam brodę na zwiniętej pięści.
   - Till jest kochany, że tak się o mnie martwi i ja to bardzo doceniam, ale z drugiej strony myślę, że musi nabrać do mnie więcej zaufania... - westchnęłam. - Tak na dobrą sprawę, związek między mną i Daronem jest w sferze rzeczy niewykonalnych. 
   - Nigdy nie zakładaj nic z góry, moja droga. - pouczył mnie. - Nie wiadomo, co nas czeka jutro, a co dopiero w dalszej przyszłości.
   - Zasadniczo się z tobą zgadzam, ale w tym wypadku pojawia się przeszkoda nie do ominięcia. Ja w w życiu nie wyjadę na stałe do Los Angeles, bo tu mam rodziców, Melkę i Bartusia, a w Berlinie jesteście wy. Daron też nie przeniesie się tu, bo w Ameryce ma wszystko, łącznie z zespołem.
   Lorenz uśmiechnął się chytrze półgębkiem i pomieszał swoją kawę. Gapiłam się na niego tak długo, aż w końcu zaszczycił mnie swoją uwagą.
   - Co miał znaczyć ten uśmieszek? - zapytałam dzióbiąc go w ramię.
   - Nic konkretnego... Po prostu czasami bywa tak, że facet z miłości jest zdolny do takiego poświęcenia.
   - Flake!
   - No co? - wzruszył ramionami ze zdziwieniem malującym się na twarzy. - Z resztą, co ja ci będę... Pożyjemy, zobaczymy.
   Kiwnęłam głową. Facet z miłości jest zdolny do takiego poświęcenia, powtórzyłam w myślach...
Popołudnie...
   Rzuciłam okiem na bilet, który leżał na biurku. Westchnęłam. Jakbym tylko wiedziała, że nie będę go potrzebowała, by być na koncercie... Mimo to, schowałam go do torebki. Sprawdziłam, czy mam w niej wszystko, co noszę zawsze, czyli portfel i dowód osobisty. Gdy byłam w stu procentach pewna, że wszystko mam i jestem gotowa, wyszłam z pokoju. Tata i chłopaki czekali już na mnie.
   - Uważajcie na siebie. - powiedziała mama przytulając mnie mocno.
   - Nie martw się, wrócimy cali i zdrowi. - odparłam klepiąc ją lekko w łopatkę.
   - Szybko! - ryknął tata. - Daron mówił, że o 17 mamy być pod hotelem! Jest za dziesięć, a my jeszcze nie wyjechaliśmy. Za chwilę się wkurzą i zobaczymy barierki jak świnie niebo!
   Popatrzyliśmy wszyscy na niego jak na wariata, a sekundę później idąc za jego radą, wyszliśmy z domu.
Kilka minut po 17, hotel Bristol...
   Pod wielkim autobusem stali już członkowie Systemu i moi przyjaciele. Tata z piskiem opon wjechał na parking i zatrzymał samochód. Wypadłam wręcz z niego i szybkim krokiem ruszyłam w ich stronę. Byłam już prawie przy autobusie, gdy Daron zagrodził mi drogę i rozłożył ramiona. Przytuliliśmy się mocno.
   - Gdyby Till jakoś dziwnie ci się przyglądał, nie przejmuj się. - szepnęłam mu do ucha. Chyba nie zrozumiał o co chodzi, ale kiwnął głową. Pocałował mnie dyskretnie w skroń i wypuścił z objęć.
   - Witamy kolegów po fachu! - powiedział Serj i przywitał się z połową Rammstein. Till, faktycznie zmierzył Darona wzrokiem. Przestraszyłam się.
   Wsiedliśmy do autobusu. Tata gadał jak najęty z Shavo i Richardem, Bartek z Johnem, a Till z Daronem, Serjem i Christianem. Ja natomiast słuchałam opowieści Amelii o wczorajszym spacerze...
Kulisy...
   Chłopcy porozmawiali z kim trzeba, dzięki czemu mogliśmy wejść z nimi za scenę. Byłam ciekawa, co będzie się działo. Daron chwycił mnie za rękę i zaprowadził pod jakieś drzwi. Spojrzałam na plakietkę. Widniało na niej imię i nazwisko mojego towarzysza. Poparzyłam na niego.
   - Zostawisz sobie tutaj torebkę i kurtkę. - wyjaśnił. - Śmiało. - otworzył drzwi i puścił mnie przodem. Weszłam do środka. Chwilę później, usłyszałam ciche kliknięcie klamki. Poczułam się dziwnie, ale nie dałam tego po sobie poznać. Usiadłam nieśmiało na kanapie i zdjęłam kurtkę. Daron gwizdnął. Miałam na sobie czarną bokserkę z logiem Systemu, czarne rurki i glany.
   - Zapalisz ze mną? - zapytał wyjmując z torby marihuanę. Pokręciłam głową. Malakian kilkoma zgrabnymi ruchami zrobił skręta. Włożył go sobie do ust i zapalił.
   Kilka minut później, mój towarzysz był już w podobnym stanie, jak podczas tej pamiętnej nocy. Usiadł obok i objął mnie ramieniem. Do moich nozdrzy uderzyły zmieszane zapachy jego perfum i marihuany. Jako, że oba były słodkie, w połączeniu z emocjami jakie mi towarzyszyły, poczułam, że zaczyna mnie mdlić. Wstałam z kanapy i podeszłam do ściany. Oparłam się o nią plecami i przymknęłam powieki. Kilka sekund później, poczułam na biodrach dłonie Darona.
   - Wszystko w porządku? - zapytał gładząc nosem miejsce tuż za moim uchem. 
   - Tak... - odparłam cicho. Chciałam się od niego odsunąć, przerwać tą sytuację, ale nie potrafiłam. Daron był po prostu zbyt uroczy. Mimowolnie, oparłam dłonie na jego piersi, by przesunąć je na kark. Malakian ostrożnie zbliżył swoje usta do moich. Musnął je lekko.
   - Daron... Nie odnosisz wrażenia, że to dzieje się za szybko? - zapytałam. Nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej.
   - Nie.
   Ponownie zatopił swoje usta w moich. Tym razem, był nieco bardziej stanowczy. Przycisnął mnie do ściany i przylgnął do mnie swoim ciałem. Czułam na całym ciele jego ciepło, oraz tłukące jak oszalałe serce. Chciałam przerwać, ale nie byłam w stanie się odsunąć. I to nie dlatego, że Daron napierał na mnie, tylko dlatego, że nie miałam na tyle chęci. Może to, co się działo było szalone, ale ten chłopak miał w sobie coś, co przyciągało do niego z niezwykłą siłą.
   I nie pozwalało się oderwać...
   Godzina 18:20...
   Siedziałyśmy z Amelią niedaleko Darona i Serja. Starałyśmy się nie przeszkadzać stylistkom w pracy. Moja przyjaciółka zrobiła się bordowa na twarzy, gdy jedna z nich wykonywała makijaż wokalisty. Patrzyłam na nią kątem oka, ledwo hamując śmiech. Połowa Rammstein, wraz z Bartkiem i moim tatą zagadywali Shavo i Johna.
   - Cały czas byliście w jego garderobie? - szepnęła mi na ucho Mela. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i kiwnęłam głową. - Tyle czasu? Wy... No wiesz. Ten teges?
   Parsknęłam śmiechem. Kiedy wszyscy, łącznie ze stylistkami spojrzeli na mnie, skuliłam się i posłałam im nieśmiały uśmiech.
   - Coś ty! - szepnęłam do Ame. - A pozostali palili może marihuanę?
   - Tylko John nie palił. - odpowiedziała mi.
   Kiwnęłam głową i przeniosłam wzrok na siedzącego pół metra ode mnie Darona. Siedział spokojnie i z niezwykłą cierpliwością znosił wszystkie zabiegi, jakim poddawała go kobieta. Jego włosy spięła w kucyka na czubku głowy. Poprosiła, by machnął głową. Kiedy to zrobił, kitka uroczo kiwała się, na wszystkie strony. Malakian uniósł w górę kciuk i oparłszy się wygodnie, splótł palce dłoni na brzuchu i zaczął być malowany.
   Niedługo później, cała twarz gitarzysty była srebrna. Od wewnętrznego, do zewnętrznego kącika jednego, jak i drugiego oka, były namalowane kropki, w równych odstępach. Całe oko, było oczywiście obrysowane czarną kredką, z charakterystycznymi przedłużeniami kresek, a'la faraon, jak mówi Amelia. Serj natomiast między brwiami miał narysowany trójkąt z czarną kropką w środku, od którego szły cztery, grube kreski. Shavo i John, mieli zwyczajnie obrysowane oczy. Poczułam dźganie w plecy. 
   - Jeżeli chcemy stać pod barierkami, musimy już iść. - powiedział Bartek i oparł swoje dłonie na moich ramionach. Niechętnie, wstałam z miejsca i zaczęłam kierować się do wyjścia, gdy usłyszałam chrząknięcie. Daron, był już gotów do występu. Kiwnął na mnie. Podeszłam do niego i cmoknęłam go w usta, życząc powodzenia. 
Kilka minut przed dwudziestą...
   Okazało się, że nikt z nas nie zna zespołu, który supportował System. Mimo to, bawiliśmy się świetnie. Kapela spełniła swoje zadanie. Mimo, że grała tylko pół godziny, rozgrzała publikę do czerwoności. Nie ukrywam, że było kilka momentów, w których myślałam, że zemdleję, gdyż tłum mocno przygniatał mnie do barierek, ale miałam w sobie na tyle siły, by utrzymać przytomność.
   Z chwilą, gdy wybiła godzina dwudziesta, dało się słyszeć szepty. "Gdzie oni są?" lub "No co z nimi, do cholery?". Kątem oka zerknęłam, że również mój tata zaczynał się niecierpliwić. W końcu uniósł dłonie z ułożonymi z palców obu rąk mano cornuta i na każdą sylabę wypowiadanego przed niego słowa wyrzucał ręce do przodu.
   - NA-PIER-DALAĆ! NA-PIER-DALAĆ! NA-PIER-DALAĆ!!!
   Gdy zorientował się, że tylko on zachowuje się w ten sposób, gestem rąk dał publiczności do zrozumienia, by go wspomogli. Chwilę później cała sala łącznie z trybunami skandowała to niecenzuralne słowo, a mój tata był z siebie niezwykle dumny. Ochroniarze stojący zaraz za barierkami podeszli do nas i chcieli opanować ludzi, znajdujących się najbliżej sceny. Niestety, bezskutecznie. Od najdalszego miejsca na trybunach, po samą scenę, było słychać zgodne skandowanie słowa "napierdalać" zainicjowane przez mojego tatę. W końcu jeden z ochroniarzy wyszedł na scenę i przemówił do mikrofonu.
   - Proszę o spokój!
   Wszyscy ucichli w momencie.
   - Zespół lada moment wyjdzie na scenę, prosimy o cierpliwość.
   Po tym komunikacie, zszedł ze sceny i podszedł do nas.
   - Inicjatywa świetna, ale sam pan rozumie... - zwrócił się do mojego taty, a ten uśmiechnął się rozbrajająco.
   W pewnym momencie, wszystkie światła zgasły. Było całkowicie ciemno. Po kilkunastu sekundach, ze sceny dobiegły nas znajome dźwięki. To było rozpoczęcie Suite-Pee. Po wykrzyczeniu przez Darona fuck this place up! scenę zalało światło reflektorów i chłopcy zaczęli grać pierwszy utwór dzisiejszego wieczoru. Wszyscy, oprócz Serja nie mieli na sobie koszulek. 
   Następnym utworem, jaki nam zaprezentowali, było Know. Ja, oraz Amelia zaczęłyśmy momentalnie headbang'ować, mój tata wpadł w totalny koncertowy szał, a Bartek oddalił się nieco, by zatańczyć pogo. 
   Światła reflektorów błądziły po publiczności i scenie, błyskały różnymi kolorami. Publiczność okazała się na prawdę na najwyższym poziomie. Śpiewali z Serjem, klaskali, machali rękami, skakali, rzucali włosami, tańczyli pogo i pływali na fali. Daron często zerkał w moją stronę i uśmiechał się, a jego zawadiackie spojrzenie sprawiało, że zalewała mnie fala gorąca.
   Prawdziwe szaleństwo zaczęło się, gdy zespół zaczął grać Sugar. Jako, że refren piosenki idealnie nadaje się do skakania, wszyscy w zasięgu mojego wzroku nie robili nic innego, a w momentach, gdy Serj i Daron growlem śpiewali słowo who, wszyscy podnosili ręce.
   Publiczność uspokoiła się, gdy przyszła kolej na Spiders. Wtedy, płyta i trybuny był tylko lekko muśnięte poświatą reflektora, co pięknie komponowało się z setkami zapalniczek, którymi ludzie poruszali w prawo i lewo w rytm utworu.
   - Dzięki Polskaaaaaa! - krzyknął Serj.
   - Jesteście taaaacy szaleni! - odezwał się Daron. - Chcecie więcej?!
   Krzyknęliśmy, że tak, jednak dla gitarzysty, to było za mało.
   - Za cicho... Pytałem, czy chcecie więcej?!
   Krzyk przybrał na mocy, więc chłopcy zaczęli wykonywać kolejny utwór, jakim był Soil.
    Podczas wykonywania swojej partii solowej do tego utworu, Daron miotał się po scenie, skakał, machał głową na wszystkie strony i robił wiele dziwnych min, oraz wytrzeszczał swoje niesamowite oczy. Serj, tańczył, uśmiechał się, nawiązywał kontakt z fanami i od czasu do czasu przepłukiwał usta wodą. John wyżywał się na swojej perkusji, a Shavo podobnie jak Daron, szalał ze swoim strunowym instrumentem.
   Po nieco ponad godzinie, ze sceny dobiegły ostatnie dźwięki. Serj ponownie podziękował Polskim fanom i zszedł ze sceny. Zaraz za nim ruszył Daron, jednak wcześniej zaczepił jednego z ochroniarzy i wytłumaczył kto ma wejść z nimi za kulisy. Po chwili podeszło do nas dwóch ochroniarzy i pomogli nam przejść przez barierki. Tłumowi się to bardzo nie spodobało, a mój tata, nic sobie z tego nie robiąc, wyciągnął w ich stronę fucka.
Za sceną...
   - Byliście świetni! - pisnęłam i rzuciłam się na Darona. Przytulił mnie mocno do siebie i wypuścił z objęć po dosłownie dwóch sekundach. Przyjrzałam się jego twarzy. Było w niej coś, co mi nie pasowało, ale nie wiedziałam co. Obrócił się ode mnie i potrząsnął nerwowo dłońmi.
   - Chodźcie wszyscy! Czas na after! - zakomunikował Serj i obrał kierunek na garderobę. Daron wymamrotał, że musi jeszcze do toalety i ruszył w przeciwnym kierunku. Chciałam iść za nim, ale reszta niemal siłą zaciągnęła mnie na małą imprezę, na której mieliśmy uczcić koncert.

3 komentarze:

  1. ODCINEK!!! <3

    Ojej... Biedny Till. Też bym się przejmowała tak samo, jak on. A Richard to niby taki wyluzowany, a w środku sam pewnie nie wyrabia z nerwów!

    Tata Laury jest mistrzem. Niezaprzeczalnie. Uśmiałam się! :D

    Flake... Tajemniczy jak zawsze, no! Ale wyczuwam coś i podejrzewam, ciekawe... ciekawe... :> A co do Laury to cieszę się, że tak podchodzi do całej sprawy z Daronem. To bardzo dojrzałe.

    O nie! Ja rozumiem, że Daron, że super, że się nie mogła opamiętać, ale Laura!!! :< Kobiety to jednak mają przekichane z przystojnymi facetami...

    Ciekawe co się dzieje z Daronem... Mogę jedynie podejrzewać, ale zmiast tego spokojnie poczekam na kolejny odcinek.

    Wszystko idealnie! Część długa, ciekawa i oby tak dalej!
    Dużo pomysłów, jeszcze więcej weny i nie przestawaj pisać!
    :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Tatuś Laury to debeściak. ^^ Od początku miałam w planach, by jego postać była właśnie tak pozytywnie ześwirowana. :)
    Tak! Przystojni faceci potrafią nieźle namieszać w głowie, a Daron samymi oczami jest w stanie zaczarować. *.*
    Co się stało z Daronkiem dowiesz się jeszcze dziś, albo jutro, zależy jak wena dopisze. :)

    Po raz kolejny mordka mi się cieszy, jak czytam Twój komentarz, dziękuję za miłe słowa. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. aaa!!! doczekałam się, doczekałam!!! nareszcie koncert *zaciera chytrze ręce*

    nie dziwię się Tillowi, że tak strasznie martwi się o Laurę. myślę, tak jak Mela, że Kruspe wewnątrz siebie nie wyrabia z nerwów tylko przed innymi tego nie okazuje.

    tata Laury rozwala system xD tutaj nie trzeba nic więcej dodawać, on jest zajebisty.

    jak mi jeszcze raz napiszesz, że coś jest nie po Twojej myśli to ja nie ręczę za siebie. koncert jest przezajebisty, amen. lepiej bym go nie opisała, mogłabym ten opis czytać w nieskończoność. czułam się, jakbym tam była...

    after :3 tak, tak... aftery są znacznie ciekawsze niż koncerty. jestem ciekawa co się będzie na nim działo...

    ja chyba wiem, co się dzieje z Daronem, ale nie powiem :P poczekamy sobie spokojnie do następnego odcinka i wtedy się dowiem, czy dobrze myślałam.

    rozdział, jak każdy poprzedni, genialny. przyjemnie się go czytało.

    czekam na nexta, życzę duuużo weny :*

    OdpowiedzUsuń