14.01.2014

47. "Powrót do Berlina"

   Chłopcy wyjechali w dalszą trasę wczoraj wieczorem, a ja już zdążyłam się za nimi stęsknić. Za spokojnym Johnem, szalonym Shavo, wiecznie z czegoś zadowolonym Serjem, a przede wszystkim, za Daronem. Za każdym razem, gdy zerkałam na kartkę, którą mi dał, moją głowę napełniało milion myśli. Przypominałam sobie incydent, jaki miał miejsce w jego garderobie. Gdybym mogła, pisałabym do Johna co pół godziny z pytaniem jak tam Daron. Teraz nie byłam w stanie monitorować sytuacji. Irytowało mnie to. Rodziców udało mi się oszukać, ale z Tillem nie poszło mi tak łatwo, niestety.
   Nie spałam od samego rana. Przebudziłam się po szóstej i mimo, że byłam cholernie zmęczona, nie mogłam zasnąć ponownie. Leżałam więc w łóżku gapiąc się tępo w bladoniebieski sufit. Z salonu dochodziło donośne chrapanie. Najprawdopodobniej Richarda, ale pewna nie jestem. 
   Bezczynne leżenie zaczęło mnie coraz bardziej męczyć. W końcu wstałam i zaścieliłam łóżko. Udałam się w kierunku komody, by wyciągnąć czyste ubrania, jednak zanim tam dotarłam, zatrzymałam się przy biurku. Rzuciłam okiem na kartkę, która na nim leżała, a konkretnie na jej prawy dolny róg, gdzie pisało Love, Daron. Uśmiechnęłam się półgębkiem i otworzyłam półkę. Wzięłam wszystko, czego potrzebowałam i ruszyłam do łazienki. 
   Wzięłam szybki, chłodny prysznic i ubrana oraz umalowana wyszłam do przedpokoju. Pokręciłam się chwilę po nim i wróciłam do mojego pokoju. Zauważyłam, że ekran telefonu był podświetlony. Kiedy wzięłam aparat do ręki, zobaczyłam na wyświetlaczu kopertę, a nad nią napis "1 wiadomość od: Daron". Zachichotałam ze szczęścia. Zabrałam telefon i udałam się do kuchni. Naszykowałam 6 kubków, do każdego nasypałam kawę. Następnie wstawiłam czajnik na gaz i siadając na krześle otworzyłam sms-a. "Cześć. Prosiłaś, bym napisał, jak się przebudzę, więc słowa dotrzymuję. Czuję się dobrze, poza tym, że jestem niewyspany i tęsknię za Tobą. A co u Ciebie?"
   Uśmiechnęłam się do telefonu. Wybrałam opcję "odpowiedz" i zastanowiłam się chwilę co odpisać. Po dwóch, może trzech minutach zaczęłam tworzyć wiadomość. "Cześć. Cieszę się, że z Tobą wszystko dobrze. Co u mnie? Też jestem niewyspana i też mi Ciebie brakuje."
   Nacisnęłam klawisz przy opcji "wyślij". Parę minut później, czajnik dał znak, że woda jest gotowa. Jako, że wszyscy jeszcze spali, zalałam tylko swoją kawę. Odstawiłam kubek na stół i zabrałam się za przygotowanie śniadania.
   Przygotowałam wielki talerz kanapek z żółtym serem i pomidorem. Odłożyłam swoją porcję na mniejszy talerzyk i usiadłam przy stole. Zegar wskazywał godzinę 7:18. Za jakieś dziesięć minut wstanie tata. Przynajmniej będzie do kogo usta otworzyć...
    Tak jak podejrzewałam, po jakichś 10 minutach tata wyszedł z sypialni i poszedł do łazienki. Spędził tam około 20 minut. Wchodząc do kuchni uśmiechnął się do mnie.
   - Zrobiłaś śniadanie, super! - podszedł i pocałował mnie w czubek głowy. - Jestem piekielnie głodny. - odgryzł spory kęs kanapki i zajął się przygotowaniem wody do swojej kawy. - Jak tam chłopaki, odzywali się? - zapytał z pełnymi ustami. Zdusiłam w sobie śmiech.
   - No, Daron pisał. - odparłam beznamiętnym tonem. 
   - Nie jestem pewien skąd to się bierze, ale odnoszę dziwne wrażenie, że ten gość kiedyś będzie do mnie mówił "tato".
   - Co?!
   - Nie, nic. - burknął i zalał kawę. Postawił kubek na stole i usiadł na przeciw mnie. Zmierzyłam go wzrokiem.
   - Uznajmy, że tego nie słyszałam. - powiedziałam i odgryzłam kawałek kanapki. 
   - No dobra, niech będzie... - przeczesał palcami włosy. - Ale wiesz co? Nie miałbym nic przeciwko, jakbyś przedstawiła go kiedyś jako swojego chłopaka... Tylko błagam, nie wyjeżdżaj z nim do Stanów, bo matka nie dałaby mi żyć. Jeżeli już...
   - Tato? - uniosłam lewą brew. - Chyba cię poniosło.
   Wzruszył ramionami i skupił się na jedzeniu. Patrzyłam na niego chwilę mrużąc oczy. Westchnęłam cicho i dokończyłam jedzenie. Wstałam, by odłożyć talerz do zlewu, gdy mój telefon dał znać, że otrzymałam sms-a. Obróciłam się dyskretnie i zauważyłam, że tata zerka na ekran. Gdy usiadłam ponownie na swoim miejscu, uśmiechał się chytrze pod nosem. Chrząknęłam.
   - Co jest? - podniósł głowę i odezwał się sztucznie neutralnym głosem. Pokręciłam głową i otworzyłam wiadomość.
   "Skoro oboje za sobą tęsknimy, trzeba się jak najprędzej spotkać. Nam do końca trasy zostały dwa koncerty, później jestem cały Twój. Zbierz rodzinkę i przyjaciół i wpadajcie! Chyba, że wolisz, bym to ja Cię odwiedził?".
   Uśmiechnęłam się szeroko zupełnie zapominając o tym, że narażam się na docinki ze strony taty.
   - Daron? - zapytał nie patrząc na mnie. 
   - A żebyś wiedział. Zaproponował dwie ciekawe opcje i nie jestem pewna, która będzie lepsza.
   Przeniósł wzrok z talerza na mnie. Widząc ten błysk w jego oczach nie sposób było się nie uśmiechnąć. Nachylił się nad stołem.
   - Pomysły są dwa... Albo my jedziemy na kilka dni do Los Angeles, albo on przyjeżdża do nas.
   - Jasny gwint, pojechać choćby na weekend do Stanów to byłoby coś. Problem polega na przekonaniu mamy
   Pokiwałam głową i zabrałam się za odpisywanie na wiadomość Darona. Napisałam, że spotkanie to idealny pomysł, ale to kto do kogo przyjeżdża, ustalimy później. 
.Till.
Wczesne popołudnie...
   Po rozmowie telefonicznej z Paulem, nie wiedziałem co robić. Błagał mnie, byśmy jak najszybciej wracali do Berlina, bo wyjaśniła się sytuacja z Nikki. Nie chciał powiedzieć o co chodzi, więc zmartwiłem się. Chciałem porozmawiać o tym z Laurą, ale ona już przeszło godzinę rozmawia z Daronem i chyba nie ma najmniejszego zamiaru kończyć. Reesh kilkakrotnie starał się jej przeszkodzić na różne sposoby, ale nie przyniosło to żadnego efektu. Ćwierkała w najlepsze nie zwracając uwagi na dziwne pozy i miny, jakie robił przed nią Kruspe. W końcu najspokojniejszy z nas, Flake, nie wytrzymał. Podszedł do Laury i szepnął jej coś do ucha. My z Richardem czailiśmy się w progu jej pokoju i obserwowaliśmy.
   - Daron, przepraszam cię, ale muszę kończyć... Mhm... Tak. Ty też, ściskam. 
   Byliśmy z Richardem w niemałym szoku, że Flake zdołał przerwać rozmowę gołąbków. Weszliśmy do pokoju i usiedliśmy na łóżku po obu stronach naszej przyjaciółki. 
   - Przepraszam, trochę się zagadałam... Trzeba było powiedzieć, że mam skończyć, a nie robić miny jak uciekinier z psychiatryka... - spojrzała wymownie na Richarda. - A teraz słucham, o co chodzi?
   - Wiesz... Cholera, nie wiem jak ci to najzręczniej powiedzieć...
   - Till? - chwyciła mnie za rękę i przebiła na wskroś spojrzeniem. - Co się dzieje?
   - Nic strasznego, nie bój się.
   Widząc przerażenie w jej oczach, posadziłem ją sobie na kolanach i mocno przytuliłem. Było mi ciężko o tym mówić z dwóch powodów. Wiedziałem, że Laura do Berlina nie wróci, a my przecież nie możemy wiecznie mieszkać kątem u jej rodziców. W tym momencie doceniłem to, że Niemcy leżą tak blisko Polski. Daron, żeby spotkać się z Laurą musi pokonać o wiele dłuższą drogę.
   - Dzwonił Paul. Mówił, że cała ta tajemnicza sytuacja z Nikki w końcu się wyjaśniła... - westchnąłem. - Błagał, byśmy wrócili do Berlina...
.Laura.
   Wiedziałam, że to kiedyś nastąpi, że chłopcy będą musieli wrócić. Nie myślałam jednak, że nastąpi to tak szybko... Poczułam ukłucie w sercu. Wstałam z kolan Tilla i podeszłam do okna. Oparłam się dłońmi o parapet, a spojrzenie wbiłam w szare niebo. Ledwo co pożegnałam się z moimi nowymi przyjaciółmi, jakimi są Serj, Shavo i John. Pożegnałam się z Daronem, który jest człowiekiem niezwykłym, urzekającym i chorym... Mimo tak krótkiej znajomości poczułam się w jakimś stopniu odpowiedzialna za jego zdrowie. Wiem, że moje serce roztrzaskałoby się na miliard kawałków, gdyby Daron się stoczył na samo dno, gdyby stał się marginesem, typowym narkomanem. Do tego wszystkiego miała jeszcze dojść rozłąka z moimi dwoma braćmi i przybranym ojcem. Zaczęłam się poważnie martwić o moje zdrowie psychiczne...
   W pokoju panowała cisza. Po dłuższym czasie poczułam na sobie spojrzenia chłopaków. Obróciłam się w ich stronę. Oparłam się o parapet i przyjrzałam się każdej twarzy z osobna.
   - Nie przypuszczałam, że będę musiała tak szybko się z wami rozstawać. - powiedziałam cicho. 
   - My też. - odparł Richard. - Tym bardziej w takim momencie, ledwo pożegnałaś się z chłopakami z Systemu... - podrapał się po skroni i pokręcił głową. 
   - Jeżeli twoi rodzice nie mają nic przeciwko, możemy przyjechać, jak tylko ogarniemy sprawę Paula.
   Już miałam odpowiedzieć Christianowi, kiedy Richard zerwał się na równe nogi i zaczął wyrzucać z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego.
   - Albo najlepiej skończmy już ten cyrk, Laura wraca z nami do Berlina i koniec! - machnął energicznie rękami. - Nie musisz się przejmować resztą, jeżeli zrobią, albo powiedzą ci coś przykrego, ze mną będą mieli do czynienia!
   - Richard, zamknij się, jeżeli nie chcesz powiedzieć niczego mądrego. - warknął Till. - Nikt Laury siłą nie zaciągnie do Niemiec. Jeżeli chce zostać w Polsce, zostanie i nam nic do tego.
   Uśmiechnęłam się z wdzięcznością do Lindemanna.
   - Jestem przekonana, że rodzice nie będą mieli żadnych pretensji, gdybyście chcieli przyjechać znowu. - zwróciłam się do Christiana. - Przeciwnie.
   Popatrzyliśmy po sobie. Nie wiedziałam co powiedzieć, oni chyba też. Wróciłam na łóżko. Usiadłam między Tillem i Richardem. Flake kucnął naprzeciw mnie i oparł przedramiona o moje kolana. Wyjazd chłopców podsunął mi pewną wizję. Nieciekawą. Nie skłamię, jeśli powiem, że bardzo nieciekawą. Mrugnęłam, przez co łza spadła prosto na rękę Christiana. Ten momentalnie podniósł na mnie wzrok. Wzruszyłam ramionami z nadzieją, że nie narażę się dzięki temu na lawinę pytań. 
   Kogo ja chciałam oszukać?
   - Co się dzieje, Laura?
   Przeniosłam wzrok na Richarda i westchnęłam cicho.
   - Nie no, nic... - starłam kolejną łzę wierzchem dłoni. - Ten wasz wyjazd jakoś podsunął mi taką myśl, że mogę już nigdy nie zobaczyć Darona. Ani pozostałych członków Systemu... - westchnęłam. - O was jestem spokojna, wiem, że będę mogła spotkać się z wami choćby nie wiem co, ale oni...
   - Będzie dobrze. - zapewnił mnie Till.
   Oparłam głowę o jego ramię i ponownie westchnęłam, przymykając oczy. Niby takie banalne słowa, ale w ustach Tilla brzmiały bardzo pocieszająco.
   - Nie patrz na wszystko tak pesymistycznie. - wtrącił Flake. - Dlaczego niby miałabyś już ich nigdy nie spotkać? Z tego co mówiłaś, sami prosili, byście z Ame kontaktowały się z nimi jak najczęściej.
   - Wiem, Flake, wiem... - wyciągnęłam ręce i oplotłam je wokół jego szyi. Nachylił się, by mnie przytulić. - Nie wiem skąd biorą się te myśli. - potrząsnęłam głową. - Chciałabym się ich pozbyć, ale jakoś nie potrafię... Nie wiem, może nie potrafię dopuścić do siebie myśli, że tysiące fanek Systemu oddałoby wszystko, by być na moim miejscu. Chyba jeszcze to do mnie nie dotarło po prostu. 
   - Powinnaś zmienić tok myślenia. - odezwał się cicho Richard. - Nie zastanawiaj się ile osób pozabijałoby się za to, by być na twoim miejscu, tylko ciesz się, że właśnie ty masz to szczęście.
   - Masz rację. - zastanowiłam się chwilę. - Problem polega na tym, że to jest tak wielkie wyróżnienie dla mnie, że nie potrafię nawet tego ubrać w słowa.
   - Wyróżnienie... - prychnął Reesh. - Oni są takimi samymi ludźmi jak my.
   - Z tą drobną różnicą, że są również moimi idolami. - przewróciłam oczami. - Zrozum, dla kogoś takiego jak ja, zwykłej, prostej dziewczyny mieszkającej w bloku, której ojciec jest jedynym żywicielem rodziny taka sytuacja jest niemal jak z jakiegoś pięknego snu. Do tej pory nie marzyłam nawet, że zobaczę ich z odległości dziesięciu metrów, aż pewnego dnia spotykam ich w barze i zaprzyjaźniam się z nimi. Ty, jako gitarzysta jeździsz w trasy, występujesz na różnych festiwalach, to daje ci możliwość poznania wielu gwiazd muzyki. Ja, takiej opcji nigdy nie miałam.
   Kruspe pokiwał powoli głową. Uśmiechnęłam się pod nosem zadowolona z tego, że udało mi się mieć ostatnie słowo w rozmowie z moim bratem. 
   - Lauri, a gdybyśmy tak wyjechali jutro? 
   Podniosłam głowę, by spojrzeć na Tilla. Miał nieciekawy wyraz twarzy.
   - W sumie... Nie lubię długich pożegnań, są męczące. - przyznałam zwieszając głowę.
   - Jutro? - ponowił pytanie Lindemann.
   - Tak. W końcu im szybciej wyjedziecie, tym prędzej wrócicie. - odparłam uśmiechając się lekko. Till przytulił mnie do siebie i szepnął do ucha, że wszystko będzie dobrze. Bardzo chciałam w to wierzyć. Postanowiłam spróbować nie zamartwiać się na zapas i myśleć pozytywnie. 

2 komentarze:

  1. omomomomomom :*

    ech... aż nie wiem co powiedzieć... :/ nie lubię gdy po przeczytaniu rozdziału nie mam bladego pojęcia co napisać w komentarzu... -.-' ach, irytujące to jest, bez dwóch zdań.

    jeśli chodzi o błędy to ja żadnych nie widzę. wszystko jest moim zdaniem okej.

    a teraz przejdźmy do sedna komentarza...

    biedna Laura, niedawno (wiem, idiotycznie to sformułowanie brzmi) pożegnała się z SOADem a teraz pożegna się z R+ :(

    pan Michał, psed. Mike po raz setny rozwala system \m/

    panowie z R+ znów pokazują jak bardzo są kochani i uroczy :3

    propozycja Darona baaardzo kusząca, oj bardzo :) mam nadzieję, że którąś z tych opcji nasza bohaterka wybierze :P

    powrót do Berlina = szczękościsk na twarzy schneiderowej; wiesz czemu :P

    wybacz mi ten bezsensowny komentarz ale ja serio nie mam zielonego pojęcia co mam napisać :( nie lubię takich sytuacji -.-'

    czekam z niecierpliwością na następny odcinek i wiesz na co :P

    życzę baaardzo duuużo weny, chęci i pomysłów. gorąco pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam tak samo, jak schneiderowa... :< Cóż by tu napisać...

    Odcinek świetny! Jak każdy ostatnio! <3 Chociaż powiem szczerze, że jak zobaczyłam tytuł to myślałam, że Laura wróci z chłopakami. :< I jest mi smutno, że tego nie rozważa, bo Paul by się ucieszył. <3 A szczęśliwy Paul = szczęśliwa Mel. <3

    Dużo pomysłów i jeszcze więcej weny. Oby tak dalej! :*

    OdpowiedzUsuń