- Alex, sama jesteś?
- Nie, z Doomem. - odpowiedziała mi ze zdziwieniem. - Coś się stało?
- Niby nie, ale wygoń go jakoś na chwilę, muszę z tobą porozmawiać.
- Ale co ja mam zrobić?!
- Wymyśl coś, ja za minutę jestem u ciebie.
Rozłączyłem się i nieco zwolniłem tempo, by dać przyjaciółce więcej czasu na chwilową ewakuację Schneidera.
Gdy byłem już blisko domu moich przyjaciół, przystanąłem na chwilę. Trafiłem na idealny moment. Christoph wyszedł z domu i wsiadł do samochodu. Kiedy jego pojazd zniknął za zakrętem, ruszyłem w stronę domu.
- Co to za sprawa życia i śmierci? - zapytała Alex, otwierając mi drzwi. Uściskaliśmy się na powitanie i usiedliśmy przy stole w jadalni.
- Mam dla ciebie tajną misję. - powiedziałem uśmiechając się lekko. Zmarszczyła powieki i pokręciła głową na boki.
- Till ja wiem, że ty jesteś bardzo tajemniczy, ale proszę cię, powiedz o co chodzi najprościej jak się da.
- Prosto z mostu, tak? Dobrze. - pokiwałem głową. - Jest opcja, że ja, Richard, Olli i Flake spędzimy Sylwestra w Los Angeles z Laurą, jej bliskimi i Systemem. Richard jedzie stuprocentowo, już to oznajmił wszem i wobec, ale my się wahamy.
Popatrzyła na mnie jak na kretyna.
- Wahacie się? Dlaczego? - zapytała szczerze zdziwiona. - Gdyby chodziło o mnie, nie zastanawiałabym się nad tym.
- Mogę pogadać z Laurą. Na pewno byłaby zadowolona, jakbyś pojechała z nami.
- Bardzo chętnie ale nie mogę. - odparła klepiąc mnie w przedramię. - Siostra Dooma nas zaprosiła, głupio byłoby odmawiać. - uśmiechnęła się do mnie ciepło. - A teraz powiedz, czego ode mnie oczekujesz.
- Chciałbym, byś porozmawiała z Paulem i Schneiderem. No wiesz, żeby nie byli wściekli na nas... Obaj są przekonani, że Laura chce nas od siebie odsunąć. Nie chcę, żeby pluli w nas jadem przez to.
Zaśmiała się cicho i pokręciła głową. Rzuciłem jej pytające spojrzenie.
- Oczywiście, porozmawiam z nimi. Ale wiesz co, nie wydaje mi się, żeby Paul i Doom mieli powód, by się obrażać. - odpowiedziała spokojnie.
- No nie wiem... - pokręciłem głową. - Przecież sama dobrze wiesz, co myślą o tym wszystkim.
- Till, pomyśl logicznie. - powiedziała patrząc mi prosto w oczy. - Okazji do wspólnego spędzenia Sylwestra będzie jeszcze mnóstwo. Poza tym, nikt was nie może przykuć do kaloryfera i siłą zatrzymać.
- Powtórz im to. - odparłem uśmiechając się półgębkiem. Pokiwała energicznie głową i założyła za ucho czerwone włosy.
- Może się czegoś napijesz, albo zjesz coś?
- Nie, dzięki. - oparłem się dłońmi o blat stołu i wstałem. - Uciekam, bo zostawiłem tych głupków samych. Boję się co zastanę jak wrócę.
Zaśmiała się i odprowadziła mnie do drzwi.
- Pamiętaj, co mi obiecałaś. - przypomniałem obejmując przyjaciółkę.
- Jakbym śmiała zapomnieć...
Cmoknęliśmy się po przyjacielsku w policzek, po czym wyszedłem na zewnątrz i ruszyłem do domu.
.Laura.
Postanowiłam nieco odkurzyć relacje z tatą. Przez kilka ostatnich dni zamieniliśmy ze sobą zaledwie kilka zdań. Narzuciłam na siebie bluzę z dresu i weszłam do salonu. Oparłam się przedramionami o oparcie kanapy. Tata odchylił głowę, by na mnie spojrzeć. Uśmiechnęłam się do niego.
- Siadaj, siadaj córcia.
Obeszłam kanapę i rozsiadłam się obok. Tata objął mnie ramieniem i wrócił do oglądania filmu. Rozejrzałam się.
- Co tak sam siedzisz?
- Mama poszła do koleżanki, ty u siebie. Co mi pozostaje?
- No tak... - odparłam cicho. Zaraz, zaraz... Mama u koleżanki? Popatrzyłam na tatę i uśmiechnęłam się promiennie. - Słuchaj tato, co byś powiedział na Sylwestra w Los Angeles?
Nie musiał nawet odpowiadać. Wystarczyło, że uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Cieszę się, że popierasz nasz pomysł. Mamy sześciu chętnych, z nami to będzie ośmiu. - poinformowałam inteligentnie. - Musimy jeszcze przekonać mamę.
- Łatwiej by było chyba przekonać Richarda do rzucenia palenia, ale próbować trzeba. Ewentualnie, może jakąś narkozę byśmy jej dali i obudziłoby się ją jak będziemy na miejscu.
Uniosłam powieki i zlustrowałam twarz taty. Czasami poważnie zastanawiam się, czy on nie pali jakiegoś zielska, słowo daję...
- Tato, ja nie mam pojęcia co ty bierzesz, ale pozwól, że ja wymyślę sposób na mamę.
Zmierzył mnie wzrokiem. Wyszczerzyłam się.
- No dobra, ale co na to chłopaki? Przenocują nas wszystkich?
- Niech cię o to główka nie boli. Ty, mama i ja mamy załatwiony nocleg u Darona, reszta się jakoś podzieli.
Gwizdnął z uznaniem. Wstałam, by pójść zrobić sobie herbatę, lecz zamiast w kuchni, znalazłam się ponownie na kanapie. Zakręciło mi się w głowie i straciłam równowagę. Przymknęłam na chwilę powieki. Po kilku sekundach zerknęłam kątem oka na tatę. Wlepiał we mnie swoje niebieskie oczy.
- No co... - wzruszyłam ramionami. - Zdarza się.
- Dobra, dobra. - wstał i chwycił mnie pod ramię. - Chodź, bo sobie jeszcze zęby powybijasz... Byłby wstyd przed Daronem, jakby cię przyłapał, że wkładasz sztuczne do szklanki na noc, nie?
Rzuciłam mu mordercze spojrzenie i prychnęłam.
- Ty uważaj żeby ciebie nie wyśmiał. Podstarzały, siwy rockman z nażelowanymi włosami. - odgryzłam się.
Szturchnął mnie lekko. Zachichotałam. Gdy doszliśmy do kuchni, pomógł mi usiąść, po czym zabrał się za przygotowywanie herbaty dla mnie i siebie. Chwilę pokręcił się przy kuchennym blacie, po czym oparł się o niego lędźwiami i skrzyżował ręce na piersi.
- A jakbyś chciała wiedzieć, to kobiety lecą na takich siwych, podstarzałych rockmanów jak ja. Twoja matka jest tego najlepszym przykładem.
- Jak widać, do mężczyzn nie ma za grosz gustu...
W ułamku sekundy, tata znalazł się obok mnie i wbił mi palce między żebra. Wrzasnęłam, a po chwili zaczęłam się dziko śmiać.
- Ż... Żartowałaaaaaaam! - krzyknęłam szamocząc się jak ktoś opętany przez demony. Puścił mnie dopiero wtedy, gdy czajnik gwiżdżąc dał znak, że woda się zagotowała. Tata nalał wody do kubków, po czym postawił je na stole. Usiadł obok mnie i podał łyżeczkę.
- Poza tym, dobrze wiesz, że wszyscy mi zazdroszczą takiego taty. - powiedziałam, chcąc go nieco udobruchać. Chyba mi się udało, bo przytulił mnie do siebie i cmoknął przelotnie w skroń. Uśmiechnęłam się pod nosem i pomieszałam swoja herbatę.
- Siadaj, siadaj córcia.
Obeszłam kanapę i rozsiadłam się obok. Tata objął mnie ramieniem i wrócił do oglądania filmu. Rozejrzałam się.
- Co tak sam siedzisz?
- Mama poszła do koleżanki, ty u siebie. Co mi pozostaje?
- No tak... - odparłam cicho. Zaraz, zaraz... Mama u koleżanki? Popatrzyłam na tatę i uśmiechnęłam się promiennie. - Słuchaj tato, co byś powiedział na Sylwestra w Los Angeles?
Nie musiał nawet odpowiadać. Wystarczyło, że uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Cieszę się, że popierasz nasz pomysł. Mamy sześciu chętnych, z nami to będzie ośmiu. - poinformowałam inteligentnie. - Musimy jeszcze przekonać mamę.
- Łatwiej by było chyba przekonać Richarda do rzucenia palenia, ale próbować trzeba. Ewentualnie, może jakąś narkozę byśmy jej dali i obudziłoby się ją jak będziemy na miejscu.
Uniosłam powieki i zlustrowałam twarz taty. Czasami poważnie zastanawiam się, czy on nie pali jakiegoś zielska, słowo daję...
- Tato, ja nie mam pojęcia co ty bierzesz, ale pozwól, że ja wymyślę sposób na mamę.
Zmierzył mnie wzrokiem. Wyszczerzyłam się.
- No dobra, ale co na to chłopaki? Przenocują nas wszystkich?
- Niech cię o to główka nie boli. Ty, mama i ja mamy załatwiony nocleg u Darona, reszta się jakoś podzieli.
Gwizdnął z uznaniem. Wstałam, by pójść zrobić sobie herbatę, lecz zamiast w kuchni, znalazłam się ponownie na kanapie. Zakręciło mi się w głowie i straciłam równowagę. Przymknęłam na chwilę powieki. Po kilku sekundach zerknęłam kątem oka na tatę. Wlepiał we mnie swoje niebieskie oczy.
- No co... - wzruszyłam ramionami. - Zdarza się.
- Dobra, dobra. - wstał i chwycił mnie pod ramię. - Chodź, bo sobie jeszcze zęby powybijasz... Byłby wstyd przed Daronem, jakby cię przyłapał, że wkładasz sztuczne do szklanki na noc, nie?
Rzuciłam mu mordercze spojrzenie i prychnęłam.
- Ty uważaj żeby ciebie nie wyśmiał. Podstarzały, siwy rockman z nażelowanymi włosami. - odgryzłam się.
Szturchnął mnie lekko. Zachichotałam. Gdy doszliśmy do kuchni, pomógł mi usiąść, po czym zabrał się za przygotowywanie herbaty dla mnie i siebie. Chwilę pokręcił się przy kuchennym blacie, po czym oparł się o niego lędźwiami i skrzyżował ręce na piersi.
- A jakbyś chciała wiedzieć, to kobiety lecą na takich siwych, podstarzałych rockmanów jak ja. Twoja matka jest tego najlepszym przykładem.
- Jak widać, do mężczyzn nie ma za grosz gustu...
W ułamku sekundy, tata znalazł się obok mnie i wbił mi palce między żebra. Wrzasnęłam, a po chwili zaczęłam się dziko śmiać.
- Ż... Żartowałaaaaaaam! - krzyknęłam szamocząc się jak ktoś opętany przez demony. Puścił mnie dopiero wtedy, gdy czajnik gwiżdżąc dał znak, że woda się zagotowała. Tata nalał wody do kubków, po czym postawił je na stole. Usiadł obok mnie i podał łyżeczkę.
- Poza tym, dobrze wiesz, że wszyscy mi zazdroszczą takiego taty. - powiedziałam, chcąc go nieco udobruchać. Chyba mi się udało, bo przytulił mnie do siebie i cmoknął przelotnie w skroń. Uśmiechnęłam się pod nosem i pomieszałam swoja herbatę.
.Amelia.
Przyglądałam się, jak Bartek przygotowuje drinka. Mieszałam słomką w moim soku i myślałam o Laurze. Z zamyślenia wyrwała mnie dłoń mojego przyjaciela, przesuwająca się przed moimi oczami. Potrząsnęłam głową.
- Co z nią? - zapytał przerzucając na plecy swoje blond włosy.
- Co z nią... - powtórzyłam cicho i westchnęłam. - Płacze, je jogurty, rzyga, śpi.
Pokręcił głową, układając usta w grymas niezadowolenia. Wzruszyłam ramionami i ponownie zamieszałam w soku.
- Posłuchaj Mela, trzeba coś zrobić, bo jak tak dalej pójdzie, to ona nam się wykończy zanim w ogóle dojdzie do tego wyjazdu.
- Wiem o tym. Ale co możemy zrobić? Będziemy jej na siłę wpychać jedzenie do gardła? Z resztą, to i tak by nic nie dało, bo zwymiotowałaby wszystko... - upiłam niewielki łyk napoju. - Nie słucha nas, nie słucha rodziców. Nie mam pojęcia co robić.
Bartek wbił wzrok w trzymaną przeze mnie szklankę i przymrużył oczy. Domyśliłam się, że zastanawia się nad sposobem wyciągnięcia Laury z tego dołka. Miałam nadzieję, że coś wymyśli, bo mi nie przychodziło nic mądrego do głowy. Byłam zasmucona, bo Laura z dnia na dzień słabła w oczach, a z drugiej strony rozpierała mnie radość, bo Serjowi naprawdę zależy, by nasz kontakt się nie urwał. Jak w takim stanie wymyślić coś dobrego?
- Wydaje mi się, że trzeba powiadomić o wszystkim Tilla i Darona. - powiedział po kilku minutach namysłu. - Skoro nie słucha nikogo innego, może oni jakoś na nią wpłyną.
- Oszalałeś? - zapytałam spokojnie, unosząc lewą brew. Blondyn otworzył usta, by zasypać mnie lawiną argumentów popierających jego piękny pomysł, ale uciszyłam go gestem ręki. - Jakbyśmy to zrobili, Laura by się do nas już więcej nie odezwała. - syknęłam.
- Ale to dla jej dobra przecież.
- Bartuś... Ja to wiem i ty też, ale ona nie. Przestań w ogóle myśleć o tym. Ona ukrywa swój stan przed Tillem i Daronem by ich nie martwić. Jeżeli nie chce by o tym wiedzieli, nie dowiedzą się. To by było świństwo z naszej strony.
- To wymyśl coś lepszego. - warknął.
- Będę się starać. - odburknęłam. Zostawiłam mu pieniądze za sok i wyszłam z baru.
- Posłuchaj Mela, trzeba coś zrobić, bo jak tak dalej pójdzie, to ona nam się wykończy zanim w ogóle dojdzie do tego wyjazdu.
- Wiem o tym. Ale co możemy zrobić? Będziemy jej na siłę wpychać jedzenie do gardła? Z resztą, to i tak by nic nie dało, bo zwymiotowałaby wszystko... - upiłam niewielki łyk napoju. - Nie słucha nas, nie słucha rodziców. Nie mam pojęcia co robić.
Bartek wbił wzrok w trzymaną przeze mnie szklankę i przymrużył oczy. Domyśliłam się, że zastanawia się nad sposobem wyciągnięcia Laury z tego dołka. Miałam nadzieję, że coś wymyśli, bo mi nie przychodziło nic mądrego do głowy. Byłam zasmucona, bo Laura z dnia na dzień słabła w oczach, a z drugiej strony rozpierała mnie radość, bo Serjowi naprawdę zależy, by nasz kontakt się nie urwał. Jak w takim stanie wymyślić coś dobrego?
- Wydaje mi się, że trzeba powiadomić o wszystkim Tilla i Darona. - powiedział po kilku minutach namysłu. - Skoro nie słucha nikogo innego, może oni jakoś na nią wpłyną.
- Oszalałeś? - zapytałam spokojnie, unosząc lewą brew. Blondyn otworzył usta, by zasypać mnie lawiną argumentów popierających jego piękny pomysł, ale uciszyłam go gestem ręki. - Jakbyśmy to zrobili, Laura by się do nas już więcej nie odezwała. - syknęłam.
- Ale to dla jej dobra przecież.
- Bartuś... Ja to wiem i ty też, ale ona nie. Przestań w ogóle myśleć o tym. Ona ukrywa swój stan przed Tillem i Daronem by ich nie martwić. Jeżeli nie chce by o tym wiedzieli, nie dowiedzą się. To by było świństwo z naszej strony.
- To wymyśl coś lepszego. - warknął.
- Będę się starać. - odburknęłam. Zostawiłam mu pieniądze za sok i wyszłam z baru.
Dwa dni później...
.Amelia.
Zadzwoniłam trzema długimi sygnałami. Tupnęłam kilkakrotnie nogami i schowałam ręce głęboko w kieszenie kurtki. Po minucie usłyszałam szelest.
- Kto tam?
- Amelia. - odparłam, przybliżając usta do domofonu. Pchnęłam drzwi i weszłam na klatkę. Szybko pokonałam schody. W progu czekała już mama mojej przyjaciółki. Miała podkrążone oczy.
- Dzień dobry. - przywitałam się. - Pani Weroniko, co się stało?
- Laura... - ukryła twarz w dłoniach. - Coraz gorzej z nią, przecież ona ledwo żyje. Dzwoniłam już do lekarza, powiedział, że przyjedzie najszybciej, jak to tylko możliwe.
Chwyciłam ją za rękę. Pogłaskała mnie po głowie i zasugerowała, bym poszła do przyjaciółki. Weszłam cicho do pokoju i mało nie wybuchnęłam płaczem. Laura leżała na łóżku, nie ruszając nawet najmniejszym palcem u stopy. Kiedy podeszłam bliżej zauważyłam, że ma bardzo popękane usta. Nie miała siły nawet podnieść ręki, a kiedy chciała coś powiedzieć, zamiast słów wydobywała z siebie jedynie cichy bełkot. Ścisnęłam mocno jej dłoń i przytulając do niej swoje czoło, rozpłakałam się. Pod palcami było czuć, jak wiotkie jest jej ciało.
- Laura, co ty robisz, słoneczko. - wyszeptałam przez łzy. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Obróciłam się i zobaczyłam pana Michała. - Dzień dobry. - przywitałam się. Cmoknął mnie w czubek głowy i kucnął obok.
- Ostatnie zrozumiałe słowa jakie wypowiedziała, to że widzi śnieg przed oczami. - powiedział i pogłaskał Laurę po głowie. - Później, już tylko bełkotała.
- Spokojnie, kochanie. Lekarz już jedzie. - powiedziałam do przyjaciółki. Nie ruszając głową, leniwie przeniosła na mnie wzrok swoich błękitnych oczu. Zobaczywszy moje łzy, chyba chciała mi je ściągnąć z policzków, ale jedyne, co była w stanie zrobić, to delikatnie ścisnąć palcami moją dłoń. Podejrzewam, że to miał być gest pokrzepiający, jednak nie było w tym momencie nic, co mogłoby mnie pocieszyć.
Minuty mijały, a lekarza wciąż nie było. Laura stale ściskała moją dłoń, patrząc mi prosto w oczy. Zwiesiłam głowę i mrugnęłam, by łzy mogły spaść na beżowy dywan. Wtedy poczułam, że uścisk się poluźnił. Podniosłam głowę, czując jak moje zaniepokojenie niebezpiecznie narasta. Kiedy zauważyłam, że oczy mojej przyjaciółki są zamknięte, z krzykiem pobiegłam do jej rodziców. Z trudem wydusiłam z siebie kilka słów. Pan Michał nie patrząc na nic, pobiegł do jej pokoju, wziął Laurę na ręce i owijając ją kołdrą zniósł na dół, do samochodu. Zaraz za nim pobiegła pani Weronika, a ja na końcu, wcześniej zabierając telefon przyjaciółki ze sobą.
Gdy zbiegałam na dół po schodach, telefon Laury zadrżał. Rzuciłam okiem na ekran. Kiedy zobaczyłam kto dzwoni, szybko odebrałam.
- Daron! Daron, z Laurą jest źle! - krzyknęłam dławiąc się łzami.
- Amelia?
- Tak, to ja.
- Ale powiedz spokojnie, co się dzieje?
- Wieziemy Laurę do szpitala.
- Co jej się stało? - ton jego głosu zdradzał, że był zdenerwowany. Zaczerpnęłam szybko dużą ilość powietrza.
- Nie mam pojęcia! Coś się działo, z dnia na dzień słabła coraz bardziej. Dziś, nie była już w stanie ruszyć ani ręką, ani niczym innym, dopóki mogła mówić powiedziała, że przed oczami migają jej białe plamki, później już tylko bełkotała, a na koniec zamknęła oczy, tak po prostu... Ona wyglądała jakby była w jakiejś agonii, właśnie jedziemy z nią do szpitala.
- Rany Boskie... Amelia, sprawa wygląda tak... My dzisiaj...
- Halo! Halo, Daron! - zerknęłam na ekran. "Bateria rozładowana". Super...
Samochód zatrzymał się. Wypadliśmy z niego jak oparzeni i pobiegliśmy na izbę przyjęć.
- Dzień dobry. - przywitałam się. - Pani Weroniko, co się stało?
- Laura... - ukryła twarz w dłoniach. - Coraz gorzej z nią, przecież ona ledwo żyje. Dzwoniłam już do lekarza, powiedział, że przyjedzie najszybciej, jak to tylko możliwe.
Chwyciłam ją za rękę. Pogłaskała mnie po głowie i zasugerowała, bym poszła do przyjaciółki. Weszłam cicho do pokoju i mało nie wybuchnęłam płaczem. Laura leżała na łóżku, nie ruszając nawet najmniejszym palcem u stopy. Kiedy podeszłam bliżej zauważyłam, że ma bardzo popękane usta. Nie miała siły nawet podnieść ręki, a kiedy chciała coś powiedzieć, zamiast słów wydobywała z siebie jedynie cichy bełkot. Ścisnęłam mocno jej dłoń i przytulając do niej swoje czoło, rozpłakałam się. Pod palcami było czuć, jak wiotkie jest jej ciało.
- Laura, co ty robisz, słoneczko. - wyszeptałam przez łzy. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Obróciłam się i zobaczyłam pana Michała. - Dzień dobry. - przywitałam się. Cmoknął mnie w czubek głowy i kucnął obok.
- Ostatnie zrozumiałe słowa jakie wypowiedziała, to że widzi śnieg przed oczami. - powiedział i pogłaskał Laurę po głowie. - Później, już tylko bełkotała.
- Spokojnie, kochanie. Lekarz już jedzie. - powiedziałam do przyjaciółki. Nie ruszając głową, leniwie przeniosła na mnie wzrok swoich błękitnych oczu. Zobaczywszy moje łzy, chyba chciała mi je ściągnąć z policzków, ale jedyne, co była w stanie zrobić, to delikatnie ścisnąć palcami moją dłoń. Podejrzewam, że to miał być gest pokrzepiający, jednak nie było w tym momencie nic, co mogłoby mnie pocieszyć.
Minuty mijały, a lekarza wciąż nie było. Laura stale ściskała moją dłoń, patrząc mi prosto w oczy. Zwiesiłam głowę i mrugnęłam, by łzy mogły spaść na beżowy dywan. Wtedy poczułam, że uścisk się poluźnił. Podniosłam głowę, czując jak moje zaniepokojenie niebezpiecznie narasta. Kiedy zauważyłam, że oczy mojej przyjaciółki są zamknięte, z krzykiem pobiegłam do jej rodziców. Z trudem wydusiłam z siebie kilka słów. Pan Michał nie patrząc na nic, pobiegł do jej pokoju, wziął Laurę na ręce i owijając ją kołdrą zniósł na dół, do samochodu. Zaraz za nim pobiegła pani Weronika, a ja na końcu, wcześniej zabierając telefon przyjaciółki ze sobą.
Gdy zbiegałam na dół po schodach, telefon Laury zadrżał. Rzuciłam okiem na ekran. Kiedy zobaczyłam kto dzwoni, szybko odebrałam.
- Daron! Daron, z Laurą jest źle! - krzyknęłam dławiąc się łzami.
- Amelia?
- Tak, to ja.
- Ale powiedz spokojnie, co się dzieje?
- Wieziemy Laurę do szpitala.
- Co jej się stało? - ton jego głosu zdradzał, że był zdenerwowany. Zaczerpnęłam szybko dużą ilość powietrza.
- Nie mam pojęcia! Coś się działo, z dnia na dzień słabła coraz bardziej. Dziś, nie była już w stanie ruszyć ani ręką, ani niczym innym, dopóki mogła mówić powiedziała, że przed oczami migają jej białe plamki, później już tylko bełkotała, a na koniec zamknęła oczy, tak po prostu... Ona wyglądała jakby była w jakiejś agonii, właśnie jedziemy z nią do szpitala.
- Rany Boskie... Amelia, sprawa wygląda tak... My dzisiaj...
- Halo! Halo, Daron! - zerknęłam na ekran. "Bateria rozładowana". Super...
Samochód zatrzymał się. Wypadliśmy z niego jak oparzeni i pobiegliśmy na izbę przyjęć.
Zamiast zakuwać, czytam Twój odcinek. <3
OdpowiedzUsuńDetektyw Till, hihi. :3
Tato Laury wymiata. Już to mówiłam, ale powtórzę jeszcze raz. Mistrz! :D
Mezmerize! I kill you za to zakończenie!!! Psychicznie nie wyrobię czekając na kolejny odcinek!
Komentarz słaby, ale nauka wyprała mi mózg. :(
Czekam na kolejny odcinek i życzę mnóstwo weny, pomysłów, chęci i czasu!
no proszę, a więc o to chodziło Tillowi. Alex ma porozmawiać z Doomem i Paulem w sprawie Sylwestra... wyczuwam ciekawą konwersację... z niecierpliwością na nią czekam.
OdpowiedzUsuńnie dziwię się wcale a wcale trosce Amelii i Bartka o Laurę. z nią jest coraz gorzej i to nagle z dnia na dzień. nie podoba mi się to . wyczuwam coś bardzo złego...
ja pierdole... O.o Ty serio chcesz żebym ja na zawał zeszła i wypłakała się na śmierć? nie dość, że to koniec to jeszcze Laura ląduje na ostrym dyżurze. dziękuję :P dobra, wyżaliłam się... koniec łez... wiesz, że Cię kocham :*
podsumuję to tak: MEIN HERZ BRENNT
wiem, że mój komentarz jest do dupy -.- przepraszam...
czekam na 53 rozdział, z nadzieję, że będzie pozytywny i nie będę przy nim płakać. życzę bardzo dużo weny, chęci, czasu i czego potrzebujesz do dalszego pisania :*
ps: tylko mi nie mów, że Daron przyleci do Polski bo zupełnie będę płakać, tym razem ze szczęścia :)
Moje kochane, doktor Mezmerize zaleca jak najwięcej cierpliwości. ^^
OdpowiedzUsuńPostaram się jak najszybciej dodać 53 odc. :*