9.10.2013

27. "Odrzucenie pomocy"

   Następnego dnia, obudziłam się bardzo wcześnie. Było dopiero po piątej, a ja miałam już zaścielone łóżko, byłam po prysznicu i czekałam, aż Berlin się obudzi.
   Zeszłam cicho na dół i zajęłam się przygotowaniem kawy. Wlałam wodę do czajnika elektrycznego, włączyłam go i poszłam do salonu. Usiadłam przed telewizorem i znalazłam kanał, na którym nie było nic innego niż wiadomości i prognozy pogody. Dzisiejszy dzień ma być zimny, ale słoneczny. Usłyszałam z kuchni kliknięcie. Woda była gotowa. Nasypałam do kubka kawy i zalałam. Spojrzałam z wściekłością na gips. Z nim, nawet robienie kawy było utrudnione. Pierwszy raz w życiu coś sobie złamałam, mimo, że żyję na tym świecie dziewiętnaście lat.
***
   Punktualnie o dziewiątej, na dół zszedł Till. Przywitał się ze mną i obrał kierunek w stronę lodówki. Grzebał w niej dobre kilka minut. Kiedy poczuł na sobie mój wzrok, wzruszył ramionami i trzasnął drzwiczkami.
   - Trzeba iść na zakupy. - podsumował z niezadowoleniem.
   - Nic prostszego. - burknęłam - Robisz listę, idziesz do sklepu, bierzesz co potrzebujesz, płacisz, wracasz, kładziesz wszystko na swoje miejsce i to by było na tyle.
   Zastygł jak marmurowy posąg i wpatrywał się we mnie
   - Powiedziałam coś niejasnego?
   - Nie, tylko... Coś ty taka nieprzyjemna od samego rana?
   - Martwię się Oliverem. Martwię się Richardem. Martwię się Paulem. Martwię się Doomem. - przeniosłam na niego wzrok i pokręciłam głową - Mało?
   - Oj, dobra, dobra. - uniósł dłonie i spojrzał na mnie z politowaniem - Laura, ty się nie martw tyle, bo osiwiejesz. 
   Puściłam jego komentarz mimo uszu. Zamknęłam oczy i licząc w myślach do stu, próbowałam się uspokoić. Tilla najwidoczniej to bawiło, bo nie odpuszczał i dalej mi dogryzał.
   - Siwizna i zmarszczki głębokie jak Rów Mariański w twoim wieku to nic dobrego.
   Warknęłam gardłowo i otworzyłam oczy. Till zaczął się wycofywać, ale ciągle uparcie rzucał we mnie głupimi docinkami. W końcu nie wytrzymałam. Porwałam leżącą obok mnie poduszkę i dając upust emocjom poprzez głośne "kurwa mać" rzuciłam nią w Lindemanna. Niestety, on zdążył uciec i trafiłam w ścianę.
   - Mogę tam wejść, czy szykujesz na mnie kolejny zamach? - usłyszałam zza ściany.
   - Jeśli masz zamiar w dalszym ciągu raczyć mnie swoimi z du... - przerwałam - z kieszeni wyjętymi mądrościami i radami, to nie ryzykuj. 
   Wychylił głowę zza rogu i przyjrzał mi się dokładnie. Siedziałam na kanapie z podwiniętymi nogami, a moje oczy ciskały gromy w zdezorientowanego Tilla. 
   - Nie możesz się tak wszystkim przejmować, odbije ci się to na zdrowiu.
   - No ja wiem, ale jak mogę się nie przejmować? - poklepałam miejsce obok - Brakuje mi Paula, nie potrafię określić mojego stosunku do Richarda i obawiam się o to, co postanowił Christoph. Może nie znam go tyle co ty, ale mam przeczucie, że nic dobrego się nie szykuje.
    - Też mam takie wrażenie. - odparł obejmując mnie ramieniem - Tłumaczę sobie, że Schneider to dorosły, mądry facet i wie co robi.
   - Obyś miał rację, Till.
   - Będzie dobrze, zobaczysz. Teraz, musimy skupić się na Oliverze.
   W tym momencie, trzasnęły drzwi wejściowe. Skarciłam Lindemanna wzrokiem, że znowu ich nie zamknął. Do salonu z impetem wpadła Alex z szerokim uśmiechem na twarzy. 
   - Cześć kochani! - stanęła naprzeciw nas i wyciągnęła przed siebie obie ręce. Trzymała jakąś karteczkę. Przymrużyłam oczy i spojrzałam na niewielki kawałek kartki.
   - Niech zgadnę. To numer do ośrodka w Schwerinie, tak? - zapytałam unosząc lewą brew.
   - Brawo Laura, to ten numer. - kucnęła, a dłonie oparła o nasze kolana - Zadzwonimy tam z Doomem i dziś po południu składamy wizytę Olliemu.
   - Paul i Richard będą? - zapytałam. 
   - Nie mają innego wyjścia. Christoph będzie z nimi rozmawiał. On ich przekona.
   - Ich może tak, z Oliverem tak łatwo nie pójdzie. - burknął Till z widocznym zwątpieniem na twarzy. Obie z Alex spojrzałyśmy na niego karcąco. - No co się tak patrzycie?
   - Nie zakładaj z góry najgorszego. Uda się, innej opcji nie ma. Będziemy siedzieć u niego tak długo, aż ulegnie.
   Uniosłam kciuk w górę i pokiwałam głową, kiedy Alex skończyła pouczać Tilla, który notabene w dalszym ciągu nie tryskał entuzjazmem. 
   Dziewczyna Dooma podniosła się z kucek i pożegnała się z nami całusem w policzek.
   - Po południu do was zadzwonimy i dogadamy się o której godzinie i gdzie się spotykamy. Idę do domu, muszę przypilnować Christopha, by porozmawiał z naszymi dwoma królewiczami. No to do zobaczenia.
Tego samego dnia, godzina 15:00...
   Staliśmy pod galerią handlową i czekaliśmy już tylko na Richarda. Paul przywitał się ze mną bezuczuciowym "cześć" i nic więcej do mnie nie powiedział. Zrobiło mi się przykro, ale uczucie to zastąpiła ulga, gdyż moim oczom ukazał się Richard. Jego twarz wyglądała już dobrze. Kiedy mnie zobaczył, podszedł, uściskał mnie tak mocno, że zabrakło mi tchu i równie mocno pocałował mnie w oba policzki. Till z uśmiechem szepnął mi do ucha, że mam teraz na twarzy dwa czerwone punkty. Dźgnęłam Reesha w plecy. Kiedy się obrócił, wtuliłam się mocno w niego, następnie stanęłam na palcach, by zbliżyć się do jego głowy.
   - Tęskniłam za tobą, braciszku.
   Nie odpowiedział, tylko zmierzwił moje włosy i posłał mi piękny, ciepły uśmiech. Dostrzegłam kątem oka, że na twarzy Flake'a maluje się bardzo szeroki uśmiech.
   - Chodźmy już, bo od tego czekania zrobiło mi się zimno! - jęknął Doom, patrząc z wyrzutem na Richarda.
   - Schneider jak zawsze idealny i punktualny. - odpyskował mu Kruspe - Wiecie co, chodźmy, bo faktycznie chłodno jest dzisiaj.
   - No popatrz, niemożliwe! 
   Zignorowaliśmy dalsze uwagi, które Christoph kierował pod adresem Richarda i ruszyliśmy do domu Olivera. 
   Miałam pewne obawy. Niby nie szłam sama i nic mi nie groziło, ale świadomość, że Olli jest chory jakoś potęgowała strach, który mimo wszystko nie przytłaczał mnie dzięki temu, że obok był Till.
   Szłam zapatrzona w plecy Richarda, a wesołe rozmowy przyjaciół były jakby za mgłą. W pewnym momencie nie wytrzymałam i dźgnęłam Reesha w prawą łopatkę. Przystanął, a kiedy zrównałam się z nim, objął mnie ramieniem. Oplotłam go w pasie ręką.
   - Dlaczego się nie odzywałeś? - zapytałam wpatrzona w przestrzeń przede mną. Byłam tak mocno wtulona w brata, że poczułam na sobie, jak bierze bardzo głęboki wdech.
   - Oj, przecież wiesz. - odparł lakonicznie i potarł moje ramię.
   - Nie wiem.
   - Laura, ciężko mi o tym mówić...
   - Kiedyś musimy o tym porozmawiać szczerze i otwarcie. - odważyłam się ściągnąć na siebie jego wzrok i spojrzałam mu prosto w oczy. Fakt, nie chciał dyskutować na ten temat, ale postanowiłam, że dziś wszystko sobie wyjaśnimy.
   - Tak prawdę mówiąc, to masz rację... Dobrze, porozmawiajmy, a skoro jestem przy głosie, to pozwól, że zacznę. Zachowałem się wobec ciebie i Paula karygodnie. Szczególnie wobec ciebie. I wszystko to, co mi powiedziałaś, było prawdą. - zwiesił głowę - Nie chciałem ci wchodzić w drogę po tym wszystkim.
   - Ale ja tęskniłam za tobą.
   - Wywnioskowałem, że jest ci to na rękę że się nie odzywam, bo ty również nie dawałaś znaków życia.
   - Bo nie potrafiłam przyznać się do czegoś przed innymi, a nawet przed sobą.
   - Do czego?
   - Do tego, że mimo całej akcji jaką odstawiłeś, w dalszym ciągu cię kocham braciszku.
   Objęłam go drugą ręką i poczułam, jak Richard całuje mnie w czubek głowy. Zerknęłam ukradkiem w stronę Tilla i zauważyłam, że zażarcie dyskutuje z Christianem i patrzy na mnie i Richarda. Uśmiechnęłam się, uzewnętrzniając tym samym moje szczęście.
   - To co, kochana, myślę, że musimy nadrobić te dni, w których się nie widzieliśmy.
   Pokiwałam z entuzjazmem głową i spojrzałam wprost w jego niebieskie oczy, w których było mnóstwo radości. W końcu nie wytrzymałam i zrobiłam coś, co ściągnęło na nas spojrzenia przyjaciół, oraz przechodniów.
   - Kocham cię braciszku! - krzyknęłam i wręcz wskoczyłam w ramiona Kruspego, który podniósł mnie i zachichotał wesoło przez łzy. Widziałam, jak na twarzach wszystkich, oprócz Paula malują się uśmiechy.
   - Tak bardzo za tobą tęskniłem.
   Otarłam łzy z jego buzi.
   - A ja za tobą. Richard. Było, minęło, zapomnijmy o tym, proszę.
   - Zapominamy.
   W pewnym momencie, Flake podszedł i objął nas obydwóch.
   - Nawet nie wiecie, jak dobrze znów widzieć was takich zgodnych.
   Poklepałam Christina po plecach, a drugą ręką otarłam ostatnią łzę z policzka Richarda.
   - Dobra, skończcie już tą szopkę na środku chodnika i chodźcie.
   Wszystkie spojrzenia skupiły się na Paulu, który stał ze zniesmaczoną miną i tupał nerwowo nogą. Richard postawił mnie na ziemię, przytulił do siebie i ruszył, pociągając mnie za sobą. 
   - Wiesz co, Paul? Bądź tak łaskaw i nie psuj nam nastrojów.
   Po uwadze Tilla, Landers zamilkł jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie wiem o czym rozmawiali przez resztę drogi. Byłam zbyt zajęta czerpaniem przyjemności z obecności Richarda. Mojego brata, którego odzyskałam i nie zamierzałam już nigdy stracić.
Przed domem Olivera...
   - Jakoś czarno to widzę...
  Przenieśliśmy wszyscy oczy na Tilla. Wzruszył ramionami i utkwił wzrok w drzwi, do których przed sekundą zapukał Flake. Kiedy otworzyły się, a w progu stanął Oliver, odruchowo skuliłam się w ramionach Richarda. Brat przycisnął mnie mocno do swojej piersi, a jego silne ramiona stworzyły bezpieczną barierę. 
   - Coś się stało, że przyszliście wszyscy razem? - zapytał Oliver zerkając na mnie. Richard momentalnie zacieśnił uścisk.
   - Stało się, ale na szczęście jest na to sposób. - wtrącił niepewnie Doom. Olli przymrużył oczy.
   - Zapraszam.
   Otwarł drzwi na oścież i odsunął się od nich. Wchodząc, Reesh chwycił mnie mocno w pasie i szepnął do ucha, że mam się niczego nie bać. Zapytałam go dyskretnie skąd wie. Powiedział, że od Alex. 
   Weszliśmy do salonu. Usiadłam na kanapie. Po mojej lewej siedział Till, po prawej Richard. Przysunęli się do mnie obaj najbliżej jak się dało, by zapewnić mi maksymalne bezpieczeństwo. Siedzący nieopodal Paul miał bardzo zdziwioną minę, kiedy patrzył to na mnie, to na Reesha.
   - Słucham, co was sprowadza?
   Popatrzyliśmy wszyscy po sobie. Jedynym odważnym okazał się Flake. Chrząknął i przeszedł do sedna sprawy.
   - Wszyscy już wiemy, dlaczego Laura ma złamaną rękę, i co działo się między wami przez ostatni czas.
   Oliver świdrował spojrzeniem biednego Christiana, a ja odruchowo chwyciłam pod ramię moich dwóch ochroniarzy.
   - To nie jest normalne. - dokończył Lorenz i cierpliwie czekał na odzew ze strony basisty.
   - Co jest nienormalnego w tym, że ktoś się zakochuje? - zapytał spokojnie nie odrywając wzroku od Flake'a.
   - W tym akurat nic, fakt, ale u ciebie to już nie jest miłość, tylko chora obsesja. Popatrz na nią, ona się ciebie boi.
   Przypatrzył mi się. 
   - Nie jest w takim razie wystarczająco dojrzała, skoro boi się takich uczuć.
   Zacisnęłam dłonie w pięści. Till i Richard jak na komendę rozluźnili moje palce.
   - Zapewniam cię, - pierwszy raz odezwał się Christoph - że Laura jest bardzo dojrzała. Flake ma rację, problem tkwi w tobie. Obrałeś sobie ją jako cel, ofiarę. To jest chore, to jest obsesja i ty musisz to leczyć.
   - Chcecie mi zasugerować, że jestem psycholem?
   Spokojny ton jego głosu sprawił, że wszyscy zapomnieli języka w ustach. Ponownie zapanowała cisza, którą przerwał milczący dotąd Till.
   - Oliver, nie przyszliśmy tu, by cię obrażać, tylko żeby ci pomóc. Musisz w końcu zrozumieć, że to, co się dzieje nie jest normalne. Nie możesz chcieć za wszelką cenę zatrzymać przy sobie Laury. Ona nie boi się miłości, boi się twojej obsesji.
   - To co? Mam się wynieść z Berlina? A może od razu się zastrzelę, czy coś?
   - Przestań zachowywać się jak dziecko. - wtrąciła Alex z wyraźnym poirytowaniem - Mam znajomego w Schwerinie. Dał mi numer do ośrodka, w którym leczy się ludzi z podobnymi problemami. - przerwała i zerknęła spod czerwonej grzywki na Olivera, którego twarz powoli zaczęła zmieniać kolory - Martwimy się o ciebie i wspólnie doszliśmy do wniosku, że musisz się tam zgłosić, by znowu wszystko było tak, jak dawniej.
   Basista wstał z głośnym westchnięciem i zrobił kilka kroków w stronę holu. Podparł się pod boki i ze stoickim spokojem wskazał drzwi.
   - Wynocha. Wszyscy. Teraz.
   - Oliver, daj sobie pomóc. - warknął Richard.
   - Wyjdźcie, dopóki jestem spokojny.
   Till szepnął coś do Richarda nad moją głową. Nie zrozumiałam co, ale Richard kiwnął głową i dał wszystkim dyskretnie znak, że wycofujemy się. 
   - No przecież mówiłem. - odezwał się Till z kpiącym uśmieszkiem, rozkładając ramiona - Mówiłem, że nic z tego nie będzie, ale nie. Wszyscy byli oczywiście mądrzejsi. I kto miał rację?
   - Wykrakałeś to! - warknęła oskarżycielsko Alex, mierząc w Tilla wskazującym palcem. - A poza tym, to kto powiedział, że zmierzamy odpuścić? - zapytała patrząc pogardliwie na Lindemanna.
   - Taa, już to widzę, jak Oliver biegnie do Schwerina na leczenie. 
   - Założymy się?
   - Proszę bardzo, o co?
   - O zgrzewkę piwa?
   - Niech będzie!
   Popatrzyliśmy wszyscy po sobie, podczas gdy Alex z Tillem wciąż się przekomarzali. 
   - Zamknijcie się w końcu i chodźmy już stąd. - burknął Christoph zapinając kurtkę pod samą szyję.
   Pociągnęłam za rękę Tilla, Doom Alex i zawiedzeni, że nic nie wskóraliśmy, rozeszliśmy się do domów.
Tego samego dnia, wieczorem...
   - Oj, Laura nie martw się. - jęknął Reesh, owijając mnie szczelniej kocem. Mimo podłego nastroju uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Już zapomniałam jak przyjemnie móc spędzić wieczór w towarzystwie ukochanego brata. Moje szczęście z tego powodu udzieliło się również Tillowi, bo siedział cały czas obok i przyglądał się nam, a jego oczy wręcz promieniały.
   - Myślicie, że uda nam się namówić go na leczenie? - zapytałam po czym rozburzyłam kokon z koca i przykryłam Richarda.
   - Ja w cuda nie wierzę.
   - Wiesz co, Till? Tylko ty potrafisz tak zmobilizować do dalszego działania. - rzuciłam mu oskarżycielskie spojrzenie. W odpowiedzi otrzymałam wzruszenie ramionami.
   - Musi się udać, jestem przekonany, że w końcu dotrze do niego, że nie wymiga się od leczenia.
   - Nie możemy go przecież zmusić, Richardzie.
   - Nie mówię o zmuszaniu. Przekonamy go. - puścił mi oko. Uśmiechnęłam się i oparłam głowę o jego pierś.
   - Najważniejsze, że się pogodziliście. - wtrącił Till.
   - Też się bardzo cieszę z tego powodu. Cholernie tęskniłem za Laurą i byłem przekonany, że już nigdy nie będzie między nami dobrze.
   - A ja dzisiaj w końcu zrozumiałam, że nie potrafię żyć ze świadomością, że straciłam brata. 
   Pocałowałam go w policzek i przyłożyłam głowę z powrotem do jego piersi, dzięki czemu wyraźnie słyszałam, jak pracuje jego serce. Przypomniałam sobie, jak Flake nas przytulił. Jego też bardzo ucieszyła ta sytuacja, bo on również ubolewał nad tym, że ja i Richard oddaliliśmy się od siebie. Till i Christian są tacy kochani. Jestem dumna, że mam przyjaciół, którzy potrafią cieszyć się szczęściem innych. 
   Ciało Reesha emanowało ciepłem, a koc, którym byliśmy obaj owinięci sprawiał, że owo ciepło nie rozprzestrzeniało się dalej, tylko zostawało przy nas. Do tego rytm bicia jego serca podziałał na mnie bardzo uspokajająco. Moje powieki robiły się z każdą sekundą coraz cięższe, aż w końcu straciłam świadomość tego, co dzieje się wokół mnie.
***
   Poczułam, że moja obecna pozycja jest leżąca. Nie czułam już tego ciepła i nie słyszałam serca Richarda. Otworzyłam leniwie oczy. Byłam w moim łóżku, a nade mną stał mój brat i przykrywał mnie delikatnie kołdrą.
   - Śpij. - szepnął i odgarnąwszy włosy, pocałował mnie w czoło.
   - Mmm... Nie idź...
   - Mam zostać? - zapytał siadając obok. Pokiwałam głową. 
   - Naprawdę się stęskniłam...
   Usłyszałam cichutki śmiech, a następnie poczułam na sobie ramię Richarda. Zamknęłam oczy i chyba usnęłam, bo ponownie straciłam kontakt z otoczeniem.

1 komentarz:

  1. cóż mogę powiedzieć? odcinek genialny, jak każdy zresztą. spróbuj tylko zaprzeczyć a poznasz bliżej mojego bejsbola :P

    wiem co czuje Laura z gipsem bo sama go miałam, chociaż nie gips a szynę gipsową ale w zasadzie było to to samo :/ przerąbane jednym słowem :/

    cóż się taki mój chłopak nerwowy zrobił? mam nadzieję, że nie jest to związane z jego przedsięwzięciem...

    pogodzenie się Laury i Reesha to najsłodsza i najpiękniejsza część tego odcinka :3 och, ja też bym chciała mieć takich przyjaciół jak nasza bohaterka :3

    początkowo obawiałam się, że wizyta u Olivera zakończy się bójką ale ulżyło mi, gdy tak się nie stało. nie chciałabym aby znowu się wszyscy bili. chociaż powiem szczerze że czuję lekki niedosyt po zachowaniu Riedela, ale cieszę z drugiej, że tak to się skończyło.

    muahahahahaha... ja zakładająca się z Tillem ^^ chciałabym to widzieć xD albo nie... prędzej chciałabym widzieć jak Doom ciągnie mnie wściekłą iż przerwano mi kłótnię z Lindemannem muahahahahaha... xD

    skrzynka Paulanera! hehe xD

    mam ochotę wziąć sztachetę i walnąć nią prosto w Tilla żeby zamknął się i nie krakał więcej że nic z leczenia Olliego nie wyjdzie...

    cofam to co mówiłam o pogodzeniu się Laury i Reesha, że to najsłodsza scena :P najsłodsza scena to ta w której Laura poprosiła Kruspego o pozostanie <3 <3 <3

    wiem, że to lakoniczny komentarz ale wiesz w jakiej jestem obecnie sytuacji...

    weny, weny i jeszcze raz weny :***********

    OdpowiedzUsuń