11.11.2013

34. "Spotkanie po latach"

   To było normalne popołudnie. Nieco leniwe, spokojne, towarzyszyła mi muzyka i kubek herbaty. Błogie lenistwo prysnęło jak sen złoty z chwilą, gdy do mojego pokoju wpadła Amelia. Cmoknęła mnie przelotnie w policzek i rozsiadła się na krześle. Odstawiłam kubek na biurko i przyjrzałam się brunetce.
   - Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? - zapytała upijając łyk mojej herbaty.
   - Chyba nie... A dlaczego?
   - W takim razie idziemy do Mordoru. Ubierz się jakoś fajnie, o dziewiętnastej jestem po ciebie.
   Uniosłam brwi. Miałam wrażenie, jakby moja przyjaciółka nagle zaczęła mówić po węgiersku.
   - Chyba nie jestem w temacie. - odparłam cicho. Ame pokręciła głową.
   - No tak, zapomniałam, że ciebie nie było...  Kiedy ty balowałaś w Niemczech, w naszej pięknej stolicy otworzyli knajpę Mordor. To świetne miejsce, w którym na okrągło leci mocny rock i metal i przesiadują tam tylko fani ciężkich brzmień. 
   - Idealne miejsce dla nas? - zapytałam uprzedzając tym samym Amelię.
   - Czytasz w moich myślach. To co?
   - No dobrze, niech będzie. O dziewiętnastej u mnie.
   Ciemnobrązowe oczy mojej przyjaciółki błysnęły radośnie. Przytuliła mnie i pobiegła do siebie, by zacząć się przygotowywać.
   Wyszłam z pokoju i usiadłam na oparciu kanapy, gdzie mama oglądała Jednego z Dziesięciu. 
   - Czemu Amelka tak szybko wyszła? - zapytała obracając w dłoni pilota.
   - Pognała się przygotować. Właśnie, jeśli mowa o przygotowywaniu... Chcemy dziś wieczorem wyskoczyć do knajpy.
   Zauważyłam, że mama zrobiła się czujna. Przełknęłam ślinę.
   - Do jakiej knajpy? - zapytała przenosząc swój wzrok na mnie. Jej zielone oczy patrzyły na mnie tak samo, jak oczy Tilla.
   - Mordor... - odparłam niepewnie i spojrzałam na nią. Zamyśliła się. Po chwili ciszy przełożyła długie, czekoladowe włosy na prawe ramię.
   - To ten nowy bar dla metalowców?
   - Tak, to ten bar.
   Westchnęła. Moja mama w niewielkim stopniu myśli o metalach stereotypowo. Na szczęście małymi kroczkami udaje mi się przekonać ją do zmiany zdania o tym gatunku muzyki i jego fanach.
   - No dobrze, idźcie. - powiedziała w końcu głaszcząc mnie po dłoni. - Powiedz tylko o której tata ma po was przyjechać.
   - Koło północy?
   - No dobrze, przecież masz dziewiętnaście lat, wiesz co robisz.
   Pocałowałam mamę w czoło i poszłam do pokoju. Otworzyłam szafę i rzuciłam okiem na moje ubrania. Zdecydowałam się na czerwone rurki, nową koszulkę Systemu, glany i skórzaną kurtkę.
   Zerknęłam na zegar. Osiemnasta... Pobiegłam do łazienki i stanęłam przed lustrem. Długo myślałam co zrobić z włosami aż doszłam do wniosku, że zostawię rozpuszczone. Przebrałam się już w koszulkę i rurki. Założyłam na włosy opaskę i przystąpiłam do wykonywania makijażu. Nałożyłam na twarz odrobinę pudru, oczy obrysowałam czarną kredką i delikatnie podkreśliłam rzęsy tuszem.
   Ściągnęłam opaskę z włosów i przeglądnęłam się. Kiedy stwierdziłam, że wszystko jest w porządku, wyszłam z łazienki i rzuciłam okiem na zegar. Za piętnaście siódma. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo chyba pierwszy raz w życiu wyrobiłam się w czasie. Ledwo zarzuciłam na siebie kurtkę, gdy rozległ się dzwonek. Otworzyłam drzwi wejściowe. 
   Amelia była ubrana prawie identycznie. Różnica polegała na tym, że jej spodnie były czarne, a kurtka była brunatna.
   - Wyglądamy jak siostry. - zauważyła uśmiechając się.
   - Od dłuższego czasu odnoszę wrażenie, jakbyśmy nimi były. - odparłam. - Tata przyjedzie po nas o północy.
   Kiwnęła głową z zadowoleniem.
   - Wychodzimy! - krzyknęłam do mamy. Wyszłyśmy z bloku i biegiem udałyśmy się na autobus, który lada moment miał odjechać.
Dwadzieścia minut później, bar Mordor...
   Przed budynkiem stał wysoki, umięśniony ochroniarz, sprawdzający dowody tożsamości. Nad drzwiami widniał neonowy napis z nazwą baru, świecący na czerwono. Już od progu, w twarz uderzyła mnie fala gorąca. Przeszłyśmy przez długi korytarz. Na ziemi była czarna wykładzina, a ściany były z cegieł. Wzdłuż korytarza na ścianach były palące się pochodnie. Wstrzymałam powietrze z wrażenia. Było tu czuć mrok, swego rodzaju ciężar muzyki, którą preferowali ludzie spędzający tu czas i tajemniczość. 
   Amelia pociągnęła mnie w prawo. Weszłyśmy do głównej sali. Na ścianach tak samo jak w korytarzu były pochodnie, na podłodze ta sama, czarna wykładzina. Na środku sufitu wisiał wieki żyrandol w stylu retro. W samym końcu sali stał bar, a za nim długowłosy facet. Słowem, mrok w najczystszej postaci.
   - Niech cię nie zmyli wygląd. - wydarła się do mnie Amelia. Akurat grali Iron Maiden, więc brunetka musiała się namęczyć, by przekrzyczeć muzykę. - To nie jest miejsce tylko dla fanów najcięższego i najczarniejszego z możliwych gatunków metalu.
   Rzuciłam jej pytające spojrzenie. Zaprowadziła mnie do gabloty, w której znajdowały się zdjęcia zespołów, których muzykę słychać tu najczęściej. Grupy były podzielone na gatunki. Trash metal, black metal, death metal, heavy metal, power metal, hard rock, nu-metal... Moją uwagę przykuła rubryka z zespołami, których nie da się jednoznacznie określić. Znajdował się tam System Of A Down i...
   - Rammstein! - pisnęłam w ucho Ame. Pokiwała głową z uśmiechem. 
   - Często ich tu słychać. Szczególnie utwory z Herzeleid.
   Przyjrzałam się fotografii. Moi przyjaciele pozowali do zdjęcia w typowo industrialowych strojach. 
   - Chodź, napijemy się piwa. - zaproponowała Ame.
   Ruszyłyśmy do baru. Kiedy przeszłyśmy salę, usiadłyśmy na wysokich krzesłach. Amelia zapukała kilkakrotnie w ladę. Długowłosy barman podszedł do nas i przyjął zamówienie.
   Kilka chwil później, wysokie kufle z piwem stały już przed nami. Wzięłam jedną ze słomek i wrzuciłam do napoju.
   - Laura, to ty?!
   Założyłam włosy za ucho i zerknęłam na barmana.
   - Nie wiem czy ja, ale tak, mam na imię Laura. - odparłam z uśmiechem. Chłopak poklepał mnie po ramieniu, co mnie zdezorientowało.
   - Starego znajomego nie poznajesz?!
   Teraz, obie z Ame wlepiłyśmy oczy w niego. Patrzyliśmy się na siebie całą trójką, aż w pewnym momencie poznałam.
   - Bartek?
   - Brawo, Scherlocku! Kopę lat!
   Nachyliłam się nad ladą i przytuliłam kolegę. Bartek, to mój znajomy z podstawówki, chodziliśmy do jednej klasy. Nie widziałam go ładnych parę lat. Bardzo się zmienił...
   - Bartuś, nie mów, że to ty! - pisnęła Amelia, po czym również przywitała się z nim.
   - Całe lata was nie widziałem! Co się z wami działo?
   - Obie jesteśmy wykwalifikowanymi fryzjerkami. Amelia szuka pracy, a ja niedawno temu wróciłam z Niemczech.
   - Co tam robiłaś? - zapytał z zaciekawieniem.
   - Nie wiem, czy uwierzysz, ale zaprzyjaźniłam się z członkami Rammstein i jestem ich stylistką.
   Reakcja Bartka była do przewidzenia. Wybałuszył oczy, a kilka sekund później zaniósł się szyderczym rechotem.
   - Zapytaj jej rodziców, jak nie wierzysz! - skarciła go Ame. - A najlepiej wpadnij jutro do Laury, ona zadzwoni do Tilla, porozmawiasz sobie z nim osobiście.
   - Nie... Dziewczyny, wkręcacie mnie.
   - Bartek, żebym była tak zdrowa, jak mówię prawdę. - uderzyłam się w pierś. Drwiący uśmieszek znikł z twarzy Bartka.
   - Ale jaja... Laura, załatw mi autografy.
   Uśmiechnęłam się głupio.
   - Nie wiem, kiedy tam wrócę...
   - Dlaczego?
   - Hm... Powiedzmy, że za dużo się wydarzyło.
   Kiwnął głową. Całą salę wypełnił utwór Know Systemu. Z przerażeniem spojrzałam w stronę Ame, która już machała swoimi długimi włosami na wszystkie strony. W końcu jej czupryna wylądowała w kuflu z piwem. Zaklęła głośno i odebrała od zanoszącego się śmiechem Bartka kawałek papierowego ręcznika i odsączyła włosy.
   - Trzeba wam przyznać, znacie się na swoim fachu. Piwo podobno dobrze robi na włosy.
   Parsknęłam śmiechem, a Ame zgromiła nas wzrokiem.
   - Wybieracie się na System w grudniu? - zapytał Bartek nalewając piwa jakiejś dziewczynie.
   - Oczywiście, już mamy bilety. - odpowiedziałam z dumą. - Na płytę. - dodałam po chwili.
   - Ja też! To co, widzimy się pod barierkami?
   - Oczywiście. 
   Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Nie spodziewałam się, że spotkam kolegę z podstawówki, pracującego w barze rockowo-metalowym.
Około godziny dwudziestej trzeciej...
   Alkohol, który w siebie wlałam sprawił, że nie byłam pijana, ale mój humor stał się wręcz idealny. Zaczęliśmy z Bartkiem i Ame wspominać podstawówkę i wszystkie krzywe akcje, które robiliśmy. Zamykanie się w szatni przed wuefem, złośliwe rzucanie piórników na klasowe meble, pisanie na tablicy Amelia to głupek, dorysowując oczywiście obok karykaturę Ame, robienie tzw. puderków po szkole, wrzucanie do zasp śnieżnych, sypanie śniegu za kołnierz... Kiedy któreś z nas rozchorowało się od tych zimowych zabaw, pozostali przychodzili w odwiedziny, z własnoręcznie wykonaną laurką z napisem przepraszamy, a pod spodem zawsze było narysowane wielkie, czerwone serce.
   - Nie wiecie nawet ile bym dała, by te czasy wróciły... - wtrąciłam, wracając ze świata wspomnień.
   - Fakt, to były piękne lata. - zawtórował mi Bartek.
   - Do której macie tu czynne? - zapytałam.
   - Do północy, właściwie powinienem już zacząć tu ogarniać...
   To mówiąc, Bartek odszedł od baru i zabrał się za zbieranie kufli ze stolików. Zauważyłam, że do baru wszedł tata. Rozglądnął się wokół i uśmiechnął głupio.
   - Szlag by to trafił, że nigdy nie miałem czasu tu zajrzeć! - oburzył się. - Klimat zajebisty, porządna muzyka napierdala tak głośno, że na drugim końcu miasta słychać, zajebiście, zajebiście...
   Wymieniłyśmy z Amelią spojrzenia i parsknęłyśmy śmiechem. Tata przywitał się z nami, ale kiedy rozpoznał Bartka, nie mógł uwierzyć własnym oczom.
   - Bartuś, wyrobiłeś się! - pochwalił i strzelił go w plecy otwartą dłonią. - W podstawówce byłeś takim małym pierdkiem ostrzyżonym na grzybka z przedziałkiem na środku głowy, a teraz? 
   Bartek nieco się speszył.
   - Też jedzie na koncert. - wtrąciła Amelia, chcąc rozładować atmosferę.
   - Serio?! No, stary, widzimy się pod barierkami. - zmierzwił jego długie, jasne włosy. - Dobra, moje panny, idę do samochodu. Pożegnajcie się z Bartkiem i chodźcie.
   Kiedy ojciec opuścił lokal, Bartek podszedł do mnie i przyjrzał mi się. Wzruszyłam ramionami.
   - Laura, twój ojciec to chodząca zajebistość, zazdroszczę.
   Zachichotałam i przytuliłam się po przyjacielsku z kolegą, po czym wyszłyśmy z Amelią z baru.
Następnego dnia...
   Obudziłam się później niż zwykle, bo o dziesiątej. Postanowiłam po śniadaniu zadzwonić do Tilla. Wybrałam numer i czekałam, aż odbierze. 
   - Słucham?
   - Cześć, Till!
   - Lauri, witaj. - oczami wyobraźni zobaczyłam, jak na jego twarzy pojawia się uśmiech. Mimowolnie uniosłam kąciki ust ku górze. - Co u ciebie?
   - Wszystko w porządku, wczoraj byłam w takim nowym barze rockowo-metalowym z Ame. Okazało się, że na barze pracuje mój kolega z podstawówki. Jest waszym fanem i prosił mnie o autografy.
   Zaśmiał się. 
   - Nie ma problemu. Jeżeli zależy mu na nich natychmiast, wyślemy pocztą. Chyba, że podpiszemy jak wrócisz...
   - No, zobaczymy jeszcze. - odpowiedziałam wymijająco. - Mów co u was?
   - Paul przelał Christophową czarę goryczy.
   - Co to znaczy? - zaniepokoiłam się.
   - Poszedł do niego namawiać na powrót do zespołu. Doom był już tak poirytowany, że przywalił mu w oko i Landers wygląda teraz, jakby ktoś mu machnął powiekę fioletowym cieniem.
   Wstrzymałam oddech. No i stało się. Christoph w końcu nie wytrzymał. Zaciekawiło mnie co popchnęło Paula do walczenia o Rammstein. Nie omieszkałam o to zapytać.
   - Mówił ostatnio, że miałaś rację mówiąc mu, że nie powinien się wypinać na zespół... Wziął sobie twoje słowa do serca.
   Pokiwałam głową z uznaniem.
   - Super. Jestem dumna, że choć trochę przyczyniłam się do ratowania zespołu. Ale Till, proszę, nie łaźcie już do niego cały czas, bo w końcu komuś innemu przywali.
   - Wiemy, wiemy... Już nikt nie mówi przy nim o zespole. 
   - No i tak na razie zostawcie, dajcie mu spokój jakiś czas.
   - Nie bój się Lauri.
   - Ja tam wolę się o was bać, wariaty... Olli się odzywa?
   - Tak, dzwoni. Czuje się dobrze, ale nie może się doczekać, aż terapia się skończy.
   - No tak. Chyba nikt nie chciałby spędzić sześciu tygodni w towarzystwie czubków.
   Zaśmialiśmy się obaj. Mama krzyknęła z kuchni, bym pozdrowiła Tilla. Mój tata numer dwa podziękował i również pozdrowił rodziców.
   - Lauri kończę, Richard ma wpaść na mecz. Ściskam cię, słoneczko.
   - Ja ciebie też. Trzymaj się.
   Odsunęłam telefon od ucha i uśmiechnęłam się do niego głupio. Odłożyłam go na swoje miejsce i weszłam do kuchni, gdzie mama zaczynała przygotowywać się do gotowania obiadu.
   - Pomogę ci. - powiedziałam i wzięłam obieraczkę do warzyw i ziemniaki.
   - Świetny pomysł, córuniu. Razem przygotujemy obiad raz, dwa. Tata będzie dziś wcześniej w domu, musimy się pośpieszyć.
   - No jasne... A co dzisiaj jemy?
   - Schabowe. - odpowiedziała i przewróciła oczami. Parsknęłam śmiechem. Mama warknęła złowieszczo.
   - No tak... - westchnęłam i zaczęłam obierać pierwszego ziemniaka. - Ulubione danie tatusia.
   - Lauri, nie rozbrajaj mnie chociaż ty... - fuknęła. - Te jego cholerne schabowe mi już bokiem wychodzą. Proponuję zawsze tyle innych, dobrych rzeczy... Fakt, czasami zgodzi się na jakieś szaleństwo, na przykład spaghetti, naleśniki, albo kurczaka.
   Kolejny raz roześmiałam się. Spojrzałam na mamę znad garnka z ziemniakami przepraszająco. Machnęła ręką i zabrała się za przygotowanie mięsa, na które nie może już patrzeć.
Wieczór, dom Ame...
   Dziś, to ja nocowałam u mojej przyjaciółki. W jej domu, czułam się zupełnie tak, jak u Tilla. Dom był bardzo duży i mimo, że nie byłam tu z nikim spokrewniona, traktowano mnie jak członka rodziny.
   Oglądałyśmy właśnie Forrest Gump z Amelią i jej rodzicami, zajadając się popcornem.
   - Jak to jest, pracować jako stylistka zespołu muzycznego? - zapytała mama Amelii.
   - Tak na prawdę to ciężko mi powiedzieć... Czesałam ich tylko na jeden koncert, do tego odbywający się w niewielkim klubie... 
   - Tak, Amelka wspominała że Rammstein zawiesił działalność.
   Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, do pani Nowickiej, gdyż ona jako pierwsza nie użyła sformułowania "rozpad", zamiast tego mówiąc o zawieszeniu działalności.
   - Staram się być dobrej myśli.
   - Tak trzymaj, słonko. Jeszcze nic straconego.
   - Dziękuję. - odparłam i zrobiłam łyk coli. Przeniosłam swój wzrok na ekran telewizora i ponownie skupiłam się na fabule filmu.
__________________________________
Moja kochana Alexandro Schneider-Lindemann-Darska... (przepraszam Cię, jeszcze nie zczaiłam wszystkich nazwisk :P)
Ten o to owoc mojej bezsenności dedykuję Tobie, gdyż to właśnie Ty wymyśliłaś nazwę baru, a za tym poszedł już odcinek. Bardzo Ci dziękuję. ;**

1 komentarz:

  1. Pani Landrs-Kruspe-Malakian, bardzo dziękuję za dedykację :* nie przesadzaj, ja tylko wymyśliłam nazwę klubu, nic więcej... głupio mi się zrobiło :P

    dobra, przechodzę do komentowania ^^. będzie mało składnie i mało logicznie, wybacz mi :*

    uwielbiam mamę Laury, akceptuje zainteresowania swojej córki i to mi się w niej podoba xD niestety moja... no cóż, inna bajka -.-'

    jaka niespodzianka! w Mordorze grają R+ i SOAD? juuuhuuu!!! podaj mi tylko namiary na ten klub i jadę tam ^^. dobra, wiem, że ten klub nie istnieje :P

    jak miło, że Laura i Ame spotkały kolegę z dzieciństwa ^^. to jest takie słodkie, kiedy spotykasz kogoś po paru latach i możesz z nim powspominać stare dobre czasy :)

    jakkolwiek to zabrzmi: kocham ojca Laury!!! też chcę takiego rodzica, który uwielbiałby taką samą muzykę co ja xD co prawda mój tata słucham ACDC itp. no ale nie okazuje swojego entuzjazmu tak jak ja... :/

    też nie cierpię schabowych -.-' jak tylko mogę to omijam je szerokim łukiem. zdarza się jednak, że muszę je zjeść... :/ bleee...

    Forrest Gump, piękny film ^^. "Go Forrest, Go!!!" - epicki cytat z tego filmu który przeszedł do historii xD muszę poszukać płyty i go obejrzeć raz jeszcze xD

    to tak, słowem podsumowania, rozdział zajebisty jak zawsze, ale Ty o tym dobrze wiesz i tylko spróbuj mi się sprzeciwić, ja wiem gdzie mieszkasz...

    z niecierpliwością oczekuję następnego odcinka, ale najbardziej oczekuję na relację z koncertu, tfu... na cały koncert :P

    moja droga, pisz szybciutko nexty bo ja umrę z niecierpliwości a tego chyba nie chcesz, bo kto będzie pisał MHB i Herzeleid? hełehełehełe... xD

    dobra, kończę ten idiotyczny komentarz życząc Ci mnóóóstwa weny, inspiracji i chęci na pisanie :********************** <3

    OdpowiedzUsuń