23.11.2013

38. "Marzenia się spełniają"

.Daron Malakian.
   Po zamknięciu pokoju hotelowego na klucz, zjechałem windą na parter i usiadłem obok recepcji. Zarzuciłem na bluzę lekką kurtkę. Wychyliłem się i zerknąłem na sytuację na zewnątrz. W niektórych miejscach zalegały niewielkie zaspy śniegu. 
   Ciekawiła mnie reakcja ludzi, gdy wyjdziemy na ulicę. Jasne, że zdaję sobie sprawę z tego, że nie będziemy tak rozpoznawalni jak w Stanach, ale starając się wybiec nieco na przód, schowałem do kieszeni spodni dwa markery.
   Drzwi windy otworzyły się, a ze środka wyszedł Serj, John i Shavo. Wszyscy byli ubrani zdecydowanie grubiej, niż po wyjściu z autokaru. Na ramieniu Shavo wisiała torba, w której jak mniemam znajdował się szkicownik i ołówki. John niósł na szyi aparat. Słowem, wystylizowali się na turystów. Jedynie Serj przegiął z okularami przeciwsłonecznymi, czego nie omieszkałem mu powiedzieć.
   - No, kochany, ale te okulary to sobie daruj. - widząc znad czarnych szkieł unoszące się ku górze brwi kolegi, wskazałem duże okno. - Słońce nie specjalnie razi dziś po oczach. 
   - Oj, czepiasz się. Może dzięki nim nie oblegnie mnie tłum fanów.
   Parsknąłem śmiechem.
   - Jesteś do tego stopnia charakterystyczny, że nic ci nie pomogą te okulary.  
   Chwycił zausznik w dwa palce i powolnym ruchem zdjął okulary, jakby był jakimś światowej sławy detektywem, który właśnie wpadł na rozwiązanie zagadki. Uśmiechnąłem się głupio i wzruszyłem ramionami.
   - Nie wiem jak mam to rozumieć. - odparł kierując się w stronę wyjścia. Ruszyłem za nim.
   - Jako stwierdzenie faktu. Wyróżniasz się z tłumu czy jest w tym coś złego?
   Gdy Tankian otworzył drzwi, od razu schowałem dłonie w kieszenie kurtki i zrównałem krok z przyjacielem.
   - W takich sytuacjach jak ta, owszem, jest to coś złego. - odparł, dyskretnie rozglądając się na boki. 
   - Nie przesadzaj, nie jesteśmy tu jeszcze znani na tyle, by codziennie rozdawać milion autografów. Poza tym, w tych okularach wyglądasz, jakbyś chciał się ukryć. 
   Pokiwał głową na boki. 
   - No dobra, to gdzie idziemy? - zapytał John chłonąc wzrokiem przestrzeń, która nas otaczała. Serj i Shavo wzruszyli ramionami, a ja uśmiechnąłem się chytrze.
   - Zdążyłem porozmawiać z recepcjonistką i ona powiedziała, że powinniśmy pójść do pewnej restauracji, w której serwują polskie potrawy.
   Popatrzyli po sobie zacierając ręce. Rozejrzałem się w poszukiwaniu "dużego, żółtego budynku" jak to określiła kobieta w hotelowej recepcji. Kiedy go odnalazłem, skierowałem się w jego kierunku. Koledzy ruszyli za mną.
   Zaraz za budynkiem miała znajdować się kamienica, a przed nią figura grubego kucharza w fartuchu i tej śmiesznej czapce. 
   Idąc szerokim chodnikiem, rozglądałem się wokół. Podobnie jak w LA, ludzie się śpieszyli. Albo biegli, albo szli bardzo szybkim marszem. Jedynie my, szliśmy bez pośpiechu. Ściągnęło to na nas niejedno spojrzenie. Nie wiedziałem, czy chodzi o to, że znają nasz zespół, czy w tym mieście powolne przechadzanie się jest czymś nienormalnym. Tak czy inaczej, te spojrzenia i ludzie czający się w małych grupkach, szepczący między sobą, w międzyczasie wlepiając w nas gały, zaczynało wkurzać mnie coraz bardziej.
   Odnaleźliśmy nasz cel bez większych problemów. Kiedy weszliśmy do restauracji, poczułem zapach jedzenia, ale był on inny, jaki czułem w Los Angeles. Było w nim coś takiego, że moje ślinianki zaczęły pracować na najwyższych obrotach i chciało się pochłonąć wszystko, co znajdowało się w menu. Słowem, zrobiłem się piekielnie głodny. 
   Znaleźliśmy stolik w dosyć ustronnym miejscu. Odwiesiliśmy kurtki na wieszak i zajęliśmy miejsca. Po chwili podszedł do nas kelner i każdemu z nas dał menu.
   - Przepraszam. - odezwał się Shavo, gdy facet miał już odchodzić. - Czy operuje pan angielskim? 
   - Tak mi się wydaje. - odparł z uśmiechem. - W czym mogę pomóc?
   - Proszę nam coś polecić.
   - Czy mogę prosić pana menu?
   Shavo podał kelnerowi kartę. Mężczyzna otworzył ją i rzucił okiem na spis dań. 
   - Na pierwsze danie, proponuję na przykład żurek lub rosół. Na drugie, kotlet schabowy z kapustą zasmażaną i ziemniakami, albo bigos z chlebem. Na deser zdecydowanie polecam sernik i herbatę z miodem i cytryną.
   Spojrzeliśmy na siebie, na kelnera i kartę dań. Poprosiłem, by facet opowiedział nam z czego składa się każde z dań, które wymienił. Kiedy wszystko stało się jasne, zdecydowałem się na żurek, bigos z chlebem, sernik oraz herbatę.
   Nagle poczułem, że ktoś za mną stoi. Obróciłem się i zobaczyłem dziewczynę, która wyglądała na góra siedemnaście lat. Trzymała w rękach nasze zdjęcie i była przerażona. Uśmiechnąłem się lekko, by dodać jej otuchy. Niestety, zamiast tego, stała się bliska zemdlenia.
   - Hej, spokojnie, żaden z nas cię nie pogryzie. - powiedziałem do niej i mrugnąłem prawym okiem.
   - J-ja... Och, ja wiem, ale... Wie pan...
   - Daron. - odparłem wyciągając w jej stronę dłoń. Podała mi swoją, cholernie drżącą.
   - Monika... Po prostu pierwszy raz w życiu spotykam swoich idoli i czuję się... - przymknęła oczy. - Nigdy nie czułam się tak dobrze. 
   Uśmiechnąłem się. Wygrzebałem markera z kieszeni i wyciągnąłem z jej ręki zdjęcie. Podpisałem się przy swojej podobiźnie i podałem je dalej. Kiedy wszyscy złożyli już swoje autografy, oddałem fotografię Monice.
   - Widzimy się na koncercie? - odezwał się Shavo. Dziewczyna pokiwała energicznie głową, przyciskając do serca nasze zdjęcie.
   - Czy ja mogłabym... - zarumieniła się. - Trochę, przytulić? Was?
   Roześmialiśmy się serdecznie. Wstałem z mojego miejsca i rozłożyłem ramiona. Dziewczyna wtuliła się we mnie tak mocno, że zaparło mi dech. Przytuliłem ją i pogłaskałem po głowie. Poczułem, że zadrżała. Chwyciłem ją za ramiona i odsunąłem od siebie na odległość moich rąk. Płakała.
   - Nie, to nic. - otarła oczy. - Wzruszyłam się.
   Przytuliłem ją raz jeszcze i puściłem, by mogła wyściskać resztę zespołu. Shavo musiał się bardzo schylić, by mogła dosięgnąć ramionami jego szyi. 
   Chwilę później, zostaliśmy przy stoliku sami, ale nie na długo, bo w naszą stronę zmierzał już kelner. Postawił przed każdym z nas głęboki talerz z zupą. Byłem już tak głodny, że momentalnie wziąłem do ręki łyżkę i po nabraniu trochę zupy, wpakowałem ją sobie do ust. Szybko dotarło do mnie, że danie jest gorące. Przełknąłem, parząc sobie gardło, a reszta zaczęła rechotać wesoło.
   Jakiś czas później, dostaliśmy drugie danie, następnie deser. 
   - Pierwszy raz w życiu się tak nażarłem. - stęknął Serj i na siłę dopił resztę herbaty. Kiwnęliśmy zgodnie głowami.
   - To było pyszne. - westchnął z zachwytem John.  
   Nadszedł moment płacenia. W tej chwili wszyscy zorientowaliśmy się, że mamy w kieszeniach dolary. Wymieniliśmy spojrzenia.
   - I co teraz? - syknąłem do Serja. Wzruszył ramionami.
   - Czy jest jakiś problem? - zapytał kelner przyglądając się nam.
   - Na śmierć zapomnieliśmy, że wy tu przecież macie inną walutę. - odparłem drapiąc się po skroni. 
   Facet zaśmiał się, lecz po chwili spoważniał.
   - Tam po drugiej stronie placu jest kantor. 
   - Niech mi pan zapisze gdzieś ile w waszej walucie będziemy płacić, to będę wiedział ile wymienić.
   Chłopaki parsknęli śmiechem, a kelner napisał na kartce sumę w polskiej walucie. 
   Szybko poszedłem wymienić pieniądze. Kiedy wróciłem do restauracji, chłopaki pękali ze śmiechu.
   - Ok, zapłaćmy i nie róbmy już z siebie kretynów. 
   Idąc za radę Shavo, zaniosłem pieniądze kelnerowi, po czym opuściliśmy lokal. John wpadł na pomysł, by wymienić resztę pieniędzy, które wygrzebaliśmy z kieszeni, by drugi raz nie wyjść na kompletnych idiotów.
.Laura.
   Upiłam niewielki łyk piwa i przebiegłam wzrokiem po zgromadzonych w barze ludziach. Nie wiem o czym rozmawiali, gdyż muzyka była bardzo głośna. Jakieś osiemdziesiąt procent ludzi kiwało głowami do rytmu utworu. My z Amelią siedziałyśmy jak zawsze przy barze i rozmawiałyśmy z Bartkiem, który z zazdrością patrzył, jak sączymy piwo przez słomki.
   - Nie mów, że twój ojciec nie zrezygnował z koncertu? - zapytał, wybałuszając oczy ze zdziwienia.
   - Skąd. - odparłam. - Jest tak podekscytowany, że nie potrafi usiedzieć na miejscu. Zobaczysz, jeszcze rozniesie całą płytę.
   Uśmiechnęliśmy się do siebie. Stuknęłyśmy z Amelią naszymi kuflami i upiłyśmy łyk. Usłyszałam, że ktoś siada na krześle obok, więc automatycznie obróciłam się i zamarłam. Kiedy spojrzałam na Amelię i Bartka, parsknęli śmiechem. 
   - Nie śmiejcie się... - szepnęłam nachylając się w ich stronę. - Lepiej zobaczcie kto koło mnie siedzi.
   Widząc ich miny, sama miałam ochotę się roześmiać. W pewnym momencie, Amelia wydała z siebie zduszony pisk i zakryła usta dłonią. Obróciłam się ponownie i prawie spadłam z krzesła. W tym momencie, czterech mężczyzn zwróciło swoje twarze w naszą stronę.
   - O kurwa, o kurwa, o kurwa, o kurwa... - szeptała Amelia.
   - Przecież oni i tak nie rozumieją, co mówisz. - zauważył Bartek nie odrywając wzroku od facetów. Ame momentalnie zmieniła język.
   - What the fuck, what the fuck, what the fuck...
   - O, widzę, że zmieniłaś repertuar?
   - Tak. - odparła Bartkowi. - Samo fuck mogłoby brzmieć dwuznacznie...
   - Odnoszę wrażenie, że nas kojarzycie. - powiedział Daron i zdjął z głowy kaptur. Momentalnie spociły mi się ręce i zaczęłam dziwnie drżeć. Poczułam się tak, jakby ktoś obłożył mnie lodem. Musiałam wyglądać jak kompletna kretynka drżąc i wpatrując się w jego wielkie, ciemne oczy. Kiedy uniósł kąciki ust w uśmiechu, znieruchomiałam. Dopiero po jakiejś minucie odpowiedziałam na jego pytanie.
   - Kojarzymy? Uwielbiamy was po prostu.
   Gitarzysta z uśmiechem przysunął się bliżej mnie, co spowodowało, że na moment mnie zamroczyło. Bezwiednie odchyliłam się do tyłu. Prawie runęłam jak długa na podłogę. Amelia przytrzymała mnie w pasie, a Daron chwycił za nadgarstek i przywrócił mnie do pozycji siedzącej.
   - Słabo ci? - zapytał Malakian.
   - Nie... Tak... Nie, tylko... - uniosłam głowę w górę, wzięłam głęboki wdech i policzyłam do dziesięciu. Po chwili poczułam, że w jakimś stopniu odzyskałam zdolność skonstruowania prostego zdania, więc ponownie spojrzałam na Darona. - Jesteś... Jesteście ludźmi, których bardzo szanuję, a poza tym. - zebrałam w sobie całą odwagę. - Masz coś niezwykłego w oczach.
   Amelia i Bartek dopadli Serja, Johna i Shavo i zaczęli zadawać im masę pytań. Mimo, że w lokalu nie było przesadnie jasno, zauważyłam, że Daron ma czerwone policzki. Uniosłam lewą brew.
   - Dziękuję za komplement. - odparł uśmiechając się pod nosem. - Będziesz na koncercie?
   -  Cała nasza trójka będzie. Plus mój tata.
   - Tata?
   - No a co się tak dziwisz? To zapalony rockman, wszystkich zmiecie spod sceny.
   Odpowiedział mi szerokim uśmiechem. Speszyłam się i zwiesiłam głowę. Czułam na sobie jego wzrok.
   - Tak właściwie, jak ci na imię?
   - Laura. - odparłam ciągle uśmiechniętemu Daronowi. 
   Naszą rozmowę przerwały jakieś dziewczyny, machające gitarzyście przed oczami płytami, które miał podpisać. Dwie z nich uwiesiły się na nim dając do zrozumienia, że mają na niego ogromną ochotę. Chrząknęłam cicho i dołączyłam do Amelii i Bartka.
   - Podobacie nam się. - powiedział Serj i uśmiechnął się szeroko. - Jesteście tacy... Normalni. Możesz zrobić sobie przerwę? - zwrócił się do Bartka. - Pogadamy sobie spokojnie, bo tu ciężko, ciągle ktoś podchodzi i przerywa...
   - Za kilka minut powinien przyjść mój kumpel. Zmieni mnie i możemy iść na zaplecze.
   Zaczęłam się zastanawiać, czy to wszystko to nie jest sen. Uszczypnęłam się w przedramię i nie obudziłam się. Znaczy, że to dzieje się na prawdę. Poczułam dźganie w łopatkę. Obróciłam się i zobaczyłam Darona, trzymającego w ręku mój kufel.
   - Zapomniałaś czegoś. - powiedział i podał mi piwo. Uśmiechnęłam się.
   Chwilę później, dotarł kolega Bartka, więc my, mogliśmy udać się na zaplecze baru. Daron przepuścił mnie w drzwiach z rozbrajającym uśmiechem. Rozsiedliśmy się na dwóch kanapach. Ja, Ame i Bartek na jednej, członkowie Systemu na drugiej.
   - Do tej pory głównie spotykaliśmy napalone panienki, a wy jesteście inni. - wyjaśnił Shavo. - Traktujecie nas tak normalnie, rozmawiacie z nami jakbyśmy nie byli w ogóle rozpoznawalni, to bardzo fajne.
   - No nie wiem, dziewczyny mało nie zemdlały, jak was zobaczyły. - odparł Bartek uśmiechając się chytrze. Ame pokazała mu język.
   - To żałuj, że nie widziałeś swojej miny. - odgryzłam się.
   - To może opowiecie coś o sobie? - zachęcił Serj.
   - Znamy się ze szkoły. Ja i Amelia jesteśmy z zawodu fryzjerkami.
   - Laura była przez pewien czas stylistką Rammstein! - wtrąciła Amelia. - Nie dawno temu wróciła z Niemczech, bo... - zamilkła i spojrzała na mnie. - Bo po prostu...
   - Za dużo się wydarzyło. - dokończyłam za przyjaciółkę. 
   - Coś złego? - zapytał Daron ze smutnym wyrazem twarzy. Westchnęłam i odłożyłam pusty kufel na stolik.
   - Niestety tak. Nie mogłam dłużej tam mieszkać, potrzebowałam odpoczynku, dlatego wróciłam.
   Kiwnął głową i ujął w dwa palce swoją charakterystyczną brodę. Nagle Amelia powiedziała, że zawsze marzyła, by przytulić się do Serja i czy on się na to zgadza. Wybuchnęliśmy śmiechem, a Tankian wstał i rozłożył ramiona. Ame wtuliła się mocno w niego i kilka długich minut nie chciała go puścić. Zerknęłam ukradkiem w stronę Darona. Przyglądał mi się. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnęłam się lekko, a on zajął miejsce Amelii. 
   - Denerwujesz się czymś? - zapytał. Przeczesałam palcami włosy ze zdenerwowania.
   - Nie... Siedzę w jednym pomieszczeniu z moimi idolami, czym tu się stresować?
   - Oj, jesteśmy takimi samymi ludźmi jak wy przecież.
   - Wiem, ale jesteście ludźmi, którzy dają mi tyle, że nie jestem nawet w stanie ci tego opowiedzieć.
   - Miło mi to słyszeć. - puścił mi oko. - Czym się zajmowałaś w Niemczech poza fryzjerstwem?
   - Szlifowałam growl.
   Wybałuszył oczy, które z natury i tak były ogromne. Uśmiechnęłam się najładniej, jak potrafiłam. Malakian wstał i prędko poinformował kolegów z zespołu o moim talencie. Kiedy wszyscy przenieśli na mnie swoje spojrzenia, skuliłam się i poczułam, że moje policzki płoną.
   - Nie wierzę. - odezwał się John i pokazał mi język. Momentalnie się ożywiłam.
   - Udowodnię ci! - odpyskowałam. - Serj, czy mógłbyś zaśpiewać fragment Lie naked under the floor and let the Messiah go all through our souls?
   Kiwnął głową.
   - Daron, a czy ciebie mogę prosić, byś zaskrzeczał swoje Like a motherfucker?
   - Oczywiście. - wstał, lewą rękę założył za plecy, natomiast prawą wyciągnął w moją stronę kłaniając się przy tym. - Zatem, czy mogę panią prosić do growlu?
   Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i położyłam swoją dłoń na jego. Wstałam i wyszliśmy z Daronem na środek. Dałam znak Serjowi, by zaczął swoją kwestię. Kiedy skończył, ja growlem zaśpiewałam die, na co Daron odpowiedział mi like a motherfucker. Razem z gitarzystą powtórzyliśmy swoje kwestie cztery razy, na zmianę. Gdy ja zaśpiewałam swoją, on mi odpowiadał. Kiedy skończyliśmy, Malakian ponownie ujął moją dłoń i ukłoniliśmy się razem. Oczy członków zespołu mało nie wypadły na podłogę.
   - Jak pragnę zdrowia, ona jest genialna... - szepnął Shavo. 
   - Genialna może nie, ale jestem na dobrej drodze. - odparłam z uśmiechem. 
   Basista kiwnął ręką na Darona. Cały skład Systemu stanął w ciasnym kółku i coś gadali między sobą. Wymieniliśmy z Bartkiem i Amelią zdziwione spojrzenia. Po kilkuminutowych obradach, zwrócili się do nas z nietypową propozycją.
   - Wiecie, bo my jesteśmy zakwaterowani w hotelu, całkiem niedaleko stąd, i tak sobie pomyśleliśmy... Paliliście już kiedyś marihuanę?
   Popatrzyliśmy po sobie. Pytanie Shavo totalnie nas zaskoczyło.
   - Nie. - odparłam. - Dlaczego pytasz?
   - Jakbyście chcieli, możecie jutro wpaść do nas. Daron ma ze sobą bongo i trochę ziółka...
   Zerknęłam w stronę gitarzysty. Uśmiechnął się do mnie niepewnie. 
   - Wiecie, ja to bym może i spróbowała, ale jak rodzice mnie wyczają, będę miała problemy. - odpowiedziałam.
   - Możesz przyjść na noc do mnie. - zaproponowała Amelia. - Też zawsze byłam ciekawa jak to jest...
   - No dobrze, ale co powiem rodzicom? Że System Of A Down zaprosił mnie do pokoju hotelowego Darona Malakiana by pogadać przy kawie? - wywróciłam oczami.
   - Nie bój się, pójdziemy do nich z tobą. - odpowiedział mi Bartek i objął mnie ramieniem. Oparłam głowę o jego obojczyk.
   - Ale wtedy tata też będzie chciał iść... A wtedy nici z kosztowania. 
   - Kochanie... - Amelia pogłaskała mnie po głowie. - Twój tatuś może iść z nami. Wyjdziemy razem z nim i powiemy, że idziemy do mnie, a później wrócimy do hotelu.
   Chłopaki uśmiechali się słuchając jak obmyślamy plan działania.
   - A jeżeli sprawdzą, czy jestem u ciebie? Co z twoimi rodzicami?
   - Słuchaj... Moich rodziców nie ma, bo wyjechali. Posiedzimy w domu do tej dwudziestej trzeciej, a później przyjedziemy do hotelu. Przecież nie będą dzwonić, ani przyjeżdżać w środku nocy, nie?
   Uśmiechnęłam się cwaniacko.
   - To co, jesteśmy umówieni? - zwróciłam się do członków zespołu. Odpowiedzieli mi szerokimi uśmiechami, które odwzajemniliśmy z Amelią i Bartkiem.

1 komentarz:

  1. mało nie pękłam ze śmiechu kiedy Daron powiedział Serjowi że okulary nie pomogą mu w ukryciu tożsamości xD Daron, człowiek-skurwiel \m/

    chłopaki się nażarły polskiego jadła, aż mi zazdroszczę :D zjadłabym bigos na przykład... muszę mamie powiedzieć żeby zrobiła xD

    bosz, co za wpadka z tymi pieniędzmy *facepalm* przyjechać do innego kraju i nie wymienić gotówki, o matko boska częstochowska... brak słów...

    kiedy ja bym spotkała jakiegoś mojego idola to reakcja byłaby taka sama jak Amelii, z tym że ja bym się darła na cały głos a potem zemdlała z radości :)

    "Siedzę w jednym pomieszczeniu z moimi idolami, czym tu się stresować?" - no dokładnie, czym tu się stresować, przecież to takie całkiem normalne: siedzieć z przyjaciółmi w klubie i spotkać swoich idoli, pogadać z nimi a potem iść z nimi na zaplecze klubu... przecież to takie normalne xD

    chciałabym zobaczyć miny chłopaków z SOADu kiedu Laura zagrowlowała ^^ to musiał być epicki widok xD

    no, no, no, będą jarać zioło? pięknie... w PL przecież to nielegalne... oj, nasza Laura zaczyna schodzić na złą drogę, niedobrze... trza dzwonić po Tilla...

    nie mogę się doczekać nexta xD odcinek jak zawsze bardzo mi się podobał xD

    mnóóóstwa weny, chęci i inspiracji Ci życzę :*

    ps: czekam na jakieś wieści z Berlina :3

    ps2: ojciec Laury też będzie jarał?! O__o

    OdpowiedzUsuń