19.11.2013

36. "Odnowienie przyjacielskich więzi"

   Koncert zbliża się wielkimi krokami, o czym nie daje mi ani na chwilę zapomnieć Ame. Codziennie słucham, jak piszczy z zachwytu i mało nie mdleje, spoglądając na swój plakat Systemu. 
   Nawet mój tata, z pozoru dojrzały, poważny facet, całkowicie oszalał. Siedzi w moim pokoju do nocy i omawia ze mną plan działania. Wygląda on mniej więcej tak, że stoimy na mrozie, by szybko wejść i oddać kurtki do przechowalni, a następnie pędzić zająć miejsce pod samymi barierkami. Trochę przeraża mnie wizja całego tego szaleństwa, ale wiem, że całe to zamieszanie będzie warte tego, by zobaczyć na żywo System. Czuję, że to będzie impreza mojego życia. 
   Zbierałam właśnie rzeczy do prania, gdy usłyszałam radosny krzyk taty. Wrzuciłam do pralki stertę ubrań i ruszyłam za jego głosem. Znalazłam go w przedpokoju. Stał na krześle i wpatrywał się z euforią w pawlacz.
   - Znalazłeś tam walizkę z milionem dolarów? - zapytałam patrząc na niego. Pokręcił energicznie głową.
   - Lepiej! Laura, patrz!
   Zszedł pośpiesznie i pokazał mi swoje glany. Wzruszyłam ramionami. Nie rozumiałam, z czego się tak cieszy.
   - Przecież nie widzisz ich po raz pierwszy. - zauważyłam i ruszyłam do łazienki. - Masz jakieś czarne ciuchy do prania? - zapytałam przez ramię.
   - Twoja matka powiedziała, że je wyrzuciła! 
   Oparłam się dłońmi o pralkę i z westchnieniem przeniosłam wzrok na tatę. Był tak szczęśliwy, jakby właśnie spełniło się jego największe marzenie, jakim był własny warsztat samochodowy.
   - Nie przyszło ci do głowy, że mama mogła je tam schować?
   - Patrzyłem, ale były zakopane w samym tyle.
   Usiadłam na sedesie i oparłam głowę o kolana.
   - No co? Nie chciało mi się wszystkiego odsuwać.
   - Faceci...
   - Coś ty powiedziała? - oburzył się.
   - Dawaj czarne ciuchy do prania. - odparłam podnosząc głowę.
   Tata włożył swoje glany do półki na buty i poszedł przygotować ubrania. 
Godzinę później...
    Siedziałam na kanapie i patrzyłam, jak tata przerzuca kanały, szukając czegoś godnego uwagi. Na dźwięk dzwonka, oboje popatrzyliśmy na siebie błagalnie. Pojedynek na spojrzenia wygrałam ja. Tata ze skwaszoną miną wstał z kanapy i poszedł otworzyć, a ja uśmiechnęłam się triumfalnie.
   - Laura!
   Wzniosłam wzrok do góry i spełzłam z kanapy. Podreptałam do przedpokoju. Zauważyłam, że przed drzwiami stoi Bartek.
   - Cześć. - przywitałam się wychylając głowę zza taty. - Wejdziesz?
   - Jeśli mogę?
   Tata poszedł z powrotem do pokoju, natomiast ja z Bartkiem udaliśmy się do mnie.
   - Napijesz się czegoś?
   Zastanowił się. Oparłam się plecami o ścianę i tupnęłam nogą kilkakrotnie.
   - Mhm, to może kawy. Mocnej, czarnej, bez cukru.
   - Ok, szatanie.
   Wyszczerzył zęby w swoim rozbrajającym uśmiechu i zaczął oglądać rzeczy, które leżały na biurku.
   Po kilku minutach, wróciłam do pokoju. Zauważyłam, że kolega przegląda jakieś zdjęcia. Niestety, był za wysoki, bym mogła spojrzeć mu przez ramię, więc stanęłam obok niego i dźgnęłam do delikatnie w bok. Puścił zdjęcia z zaskoczenia i obrócił się w moją stronę. Parsknęłam śmiechem.
   - Proszę, kawa. - podałam mu filiżankę. - Coś ty taki płochliwy? - zapytałam i wzięłam do ręki zdjęcia, które oglądał. Zauważyłam, że zostały wykonane podczas pierwszej imprezy u Paula, podczas której Till zapoznawał mnie z zespołem. Uśmiechnęłam się do Bartka.
   - Teraz, to już całkowicie ci wierzę, mała. Rany, jakie ty masz szczęście.
   - Wiem... - odparłam i usiadłam na łóżku. Poklepałam miejsce obok.
   - Opowiedz mi o nich. - poprosił. - Ale najpierw, powiedz jak to się stało, że się poznaliście no i że tak bardzo zżyliście się ze sobą.
    Uśmiechnęłam się chytrze pod nosem i zaczęłam swoją opowieść. Wyraz twarzy Bartka zmieniał się podczas każdego zwrotu akcji. Jego oczy wyrażały zaskoczenie, uznanie, zaszokowanie i wiele innych emocji. Kiedy opowiadałam, jak chłopcy zaproponowali mi bycie ich stylistką, aż chwyciłam Bartka za ramiona i potrząsnęłam mocno, mówiąc swoje "czujesz to?!"
   - Jesteś cholerną farciarą. - powiedział z wyrzutem, kiedy moja opowieść dobiegła końca. Obrócił głowę z obrażoną miną, ale zdążyłam zauważyć, że zaraz później uśmiechnął się szeroko. Szarpnęłam go lekko za długi, blond kosmyk włosów.
   - Ale nasza przyjaźń na tym nie ucierpi?
   Spojrzał na mnie i rozpromienił się.
   - Prawdę mówiąc, szkoda, że nie jesteś już z Paulem...
   Jego wypowiedź zbiła mnie z tropu. Uniosłam lewą brew.
   - Być ojcem chrzestnym małych Landersiątek...
   - Kto powiedział, że poprosiłabym cię o to?! - zapytałam podpierając się pod boki. 
   - Nie miałabyś innego wyjścia. - odparł, szturchając mnie lekko w ramię. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
   Później, rozmowa zeszła na całkowicie inne tory. Tym razem to ja zadawałam pytania. Jak się okazało, Bartek mieszka sam od roku, bo jak mówi, chciał w końcu stać się niezależny. Przed wyprowadzką, mieszkał u rodziny zastępczej, która opiekowała się nim odkąd jego rodzice, zapaleni alpiniści, zginęli podczas jednej z górskich wypraw.
   - Jak zareagowali, gdy powiedziałeś, że się wyprowadzasz?
   - Zachwyceni nie byli. Wiadomo, że było dużo gadania, przekonywania i tym podobnych... - kiedy filiżanka, którą obracał w dłoniach niemal spadła na podłogę, odstawił ją na biurko. 
   - Nie było ci ciężko? - zapytałam patrząc wprost w jego szare oczy. - No wiesz, wychowywali cię tyle lat i... - przerwałam, bo coś sobie uświadomiłam. - Przepraszam, nie powinnam się wtrącać...
   Poklepał mnie po ramieniu i uśmiechnął się szeroko.
   - Nie przepraszaj. Było mi ciężko, nigdy tego nie negowałem. Ale popatrzyłem na to z drugiej strony. Na pewno moja wyprowadzka postawiła ich budżet na nogi. Poza tym, nie odszedłem na drugi koniec świata, odwiedzamy się często a ja mam satysfakcję, że potrafię żyć samodzielnie.
   Wydęłam dolną wargę i kiwnęłam powoli głową. Poczułam się dziwnie mając świadomość, że mnie ciągle ktoś utrzymywał. Rodzice, później Till, a teraz znowu rodzice. 
   Znowu poczułam się jak totalne dziecko.
   - A, słuchaj... Gadałam z Tillem na temat autografów dla ciebie.
   Jego oczy błysnęły.
   - Masz jakieś zdjęcie chłopaków, koszulkę, cokolwiek? - zapytałam wstając z łóżka. Wzięłam do ręki pustą filiżankę.
   - No jasne, mam takie jedno zdjęcie, wisi w ramie na ścianie.
   - Pięknie. W takim razie mi je dostarcz, a ja wyślę je do Tilla. Chłopaki podpiszą się i odeślą do mnie.
   Bartek wstał z mojego łóżka, i pocałował mnie w dłoń z wdzięcznością. Zaniemówiłam, bo do tej pory tylko Paul tak robił. 
   - Możesz podziękować mu osobiście, jeśli tylko się z nim dogadasz...
   - Dogadam się, jasne. Bardzo dobrze znam niemiecki, ale sam nie wiem...
   Uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju. Kiedy odkładałam umytą filiżankę na suszarkę do naczyń, zorientowałam się, że nie jestem w kuchni sama. Wiedziałam, kto za mną stoi.
   - No nie mów, że wymiękasz.
   Obróciłam się. Mina Bartka mówiła jedno. Uraziłam jego męską dumę. Przyłożyłam wewnętrzną część dłoni do ust, a następnie zdmuchnęłam całusa w stronę przyjaciela. Założył ręce na pierś i zwinął usta. Udałam się po telefon i wróciłam do kuchni. Wybrałam numer do Tilla i przyłożyłam słuchawkę do ucha.
   - Słucham?
   - Witaj, ojcze! - pisnęłam radośnie. Po drugiej stronie, rozbrzmiał dźwięczny śmiech Lindemanna.
   - Córeczka, jak miło. Opowiadaj, co nowego?
   - Nic nowego, poza tym, że mój biologiczny dawca życia całkowicie oszalał na punkcie koncertu... 
   Na sformułowanie "biologiczny dawca życia", Till parsknął śmiechem, a ja razem z nim.
   - Ale nie o tym chciałam... - wtrąciłam, zanim Till zdążył cokolwiek powiedzieć. - Mój przyjaciel, któremu obiecaliście autografy, chciałby ci osobiście podziękować. Masz chwilę?
   - No jasne, dawaj go.
   Wyciągnęłam słuchawkę w stronę Bartka. Zawahał się, ale odebrał ją i przyłożył sobie do ucha. Oddaliłam się nieco, by go niepotrzebnie nie stresować. W końcu rozmawiał ze swoim idolem.
.Till.
   - Z kim gadałeś?
   Obróciłem się. Richard pochłaniał chipsy z nogami rozwalonymi na stole, a Flake bacznie obserwował mecz.
   - Na początku z Laurą, później z jej kolegą, któremu obiecaliśmy autografy, a później znowu z Laurą.
   - Pewnie był nieźle zestresowany rozmową, co? - zapytał Kruspe unosząc zadziornie lewą brew. Kiwnąłem głową.
   - Laura mówiła, że zaraz jak usłyszał mój głos, usiadł z wrażenia.
   Parsknęliśmy śmiechem.
   - Urosłem z dumy, słuchając tych wszystkich komplementów. Fajnie usłyszeć od fana kilka miłych słów.
   Pokiwali głowami i wlepili oczy w ekran telewizora. Podszedłem do nich, strąciłem ze stołu nogi Kruspego i rozsiadłem się na kanapie.
.Doom.
    Kolejny dzień spędzony w moim mini-studiu. Rano nic nie wskazywało na to, że dziś nastąpi pierwszy od jakiegoś czasu przełom.
   Popołudniu, po raz pierwszy poczułem, że marnuję czas siedząc tu i waląc w gary. Mógłbym zagospodarować te godziny inaczej, może bardziej pożytecznie. W końcu przez obecną sytuację nie cierpię tylko ja. Mój związek z Alex, oraz relacje z przyjaciółmi drastycznie pogorszyły się. Nie było mi z tym dobrze. 
   Włożyłem pałeczki do futerału i postawiłem na niewielkiej półce. Cicho wyszedłem z mini-studia, by zrealizować swój plan. Chciałem wymknąć się z domu bezszelestnie, ale niestety, nie udało mi się to...
.Alex.
   Usłyszałam, jak Doom szybkim ruchem zapina zamek kurtki. Najciszej, jak się da, ruszyłam w kierunku holu. Gdy usłyszałam przekręcany zamek w drzwiach, wyskoczyłam z głośnym tupnięciem na środek korytarza powodując tym samym, że Christoph stał się bliski zawału.
   - Wyszedłeś ze studia i nie raczyłeś zajrzeć do mnie? - zapytałam zakładając ręce na pierś. - Poza tym, dlaczego się tak wymykasz? Jest coś, o czym powinnam wiedzieć?
   Obrócił się w moją stronę, trzymając dłoń w okolicach serca. Oparłam się ramieniem o ścianę i spojrzałam na niego tak, że dałam mu tym samym do zrozumienia, że bez sensownego wyjaśnienia nie wyjdzie.
   - Idę do Paula. - odparł.
   - Mogę wiedzieć po co?
   -  A jak myślisz?! - wybuchnął. Przymrużyłam powieki. - Przepraszam... - oparł się plecami o drzwi i przeczesał bujną czuprynę. - Idę prosić go o wybaczenie.
   Wybałuszyłam oczy i nagrodziłam go ironicznymi oklaskami. Mój mężczyzna zmierzył mnie spojrzeniem.
   - Wiesz co? Ostatnio jest w tobie tyle jadu, że obawiam się, że jestem już nim zatruty.
   Nabrałam do płuc powietrza i zwiesiwszy głowę na dół, policzyłam do dziesięciu.
   - Christoph... Wyjdź lepiej czynić swą powinność, bo nie ręczę za siebie... 
   Kiedy Schneider wyszedł, ja wróciłam do salonu. Wtedy, przyszedł mi do głowy pewien pomysł...
Pół godziny później...
   Pomyślałam, że już mogę wcielić w życie mój plan. Wzięłam telefon i wybrałam numer do Paula. Gitarzysta odezwał się po trzech sygnałach, jednak nie brzmiał dobrze...
   - Cześć, Paul. - przywitałam się. - Z tej strony Alex.
   - O, cześć, cześć. Co słychać?
   - Powiedz mi taką rzecz... Jest u ciebie Schneider?
   - Nie... - zamilknął. - A miał być?
   Krew zagotowała się w moich żyłach. Zrobiłam kilka głębokich wdechów i przymknęłam powieki.
   - Miał być. - warknęłam. - Porozmawiam sobie z nim jak wróci. A dlaczego ty masz taki smutny głos? Masz jakieś problemy?
   Nie odpowiedział od razu na moje pytanie. Zaczynałam się niecierpliwić, kiedy jego milczenie trwało już ponad dwie minuty. W końcu, usłyszałam ciężkie westchnięcie.
   - Trzymam się.
   - Paul, jeżeli coś się dzieje, powiedz.
   - Nie. To znaczy... Nie ma o czym mówić, na prawdę. Muszę już kończyć, do zobaczenia.
   Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, usłyszałam sygnał oznajmiający, że połączenie zostało zakończone. 
   Opadłam ciężko na fotel i wbiłam wzrok w drewniany parkiet. Przeczesałam palcami włosy, które notabene nie chciały się już układać. Że też ta cholerna Laura musiała wyjechać... Mój odrost rósł z każdym dniem, fryzura zaczynała tracić swój kształt i w ogóle wszystko się jakoś posypało...
   Jestem na nią piekielnie zła, że nas zostawiła, ale z drugiej strony, gdy tu była, to wszystko jakoś trzymało się kupy. Mimo tego, że było źle. A teraz? Więzi między chłopakami zaczynają się coraz bardziej poluźniać. Coraz bardziej się boję i mam w sobie coraz mniej nadziei na reaktywację Rammstein... Schneider doprowadził do tego, że pozostali przestali się starać. Całą uwagę przenieśli na swoje życie, na swój czubek nosa. Sama nie zdziałam nic. Nie mam nikogo, kto mi pomoże walczyć o zespół. Coś, czego nienawidzę, to poczucie bezsilności, które teraz odczuwałam ze zdwojoną siłą.
Jakiś czas później...
   Odgłos przekręcanego w zamku klucza, otwierania i zamykania drzwi. Wiedziałam, kto przyszedł. Wiedziałam również, co mam mu do powiedzenia. Ruszyłam ciężkim krokiem, maksymalnie zdenerwowana na Schneidera. 
   Kiedy weszłam do korytarza, zaparło mi dech w piersiach. Przy drzwiach wejściowych stał Christoph, w jednej ręce trzymając ogromny bukiet róż koloru herbacianego, a w drugiej jakąś małą torebeczkę. Łzy wzruszenia zatańczyły w kącikach moich oczu. Teraz już wiedziałam, dlaczego powiedział, że idzie do Paula...
   - Nie wiem jak mam przepraszać za moje zachowanie. Wiem, że cię skrzywdziłem i bardzo się tego wstydzę. Jedyne co mogę, to przeprosić i obiecać, że wszystko naprawię.
   - Czy to oznacza, że Rammstein...
   - Nie. - odpowiedział szybko. - Nie chcę reaktywacji zespołu. Chcę odzyskać dobre stosunki z przyjaciółmi i tobą. Nic więcej.
   Zwiesiłam głowę i mrugając pozwoliłam, by łzy spłynęły po moich policzkach. Wtedy Christoph włożył mi w dłoń kwiaty, a w drugą tajemniczą torebeczkę. Pociągając nosem, oddałam Schneiderowi bukiet i zajęłam się rozpakowywaniem prezentu. Wyciągnęłam z torebeczki małe pudełko. Szybko je otworzyłam i moim oczom ukazała się śliczna, złota bransoletka. Pisnęłam i uwiesiłam się na szyi Christopha.
   - A teraz, ty dzwonisz do Paula i Flake'a, a ja do Tilla i Richarda. Musimy się natychmiast spotkać. - zakomunikował. - Jutro wybiorę się do Olivera.
   Nie do końca wiedziałam co chce zrobić, ale zrobiłam to, o co mnie prosił.
.Richard.
   - W dalszym ciągu nie wiem, dlaczego spotkaliśmy się akurat u mnie. - wyznałem wnosząc do salonu piwo.
   - Kruspe, zamknij się, jeśli nie masz nic konkretnego do powiedzenia.
   Wyciągnąłem w stronę Tilla środkowy palec i rozsiadłem się w fotelu. 
   - Uciszcie się na chwilę. - odezwał się Schneider. - Spotkaliśmy się tu po to, bym mógł coś powiedzieć. Dotarło do mnie, jaką krzywdę wam wyrządziłem swoim zachowaniem. Dlatego chcę was wszystkich przeprosić. Szczególnie ciebie, Paul. Wybacz mi stary.
   Wymieniliśmy między sobą spojrzenia. Flake wyglądał, jakby ktoś przywalił mu siarczystego liścia w twarz. Till zbierał szczękę z podłogi, Paul świdrował Schneidera spojrzeniem, a ja przyglądałem się całemu towarzystwu ze zdziwieniem.
   - Zapomnijmy o sprawie. - odezwał się Landers. Christoph wstał, podszedł do Paula i objął go, co gitarzysta odwzajemnił.
   - No to ja proponuję w takim razie wznieść toast, za Schneidera, któremu w końcu wrócił rozum.  - powiedział Till i wzniósł butelkę piwa. Wszyscy poszliśmy w jego ślady.
   A może melodia, którą ostatnio ułożyłem zostanie wykorzystana przez Rammstein...
   Chwilę później...
   Podszedłem do stojącego pod ścianą Paula. Zawiesiłem swoje ramię na jego karku i uśmiechnąłem się. 
   - Nie cieszysz się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku? - zapytałem wskazując brodą na resztę ekipy, która była w znakomitych humorach.
   - Cieszę się, jestem zachwycony.
   - Jakoś mnie nie przekonujesz. 
   - Ale ja się na prawdę bardzo cieszę.
   - Tęsknisz za Laurą...
   Wiem, że zaryzykowałem tym stwierdzeniem. 
   - Proszę, nie żartuj. Jestem szczęśliwy, że nie muszę już jej oglądać. - odparł hardo. - Liczę na to, że zostanie w Polsce na stałe, wystarczająco tu namieszała.
   Otworzyłem usta ze zdziwienia. Nie zawahał się ani na moment, kiedy wyrażał swój stosunek do Laury. Pytanie brzmiało, czy tak dobrze wyćwiczył swoją rolę, a może faktycznie ją znienawidził.
   - No wiesz, Paul... Myślę, że poza tobą wszyscy jej wybaczyli i chcieliby znowu ją zobaczyć.
   - Najzwyczajniej w świecie owinęła sobie was wokół palca.
   - Nie próbuj mi wmówić, że tak po prostu wyrzuciłeś z pamięci wszystko co was łączyło. Przecież ty nie widziałeś świata poza nią, tego nie można ot tak, wyrzucić do kosza.
   Zmieszał się.
   - To nie jest odpowiedni moment, by rozmawiać o takich rzeczach. - odstawił butelkę po piwie na parapet. - Muszę iść, mam do załatwienia pewną sprawę, do zobaczenia.
   Pożegnał się ze wszystkimi i wyszedł tak pośpiesznie, że niemal zakurzyło się za nim. Ciekawe co to za pilna sprawa?
.Paul.
   Włożyłem ręce w kieszenie kurtki i szybkim marszem ruszyłem w kierunku parku, gdzie zaplanowaliśmy z Nikki spotkanie. Nie było mi to na rękę, szczególne po ostatnim incydencie z jej udziałem... Nienawidzę jej tak samo, jak Laurę, a może nawet bardziej...
   Wścibskość Richarda niemal wyprowadziła mnie z równowagi. 
   Pewnie, że nie da się tak po prostu wyrzucić z pamięci wszystkiego, co związane jest z Laurą. Zdarza mi się jeszcze czasami o niej myśleć, ale w gruncie rzeczy nienawidzę jej. I na prawdę nie chcę, by wracała. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się całkowicie wykasować ją z pamięci.
   Moja była żona stała oparta plecami o drzewo. Kiedy stanąłem obok niej, okazała się sporo wyższa, za sprawą gigantycznych szpilek. Poczułem się upokorzony.
   - Ile można na ciebie czekać? - syknęła z wyrzutem.
   - Cały świat nie kręci się wokół ciebie, mam ważniejsze sprawy na głowie. - odparłem nie mniej jadowicie.
   - Teraz, przybędzie ci ważnych spraw.
   - O czym ty mówisz?
   - Pamiętasz naszą wspólną noc? - zapytała grzebiąc w torebce. Parsknąłem ze zniesmaczeniem.
   - Nie, bo byłem pijany.
   Wróciłem myślami do tego wieczoru. Spotkaliśmy się przypadkowo. Zaprosiła mnie do siebie, pod pretekstem zwyczajnej rozmowy. Z każdą chwilą spędzoną w domu Nikki, stawałem się coraz bardziej pijany. Nie była tym faktem zdenerwowana, bo sama dolewała mi wina do kieliszka. Kiedy byłem już niemal nieprzytomny, zaciągnęła mnie do swojej sypialni. Następnego dnia obudziłem się w jej łóżku. Nagi i skacowany. Dotarło do mnie, co się stało. 
   Jestem na siebie wściekły...
   Nikki w końcu wyciągnęła z torebki jakąś kopertę. Podała mi ją i kazała otworzyć.
   - Co to ma być? - zapytałem patrząc na fotografię USG. Żołądek podskoczył mi do gardła.
   - To jest coś, co zostawiłeś ostatnio. - odparła. 
   Poczułem nieprzyjemne mrowienie we wnętrzu mojego ciała.
   - Co ty pieprzysz?
   - Niestety, Paul. Nasza zabawa nie obeszła się bez echa. Mam dla ciebie dwie propozycje. Albo za dziewięć miesięcy odbierasz to, co zmajstrowałeś, albo przekazujesz mi odpowiednią sumę pieniędzy, by pozbyć się problemu...
   Wstrzymałem powietrze.
   - Kpisz ze mnie? - zapytałem przez zaciśnięte zęby.
   - Nie. Daję ci dwie opcje, sam zdecyduj, którą wybierasz.
   Obróciła się i odeszła bez słowa, zostawiając mnie z tym cholernym zdjęciem i miliardem myśli na sekundę.

1 komentarz:

  1. no, no, no... moja droga, takiego odcinka się nie spodziewałam, zaskoczyłaś mnie, ale ciężko mi stwierdzić czy pozytywnie czy negatywnie, bo i tak i tak...

    nie dziwię się, że tata Laury oszalał na punkcie koncertu SOADu :) ja na jego miejscu też bym oszalała jakbym tylko miała możliwość iść na jakikolwiek koncert :)

    Bartuś! omomomom :3 jakie to słodkie było jak odwiedził Laurę a potem rozmawiał z Tillem :) bosz, też tak chcę :'(

    Doom! jak go dawno nie było <3 no nareszcie się facet do życia wziął, brawo... sukces xD

    jaka ja czujna jestem ^^. wszystko usłyszę. każdy, nawet najmniejszy szelest *zaciera ręce i dziko się uśmiecha*

    przy okazji cwana jestem ^^. zadzwoniłam do Paula upewnić się czy jest tam Schneider, brawo ja *klaszcze*

    jak zaczęłam czytać fragment w którym pojawia się w domu Christoph nie mogłam powstrzymać łez, wzruszyłam mnie tym, to było przezajebiste :*

    prezent cudowny ^^. wiedziałam, że wymyślisz coś extra :)

    hurra! Doom się nawrócił *skacze z radości* tak, wiem, odwala mi ale to przez to że napisałaś genialny (jak zawsze) odcinek xD

    Paul... -.- użyłabym kilkunastu niecenzuralnych słów ale tego nie zrobię, chociaż bardzo, ale to bardzo mnie kusi... -.- wolę sobie języka nie strzępić na tego idiotę...

    teraz na amen stracił w moich oczach, mimo tego wszystko co się wydarzyło przed tym odcinkiem lubiłam go w tym opowiadaniu, ale teraz... NEIN! koniec kropka, oficjalnie ogłaszam, że nienawidzę Paula Landersa! za to co zrobił, no co za kretyn dupczy się (najmocniej przepraszam za wyrażenie ale nie mogłam się powstrzymać, taki mam bulwers...) bez zabezpieczenia?!

    10 sekund później... ochłonęłam, odcinek epicki, zajebiste, genialny etc ale Ty to bardzo dobrze wiesz :)

    mnóstwa weny życzę i czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń