.Paul.
Ruszyłem w kierunku domu, trzymając w rękach to przeklęte zdjęcie. Zdjęcie, które przedstawiało efekt mojej nietrzeźwości, który za dziewięć miesięcy miał wywrócić do góry nogami całe moje życie. Wszystko nagle wydało mi się dziwnie skomplikowane, inne. Moja głowa wypełniła się po brzegi myślami. Różne wizje przyszłości przewijały się przed moimi oczami, niczym fotografie z projektora. Mimo moich dwudziestu siedmiu lat nie jestem gotów na taki obrót akcji. Z drugiej strony... Kiedy wyobrażam sobie, że Nikki robi to, o czym wspomniała... Dyskwalifikuje niewinną istotę przed samym startem. Odbiera możliwość zaczerpnięcia pierwszego świadomego oddechu. Niszczy kogoś, kto nie może się bronić. Może jedynie pozwolić, by skazano go na koniec. Koniec, który nastąpi przed początkiem. Jakie to wszystko chore...
Gdybym nawet chciał to dziecko zabrać, a później oddać jakiejś przyzwoitej rodzinie... Nie, to nie możliwe. Przecież nie mógłbym oddać kogoś, w kim jest część mnie, kto patrzy na mnie z taką ufnością, kto czuje, że jestem kimś bliskim. Poczułem się strasznie. Mimo, że jakaś część mnie chciałaby być idealnym ojcem wiem, że nie podołam. Jeszcze nie teraz.
Drogę do domu pokonałem całkowicie zdając się na intuicję i przyzwyczajenie. Nie pamiętam ani jednego metra, który przeszedłem. Pierwszy raz coś takiego mnie spotkało.
Odłożyłem zdjęcie na stół w jadalni i poszedłem do salonu. Rozejrzałem się w poszukiwaniu czegoś, co skieruje moje myśli na inne tory. Mój wzrok zatrzymał się na barku. Uśmiechnąłem się gorzko. Wyciągnąłem cały zapas wódki, jaki tylko miałem. Niosąc go ostrożnie, wszedłem do sypialni i zamknąłem za sobą drzwi. Usiadłem na łóżku po turecku i otworzywszy butelkę, zrobiłem porządny łyk. Alkohol podrażnił moje usta, język i przełyk. Skrzywiłem się. Przypomniałem sobie słowa Tilla, że wódka nie ma smakować, tylko ma sponiewierać. Kiwnąłem głową i wznosząc butelkę do góry burknąłem twoje zdrowie, Till. Zrobiłem kolejny, nie mniejszy od poprzedniego łyk.
Alkohol sprawił, że moje myśli skręciły w inną drogę i zaczęły obracać się wokół Laury. Pamiętam, jak Till ją pierwszy raz przyprowadził. Mimo, że byłem dla niej niemiły, ona nie ustępowała. Robiła wszystko, co w jej mocy, by pomóc. Dopiero wtedy, gdy podeszła tak blisko mnie, położyła mi dłonie na ramionach i uświadomiła, że powinniśmy zacząć się szanować z Richardem, zauważyłem jaka jest cudna. Pamiętam to uczucie, kiedy mój żołądek wykonał salto. Robił je za każdym razem, gdy ją widziałem. Wtedy myślałem, że ona jest kimś, na kogo czekałem. Ona mówiła to samo o mnie. Wszystko było takie kolorowe i proste.
Zanim pokazała mi te przerobione zdjęcia, wyczułem, że coś jest nie tak. Unikała mnie, jej oczy nie były tak cudownie roześmiane, gdy mnie widziała. Przeciwnie. Nie przespałem kilku nocy zastanawiając się, co robię nie tak. Kiedy cała intryga wyszła na jaw, zapewniłem ją, że nigdy bym jej nie zdradził, bo była kimś wyjątkowym. Po prostu ją kochałem.
Nie mogę pojąć, dlaczego nie pokazała mi tych zdjęć. Dlaczego ze mną nie porozmawiała? Wiele myśli chciało wejść na pierwszy plan, ale tym razem, postanowiłem przeanalizować wszystko bardziej. Postawić się w jej sytuacji. Dostała te fotografie. Jej pierwsza myśl na pewno brzmiała "zdradza mnie". Idąc dalej tym tropem, na pewno bała się potwierdzenia tego. Nie porozmawiała ze mną, bo nie chciała usłyszeć, że to prawda.
Moja głowa robiła się coraz cięższa, a ja już nie siedziałem, tylko leżałem na prawym boku. Robiąc kolejny łyk, postanowiłem zastanowić się nad zdradą Laury. Tego, nie jestem w stanie usprawiedliwić w żaden sposób. No dobra, potrzebowała pocieszenia i w ogóle... Ale dlaczego szukała go w taki sposób?
Gdyby nie jej obawa przed poznaniem prawdy, pewnie byłaby tu teraz i bylibyśmy razem...
Pierwsza butelka pusta. Wyrzuciłem ją za siebie i sięgnąłem po kolejną.
Jakiś czas później, poczułem, jakby powietrze stało się czymś ciężkim i zaczęło mnie przytłaczać. Coraz bardziej i bardziej.
Aż w końcu mnie zmiażdżyło...
Około godziny 6:30...
Kiedy dotarło do mnie, że właśnie się obudziłem, uderzyły we mnie typowe objawy kaca. Ból głowy, suchość w ustach i mdłości... Poczułem, że lada moment, będę wymiotował. Na chwiejnych nogach poszedłem do łazienki i kucnąłem przed sedesem. Po kilkunastu długich minutach, mogłem wstać. Umyłem twarz zimną wodą i wróciłem do sypialni. Na widok butelek poczułem nawracającą falę mdłości, którą zdołałem jednak opanować. Wyrzuciłem do kosza puste butelki. Przechodząc przez jadalnię, zauważyłem leżącą na stole kopertę. Westchnąłem i poszedłem do kuchni, by zrobić sobie mocną herbatę.
Popołudnie...
Po długim namyśle, postanowiłem podzielić się z kimś moim problemem. Musiałem przyznać się przed samym sobą, że w pojedynkę nic nie zdziałam. Zadzwoniłem po Tilla z nadzieją, że mi doradzi, co robić.
Po wykonanym telefonie usiadłem w salonie, prosząc w duchu, by Lindemann się pośpieszył. Im szybciej wyrzucę cały ten stres z siebie, tym prędzej znajdę jakieś dobre rozwiązanie całej sytuacji.
Po kilkunastu minutach, usłyszałem dzwonek. Szybko udałem się otworzyć drzwi.
- Cześć, Till. - przywitałem się i otworzyłem drzwi szerzej.
- Witaj. - odpowiedział uśmiechając się szeroko.
Jak na gospodarza przystało, zaprowadziłem Tilla do salonu i zapytałem, czy życzy sobie coś do picia.
- Herbatę poproszę... - zwiesił głos i przyjrzał mi się. - Czy ty w nocy spałeś choć trochę? Wyglądasz okropnie.
- Wszystko ci opowiem. - odparłem i zabrałem się za robienie herbaty. Kątem oka dostrzegałem, że Till wychyla się i patrzy na mnie spod przymrużonych powiek. W prawdzie, nie dziwię się. Faktycznie wyglądam okropnie.
Kilka minut później, przyniosłem do salonu kubek z gorącą herbatą i cukierniczkę. Usiadłem obok Tilla na kanapie i utkwiłem wzrok w parze unoszącej się z kubka.
- No, opowiadaj co cię dręczy.
Oparłem łokcie o kolana, a twarz schowałem w dłoniach. Nadszedł ten moment, w którym musiałem przyznać przed przyjacielem, że jestem kretynem.
- Jakiś czas temu, przypadkowo spotkałem się z Nikki. Zamieniliśmy kilka zdań... W końcu ona zaproponowała, bym wpadł do niej wieczorem, by pogadać. Pomyślałem, że i tak nie mam nic lepszego do roboty, więc czemu nie... Nikki otwarła wino i zaczęliśmy rozmawiać. Gadaliśmy o wszystkim tym, co się w ostatnim czasie u nas działo. Po kilku kieliszkach zacząłem zwierzać się jej ze spraw z Laurą...
Podniosłem głowę i spojrzałem na Tilla. Jego mina mówiła wszystko. Nie był zadowolony z tego, że opowiadałem mojej byłej żonie o Laurze.
- Paul, po co ty...
- Poczekaj, proszę, daj mi skończyć. - uniosłem w górę rękę. Till zamilkł. - Byłem już lekko wstawiony, nie do końca wiedziałem co robię. Z każdą chwilą, w głowie szumiało mi coraz bardziej. Resztę nocy pamiętam jak przez mgłę, można powiedzieć, ze nie pamiętam nic... Obudziłem się rano. Pierwsza rzecz, która mnie zdziwiła, to fakt, że leżałem nie w swoim łóżku. Następna, byłem goły.
Lindemann wstrzymał oddech. Kiwnąłem kilkakrotnie głową, podczas gdy Till kręcił nią z niedowierzaniem.
- Tak, Till. Przespałem się z nią.
- Paul, ty idioto.
- Oj, dobrze, już. To nie jest najgorsze. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że... - wstałem i poszedłem do jadalni. Wyciągnąłem z koperty zdjęcie USG i podałem je Tillowi. - Dostałem to wczoraj od niej.
Lindemann wziął do ręki zdjęcie. Rzucił na nie okiem i zaklął pod nosem. Włożyłem ręce do kieszeni spodni.
- No, to teraz po raz drugi poproś Nikki o rękę, zamieszkajcie razem...
- Till, przestań kpić, błagam...
- Przepraszam, no przecież ty zachowałeś się tak mądrze i dojrzale... Dałeś się naciągnąć na dziecko, kochany. - podszedł do mnie i objął mnie ramieniem. - Przepraszam... Chcesz tego dziecka?
- Sam nie wiem... Dała mi ultimatum. Albo po narodzinach biorę za nie całkowitą odpowiedzialność, albo mam dać jej pieniądze na usunięcie.
Zapanowała cisza. Było słychać tylko nasze oddechy i odgłosy dochodzące z zewnątrz.
- Z jednej strony nie chcę, bo wiem, że nie poradzę sobie sam z taką odpowiedzialnością, ale z drugiej, nie wyobrażam sobie oddania tego dziecka jakimś obcym ludziom, a tym bardziej zabicia go.
- Musisz się na coś zdecydować.
- Wiem. Ale cokolwiek zrobię, będzie źle.
- Ja nie mogę ci nic sugerować, bo to przecież jest twój potomek i twoje sumienie.
- No to co ja mam robić?
- Paul, ja na prawdę nie wiem co mogę ci doradzić... Jest pewna osoba, która na pewno by ci pomogła, ale obrazisz się na mnie...
- Przyjmę pomoc od każdego.
- Laura?
- O, na pewno nie.
Odszedłem kilka kroków i splotłem palce dłoni na karku. Usłyszałem, jak Till wzdycha i coś mamrocze pod nosem.
Wiedziałem, że mi ją zasugeruje, ale nie zamierzałem opowiadać jej o moich problemach.
To, co wczoraj podsunął mi mózg na jej temat, to chyba sprawka alkoholu, który już hulał w mojej krwi.
- Wszystko ci opowiem. - odparłem i zabrałem się za robienie herbaty. Kątem oka dostrzegałem, że Till wychyla się i patrzy na mnie spod przymrużonych powiek. W prawdzie, nie dziwię się. Faktycznie wyglądam okropnie.
Kilka minut później, przyniosłem do salonu kubek z gorącą herbatą i cukierniczkę. Usiadłem obok Tilla na kanapie i utkwiłem wzrok w parze unoszącej się z kubka.
- No, opowiadaj co cię dręczy.
Oparłem łokcie o kolana, a twarz schowałem w dłoniach. Nadszedł ten moment, w którym musiałem przyznać przed przyjacielem, że jestem kretynem.
- Jakiś czas temu, przypadkowo spotkałem się z Nikki. Zamieniliśmy kilka zdań... W końcu ona zaproponowała, bym wpadł do niej wieczorem, by pogadać. Pomyślałem, że i tak nie mam nic lepszego do roboty, więc czemu nie... Nikki otwarła wino i zaczęliśmy rozmawiać. Gadaliśmy o wszystkim tym, co się w ostatnim czasie u nas działo. Po kilku kieliszkach zacząłem zwierzać się jej ze spraw z Laurą...
Podniosłem głowę i spojrzałem na Tilla. Jego mina mówiła wszystko. Nie był zadowolony z tego, że opowiadałem mojej byłej żonie o Laurze.
- Paul, po co ty...
- Poczekaj, proszę, daj mi skończyć. - uniosłem w górę rękę. Till zamilkł. - Byłem już lekko wstawiony, nie do końca wiedziałem co robię. Z każdą chwilą, w głowie szumiało mi coraz bardziej. Resztę nocy pamiętam jak przez mgłę, można powiedzieć, ze nie pamiętam nic... Obudziłem się rano. Pierwsza rzecz, która mnie zdziwiła, to fakt, że leżałem nie w swoim łóżku. Następna, byłem goły.
Lindemann wstrzymał oddech. Kiwnąłem kilkakrotnie głową, podczas gdy Till kręcił nią z niedowierzaniem.
- Tak, Till. Przespałem się z nią.
- Paul, ty idioto.
- Oj, dobrze, już. To nie jest najgorsze. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że... - wstałem i poszedłem do jadalni. Wyciągnąłem z koperty zdjęcie USG i podałem je Tillowi. - Dostałem to wczoraj od niej.
Lindemann wziął do ręki zdjęcie. Rzucił na nie okiem i zaklął pod nosem. Włożyłem ręce do kieszeni spodni.
- No, to teraz po raz drugi poproś Nikki o rękę, zamieszkajcie razem...
- Till, przestań kpić, błagam...
- Przepraszam, no przecież ty zachowałeś się tak mądrze i dojrzale... Dałeś się naciągnąć na dziecko, kochany. - podszedł do mnie i objął mnie ramieniem. - Przepraszam... Chcesz tego dziecka?
- Sam nie wiem... Dała mi ultimatum. Albo po narodzinach biorę za nie całkowitą odpowiedzialność, albo mam dać jej pieniądze na usunięcie.
Zapanowała cisza. Było słychać tylko nasze oddechy i odgłosy dochodzące z zewnątrz.
- Z jednej strony nie chcę, bo wiem, że nie poradzę sobie sam z taką odpowiedzialnością, ale z drugiej, nie wyobrażam sobie oddania tego dziecka jakimś obcym ludziom, a tym bardziej zabicia go.
- Musisz się na coś zdecydować.
- Wiem. Ale cokolwiek zrobię, będzie źle.
- Ja nie mogę ci nic sugerować, bo to przecież jest twój potomek i twoje sumienie.
- No to co ja mam robić?
- Paul, ja na prawdę nie wiem co mogę ci doradzić... Jest pewna osoba, która na pewno by ci pomogła, ale obrazisz się na mnie...
- Przyjmę pomoc od każdego.
- Laura?
- O, na pewno nie.
Odszedłem kilka kroków i splotłem palce dłoni na karku. Usłyszałem, jak Till wzdycha i coś mamrocze pod nosem.
Wiedziałem, że mi ją zasugeruje, ale nie zamierzałem opowiadać jej o moich problemach.
To, co wczoraj podsunął mi mózg na jej temat, to chyba sprawka alkoholu, który już hulał w mojej krwi.
.Laura.
- Żartujesz? Jak do tego doszło? - zapytałam Tilla z niemałym zdziwieniem. Właśnie dowiedziałam się, że Paul, mój... To znaczy, mój były Paul będzie ojcem.
- Chciałbym, ale niestety to prawda. Ta żmija go upiła i zaciągnęła do łóżka no i stało się. Wczoraj dała mu zdjęcie USG małego Landersa, albo małej Landersiątki.
Z wrażenia usiadłam na kuchennym krześle. Mama z tatą wymienili szybkie spojrzenia.
- Ja cię kręcę, ale się porobiło... Mówił co ma zamiar zrobić?
- Nie chce sam wychowywać, nie chce dać pieniędzy na usunięcie, nie chce oddać go komuś, kto mógłby je dobrze wychować.
- No tak, każda opcja wydaje mu się zła... Żal mi go, wiesz?
- Lauri, gdyby udało mi się go przekonać, by z tobą porozmawiał...
- Będę próbowała mu w jakiś sposób pomóc. - weszłam w zdanie Tilla, gdyż dobrze wiedziałam, o co mnie poprosi.
- Dziękuję.
- No coś ty, nie dziękuj, przecież w głębi serca pozostał moim przyjacielem.
Opowiedzieliśmy sobie z Tillem jeszcze jak spędziliśmy dzień i rozłączyliśmy się. Odłożyłam telefon na swoje miejsce i wróciłam do kuchni, gdzie tata jadł kolację, a mama stała oparta o blat.
- Otóż, kochani rodzice, Paul będzie ojcem. - obwieściłam i usiadłam przy stole. Tata zakrztusił się kawałkiem kanapki, który miał w ustach, a mama patrzyła na mnie tak, jakbym miała coś dziwnego na twarzy.
- Ale jak to?
- Mamo, nie żartuj, że mam ci tłumaczyć jak dochodzi do czegoś takiego...
Tata parsknął śmiechem, natomiast mama z oburzeniem zarzuciła włosy na plecy.
- Spędził noc ze swoją byłą żoną, po prostu. Teraz ona dała mu dwie opcje. Albo bierze dziecko, gdy już się urodzi, albo przekazuje jej odpowiednią sumę, za którą wykona aborcję.
Rodziców zatkało.
- No i co on zamierza teraz zrobić?
Wzruszyłam ramionami i zwinęłam usta w linijkę. Nie miałam pojęcia co mógłby zrobić, a przecież możliwe, że będę musiała mu doradzić.
Może zdążę coś wymyślić na czas...
.Daron Malakian.
Okazało się, że mamy kilka dni wolnych od koncertowania. Może to lepiej. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu, by zwiedzić kraje, w których graliśmy, a na zwiedzanie Polski mamy całe cztery dni. Kolejny kraj, w którym nigdy nie byłem.
- Coś się stało? - zapytałem, kiedy zorientowałem się, że Serj mi się przygląda.
- Nie, tak się patrzę.
Uniosłem lewą brew. Po jego minie zacząłem się domyślać o co chodzi, ale chciałem usłyszeć to od niego, toteż utkwiłem wzrok w jego oczach. Gapiliśmy się na siebie kilka minut.
- Sprawdzasz, czy brałem? - zapytałem, kiedy Tankian nie wydusił z siebie ani słowa. Zaskoczony moim pytaniem, przeniósł wzrok na swoje kolana i klepnął je kilkakrotnie dłońmi.
- No, tak jakby. - odparł zmieszany. Przewróciłem oczami, co spowodowało, że Serj się lekko zdenerwował. Podszedłem do niego i spojrzałem w jego oczy najgłębiej jak potrafiłem.
- Nie brałem. - zapewniłem. - Przysięgam. Dobrze wiesz, że jesteś chyba jedynym człowiekiem, którego nie potrafię okłamać z zimną krwią patrząc mu w oczy.
Pokiwał wolno głową i poklepał mnie po ramieniu.
- Tak trzymaj.
Uśmiechnąłem się krzywo i usiadłem na jednej z autokarowych kanap. Serj przyglądał mi się jeszcze chwile, po czym wrócił do czytania książki. Nie zwracając uwagi na buty, wyłożyłem nogi na kanapę.
John zrzucił moje nogi na ziemię, usiadł obok i strzelił mi w plecy otwartą dłonią.
- Nasz mały ćpunek trzeźwy, czy dziś jest jakieś święto?
Obróciłem powoli głowę. Rozbawienie malujące się na twarzy perkusisty doprowadziło mnie niemal do furii. Czepianie się mojego wzrostu i słabości do kokainy było czymś, za co jestem w stanie powybijać wszystkie zęby.
- Dolmayan, ty koniecznie chcesz dostać po mordzie dzisiaj?
- Ja się przesłyszałem, czy ty próbujesz mnie straszyć?
Zwinąłem dłoń w pięść i umiarkowanie lekko szturchnąłem go w ramię. Zmierzył mnie wzrokiem, który miał być chyba groźny, jednak na mnie podziałał on rozśmieszająco.
- Mały, nie podskakuj. - warknął. - Działasz mi dziś na nerwy. Czemu nie byłeś taki mądry jak rzucały tobą drgawki?
- Stul gębę, kretynie!
- CICHO!!!
Ryk Serja sprawił, że Shavo oderwał się od szkicowania i zerknął w naszą stronę. Nieczęsto widzę Tankiana tak wkurzonego.
- Jesteście przyjaciółmi, czy nie do cholery?
Wymieniłem z Johnem pogardliwe spojrzenie.
- Co to ma do rzeczy? Ten sukinsyn ciągle mnie obraża! Niech się ode mnie odpieprzy, to i ja dam mu spokój.
- Daron, zapchaj się czymś. John ty tak samo. Cisza ma być. Usłyszę jeszcze jedną obelgę, to obaj dostaniecie po liściu. Dziękuję za uwagę.
Pogarda w oczach Johna ustąpiła miejsca zdziwieni. Podał mi rękę. Niechętnie, ale uścisnąłem ją i zdobyłem się na lekkie uniesienie kącików ust ku górze.
Jeszcze będzie okazja mu dopiec...
Zwinąłem dłoń w pięść i umiarkowanie lekko szturchnąłem go w ramię. Zmierzył mnie wzrokiem, który miał być chyba groźny, jednak na mnie podziałał on rozśmieszająco.
- Mały, nie podskakuj. - warknął. - Działasz mi dziś na nerwy. Czemu nie byłeś taki mądry jak rzucały tobą drgawki?
- Stul gębę, kretynie!
- CICHO!!!
Ryk Serja sprawił, że Shavo oderwał się od szkicowania i zerknął w naszą stronę. Nieczęsto widzę Tankiana tak wkurzonego.
- Jesteście przyjaciółmi, czy nie do cholery?
Wymieniłem z Johnem pogardliwe spojrzenie.
- Co to ma do rzeczy? Ten sukinsyn ciągle mnie obraża! Niech się ode mnie odpieprzy, to i ja dam mu spokój.
- Daron, zapchaj się czymś. John ty tak samo. Cisza ma być. Usłyszę jeszcze jedną obelgę, to obaj dostaniecie po liściu. Dziękuję za uwagę.
Pogarda w oczach Johna ustąpiła miejsca zdziwieni. Podał mi rękę. Niechętnie, ale uścisnąłem ją i zdobyłem się na lekkie uniesienie kącików ust ku górze.
Jeszcze będzie okazja mu dopiec...
Zauważyłem, że Shavo zaczyna pakować swoje osobiste rzeczy. Zanim zdążyłem go zapytać co się dzieje, zorientowałem się, że autokar zatrzymał się.
- No, panowie, wysiadamy. - oznajmił z uśmiechem Shavo.
Jako, że wszystko miałem spakowane, włożyłem jedynie gitarę do futerału, który założyłem na ramię i wyszedłem za resztą na Polskie, jak się okazało mroźne powietrze. Zakląłem pod nosem i zapiąłem zamek bluzy, a na głowę naciągnąłem kaptur.
- Cholera, ale zimno. - syknął John szczękając zębami.
- Uważaj, bo sobie powybijasz... - warknąłem z przekąsem. Serj przystanął i zerknął na mnie mrużąc oczy. Westchnąłem i pchnąłem hotelowe drzwi. Wszedłem do środka i od razu poczułem przyjemne ciepło zalewające moje ciało. Po odebraniu kluczy do pokoi, rozeszliśmy się do siebie. Odłożyłem bagaż i razem z resztą ruszyliśmy zwiedzać Warszawę.
kochana Ty moja, jak mi jeszcze raz powiesz, że odcinek jest nudy, chujowy etc to osobiście zjawię się u Ciebie w domu i inaczej sobie z Tobą porozmawiam...
OdpowiedzUsuńnadal mam wielkiego focha na Paula i zgadzam się z Tillem, że jest kretynem. fakt, łatwo nie ma, albo daje kasę na aborcję albo przejmuje całkowitą opiekę nad dzieckiem... nic zajebistego :/
brawo, że zrozumiał Laurę, brawo... *klaszcze ironicznie w dłonie*
Laura zamierza pomóc Paulowi... hmmm... interesujące, bardzo interesujące... już nie mogę się doczekać tej sceny w której sobie pogadają *zaciera ręce i chytrze się uśmiecha*
Daronek! mały ćpunek - jakie to słodkie :3 niezłego musiał mieć wkurwa jak się bić z Johnem, dobrze że Serj zainterweniował bo koncertu w Polsce by nie było xD
wybacz, że komentarz jest krótki ale późna już pora a mój musk odmawia posłuszeństwa...
ogromu weny Ci życzę :* <3