29.08.2013

8. "Ta cholerna niepewność"

   Popołudnie, dom Flake'a...
   Siedziałam przy stole i wsłuchiwałam się w odgłosy, jakie dochodziły z kuchni, gdzie uwijał się Christian. Z lewej strony Doom miział mnie nosem po uchu, z prawej Olii dźgał w bok. Na przeciwko mnie siedział Paul i co chwilę mrugał, na co ja odpowiadałam szerokim uśmiechem.
   - Do jasnej cholery!
   Zarówno Doom jak i Oliver zastygli jak marmurowe posągi wpatrując się we mnie. Z kuchni wychylił się Flake w czerwonym fartuszku i rękawicy kuchennej. Powiedział: "jeszcze nie podałem obiadu, a ci już się wydzierają" pokręcił głową i wrócił do swojego wcześniejszego zajęcia. Schneider i Riedel w dalszym ciągu siedzieli nieruchomo. Zlustrowałam ich twarze i zanosząc się śmiechem zwinnym ruchem założyłam za ucho kosmyk falowanych, czekoladowo-brązowych włosów. 
   - No ile można wytrzymać ciągłego miziania? - zerknęłam na Dooma - Albo dźgania? - obróciłam się do Olliego.
   Wzruszyli ramionami. Oliver objął mnie ramieniem. Byłam wprawdzie przyzwyczajona do tego. Ciągle ktoś mnie przytulał, ale kiedy zrobił to Olli, poczułam się dziwnie. Sama nie wiem dlaczego.
   Na widok półmiska niesionego przez Flake'a, jak na komendę wydaliśmy z siebie westchnienie oznaczające zachwyt. Na chudziutkiej twarzy Christiana pojawił się szczery uśmiech. Postawił przed nami naczynie z kurczakiem z warzywami. Till i Paul rzucili się wręcz na półmisek. Zauważywszy nasze zszokowane spojrzenia wytłumaczyli, że czują wilczy głód. Olli wyręczył mnie i osobiście nałożył mi porcję. Uśmiechnęłam się do niego promiennie. On uniósł niepewnie kąciki ust.
   - Smacznego, księżniczko. - szepnął mi do ucha Doom. Puściłam mu oczko.
   - Wzajemnie braciszku.
   Widząc zaskoczonego Dooma Till wyjaśnił mu, że wspominał mi, iż perkusista nazywa mnie swoją małą siostrzyczką. 
   - Jak to miło popatrzeć na odnajdujące się po latach rodzeństwo. Zdrowie Dooma i Laury.
   Chłopcy wznieśli kufle z piwem, a ja kubek z kawą. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Po toaście, w końcu zaczęliśmy jeść te pyszności. Nie podejrzewałabym Christiana o taki talent kulinarny. Ostatni raz tak dobrego kurczaka jadłam w domu, u mamy.
   - Słyszałem, że wymyśliliście z Doomem fryzury. - Olli przerwał bardzo długą chwilę milczenia. 
   - Tak. - odparłam - Oboje doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie, jak pokryjemy wasze włosy i twoją brodę srebrnym sprayem koloryzującym. Do tego, wiadomo, dojdzie jakaś charakteryzacja twarzy, stroje i całość będzie wyglądała tak, jak wyglądać powinna.
   - Idealnie. Koncert już pojutrze, przydałoby się jeszcze zrobić generalną.
   - W takim razie, moi drodzy spotykamy się jutro w samo południe w sali. - zarządził Flake. 
   Swoją drogą nie wiem, jak rozpadający się garaż można nazwać "salą prób"...
Późne popołudnie...
   Siedzieliśmy z Paulem na kanapie w jego domu. A raczej ja siedziałam, a Paul leżał na plecach, z głową ułożoną na moich nogach. Przeczesywałam palcami jego króciutkie włosy, co powodowało, że stawał się coraz bardziej senny i zaczynał odpływać w krainę snu. Ja natomiast nie mogłam przestać myśleć o tym, co rano powiedział mi Till. Nie potrafiłam sobie wyobrazić tego, jak straszna tragedia go spotkała. Nie potrafię znaleźć słów by to opisać. Jestem w głębokim szoku, że istnieją osoby będące zdolne zakatować drugiego człowieka, a nawet bezbronne dziecko. I wtedy, przeniosłam swoje spojrzenie na Paula. Miał zamknięte oczy, a jego twarz była tak spokojna... Zupełnie jakby...
   Wewnętrzny impuls kazał mi nim potrząsnąć. Zerwał się na równe nogi.
   - Co się dzieje?!
   Jak dobrze było zobaczyć jego oczy. Otwarte. Resztki snu malujące się na jego twarzy sprawiały, że wyglądał po prostu słodko.
   - Przepraszam... - bąknęłam - Dziwne myśli mnie naszły, kiedy leżałeś tak bez ruchu... 
   Usiadł obok i objął moją twarz dłońmi.
   - Co się dzieje, Laura?
   - Nic, tak jakoś...
   - No przecież widzę. Gdyby nic się nie stało nie zachowywałabyś się tak dziwnie. Przecież mi możesz powiedzieć, dobrze o tym wiesz.
   - Till opowiadał mi o zamordowaniu jego córeczki.
   Spuścił wzrok i objął mnie w talii, a głowę oparł o mój policzek. Posmutniał. Wywnioskowałam z tego, że ta historia nie jest mu obca.
   - Tak... Tragedia małej Melly... Gdyby nie fakt, że ten sukinsyn już nie żyje, własnoręcznie bym go oskórował. 
   - W końcu zrozumiałam troskę Tilla. Mojego tatusia numer dwa.
   - Kiedy byłem u Tilla, gdy ciebie akurat nie było...
   - Co? - zdziwiłam się - To ja wyszłam gdzieś bez Tilla?
   - Akurat wtedy byłaś u Dooma.
   - Ach, tak.
   - Tego dnia mieliśmy chwilę by pogadać sobie szczerze, bez świadków. Powiedział mi wtedy jak bardzo chciał ci pomóc. Mimo twoich protestów chciał cię do siebie przekonać. Udało mu się i jest z tego powodu bardzo szczęśliwy. Mimo, że jesteś już dorosłą kobietą, on w końcu może znowu poczuć jak to jest być ojcem. Troszczyć się o kogoś, dbać, by nie działa ci się krzywda. Powiedział nawet, że jeśli ktoś tylko spróbowałby cię zranić, zginie z jego rąk tak samo, jak zginął tamten fagas. - uśmiechnął się pod nosem - Powiedział, że będzie miał na mnie oko.
   Zachichotaliśmy obaj. Wzruszyłam się. Jestem wdzięczna losowi za to, co mnie spotkało. Nawet te chwile kiedy myślałam, że nie przeżyję były tego warte. Spotkałam sześć wspaniałych osób. Tak, nawet Reesh jest wspaniałym przyjacielem mimo jego dziwnego zachowania. 
   - Myślałeś już co zrobimy z Richardem?
   - Wydaje mi się, że najlepiej będzie jeżeli na razie zostawimy to tak jak jest. Dobrze by było, gdyby on pierwszy zaczął wyjaśniać o co tak na prawdę chodzi. Pozostaje pytanie, jak go do tego dyskretnie nakłonić?
   - A może bym tak go odwiedziła i porozmawiała w cztery oczy?
   Paul zrobił dziubek z ust i zastanowił się nad moim pomysłem. 
   - W sumie, dlaczego nie. Tylko pamiętaj, by go nie spłoszyć.
   - Nie musisz mnie uczyć takich rzeczy.
   Pocałowałam go w czubek nosa. Po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Till tak jak obiecał przyjechał po mnie. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz poprosiłam go, by podwiózł mnie do Richarda. Był zdziwiony, ale spełnił moją prośbę.
5 minut później, przed domem Richarda...
    Przez okna było widać, że wewnątrz świeci się światło. Zatem Richard jest w domu. Byłam zadowolona, że udało mi się go zastać.
   - O której po ciebie przyjechać?
   - Za godzinę.
   Pocałował mnie w czoło. Wyszłam z samochodu i momentalnie "zaatakował" mnie silny, chłodny wiatr. Założyłam ręce na pierś i pokonawszy trzy schodki, zadzwoniłam do drzwi. Nic. Zadzwoniłam drugi raz. Też nic. Wzruszyłam ramionami i postanowiłam wrócić do domu, gdy drzwi otworzyły się. Obróciłam się. W korytarzu stał Reesh. Miał wilgotne ciało i zawiązany na biodrach ręcznik.
   - Lauri! Chodź, chodź. Przepraszam za ten strój, ale właśnie brałem prysznic. Rozgość się, a ja biegnę się ubrać.
    Usiadłam na kuchennym krześle. Nie wiem dlaczego, ale zawsze wolę przesiadywać właśnie tam. Kuchnia jest pomieszczeniem w którym przyjemnie się rozmawia.
   Z zamyślenia wyrwały mnie silne ramiona Richarda oplecione wokół moich ramion.
   - Dlaczego nie zrobiłaś sobie nic do picia?
   - Nie, nie dziękuję. - wyszczerzyłam się - Piłam przed chwilą. 
   - Jeść?
   - Nie. Tak pomyślałam, że wpadnę zobaczyć co u ciebie.
   Rozpromienił się i przysunął bliżej swoje krzesło. Obserwowałam go bacznie. Póki co nie dał mi żadnych jasnych sygnałów, że jest mną zainteresowany. 
   Pokierowałam rozmową dość umiejętnie. Gadaliśmy o wszystkim i niczym. Chciałam, by Reesh uwierzył, że wpadłam ot tak, by sobie z nim pogawędzić. Wydaje mi się, że osiągnęłam swój cel. Kiedy zapytał mnie co robiłam po obiedzie u Flake'a, uznałam, że nadarzyła się świetna okazja by nieco zmienić przebieg wizyty.
   - Byłam u Paula.
   Od razu zauważyłam, jak zmienia się wyraz jego oczu. Pomyślałam, że teraz go przycisnę i wyciągnę z niego wszystko. 
   - U Paula?
   - Tak. Dlaczego tak cię to poirytowało?
   - Przecież rozmawialiśmy już o tym...
   - Nie, Reesh. - pokręciłam głową - To nie była rozmowa. To było obarczanie Paula różnymi oskarżeniami. Do tej pory nie wiem co tobą kierowało, kiedy tak bardzo próbowałeś mnie do niego zniechęcić. Mógłbyś mi to wyjaśnić?
   Zaskoczyłam go moją bezpośredniością. Nie patrzył mi w oczy. Stukał palcami o kolano i totalnie nie wiedział co ma powiedzieć. Czekałam cierpliwie. Byłam ciekawa co wymyśli. Nie patrzyłam na niego. Wiem, że kiedy przypatruje się osobie "przesłuchiwanej" można ją spłoszyć i w efekcie nie dowiadujemy się nic. 
   Kruspe wzdychał, pomrukiwał, cmokał.
   - Nie wydaje mi się, żeby on był odpowiednim facetem dla ciebie. 
   - Ale dlaczego? Till jest innego zdania. Prze... Zapytam w takim razie inaczej... Czy jest ktoś, kto według ciebie byłby dla mnie odpowiedni? Próbujesz mi kogoś zasugerować, tylko nie wiesz jak to zrobić? Richard, do cholery wyjaśnij mi to.
   - Nie chcę ci nikogo sugerować, po prostu wiem, że Paul cię skrzywdzi. A ty myślisz, że przez kogo rozpadło się jego małżeństwo?
   - Podstawowa kwestia, Kruspe, - byłam już mocno wzburzona i przypadkowo zwróciłam się do niego po nazwisku. Zaskoczyło go to - to, przez kogo, dlaczego i wszystko inne co jest związane z małżeństwem Paula omijamy szerokim łukiem, bo to do ch... - chrząknęłam znacząco - ciężkiego nie jest nasz pieprzony interes. Było, minęło i schluss. 
   - Ale...
   - Nie ma ale, Richardzie! Po co wtykać nos tam, gdzie nie trzeba?
   - Laura, uspokój się.
   Chwycił mnie za ramiona. Wzięłam kilka głębszych wdechów i przysunęłam się do niego tak, że nasze czoła się stykały. A może Richard na prawdę chce dla mnie dobrze? Może Paul faktycznie jest takim "kwaśnym cukierkiem w słodkiej polewie"? W tym momencie jestem całkowicie zdezorientowana, nie wiem co robić i komu wierzyć.
   - Przepraszam.
   - No już dobrze. - pocałował mnie w czoło. 
   Usłyszałam warkot silnika. Wyjrzałam przez okno. Przed domem zaparkowało auto Tilla. 
   - Muszę iść... Do zobaczenia.
   Uściskaliśmy się mocno. Otworzyłam drzwi wejściowe. Na progu stał już Till. Rzuciłam się mu na szyję i przytuliłam tak mocno, jak tylko potrafiłam.
Wieczór...
   Stanęłam przed Tillem jak ostatnia sierota w ciepłej piżamie i grubych skarpetkach. Wprosiłam się na jego kolana i wtuliłam się w jego ramiona.
   - Komu mam wierzyć?
   - Chcesz pogadać o twojej wizycie u Richarda? - zapytał głaszcząc mnie po głowie.
   - Tak. Wiesz, do tej pory odnosiłam wrażenie, że Reesh najzwyczajniej w świecie wpieprza się między mnie a Paula, a teraz? Teraz sama już nie wiem. Richard na prawdę sprawia wrażenie wiarygodnego, jakby naprawdę chciał dla mnie dobrze. 
   - Nie wiem co ci poradzić, księżniczko... - uśmiechnął się - Za dużo Dooma... W każdym bądź razie nie wiem co mam ci doradzić, a bardzo bym chciał. Jedno jest pewne. Jeśli któryś z nich zrobi wobec ciebie coś złego, będzie miał ze mną do czynienia. A wtedy nie chciałbym być w ich skórze.
   - Dziękuję... Ale wiesz, nie wydaje mi się, że Reesh albo Paul chcieliby mnie skrzywdzić. Chciałabym w końcu dowiedzieć się o co tak naprawdę chodzi.
   - Myślę, że powinnaś stopniowo, dyskretnie ich obserwować, a rozwiązanie samo wpadnie w twoje rączki.
   - Tak myślisz?
  - Mhm.
   Zastanowiłam się chwilę. To wcale niegłupi pomysł. 
   - Ale Till, obiecaj, że to zostanie między nami.
   Przyłożył prawą dłoń do lewej piersi.
   - Tylko między nami.

1 komentarz:

  1. och, Doom i Olli tacy słodcy <3 nie można się w nich nie zakochać ^^.
    też chcę być miziana przez Krzysia ^^.

    Flake'a mistrz kuchni? hahaha... chciałabym to zobaczyć i spróbować ^^.

    zazdroszczę Laurze, ma takiego świetnego chłopaka - wiem, że jeszcze oficjalnie nie, ale czuję że już za niedługo tak ^^.
    Paul zawsze taki słodki, jakoś nie wydaje mi się, żeby był jakimś facetem, który wykorzysta kobiety a potem je zostawi, chociaż pozory mylą...

    padłabym na zawał, gdyby drzwi otworzyłby mi nagi Reesh,no dobra, nie nagi ale opasany ręcznikiem ^^ mrrr... <3
    szarpałabym jak Reksio szynkę oj szarpałabym xD
    szkoda tylko, że nie udało się Laurze dowiedzieć czegoś więcej, ale czekam cierpliwie, pewnie nie raz nadarzy się okazja do rozmowy w 4 oczy z Ryśkiem

    też bym chciała usiąść na kolanach u Till ^^.
    jego stwierdzenie że za dużo Dooma rozbawiło mnie xD
    on taki kochany i pocieszny prywatnie a na scenie wulkan energii ^^.

    czekam na następny odcinek i lecę pisać u siebie, może uda mi się dzisiaj go skończyć :)

    weny, duuużo weny kochana :**

    ps: czekam na koncert ^^. mam nadzieję, ze relacja będzie :P

    OdpowiedzUsuń