23.08.2013

Prolog.

   Spacerując ulicami Berlina, łapczywie chłonęłam wzrokiem wszystko, co było w jego zasięgu. Uszy z kolei wytężałam na każdy dźwięk ludzkiego głosu. Byłam zafascynowana tym krajem. Językiem. Poprawiłam przewieszoną przez ramię czarną, płócienną torbę i upiłam łyk kawy, którą niosłam w plastikowym kubku. Ludzie odwzajemniali każdy mój uśmiech. Byli serdeczni. 
   Jestem polką. Przeprowadziłam się tu ze względu na pracę. Jestem fryzjerką. W dowodzie, w rubryce imię, pisze Laura. Mam 19 lat.
   Od wielu osób słyszałam, że tu, w Niemczech potrzebne są polskie fryzjerki. Miałam wyjechać z koleżanką po fachu, ale ona zrezygnowała, ze względu na swojego mężczyznę. Ja, będąc singielką nie miałam tego problemu. Oczywiście, tęsknię za rodziną i Polską, ale wiem, że tutaj czeka mnie jakaś przyszłość. 
   Bolała mnie ręka od ciągnięcia walizki. Usiadłam na ławce w parku, by odpocząć. Sięgnęłam do tylnej kieszeni spodni i wyciągnęłam z niej kartkę z numerem telefonu do kobiety, u której miałam wynajmować pokój. Już miałam dzwonić, lecz przypomniałam sobie, że prosiła, by zrobić to dopiero po 15. Zegar na wieży kościelnej wskazywał 12:30. Westchnęłam przeciągle i wzniosłam oczy ku niebu. Było błękitne i wesołe. Kątem oka czułam, jak przygląda mi się jakiś mężczyzna. Był może koło 40-tki i miał podejrzany wyraz twarzy.
   Wstałam z ławki i ruszyłam w miasto, by zachłysnąć się jeszcze raz moim spełniającym się marzeniem.
   - Tak, jestem już w Berlinie.
   - To dobrze, Lauro. Czekam już na ciebie w domu, przychodź prędko, zrobię kawę.
   Głos pani Witt był przyjazny, nawet nieco rozbawiony. Uśmiechnęłam się pod nosem.
   - Będę jak najszybciej. Do zobaczenia.
   Wsunęłam telefon do kieszeni i ruszyłam przed siebie.
   Przystanęłam na widok tego, co zobaczyłam. Okazało się, że chcąc osiągnąć cel mojej 10-cio minutowej drogi muszę przejść przez bardzo podejrzane osiedle. Wzdrygnęłam się na widok ludzi, którzy się tam znajdowali. Nie dałam jednak tego po sobie poznać i weszłam między szare, brzydkie bloki. 
   Ludzie patrzyli na mnie i coś burczeli pod nosem. Ich spojrzenia był mętne, nieobecne. W oczach nie było nic. Ani cienia żadnych emocji. Zrobiło mi się przykro. Przechodząc obok jakiegoś magazynu, poczułam mocne szarpnięcie. Nim się obejrzałam, leżałam na ziemi, a nade mną wisiał ten sam facet, który gapił się na mnie w parku. Mimo tego, że szamotałam się najmocniej jak potrafiłam, wyciągnął z mojej kieszeni telefon i rzucił komuś. Po chwili, byłam już totalnie obezwładniona i nie mogłam poradzić nic na to, że ktoś kradnie moją torbę i walizkę. Zaczęłam krzyczeć i bić na oślep mojego oprawcę. W zamian otrzymałam kilka ciosów w twarz i brzuch. Z nosa i ust pociekła mi krew. Gdy znowu zaczęłam krzyczeć, mężczyzna przyłożył mi do gardła scyzoryk. Mimowolnie zaczęłam płakać.
   Uniósł mnie za włosy i pociągnął gdzieś za sobą. Wtedy, ktoś nim szarpnął. W efekcie mną też. Zostałam odrzucona na bok. Siedząc pod murem ocierałam krew z twarzy. Nie wiedziałam, co się stało, gdy ktoś wziął mnie na ręce i zaczął biec. Krzyczałam, by mnie zostawił, a on szepnął mi tylko do ucha "nie bój się". Nie wiem dlaczego, uspokoiłam się i zamknęłam oczy.
   Po kilkuminutowym biegu ktoś posadził mnie na ziemi. Nie, zaraz, zaraz... Siedziałam na schodach prowadzących do jakiegoś domu. Zadarłam głowę do góry. Stał przede mną mężczyzna. Wysoki, umięśniony, przystojny. Przykucnął obok mnie. Miał około 35 lat. Resztkami sił wyszeptałam "pomóż mi". Co było dalej, nie wiem.
___________________________
Opowiadanie o członkach Rammstein, kiedy akurat nie muzykują ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz