Nie przypuszczałam, że za spełnienie marzenia, jakim było zwiedzenie Berlina, będę musiała przypłacić tyloma chwilami nerwów.
Kiedy dotarłam pod drzwi domu, założyłam ręce na piersi i tupnęłam kilkakrotnie prawą stopą. Till przekręcił klucz w zamku i puścił mnie przodem. Zdjęłam glany, a kurtkę rzuciłam niedbale na wieszak. Szybkim krokiem udałam się do kuchni i włączyłam czajnik.
- Zrobisz mi też herbatę? - zapytał niepewnie Lindemann. Kiwnęłam głową i wyciągnęłam z szafki jego ukochany ciemnoszary kubek. Usiadłam na kuchennym blacie i przełożywszy moje długie, brązowe fale na lewą stronę, westchnęłam ciężko.
Till oparł się dłońmi o blat. Nachylił się nade mną, co spowodowało, że oparł się brzuchem o moje kolana. Pocałował mnie w czoło i przytulił się policzkiem w miejsce pod obojczykiem.
- Laura, nie obrażaj się na mnie... Fakt, może zabrzmiało to tak, jakby nie zleżało mi na zespole, ale możesz mi wierzyć, jest zupełnie przeciwnie.
Ujął kosmyk moich włosów w dwa palce i obejrzał go dokładnie. Oparłam dłonie na jego ramionach.
- Till, trzeba z nim porozmawiać.
- Wiem, ale zrozum, jeśli pójdziemy do niego jutro, to powie, że już podjął decyzję, bla, bla, bla...
- Ja rozumiem, ale... - zawiesiłam głos - Nie chcę, by Rammstein się rozpadł. - zaszlochałam. Till pogłaskał mnie po policzku. Odsunęłam go lekko od siebie, zeszłam z kuchennego blatu i zalałam obie herbaty. Wzięłam swój kubek i przepraszając Tilla, udałam się do swojego pokoju.
Usiadłam na podłodze a plecami oparłam się o łóżko. Zapatrzyłam się na parę, jak wolno, leniwie unosi się ku górze. Zaczęłam się zastanawiać nad decyzją Schneidera. Mimo, że bardzo kocham brata, uważam, że zachował się po kretyńsku. Skreślił wszystko to, co przeżył i osiągnął z chłopakami ot tak. Skoro ja i Alex czujemy się z tym tak podle, jak muszą czuć się członkowie Rammstein? Till, choć nie daje po sobie poznać tego, że cierpi, bardzo to przeżywa. Czuję to, widzę to w jego oczach.
Oprócz rozpadu zespołu, głowę zaprzątała mi jeszcze jedna myśl, której imię brzmi Paul. Flake nie miał racji, że uzewnętrznił po pijaku swoje uczucia względem mnie. Nie wiedział co robi, nie kontrolował się.
Chcąc choć na chwilę oderwać się od problemów i wątpliwości włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam System Of A Down. Już od pierwszych sekund utworu "War?" odpłynęłam do innego świata. Serj wrzeszczał a pozostali muzycy wyżywali się na swoich instrumentach. Upiłam łyk herbaty.
Zauważyłam, że ktoś naciska klamkę. Wyciągnęłam z ucha jedną słuchawkę i zaprosiłam do środka kogoś, kto stał po drugiej stronie drzwi. Do pokoju wszedł nieśmiało Richard.
- Wejdź, wejdź.
Zamknął drzwi i usiadł obok mnie. Objął mnie swoimi ramionami. Odłożyłam kubek na bok i pogłaskałam brata po głowie. Zamruczał, jak drapany za uchem kot. Roześmialiśmy się wesoło, lecz chwilę później, miny nam zrzedły.
- Co robimy? - zapytałam cicho. Gitarzysta wzruszył ramionami, co było równoznaczne z tym, że nie ma bladego pojęcia.
- Nie możemy go zmusić, ani naciskać. - odezwał się w końcu - Trzeba znaleźć sposób, dzięki któremu przekonamy go do pozostania w zespole bez nudzenia i niepotrzebnych zgrzytów.
Nagrodziłam go oklaskami za tą wypowiedź. Wyczuł bijącą ode mnie ironię. Spojrzał na mnie spod półprzymkniętych powiek, co spowodowało, że przeszedł mnie dreszcz.
- Mówisz coś, co jest oczywiste, Richardzie. - wyjaśniłam. - Ja chcę konkretów.
Wywrócił oczami.
- Laura, wszyscy jesteśmy jeszcze w szoku. Czego ty ode mnie oczekujesz?
- Konkretów. - powtórzyłam.
- W takim razie daj mi czas do namysłu. Mi też w tym momencie nie przychodzi do głowy nic innego, jak wiszenie mu na ramieniu i proszenie, by wrócił. - otoczył mnie ramieniem. Wyczułam delikatny zapach jego perfum. - A tego, jak wiesz zrobić nie możemy.
Pokiwałam głową. Pomyślałam, że chyba faktycznie oczekuję niemożliwego.
Dotknęłam delikatnie włosów brata. Były miękkie i przepływały przez moje palce jak piasek, którym bawiłam się, gdy jako dziesięciolatka byłam z rodzicami nad Bałtykiem. Wtedy wszystko było takie proste.
- Reesh?
Podniósł wzrok z podłogi i przyjrzał mi się.
- Mógłbyś zostawić mnie samą? - uśmiechnęłam się przepraszająco. Kruspe niechętnie przytaknął głową. Ucałował mnie w oba policzki i ruszył ku drzwiom szurając nogami.
Kiedy klamka kliknęła cicho, wsadziłam do uszu słuchawki i przejrzałam utwory System Of A Down. Zdecydowałam się na "Mind".
Pamiętam, że polubiłam ich od pierwszego przesłuchania ich debiutanckiej płyty. Kiedy jeszcze mieszkałam w Polsce, razem z moją koleżanką po fachu - Amelią postanowiłyśmy sobie, że jeżeli przyjadą do naszego kraju, nie odpuścimy koncertu. Tata podszedł do tego bardzo entuzjastycznie, natomiast mama miała mieszane uczucia. Przerażała ją wizja rozbrykanego tłumu i tego, co może mi się stać. Postawiła warunek. Pojadę na System, ale pod warunkiem, że tata będzie mi towarzyszył. Nigdy nie powiedziała tego głośno, ale myślę, że wydawało jej się, że obecność taty zniechęci mnie i Amelię. Nic bardziej mylnego. Mój tata to zapalony rockman, bawi się na koncertach lepiej niż niejeden mój rówieśnik. Poza tym, sam lubi posłuchać SOAD.
Uśmiechnęłam się do moich wspomnień.
Wzięłam do ręki kubek z herbatą. Była już całkowicie zimna. Upiłam niewielki łyk, po czym wstałam i ruszyłam na dół, by wstawić do zlewu naczynie. Zauważyłam, że Richard wciąż tu był. Siedział z Tillem na kanapie. Nie słyszałam o czym rozmawiali, bo miałam w uszach słuchawki. Domyśliłam się, że chodzi o rozpad Rammstein.
Till udawał przy mnie twardziela, ale kiedy rozmawiał z Richardem, emocje wręcz z niego wypływały. Dlaczego w moim towarzystwie grał macho?
Wydęłam dolną wargę i wzruszyłam ramionami. Gdy chłopaki mnie zauważyli, uśmiechnęłam się głupio i podreptałam do pokoju w rytmie "Suite-Pee".
Dwa tygodnie później...
Mimo usilnych prób przemówienia do rozumu Schneiderowi, nie wskóraliśmy nic. Totalnie nic. Till się podłamał. Pewnego dnia, kiedy dotarł na szczyt wzgórz swojej wytrzymałości nerwowej, spalił kilka szkiców, które w przyszłości miały być tekstami na następną płytę.
Tak prawdę mówiąc ja również traciłam nadzieję, że Rammstein ma jeszcze szansę na powrót do tworzenia muzyki. Od wyjawienia prawdy przed Christopha minęły w prawdzie dopiero dwa tygodnie, ale perkusista pozostawał nieugięty. Ponadto, Till oznajmił, że on również odchodzi, zaraz za nim z ratowania zespołu zrezygnował Paul.
Kiedy to oznajmił, myślałam, że wyjdę z siebie...
- Coo?!
Landers wzruszył ramionami. Przeniosłam spojrzenie na Tilla. Obrócił głowę w przeciwnym kierunku i gwizdnął pod nosem.
- Pięknie... Zespół się wam rozpada, a wy umywacie ręce?
- Ja nikogo nie będę zmuszał do niczego... - burknął Paul. - Próbowałem, prosiłem, błagałem, ale Schneider swoją postawą pokazał mi ewidentnie środkowy palec.
- A ty swoją postawą wypiąłeś się na zespół gołą dupą!
- No jasne, wszyscy są źli, ty jesteś idealna, co?!
- Czy ja coś takiego powiedziałam, Landers?!
- Dajesz to do zrozumienia! - machnął rękami. - Najlepiej, jakbyś się przestała wtrącać w sprawy zespołu!
- O, nie, kolego! - szturchnęłam go. - Nie zapominaj, że jestem waszą stylistką i sprawy zespołu są poniekąd również moje!
- Stylistka nie jest mimo wszystko członkiem zespołu. - warknął. - Odczep się od Schneidera i będzie po problemie. Tylko ty masz problem, zauważyłaś?
Jego bezczelność wyprowadziła mnie z równowagi. Przebiłam go spojrzeniem i poszłam do swojego pokoju. Nie mogłam odmówić sobie trzaśnięcia drzwiami. Słyszałam, że z dołu dochodzą krzyki Tilla i Paula. Zatkałam uszy i wybuchnęłam płaczem. Miałam wszystkiego dość. Po prostu serdecznie dość.
Rozejrzałam się po pokoju, jakbym chciała znaleźć w nim rozwiązanie, pomysł. Zaszlochałam głośno i wtedy mój wzrok zatrzymał się na walizce...
Pomyślałam, że jestem przecież wolnym człowiekiem i mogę w każdej chwili wyjechać. Przecież, do cholery, nikt nie ma prawa mnie tu zatrzymać. Utrzymywałabym z nimi kontakt telefoniczny, opowiadaliby mi co u nich...
Prędko doszłam do wniosku, że chcę dokonać niemożliwego... Till mnie nie puści. Choćby miał osobiście pilnować mnie dzień i noc.
Zaraz, zaraz...
Noc...
Mogę przecież zostawić list dla Tilla i czmychnąć w nocy, cichutko... Wydaje mi się, że to jedyne słuszne rozwiązanie, choć nie jest w porządku wobec moich przyjaciół.
Podeszłam do komody i wyciągnęłam skarbonkę, w której trzymałam moje honorarium za wyszykowanie chłopaków na koncert w klubie. Tak, trzymałam pieniądze do tej pory. Czułam, że mogą się kiedyś przydać i jak się okazuje, miałam rację. Przeliczyłam. Myślę, że uda mi się za to wrócić do Polski.
Oparłam się plecami o komodę. Wyobraziłam sobie miny rodziców, oraz reakcję Amelii, kiedy stanę pod jej drzwiami. Dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie jak bardzo za nimi tęsknię i że chyba już dłużej nie wytrzymam tej rozłąki... Następnie zastanowiłam się nad tym, jak długo wytrzymam bez chłopaków, bez Alex. To dziwne uczucie być rozdartym między dwoma wizjami życia. Nie chciałam żyć bez żadnej z nich, a połączenie mojego świata, który zostawiłam w Polsce z obecnym, Berlińskim jest niemożliwe. Ta myśl zirytowała mnie tak mocno, że pozwoliłam sobie na silne trzaśnięcie szufladą.
Postanowiłam, że ucieknę. Nie ważne, że wyjdę na egoistkę i tchórza. Nie jestem w stanie dłużej wytrzymać tego całego stresu, złości i żalu. Wyciągnęłam z szafki kartkę i długopis. Usiadłam przy biurku i z głośnym westchnięciem zaczęłam pisać...
Kiedy to oznajmił, myślałam, że wyjdę z siebie...
- Coo?!
Landers wzruszył ramionami. Przeniosłam spojrzenie na Tilla. Obrócił głowę w przeciwnym kierunku i gwizdnął pod nosem.
- Pięknie... Zespół się wam rozpada, a wy umywacie ręce?
- Ja nikogo nie będę zmuszał do niczego... - burknął Paul. - Próbowałem, prosiłem, błagałem, ale Schneider swoją postawą pokazał mi ewidentnie środkowy palec.
- A ty swoją postawą wypiąłeś się na zespół gołą dupą!
- No jasne, wszyscy są źli, ty jesteś idealna, co?!
- Czy ja coś takiego powiedziałam, Landers?!
- Dajesz to do zrozumienia! - machnął rękami. - Najlepiej, jakbyś się przestała wtrącać w sprawy zespołu!
- O, nie, kolego! - szturchnęłam go. - Nie zapominaj, że jestem waszą stylistką i sprawy zespołu są poniekąd również moje!
- Stylistka nie jest mimo wszystko członkiem zespołu. - warknął. - Odczep się od Schneidera i będzie po problemie. Tylko ty masz problem, zauważyłaś?
Jego bezczelność wyprowadziła mnie z równowagi. Przebiłam go spojrzeniem i poszłam do swojego pokoju. Nie mogłam odmówić sobie trzaśnięcia drzwiami. Słyszałam, że z dołu dochodzą krzyki Tilla i Paula. Zatkałam uszy i wybuchnęłam płaczem. Miałam wszystkiego dość. Po prostu serdecznie dość.
Rozejrzałam się po pokoju, jakbym chciała znaleźć w nim rozwiązanie, pomysł. Zaszlochałam głośno i wtedy mój wzrok zatrzymał się na walizce...
Pomyślałam, że jestem przecież wolnym człowiekiem i mogę w każdej chwili wyjechać. Przecież, do cholery, nikt nie ma prawa mnie tu zatrzymać. Utrzymywałabym z nimi kontakt telefoniczny, opowiadaliby mi co u nich...
Prędko doszłam do wniosku, że chcę dokonać niemożliwego... Till mnie nie puści. Choćby miał osobiście pilnować mnie dzień i noc.
Zaraz, zaraz...
Noc...
Mogę przecież zostawić list dla Tilla i czmychnąć w nocy, cichutko... Wydaje mi się, że to jedyne słuszne rozwiązanie, choć nie jest w porządku wobec moich przyjaciół.
Podeszłam do komody i wyciągnęłam skarbonkę, w której trzymałam moje honorarium za wyszykowanie chłopaków na koncert w klubie. Tak, trzymałam pieniądze do tej pory. Czułam, że mogą się kiedyś przydać i jak się okazuje, miałam rację. Przeliczyłam. Myślę, że uda mi się za to wrócić do Polski.
Oparłam się plecami o komodę. Wyobraziłam sobie miny rodziców, oraz reakcję Amelii, kiedy stanę pod jej drzwiami. Dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie jak bardzo za nimi tęsknię i że chyba już dłużej nie wytrzymam tej rozłąki... Następnie zastanowiłam się nad tym, jak długo wytrzymam bez chłopaków, bez Alex. To dziwne uczucie być rozdartym między dwoma wizjami życia. Nie chciałam żyć bez żadnej z nich, a połączenie mojego świata, który zostawiłam w Polsce z obecnym, Berlińskim jest niemożliwe. Ta myśl zirytowała mnie tak mocno, że pozwoliłam sobie na silne trzaśnięcie szufladą.
Postanowiłam, że ucieknę. Nie ważne, że wyjdę na egoistkę i tchórza. Nie jestem w stanie dłużej wytrzymać tego całego stresu, złości i żalu. Wyciągnęłam z szafki kartkę i długopis. Usiadłam przy biurku i z głośnym westchnięciem zaczęłam pisać...
Mój ukochany Tato Numer Dwa!
Kiedy czytasz ten list, ja jestem już w trakcie podróży. Zaczekaj, zanim rzucisz kartkę i pobiegniesz mnie szukać. Przeczytaj do końca.
Nie mogłam już dłużej znieść tego wszystkiego. Cały ten stres, to zło, które się wydarzyło mnie przerosło. Potrzebuję odpoczynku, błogiego spokoju. Nie musisz się o mnie martwić, będę bezpieczna. Wracam do Polski.
Od dłuższego czasu prześladuje mnie myśl, że to ja częściowo jestem powodem rozpadu Rammstein. Paul miał rację, nie powinnam się w nic mieszać. Wierzę, że mnie zrozumiesz... Zawsze mnie rozumiałeś. Jeśli chcesz coś dla mnie zrobić, nie jedź za mną. Pozwól mi odetchnąć. Zapewniam Cię, że nie stracimy kontaktu. Będę dzwonić, przysięgam. To nie jest tak, że chcę wyrzucić, zdeptać wszystko to, co razem przeżyliśmy. Chcę odpoczynku. Tylko odpoczynku. Kocham Was wszystkich w dalszym ciągu tak samo mocno i nigdy nie przestanę. Błagam, nie pozabijajcie się tam. Pewnie zadajesz sobie pytanie "dlaczego"? Odpowiedź jest prosta... Dobrze wiem, że nie puściłbyś mnie, gdybym Ci powiedziała co planuję, więc uciekłam. Tak, uciekłam, lecz tak jak wspominałam, nie niszczy to mojej miłości do Was, do Ciebie. Mam nadzieję, że w Polsce uda mi się odzyskać spokój ducha. Ufam Wam i wiem, że nie zrobicie sobie nic złego pod moją nieobecność. Stęskniłam się też za moimi rodzicami i przyjaciółką Amelią. Moje serduszko wariuje z radości na myśl, że ich spotkam, że znowu zobaczę nasze mieszkanie, że będę spacerować ulicami Warszawy, mojej Warszawy.
Nie wiem, czy nie znienawidzisz mnie gdy odkryjesz, że odeszłam... Nie chcę tego, choć z drugiej strony nie dziwiłabym się. Proszę jednak o zrozumienie. Tego wszystkiego było po prostu za dużo dla mnie, moja psychika jest już zmęczona i nie podoła kolejnym dniom, tygodniom, które z pewnością byłyby w dalszym ciągu takim wielkim stresem. Nie zapomnijcie wysłać Olliego na terapię.
Ten list nie jest pożegnaniem. Nasza przyjaźń przetrwa, uwierz mi. Będziemy w stałym kontakcie, przyrzekam Ci.
Kocham Cię. Kocham Was wszystkich, jesteście dla mnie pięknym prezentem od losu. Gdybym miała Was do czegoś porównać byłoby mi bardzo ciężko, ale myślę, że jesteście jak oaza na bezkresnej pustyni, jak kwiaty na jałowej, szarej ziemi. Odezwę się, gdy dotrę na miejsce.
Laura
Przeczytałam list. Uroniwszy łzę zgięłam go i schowałam pod poduszkę. Postanowiłam działać szybko. Pod pretekstem spaceru, wybrałam się na lotnisko Tegel, by zarezerwować bilet na najbliższy lot do Polski.
Jakiś czas później...
Byłam już niedaleko lotniska, gdy usłyszałam rozmowę jakichś dziewczyn. Były na oko młodsze ode mnie i mówiły po polsku.
- Szkoda, że jutro trzeba już wracać do domu. - jęknęła chudsza, związując średniej długości włosy w kucyk.
- A ja się nawet cieszę. Wycieczka wycieczką, tęsknię za moim pokojem. - odparła jej druga.
- Domatorka...
Zastanowiłam się chwilę. Jeśli są tu z wycieczką, możliwe, że pojadą autokarem. Może mają jakieś wolne miejsce? Postanowiłam ich o to zapytać.
- Przepraszam, przypadkowo usłyszałam, że jesteście tu w ramach wycieczki.
Obie popatrzyły na mnie ze zdziwieniem. Chyba nie spodziewały się, że ktoś zagada do nich po polsku.
- Tak, a o co chodzi? - zapytała ta szczuplejsza.
- Muszę pilnie wracać do Polski, jesteście autokarem?
- Tak.
- Nie wiecie może, czy znajdzie się jakieś wolne miejsce?
Popatrzyły po sobie. Następnie przeniosły wzrok na mnie.
- Są dwa. Możesz zapytać kierowcy i naszego opiekuna, czy możesz zabrać się z nami. Wyruszamy jutro o siódmej rano spod lotniska Tegel. Przyjdź.
Uśmiechnęłam się. Dziewczyny odwzajemniły mi tym samym.
Tego samego dnia, wieczorem...
Niczego nieświadomy Till uwijał się w kuchni przy kolacji, a ja siedziałam zwinięta w kłębek na kanapie i obmyślałam plan działania. Kiedy Till uśnie, spakuję się. Około piątej nad ranem wyjdę z domu, by zdążyć na autokar.
Rozejrzałam się wokół. Łapczywie chłonęłam wzrokiem każdy element domu wraz z jego właścicielem. W końcu nie wiadomo kiedy i czy tu wrócę.
Wtedy wróciły wszystkie wspomnienia. Dzień, w którym Till mnie uratował, poznanie zespołu, zakochanie się w Paulu, poznanie Alex, zdjęcia, choroba Olivera, urodziny Christiana i rozpad Rammstein...
- Lauri, coś się tak zamyśliła?
Till podał mi talerzyk z kanapkami i kubek kakao. Poklepałam miejsce obok. Usiadł posłusznie. Chciałam płakać, ale nie było to wskazane.
- Tak jakoś...
- Wiem, że martwisz się zespołem... Laura, zrozum. Jeśli Christoph nie zechce wrócić, my go nie będziemy zmuszać. Rozpad Rammstein tak na prawdę już od dawna wisiał w powietrzu. Nikt nie wiedział tylko kiedy dokładnie to nastąpi...
Westchnęłam i wtuliłam się w jego pierś.
Z trudem zjadłam kolację. Kiedy Till poszedł się położyć, ja udałam się do łazienki, by wziąć prysznic.
Idąc do mojego pokoju usłyszałam donośne chrapanie. Pośpiesznie czmychnęłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Szybko zaczęłam pakować rzeczy w miarę starannie, by nie mieć dużo prasowania w domu.
Kiedy wszystkie moje ubrania były w walizce, zerknęłam na zegar. Wpół do czwartej... Wyciągnęłam list spod poduszki i przeczytałam go po raz kolejny. Kiedy stwierdziłam, że nie mam nic do dodania, położyłam go na posłanym łóżku.
Godzina 5:45...
Najciszej jak się dało, zniosłam walizkę na dół i ubrałam glany. Już miałam wychodzić, kiedy dotarło do mnie, że o czymś zapomniałam. Cicho weszłam do sypialnie Tilla. Delikatnie pocałowałam go w czoło. Mruknął i chwycił mnie za rękę. Zamarłam. Ostrożnie wyswobodziłam się z jego uścisku i wyszłam na korytarz. Kiedy byłam na dole, wyciągnęłam rączkę walizki i ciągnąc ją za sobą, wyszłam z domu.
__________________________________
Alex, odcinek w całości zadedykowany jest Tobie.
Dziękuję, że tyle razy pomogłaś mi przy pisaniu. Twój ostatni pomysł z Daronem był świetny, za niego również dziękuję. ;* Co ja bym bez Ciebie zrobiła z tym blogiem? :)
Ponadto, podczas rozmów z Tobą na temat naszych blogów zrozumiałam, że mogę tu pisać co chcę, w końcu to moja historia, moje marzenia i moja wizja.
Danke, danke, danke, Frau Schneider. :) :*
na początku z całego serca pragnę Ci podziękować za dedykację :*
OdpowiedzUsuńa Ty ile razy mi pomogłaś? gdyby nie Twoja pomoc ostatni odcinek, trzynasty, na Herzeleid byłby totalnym zerem a dzięki Twojej pomocy ma sens :)
dobra, przechodzę teraz do komentowania ^^.
CO?! Till też? no bez takich mi tutaj numerów... O.o co to ma być do jasnej cholery? świetnie, kuźwa, świetnie... -.-' foch na cały Rammstein...
no ręce opadają... Laura wyjeżdża?! niech to szlag jasny trafi... zajebiście, kuźwa, zajebiście... -.-' następna mądra się znalazła... oj, przestałam ją lubić za to, przestałam... w najgorszym momencie dla Rammstein Laura sobie ucieka, tak ucieka! bo tego inaczej nazwać się nie da jak tylko U-C-I-E-C-Z-K-Ą!!! koniec kropka!
15 sekund później...
dobra, Alex ochłonęła ^^. hełehełehełe... coś mi się zdaje że nasza bohaterka wróci szybciej niż sama się spodziewa *zaciera chytrze ręce i dziko się śmieje*
wiem, że mój komentarz jest do dupy :/ wybacz...
jeszcze raz dziękuję za dedykację :*** <3
życzę Ci mnóstwa weny i inspiracji ^^.
PS: oj tam, pomysł z Daronem to był czysty spontan ^^.