Mama tylko wywracała oczami, podczas gdy ja wisiałam na jej ramieniu i skomlałam jak szczeniak. Starałam się, by mój wyraz twarzy był jak najbardziej żałosny. A nóż, uda mi się ją przekonać, by zostali jeszcze trochę.
- Lauruniu, tata musi wracać do pracy, przecież wiesz.
- Niech sobie załatwi jeszcze kilka dni wolnego.
Przytuliła mnie do siebie, na co z moich oczu popłynął potok łez. Mama sięgnęła do torebki i wyciągnąwszy z niej paczkę chusteczek wytarła oczy uważając przy tym, by nie rozmazać mojego makijażu.
- Ejj, dzidzia, nie płacz. - mimo moich 19 lat lubiłam, gdy zwracała się do mnie "dzidzia" - Popatrz, już październik. Do grudnia niedaleko i znów się zobaczymy.
- W...w...wiem. A...ale to je...jeszcze tyle cza...czasu!
- No już, już cichutko...
Przez łzy zauważyłam, że czający się w drzwiach kuchennych Till przeciera oczy Nie zwracając już totalnie uwagi na makijaż wtuliłam twarz w ramię mamy nie przestając szlochać.
- Eee, bo mi pobrudzisz bluzkę. - odsunęła od siebie moją głowę i zachichotała - Poza tym, jak się Paulowi pokażesz taka rozmazana?
- Pff... Paul widział mnie już na takim mega kacu i po...
Zerknęłam na mamę. Patrzyła na mnie tak, że wiedziałam, że zażąda wyjaśnień.
- No, bo ten... Bo Paul zorganizował taki wieczorek zapoznawczy, ze względu na mnie no i tego... - próbowałam skonstruować jakieś logiczne zdanie - No przecież nie mogłam sobie odmówić tego słynnego niemieckiego piwa... Poza tym, nie zmieniaj tematu! Macie zostać i koniec!
Pogładziła mnie po ramieniu i uniosła brwi, jakby chciała powiedzieć "nudzisz". Nawet mój proszący wyraz twarzy nie wpłynął na ich decyzję. Było mi bardzo smutno z tą świadomością, że zobaczę ich dopiero w grudniu.
Nie wiadomo kiedy, nie wiadomo skąd, obok mnie zjawił się Paul.
- Moje kochanie takie rozmazane, zapłakane... - wziął chusteczkę i wytarł czarne smugi biegnące od oczu, przed policzki aż do brody i szyi. Kątem oka dostrzegłam, jak Paul rozczulił mamę. Jej mina mówiła sama za siebie. Mój mężczyzna wkupił się w jej łaski. Pocałował mnie w czoło.
- Porozmawiaj sobie jeszcze z mamą sam na sam, ja idę do Tilla.
- Jaki ten Paul słodki. - westchnęła mama odprowadzając go wzrokiem. - A ten jego uśmiech... Powiedz, że złapał cię na uśmiech, bo nie wierzę, że nie!
Zachichotałam i jeszcze mocniej wtuliłam się w mamę.
- Złapał mnie na całokształt. Jest najbardziej uroczym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałam.
- No... - zamyśliła się - A powiedz mi, wy już... Znaczy wiesz, ja się broń Boże nie wtrącam, ale mimo wszystko, wiesz...
Stwierdziłam, że powiem. Przecież prędzej czy później i tak się dowie.
- Tak, kochaliśmy się.
Bezpośredniość i luz z jakim odpowiedziałam nieco zbiły ją z pantałyku. Szybko jednak odzyskała wątek.
- I co? Jak zachowywał się po wszystkim?
- Zaczął starać się jeszcze bardziej.
- Z tego, co do tej pory zaobserwowałam, to trafiłaś na faceta idealnego.
- Też tak uważam.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie. Usłyszałyśmy, że ktoś wchodzi do pokoju. Tata.
- Tylko pamiętaj, - usiadł obok nas, na kanapie - Jakbyś zakładała zespół, to po pierwsze nie daj się, po drugie, nie nagrywaj jakiejś szmiry, tylko porządną muzykę.
- Na pewno jakiś odłam metalu. - zapewniłam - Ale czy death, black czy heavy, to jeszcze będę się zastanawiać.
- No. Jestem dumny, że interesujesz się porządną muzyką.
Uśmiechnęłam się. Zauważyłam, że Paul czający się obok Tilla puszcza mi oczko.
Jakiś czas później, lotnisko Tegel...
- Tylko pamiętaj... Uważaj na siebie, dbaj o Paula, nie sprawiaj problemów Tillowi...
- Mamusiu... Ja mam 19 lat.
- Oj tam. Dla mnie zawsze będziesz malutką Laurą.
Mimo mojego beznadziejnego humoru, lekko się uśmiechnęłam. Na lotnisko przyjechali wszyscy członkowie Rammstein. Każdy z nich żegnał rodziców, życząc im szczęśliwej podróży.
Kiedy mama żegnała się z Paulem, potarła go czule dłonią po plecach, po czym obróciła się w moją stronę.
- Szanuj go sobie. Coś mi się wydaje, że natrafiłaś na prawdziwy skarb.
Landers wyszczerzył zęby w swoim charakterystycznym uśmiechu mimo, że nie wiedział co mama powiedziała.
- Z czego się śmiejesz? - zapytałam chwytając go za rękę.
- Mam przeczucie, że twoja mama powiedziała coś miłego.
- Ach, tak?
- Ja takie rzeczy czuję po prostu. - odparł mrugając wesoło.
- Niech ci będzie, cwaniaczku.
Po chwili podszedł tata. Postawił na ziemi czarno-granatową torbę i mocno mnie uściskał.
- To co? Pierwszy egzemplarz twojej płyty dostaniemy my?
- No nie wiem, nie wiem... - parsknęłam śmiechem - Musicie dogadać się z tymi tam, o. - wskazałam na cały skład Rammstein.
Chłopcy, choć nie rozumieli ani słowa, równocześnie się wyszczerzyli, co wywołało nasz szczery śmiech.
- No, - tata podniósł z ziemi torbę - musimy się zbierać.
Zrobiłam minę w stylu "a może jednak ulegną" ale niestety, nic to nie dało. Jeszcze raz mocno uściskałam mamę i tatę. Pomachali mi, i poszli przed siebie.
- Mamo!
Obrócili się obaj niemal momentalnie.
- Zadzwońcie jak będziecie w Polsce.
- Od razu jak tylko dotrzemy.
Zrobiłam coś na kształt uśmiechu. Pomachaliśmy sobie jeszcze raz. W momencie zjawili się przy mnie Paul i Till. Jednocześnie mnie objęli, lekko się ze sobą przepychając. Pocałowałam och obydwóch, i westchnęłam.
- Idziemy do domu, maleńka?
Pokiwałam głową i wtuliłam się w pierś Tilla. Znowu poczułam się bezpieczna. Miałam tą świadomość, że żadne zło tego świata nie może złamać bariery, którą były ramiona Lindemanna. A przynajmniej tak mi się wydawało...
Mimo mojego beznadziejnego humoru, lekko się uśmiechnęłam. Na lotnisko przyjechali wszyscy członkowie Rammstein. Każdy z nich żegnał rodziców, życząc im szczęśliwej podróży.
Kiedy mama żegnała się z Paulem, potarła go czule dłonią po plecach, po czym obróciła się w moją stronę.
- Szanuj go sobie. Coś mi się wydaje, że natrafiłaś na prawdziwy skarb.
Landers wyszczerzył zęby w swoim charakterystycznym uśmiechu mimo, że nie wiedział co mama powiedziała.
- Z czego się śmiejesz? - zapytałam chwytając go za rękę.
- Mam przeczucie, że twoja mama powiedziała coś miłego.
- Ach, tak?
- Ja takie rzeczy czuję po prostu. - odparł mrugając wesoło.
- Niech ci będzie, cwaniaczku.
Po chwili podszedł tata. Postawił na ziemi czarno-granatową torbę i mocno mnie uściskał.
- To co? Pierwszy egzemplarz twojej płyty dostaniemy my?
- No nie wiem, nie wiem... - parsknęłam śmiechem - Musicie dogadać się z tymi tam, o. - wskazałam na cały skład Rammstein.
Chłopcy, choć nie rozumieli ani słowa, równocześnie się wyszczerzyli, co wywołało nasz szczery śmiech.
- No, - tata podniósł z ziemi torbę - musimy się zbierać.
Zrobiłam minę w stylu "a może jednak ulegną" ale niestety, nic to nie dało. Jeszcze raz mocno uściskałam mamę i tatę. Pomachali mi, i poszli przed siebie.
- Mamo!
Obrócili się obaj niemal momentalnie.
- Zadzwońcie jak będziecie w Polsce.
- Od razu jak tylko dotrzemy.
Zrobiłam coś na kształt uśmiechu. Pomachaliśmy sobie jeszcze raz. W momencie zjawili się przy mnie Paul i Till. Jednocześnie mnie objęli, lekko się ze sobą przepychając. Pocałowałam och obydwóch, i westchnęłam.
- Idziemy do domu, maleńka?
Pokiwałam głową i wtuliłam się w pierś Tilla. Znowu poczułam się bezpieczna. Miałam tą świadomość, że żadne zło tego świata nie może złamać bariery, którą były ramiona Lindemanna. A przynajmniej tak mi się wydawało...
Nazajutrz...
Rodzice tak jak obiecali, zadzwonili od razu, gdy wysiedli z samolotu. Odetchnęłam, gdy miałam pewność, że z nimi wszystko w porządku. Miałam wsparcie chłopaków, którzy ciągle powtarzali mi, że wszystko będzie ok, że niepotrzebnie się tak zamartwiam, bo nic im nie będzie.
Mieli rację.
Przyszedł czas na kolejną lekcję basu z Ollim. Tym razem miałam egzamin z Seemanna. Riedel jak zawsze nastroił mi gitarę, a tym razem włączył też utwór, z którego miałam egzamin, ale linię basu, grałam ja, brakowało jej w nagraniu, które rozbrzmiewało z głośników.
Gdzieś w środku utworu, ze stresu jaki mi towarzyszył za każdym razem, gdy zauważyłam jak Olli pożera mnie wzrokiem, szarpnęłam nieodpowiednią strunę. Fałsz rozszedł się echem po pomieszczeniu.
Po zagraniu ostatniego dźwięku niepewnie podniosłam głowę. Olli wpatrywał się we mnie. Jego spojrzenie jednak nie było tak bystre jak dotychczas. Miałam wrażenie, jakby jego gałki oczne zaszły mgłą.
Podeszłam do niego i kilkakrotnie machnęłam ręką przed oczami. Ocknął się.
- No, no... - chwycił mnie za biodra i posadził sobie na kolanach - Tylko jeden błąd na cały utwór... - ściągnął mi z ramienia bas i odstawił na bok, po czym objął mnie swoimi szczupłymi ramionami - Jestem z ciebie na prawdę dumny, piękna.
- No... Ja w sumie też...
No dobra i co dalej? Olli trzyma mnie w żelaznym uścisku jak Till czy Richard. A ja chcę wstać i iść już do domu, gdzie Till pewnie już pichci coś smacznego.
A Riedel nie ma zamiaru mnie puścić...
Wtedy zrobił coś, czego się bałam. Po raz kolejny mnie pocałował. Tym razem był bardziej śmiały, był jakiś inny... Jakby nie był sobą, nie poznawałam tego faceta.
Próbowałam wyswobodzić się z jego uścisku, ale wtedy on zacisnął ramiona mocniej wokół mojej talii. Przestraszyłam się, bo on sprawiał wrażanie coraz bardziej napalonego.
Wreszcie, udało mi się mocnym, zdecydowanym ruchem złamać barierę złożoną z jego rąk i jak oparzona odskoczyłam od niego i z niedowierzaniem wpatrywałam się w jego twarz, która przybrała wyraz, jakiego nigdy wcześniej u niego nie zaobserwowałam. Czym prędzej zarzuciłam na siebie czarną, skórzaną kurtkę i potykając się o rozwiązane, wiszące do samej ziemi sznurówki glanów skierowałam się w stronę drzwi.
Wtedy, Olli złapał mnie za rękę.
- Oliver, co ty robisz, do jasnej cholery?!
- Po prostu cię uwielbiam. - zacisnął palce na moich biodrach i mocno przyciągnął mnie do siebie. Moje szamotanie się nic nie dało - Gdybyś ty wiedziała, co ze mną wyprawiasz, Laura. Wtedy zupełnie inaczej by się wszystko potoczyło, to wyglądałoby inaczej.
- O czym ty pieprzysz, Riedel?!
- O tym, co jeszcze nie jest stracone, co możemy mieć i cieszyć się tym.
- Olli, jacy my? Co odzyskać? Nie rozumiem ani jednego słowa, które do mnie mówisz, puść mnie natychmiast, boję się ciebie!
- Nie chcę cię skrzywdzić, przeciwnie. Chcę pokazać ci coś lepszego, niż miałaś do tej pory, coś, na co zasługujesz.
Otwarłam usta ze zdziwienia. Olli... ten spokojny, cichy Olli, którego znałam i kochałam jak brata gdzieś zniknął. Zamiast niego stał przede mną facet, który wyglądał, jak obłąkany, który w oczach miał szaleństwo, którego się po prostu bałam.
- Olej Paula...
- Cooo?!
- Przysięgam ci, to jest najlepsza decyzja, jaką możesz podjąć.
Bez chwili wahania, z całej siły odepchnęłam go od siebie. Zatrzymał się na czarnej meblościance.
- Oliver, ty skończony idioto! Ty kretynie!!! Pieprzony, pseudo-basista!
Już miał zrobić krok w moim kierunku, kiedy zastygł w bezruchu.
- L-Laura? Ty tak na poważnie?
Moje spojrzenie ciskało gromy, a on... On stał wpatrując się we mnie, a z oczu zaczęły cieknąć mu łzy. Wybiegłam i puściłam się pędem przed siebie. Ręce mi drżały, nie wiedziałam co się dzieje. Gdzie jest mój przyjaciel Olli?
Chwilę później...
Wbiegłam do domu, nie witając się z Tillem. Dudniąc masywnymi butami wbiegłam po schodach na górę i zamknęłam się w moim pokoju. Usiadłam na parapecie, podkurczyłam nogi, a brodę oparłam o kolana.
Till wręcz wpadł do pokoju bez pukania i wziął mnie na ręce. Od razu zobaczył rozmazany od łez makijaż i wyczuł, jak cała się trzęsę.
- Laura, kochanie co się dzieje? Ktoś ci coś zrobił?
- M...mój tatusiu nu...numer dwa... - wyszlochałam - ja ci po...powiem, a...ale obiecaj, ż...że nikomu nie po...powiesz...
- Przysięgam, malutka, przysięgam.
Usiadł na fotelu i posadził mnie na kolanach, po czym bardzo mocno przytulił. Zaniosłam się płaczem i wtuliłam się w niego. W mój azyl, moją najbezpieczniejszą pod słońcem przystań.
- Oliver, on... - westchnęłam opanowując płacz - Ja go nie poznaję! Ja myślałam, że Richard chce mnie odbić Paulowi, ale teraz okazuje się, że chodzi o Olliego!
- Cooooo?!
- Pocałował mnie dzisiaj... I przytulał, i mówił, że może dać mi coś, na co zasługuję, ale muszę wpierw olać Paula! Till, ja już nic nie rozumiem! O co tu chodzi?!
Widziałam, jak jego twarz zmienia kolor. Na początku, była niemal biała. Później poprzez zielony, siny, różowy, aż do czerwonego. Na skroniach ukazały się żyły. Jego oczy rozcinały jak miecz wszystko, co napotkał na swojej drodze.
Pierwszy raz widziałam go tak wściekłego.
- Ale pamiętaj, - wtuliłam czoło w jego policzek - Obiecałeś, że nikomu nic nie powiesz... Pozwól mi samej rozwiązać ten problem. Proszę...
Pocałował mnie delikatnie w usta. Bez podtekstów. Pocałował mnie tak, jak ojciec całuje córkę.
- Przysiągłem ci i słowa dotrzymam. Ale pamiętaj, jeżeli kiedykolwiek czułabyś się zagrożona, powiedz.
- Będziesz o tym wiedział pierwszy. Kocham cię.
- Ja ciebie też, malutka... Ja ciebie też...
Haha już myślałam, że będzie jakaś afera za to piwo :D
OdpowiedzUsuńFakt, Paul to najbardziej uroczy człowieczek na świecie :3
A rodzice Laury są świetni! Też takich chcę.
Koniec całkowicie mnie rozczulił. Mogłabym tak całymi dniami zachwycać się chłopakami i jak bardzo chciałabym być na miejscu Laury. A Oliver... No cóż chłopina nam się zakochał, trochę żal mi go.
Pozdrawiam ;)
znów płaczę ale to już wiesz :P
OdpowiedzUsuńpożegnanie Laury z rodzicami było wzruszające, dobrze wiem co czuła kiedy zostawałam u babci na wakacjach lub feriach xD
nie spodziewałabym się po Ollim czegoś takiego. ja rozumiem, pocałował Laurę, no zdarza się. poniosło go, emocje i takie tam, no ale żeby gadać takie rzeczy?! to się w głowie nie mieści O.o nasz pan basista lekko przegina... nawet nie lekko bo bardzo... czekam z niecierpliwością na wyjaśnienie tej sprawy xD
och, Till :3 ty mój mężu/wężu kochany <3 jak on się opiekuje Laurą jest piękne xD przypomina mi strasznie mojego Tilla, ojca Nele... ^^. obie wersje, moja i Twoja, są zajebiste i kochane <3 nie sposób się nie zakochać w takiej wersji Tilla :) no może u mnie ma parę wad ale co tam xD
dobra, ja się już nie rozpisuję tak strasznie, bo muszę u siebie dokończyć rozdział, bo wiem, że czekam cierpliwie ale ja się denerwuję bo chcę już dodać i popchać akcję do przodu xD
także tego kończę już mój komentarz życząc Ci ogromu weny na następny odcinek :**********************************************