Przewróciłam się na plecy. Deszcz chłostał moją twarz z dużą siłą, przez co nie mogłam otworzyć oczu. Spróbowałam wstać, ale mokra trawa sprawiła, że poślizgnęłam się i wylądowałam z powrotem na ziemi. Odgarnęłam włosy z twarzy i zobaczyłam zarys postaci. Od razu rozpoznałam w niej Tilla. Nie zwracając uwagi na to, że jestem przemoczona, wziął mnie na ręce i mocno przytulił do swojej piersi. Zupełnie tak, jak pierwszego dnia. Tak samo jak wtedy, byłam wściekła, rozżalona i bałam się. Dlaczego ta krótka historia musiała zatoczyć koło? Czy to oznacza, że całe zło i niepowodzenia będą wracały do mnie jak umiejętnie rzucony bumerang?
Till postawił mnie w łazience, kazał jak najszybciej się rozebrać i wziąć gorący prysznic. Zanim zdążyłam zrobić cokolwiek, przyniósł mi moją najcieplejszą piżamę i grube skarpetki. Zrobiłam to, o co mnie prosił. Poczułam się fizycznie lepiej, podczas mój stan psychiczny ciągle był straszny.
- Chodź, chodź.
Zaprosił mnie gestem ręki. Kanapa, była podsunięta niemal pod sam kominek. Na niej, gruby koc, a stojący nieopodal stoliczek był zajęty kanapkami i parującą herbatą. Byłam tak wzruszona jego zachowaniem, że podbiegłam do niego i wtuliłam się mocno w jego silne ciało, ponownie zanosząc się płaczem. Till przycisnął mnie do siebie i otarł spuchnięte oczy.
- Siadaj, wygrzewaj się.
Skuliłam się obok oparcia, a Till bardzo szczelnie owinął mnie kocem. Przysunął bliżej stolik z kolacją, usiadł obok i głaskał mnie po wilgotnych włosach.
Kiedy talerz był pusty, dostałam coś na odporność i jakieś witaminy. Popiłam tabletki, wsłuchując się w trzaskające w kominku drewno.
- Nie wiem co mam powiedzieć. - wyznał Till zwieszając głowę. Wyswobodziłam rękę spod koca i pogładziłam go po twarzy.
- Dobrze wiesz, że nie musisz nic mówić. Robisz dla mnie tyle, że z każdym dniem coraz bardziej się boję, że to mi się tylko śni. Jesteś tak bezinteresowny i kochany. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. Jesteś tak naprawdę jedyną osobą tutaj, której mogę wierzyć całkowicie.
Schował moją rękę pod koc i pocałował w czoło. Nachyliłam głowę i wtuliłam policzek w jego skroń.
- Co do Paula to myślę, że twoja strategia powinna być podobna, jak w przypadku Richarda.
- To znaczy?
- Dajcie sobie czas. Nie dziw się, że tak zareagował, poczuł się upokorzony, ty pewnie zachowałabyś się podobnie.
- Nie wiem, Till, pewnie masz rację...
- Po jakimś czasie spróbujcie pogadać, wyjaśnić sobie wszystko jeszcze raz, na spokojnie.
- A co, jeśli za ten czas on zdąży już znaleźć sobie kogoś innego? - zapytałam i poczułam, jak oczy znów robią mi się mokre.
- Posłuchaj, skarbie. Jeśli to, co was łączy to na prawdę miłość, to mimo, że zrobiłaś źle, w końcu ci wybaczy. Jeżeli mimo wszystko nie uda wam się wrócić do siebie, to znaczy, że tak musiało być, po prostu.
Pokiwałam głową na boki z uniesionymi brwiami. On może mieć rację. Zanim jednak mu ją przyznałam, postanowiłam o coś zapytać.
- A ty wybaczyłbyś taki wybryk? Jeżeli oczywiście byłby jednorazowy. - dodałam szybko.
- Już kiedyś to zrobiłem. - odparł oglądając kosmyk moich włosów - Żałuję tego, bo zdrada powtórzyła się drugi i trzeci raz...
Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Jeżeli Paul mi wybaczy, może mieć pewność, że coś takiego nie stanie się ponownie. Ale jak mu o tym powiedzieć, kiedy on nie chce mnie widzieć?
- Zobaczysz, damy radę.
- Paul pewnie pójdzie do Olivera, pobiją się, i co? Kolejny konflikt w zespole? Po tym, jak udało mi się pogodzić go z Richardem.
- Paul go nie pobije, coś ty. - potrząsnął głową - Widzisz, nasz Landers jest typem człowieka, który raczej dusi wiele rzeczy w sobie... Zupełnie tak, jak ty.
Dokładnie, Till. Zupełnie tak, jak ja...
Tego samego wieczoru, godzina 20:00...
Zebrałam się w sobie i wstałam z wygodnej kanapy. Podreptałam do mojego pokoju, wzięłam z komody odtwarzacz i wróciłam na swoje miejsce. Muzyka System Of A Down popłynęła ze słuchawek, pozwalając mi na chwilowe odcięcie się od otoczenia. Nie cieszyłam się tym stanem długo, gdyż poczułam dźganie w ramię. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że obok mnie siedzi Doom.
- O, cześć. - odłożyłam MP3 na stolik - Co słychać?
- Till wygadał się o wszystkim. Strasznie mi przykro.
Machnęłam ręką. Zapytał, czy może mi jakoś pomóc. W mojej sytuacji, chyba nikt nie może pomóc. Nawet ja sama nie mogę. Pokręciłam głową.
- Dojdę do siebie. - zapewniłam.
- W to akurat nie wątpię, mimo to, chciałbym coś dla ciebie zrobić.
Zerknęłam w stronę kominka, jakbym właśnie tam, w ogniu chciała znaleźć odpowiedź na jego propozycję. Cisnęło mi się na usta zdanie "wystarczy, że jesteś" ale wpadłam na coś lepszego.
- Powiedz mi, czym się tak martwisz.
Zmieszał się. Byłam na to przygotowana, ale postanowiłam próbować. Może uda mi się coś z niego wyciągnąć? W najgorszym wypadku ponownie się wykręci.
Myślał i myślał, a ja zaczęłam usypiać.
- W tej chwili mogę ci powiedzieć tylko tyle, podjąłem decyzję. Definitywną i nieodwołalną.
Ocknęłam się i spojrzałam na niego nieco zaspanymi oczami.
- W sprawie czego? - zapytałam ziewając.
- W sprawie przyszłości.
- Oj, Christoph, przestań mówić do mnie jak do idiotki. Opowiedz mi w końcu o co chodzi i będzie po wszystkim. Może to ja pomogę tobie?
- Za niedługo wszystkim wam powiem, co postanowiłem. Na pewno nie pozostanie to bez echa.
- Zaczynam się bać...
- Spokojnie. - cmoknął mnie w czoło - Nikt nie zginie, to najważniejsze.
Wywróciłam oczami. Co z tego, że nikt nie zginie? A z resztą, skąd to wie? Nie da się przewidzieć reakcji reszty na to, co Schneider ma nam do powiedzenia. Ba, nawet swojej własnej reakcji nie potrafię przewidzieć. Tak na prawdę, to nie ważne, jaką decyzję podjął. Był spokojny i nawet uśmiechnął się kilka razy, a to było dla mnie najważniejsze.
- Wiesz, cieszę się, że znów się uśmiechasz. Brakowało mi twojej zadowolonej buźki.
- Cieszę się, że się cieszysz.
- A ja cieszę się, że się cieszysz, że ja się cieszę.
Parsknęliśmy śmiechem, na co zaglądnął do nas Till.
- Tak, jak zawsze kiedy dzieje się coś wesołego, mnie nie ma. - udał obrażonego.
- Bo my po prostu cieszymy się swoim szczęściem. - odparł wesoło. Lindemann podparł się pod boki, a następnie ułożył palce na kształt pistoletu i strzelił sobie w skroń. Jego zachowanie spowodowało, że ponownie zanieśliśmy się śmiechem.
- W takim razie kiedy zamierzasz nas oświecić, braciszku?
- Za niedługo, nie martw się.
Wzniosłam oczu do sufitu. Ile razy ja już słyszałam to "nie martw się"... Niestety zawsze okazywało się, że trzeba było, ponieważ zaczynały dziać się coraz dziwniejsze rzeczy.
Jak twierdzi Flake "nie możemy wszystkiego rozumieć"
Trzy dni później...
Zaczęłam poważnie martwić się o Richarda. Przestał się odzywać, nie odwiedza nas, ani nie rozmawia z nikim na mój temat. Alex, Doom i Flake mówią, że rozmawia z nimi albo na tematy czysto zespołowe, albo o pogodzie. Od Paula ani Olivera nie dowiem się niczego, bo nie mam z nimi kontaktu. Raz, pofatygowałam się do niego, ale nikt mi nie otworzył drzwi.
Zasmuciło mnie to.
Wracałam akurat od Alex, kiedy zauważyłam, że z naprzeciwka nadchodzi Oliver. Warknęłam pod nosem i zwiesiłam głowę. Zderzyłam się z kimś. Nie byłam zdziwiona, kiedy tym kimś okazał się Riedel.
- Uważaj, Laura, zrobisz sobie kiedyś krzywdę.
Fuknęłam złowieszczo i zadarłam głowę do góry.
- Nie musisz się o mnie obawiać, potrafię o siebie zadbać. A teraz wybacz, ale śpieszę się.
Chwycił mnie za rękę, co sprawiło, że krew zagotowała się we mnie.
- Oj, przestań. - mruknął, kiedy zaczęłam mu się wyrywać - Chciałem z tobą porozmawiać.
- Niby o czym?
- Chodź do mnie, wszystko opowiem ci na spokojnie.
Pomyślałam, że może w końcu do niego dotarło. Ruszyłam za nim, choć nie byłam pewna tego, co robię.`
Na miejscu, zachowywał się normalnie. Powoli, robiłam się coraz mniej podejrzliwa. Zrobił herbatę i usiedliśmy w znanym mi bardzo dobrze pokoju.
- Więc, o czym chciałeś porozmawiać?
- Poczekaj. Najpierw, muszę ci coś pokazać.
Uniosłam pytająco prawą brew. Uśmiechnął się lekko.
- Chodź.
Ruszył w kierunku schodów. Podreptałam za nim. Wskazał jedne z drzwi, następnie otworzył je przede mną. W środku stał nowy, lśniący bas i wzmacniacz opasany czerwoną wstęgą. Wybałuszyłam oczy na to, co zobaczyłam.
- Ale co to...
- Na przeprosiny.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Weszłam do środka i pogłaskałam instrument. Obróciłam się do Riedela.
- Dziękuję, Olli.
- Tak piękna kobieta, musi mieć równie idealny instrument. - włożył rękę do kieszeni i wyciągnął z niej klucze. Zwinnym ruchem zatrzasnął drzwi i przekręcił klucz w zamku. Podbiegłam i zaczęłam walić w drzwi.
- Będziesz dla mnie grała, wybacz mi to Laura. Nie potrafię żyć bez ciebie.
- Oliver, otwieraj! Oliver!
Nie odpowiadał. Zaczęłam nerwowo kręcić się po pokoju. Nie wiedziałam co robić. Próbowałam wyważyć drzwi, ale byłam do tego za słaba. Rozejrzałam się wokół. Pożałowałam, że nie wpięłam we włosy żadnej wsuwki. Gdybym ją miała, mogłabym otworzyć zamek, a tak?
Wpadło mi coś do głowy. Szybko przemyślałam pomysł i stwierdziłam, że to najlepsze, co mogę w tej chwili zrobić. Otworzyłam okno, stanęłam na parapecie i wzięłam głęboki wdech. Zeskoczyłam na dół. Poczułam silny ból w przedramieniu. Najszybciej jak tylko mogłam podniosłam się, otrzepałam i pobiegłam do domu.
Zasmuciło mnie to.
Wracałam akurat od Alex, kiedy zauważyłam, że z naprzeciwka nadchodzi Oliver. Warknęłam pod nosem i zwiesiłam głowę. Zderzyłam się z kimś. Nie byłam zdziwiona, kiedy tym kimś okazał się Riedel.
- Uważaj, Laura, zrobisz sobie kiedyś krzywdę.
Fuknęłam złowieszczo i zadarłam głowę do góry.
- Nie musisz się o mnie obawiać, potrafię o siebie zadbać. A teraz wybacz, ale śpieszę się.
Chwycił mnie za rękę, co sprawiło, że krew zagotowała się we mnie.
- Oj, przestań. - mruknął, kiedy zaczęłam mu się wyrywać - Chciałem z tobą porozmawiać.
- Niby o czym?
- Chodź do mnie, wszystko opowiem ci na spokojnie.
Pomyślałam, że może w końcu do niego dotarło. Ruszyłam za nim, choć nie byłam pewna tego, co robię.`
Na miejscu, zachowywał się normalnie. Powoli, robiłam się coraz mniej podejrzliwa. Zrobił herbatę i usiedliśmy w znanym mi bardzo dobrze pokoju.
- Więc, o czym chciałeś porozmawiać?
- Poczekaj. Najpierw, muszę ci coś pokazać.
Uniosłam pytająco prawą brew. Uśmiechnął się lekko.
- Chodź.
Ruszył w kierunku schodów. Podreptałam za nim. Wskazał jedne z drzwi, następnie otworzył je przede mną. W środku stał nowy, lśniący bas i wzmacniacz opasany czerwoną wstęgą. Wybałuszyłam oczy na to, co zobaczyłam.
- Ale co to...
- Na przeprosiny.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Weszłam do środka i pogłaskałam instrument. Obróciłam się do Riedela.
- Dziękuję, Olli.
- Tak piękna kobieta, musi mieć równie idealny instrument. - włożył rękę do kieszeni i wyciągnął z niej klucze. Zwinnym ruchem zatrzasnął drzwi i przekręcił klucz w zamku. Podbiegłam i zaczęłam walić w drzwi.
- Będziesz dla mnie grała, wybacz mi to Laura. Nie potrafię żyć bez ciebie.
- Oliver, otwieraj! Oliver!
Nie odpowiadał. Zaczęłam nerwowo kręcić się po pokoju. Nie wiedziałam co robić. Próbowałam wyważyć drzwi, ale byłam do tego za słaba. Rozejrzałam się wokół. Pożałowałam, że nie wpięłam we włosy żadnej wsuwki. Gdybym ją miała, mogłabym otworzyć zamek, a tak?
Wpadło mi coś do głowy. Szybko przemyślałam pomysł i stwierdziłam, że to najlepsze, co mogę w tej chwili zrobić. Otworzyłam okno, stanęłam na parapecie i wzięłam głęboki wdech. Zeskoczyłam na dół. Poczułam silny ból w przedramieniu. Najszybciej jak tylko mogłam podniosłam się, otrzepałam i pobiegłam do domu.
Chwilę później...
Mina Tilla, gdy mnie zobaczył, była bezcenna.
- Laura, cholera!
- Wszystko ci wytłumaczę po drodze, chyba złamałam rękę.
- Do samochodu, jedziemy do szpitala.
Poczekałam na Tilla, by wyjść razem z nim. Wsiedliśmy do samochodu i szybko ruszyliśmy przed siebie.
no to uważaj, Pani Landers, Frau Schneider bierze się za komentowanie xD *złowieszczy śmiech*
OdpowiedzUsuńLaura w tym deszczu przygotowywała się chyba na Woodstock xD dobra, do rzeczy...
Till jak zawsze kochany, bezinteresowny i opiekuńczy. kocham go takiego. innego nie mogę i nie chcę sobie wyobrażać. do niego pasuje tylko taka rola - troskliwego faceta xD
mam nadzieję, że w następnym odcinku Doom wyjawi wszystkim co mu leży na sercu a ja przy okazji nie postanowię z tego powodu zrobić sobie krzywdy... martwię się o niego i o Richarda i Paula... szkoda mi ich :( najbardziej Schneidera i Landersa bo oni najbardziej cierpią :(
Oliver, ta podła kreatura rodem z horroru klasy Z... -.-' on jest jakimś chorym, pojebanym psychopatą zakochanym po uszy w Laurze... mam ochotę jebnąć mu porządnie sztachetą, może wtedy zmądrzeje... -.- ale z drugiej strony jemu tylko pomoże oddział zamknięty szpitala psychiatrycznego...
mam nadzieję, że Laura nie ma złamanej ręki chociaż nigdy nie wiadomo... liczę na to, że jednak to nie będzie nic poważnego i nasza bohaterka szybko wróci do sił :)
hahahahahaha... ja gadająca z Ryśkiem o pogodzie? dobre sobie.. tak, i know :P wybacz, nie mogłam się powstrzymać xD
przepraszam, że mój komentarz jest krótki, ale chcę dziś napisać u siebie odcinek i jeszcze dziś go dodać xD
także tego, życzę Ci kochana mnóstwa weny i ogromu inspiracji :***
z niecierpliwością oczekuję nexta ^^.