- Richard, dlaczego się tak dziwnie zachowujesz?!
- Uwierz mi, wiem co robię.
Pogłaskał mnie po policzku, po czym odjechał, pozostawiając mnie skołowaną na podjeździe. Wróciłam do domu i wstawiłam wodę na herbatę. Obróciłam się z zamiarem zawołania Tilla, gdy zorientowałam się, że on stoi tuż za mną i przygląda mi się z rękami skrzyżowanymi na piersi.
- Herbaty? - zapytałam zadzierając głowę do góry.
- Jak ci się chce robić, to chętnie. I co, dogadaliście się?
- Można tak powiedzieć. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby i wrzuciłam do kubka woreczek z herbatą.
Po chwili ciszy, Till najpierw chrząknął, ale kiedy nie wymusił tym na mnie żadnej reakcji, zaczął dopytywać o Reesha. Musiałam się bardzo powstrzymywać, by na niego nie nakrzyczeć. Coraz częściej zaczynała mnie denerwować jego wścibskość...
- Till, przepraszam, za bezpośredniość, ale dlaczego zadajesz mi tyle niewygodnych pytań?
Zaprzestał mieszanie herbaty i spojrzał na mnie zdziwiony. Uniosłam brwi, czekając na wyjaśnienia.
- Pytam tylko o przyszłość twoich relacji z Richardem. - odparł szczerze zdziwiony.
- No właśnie. - ucięłam i ostrożnie upiłam niewielki łyk gorącego napoju.
- Nie możesz stale zaprzeczać sama sobie. Po tym co dziś zobaczyłem, całkowicie przestałem wierzyć w twoją nienawiść do niego. No bo gdyby było tak, jak starasz się wszystkim wmówić, nie leciałabyś za nim na złamanie karku, kiedy...
- Dobra, koniec! - wplotłam palce we włosy i nerwowo podrapałam skórę głowy - Dokończę pić u siebie, tu jest za ciężka atmosfera.
Wzięłam kubek, obrzuciłam go gniewnym spojrzeniem i poszłam do siebie. Trzasnęłam drzwiami i usiadłam na moim ulubionym miejscu, czyli parapecie. Nabrałam powietrza do płuc, po czym głośno wypuściłam je ustami. Zaczęłam myśleć o Ollim. Nie widziałam się z nim od dnia imprezy. Oplotłam palcami kubek, by rozgrzać dłonie.
Podejrzewam, że nie mówił poważnie o doniesieniu Paulowi o naszym incydencie. Z resztą, kto wie, co mu w głowie siedzi...
Rozmyślanie zajęło mi mniej czasu niż zwykle. Od jakiegoś czasu myślenie zaczyna męczyć mnie szybciej niż dotychczas. Kiedyś mogłam rozmyślać bardzo długo, teraz nie. Tak naprawdę od kiedy zaczęłam mieszkać z Tillem na okrągło o czymś myślę. Całe szczęście, że moja głowa jeszcze nie eksplodowała, ani nie zwiększyła swojego rozmiaru...
Nie przypuszczałam, że możliwość dowiedzenia się czegoś o wiarygodności szantażu Olivera nadarzy się tak szybko.
Usłyszałam, że drzwi otwierają się. Obróciłam głowę i zamarłam. Riedel opierał się o ramę ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i uśmiechał się cwaniacko. Widząc moją minę, od razu zaczął tłumaczyć powód swojej wizyty.
- Co ty pieprzysz? - zapytałam z niedowierzaniem - Przyszedłeś tu, by dalej mnie szantażować? Oliver, tobie potrzebna jest jakaś terapia, jesteś chory!
Nie mam pojęcia, czy zdawał sobie sprawę z tego, że jego kpiący wyraz twarzy działał na mnie jak czerwona płachta na byka. Miałam ochotę uderzyć go prosto w nos, ale jakaś wewnętrzna siła powstrzymywała mnie od tego.
- Oliver, wyjdź przed dom, rąbnij głową w mur, ale porządnie! - uniosłam do góry wskazujący palec celem podkreślenia ostatniego słowa - Jak przestawisz się z powrotem na mojego słodkiego, kochanego brata, wróć.
- Problem polega na tym, że przez to co się stało, nie ma takiej możliwości, by nasze relacje były takie, jak wcześniej.
- Słyszę to już któryś raz. - machnęłam ręką - Chcieć to móc, wiesz?
- A jeżeli ja nie chcę?
- Jeżeli nie chcesz, to po prostu stąd wyjdź. Nie mamy najwyraźniej o czym rozmawiać.
Wskazałam mu palcem drzwi i obróciłam głowę. Kiedy usłyszałam kliknięcie klamki upewniłam się, że wyszedł i pozwoliłam sobie na wypowiedzenie kilku wulgarnych słów.
Następnego dnia...
Od samego rana, zabrałam się za porządki. Musiałam zrobić wszystko, by nie myśleć o rozmowie z Paulem, która mnie czeka. Nie wyobrażam sobie tego i nie wiem jak mu to powiedzieć. Paul mnie rzuci, to więcej niż pewne.
W pewnym momencie, odkurzacz, którym właśnie doprowadzałam dywan do porządku ucichł. Zaklęłam i obróciłam się. Zauważyłam, że Till stoi za mną i macha wtyczką.
- Włącz odkurzacz, przecież sprzątam.
- Nie mścij się tak na tym dywanie, co on ci złego zrobił? Jak tak dalej będziesz trzeć po nim, to zrobisz dziurę.
Zastanowiłam się chwilę. Czy ja faktycznie aż tak agresywnie odkurzam?
- Jeżeli jesteś zdenerwowana, powiedz, po prostu melisy ci zaparzę, czy coś...
Puściłam rurę, która uderzyła z hukiem o podłogę. Doszłam do wniosku, że jeżeli ktoś ma mi pomóc, to chyba tylko Till.
- Staram się nie myśleć o rozmowie z Paulem. Zastanawiam się, jak mu to powiedzieć... Masz jakiś pomysł?
- Najlepiej będzie, jak powiesz mu to prosto z mostu. Trzaśnij nagą prawdę i tyle, owijanie w bawełnę nic nie pomoże w tej sytuacji, a odwlekanie tym bardziej.
- Wydaje mi się, że jak trzasnę nagą prawdą, to on później też trzaśnie... Mnie w twarz.
- Chciałaś znać moje zdanie, wyraziłem je. Zrobisz jak będziesz chciała.
Odprowadziłam go wzrokiem do jadalni.
- Dobrze wiem, że masz rację! - krzyknęłam za nim - Po prostu się boję. Popełniłam błąd, zdaję sobie z tego sprawę. Nie mogę go naprawić, nie mogę cofnąć czasu i brzydzę się sobą. Ale co z tego? Teraz wszystko stracone, nie mam już szans.
Till wychylił się zza rogu i zamarł.
- No co tak patrzysz? Koniec! - machnęłam rękami, jakbym chciała rozciąć powietrze. Till lekko wskazał brodą obszar znajdujący się za mną. Obróciłam się i zamarłam z miną zapewne podobną do miny Lindemanna. Kawałek dalej stał Paul i przypatrywał się na zmianę mi i Tillowi. Poczułam, jak w gardle rośnie mi kluska.
- Bawisz się w Richarda? - zapytałam poirytowana - Się puka!
- Przepraszam, nie wiedziałem, że przeszkadzam... - odparł zmieszany - Niemniej jednak chciałbym wiedzieć, o czym rozmawialiście.- A co, jeśli powiem ci, że to nie twoja sprawa?
- Wydaje mi się, że moja. Mam takie przeczucie, a ono na prawdę rzadko mnie myli. - wziął mnie za rękę - Chodź, porozmawiamy na spokojnie.
Zerknęłam na Tilla. Pokiwał głową. Wywróciłam oczami i wyszłam z Paulem przed dom. No trudno, kiedyś musiało to nastąpić.
Jak na początek listopada, dzień był dość ciepły. Koszulka z krótkim rękawem i gruba bluza w zupełności wystarczały.
- A teraz powiedz mi co się stało.
Boże, dlaczego...
- Było mi bardzo ciężko, kiedy dostałam te zdjęcia. Tym bardziej, że ta kobieta... Nikki, jest piękna.
- No ja wiem, Lauri wiem. - objął mnie ramieniem i uśmiechnął się tak, jak chyba tylko on potrafi - Ale już po wszystkim, wyjaśniło się. Teraz możemy już wrócić do normalności.
- Nie do końca... - przyjrzałam się, jak jego twarz zmienia co chwilę wyraz.
- Dlaczego?
- Widzisz... - podrapałam się po skroni - Będzie ciężko dogadać się z Richardem.
Westchnął i wzniósł oczy ku niebu które było notabene szare i brzydkie. Zerknęłam na niego ukradkiem i przypomniałam sobie jak Till mówił, by nie owijać w bawełnę.
- Tak, zachował się jak cham, ale mimo tego, jesteśmy ciągle w jednym zespole. Jestem na niego wściekły, ale przecież nie będę unikać go w nieskończoność... Wiesz, po tym jak pogodziłaś nas w dniu, w którym cię poznaliśmy coś zrozumiałem. - uśmiechnął się ukazując białe, równe zęby - Mimo wszystko, jest moim przyjacielem. Myślę, że z czasem uda mi się wybaczyć mu całkowicie. To świeża sprawa, muszę od niej odpocząć.
Pokiwałam głową.
- Proszę, mów dalej. - napotkał moje niepewne spojrzenie - Nie wierzę, że chodzi tylko o Richarda musi być coś więcej.
Nie owijaj w bawełnę, wal prawdę i się nie bój...
- Bo wiesz, chodzi o to... Wiesz już, że nie jestem obojętna Oliverowi. Wtedy, kiedy myślałam, że mnie zdradzasz, byłam załamana. - westchnęłam i odsunęłam się od niego na kilka kroków. Paul patrzył na mnie i spokojnie czekał, aż wszystko mu powiem. Ale ja nie potrafiłam. No i wymiękłam.
- Nie, Paul, daj mi spokój.
Ruszyłam w stronę domu, ale on nie zamierzał dać mi odejść. Chwycił mnie mocno za rękę i przycisnął do muru.
- Laura, mów.
- Nie mogę.
Po policzkach zaczęły spływać mi łzy.
- Powiedziałaś A, teraz musisz powiedzieć B.
- Nie! - pokręciłam głową. Włosy przykleiły się do mokrych od łez policzków. Paul niecierpliwił się coraz bardziej. Ocierał nerwowo moją twarz,a a jego spojrzenie było mieszanką strachu i niepewności.
- Laura! - zagrzmiał i mocno mną potrząsnął. Chwycił mnie w pasie zdecydowany ruchem - Mów, do cholery, cokolwiek to nie jest, mów!
Nagle, nastąpiło oberwanie chmury. Ledwo widziałam Paula, deszcz tworzył coś w rodzaju muru. A w środku staliśmy my. Przemoczeni do suchej nitki, bliscy rozstania. Paul niecierpliwił się coraz bardziej. W końcu, postawiłam wszystko na jedną kartę. Poszłam za radą Tilla choć wiedziałam, że źle na tym wyjdę.
- Byłam tak załamana, że szukałam pocieszenia u innego mężczyzny! - ujęłam jego twarz w swoje dłonie - Przespałam się z Oliverem! To chciałeś usłyszeć?! Że cię zdradziłam, że jestem szmatą?!
Jego sodka buzia przybrała kamienny, smutny wyraz. Zdjął z siebie moje ręce i odsunął się. Osunęłam się po murze i usiadłam na mokrej trawie. Ukryłam twarz w dłoniach, nie mogłam patrzeć mu w oczy.
- Nie spodziewałbym się, że ty... Że możesz tak po prostu... Laura, dlaczego ze mną nie porozmawiałaś?!
- Byłam na ciebie wściekła! - zerwałam się na równe nogi - Chciałam sama dojść do tego, czy zdjęcia są prawdziwe!
- Gdybyś od razu ze mną porozmawiała, byłoby dobrze, ale teraz? Miałaś rację, to koniec. Nie chcę cię znać, nie chcę cię oglądać. Zniknij z mojego życia i szukaj innego frajera. Nie chcę mieć już nic wspólnego z tobą.
Nawet mój histeryczny płacz nie zrobił na nim wrażenia. Bolało mnie serce.
- Paul, błagam!
- Trzeba było nie bawić się w pieprzonego Scherlocka Holmesa, do cholery, tylko porozmawiać ze mną! Nie mamy o czym rozmawiać, Laura. Żegnam cię, nie pokazuj mi się więcej na oczy.
Ruszył przed siebie szybkim krokiem. Nie minęło nawet 5 sekund, jak zniknął gdzieś za ścianą deszczu. Pobiegłam przed siebie, by go znaleźć, ale moje ręce ciągle napotykały pustkę. Deszcz był tak głośny, że nikt nie mógł usłyszeć mojego płaczu. Położyłam się na trawie. Leżąc zwinięta w kłębek marzyłam tylko o jednym. O cofnięciu czasu.
Straciłam go.
rany boskie... O.o pierwszy raz nie wiem co mam napisać... czytając ostatnią scenę miałam w oczach łzy i walczyłam sama ze sobą by się nie rozpłakać... przegrałam...
OdpowiedzUsuńmartwię się o Reesha, teraz o Laurę i jeszcze do tego wszystkiego doszedł Paul... mam nadzieję, że nie zrobi nic głupiego... ani Paul ani Laura ani Reesh...
i na dodatek jeszcze Olli, który jest psychopatycznie zakochany w Laurze...
masakra... sielanka się skończyła, zastąpiła ją szara rzeczywistość...
współczuję Laurze, nie ma łatwego życia teraz... żal mi się robi także Paula i Reesha :( tak wszystko szło pięknie i idealnie a teraz co? wszystko ma ot tak zniknąć? ma znów być szaro i ponuro...?
wiem, że komentarz krótki, ale jest już późna pora a ja jestem zmęczona i nie za bardzo myślę już logicznie. za wszelakie błędy z góry przepraszam. życzę mnóstwa weny i inspiracji na nexta :***
a moglabys dawac po 5 odcinkow dziennie?:D wciagajace to jest :D
OdpowiedzUsuń